W trakcie I wojny światowej w szeregach zaborczych armii walczyły miliony polskich żołnierzy. Nierzadko dochodziło do krwawych, bratobójczych bojów. W realiach wielkiej wojny nie była to jednak sytuacja wyjątkowa. Można wręcz powiedzieć, że na froncie wschodnim zjawisko stanowiło smutną regułę.
Latem 1914 roku wojnę przeciwko armii, w której służyli także rodacy, rozpoczęły wraz z Polakami inne narody Europy Środkowo-Wschodniej. Oczywiście, tak jak i wszędzie indziej na świecie, we wszystkich możliwych mundurach walczyli Żydzi, ale nie tylko.
Reklama
Z czasem, wraz z przystępowaniem do wojny kolejnych państw, okazji do walk bratobójczych przybywało. Trudno się zresztą temu dziwić. Armie odpowiadały z grubsza strukturze etnicznej ludności. W przypadku imperiów były wielonarodowe, co sztaby generalne przyjmowały do wiadomości w bardzo różnym stopniu. Przyjrzyjmy się sytuacji Polaków i innych narodów pod bronią.
Struktura carskiej armii
W czasach pokoju armia rosyjska kontrolowała skład etniczny jednostek wojskowych, pilnując, by Rosjanie przeważali liczebnie nad innymi narodowościami w każdym pułku. Polaków, którzy w XIX wieku dość często wybierali karierę wojskową, traktowano po powstaniu styczniowym jako szczególne zagrożenie dla spoistości państwa i jego sił zbrojnych.
Po 1864 roku wprowadzono w Rosji wiele regulacji mających zabezpieczyć imperium przed przyszłymi „polskimi spiskami”. Najważniejsze dotyczyły szkolnictwa wojskowego, z którego wykluczono katolików. Polacy chcący w dalszym ciągu służyć w mundurze carskiej armii byli zmuszeni do zmiany wyznania.
Nie zabrakło takich, którzy się na to zdecydowali. W czasie Wielkiej Wojny rzeczywistość szybko rozprawiła się z tymi zasadami. Armia rosyjska ponosiła olbrzymie straty, a spora liczba dezerterów, z których część powracała do jednostek, powiększała chaos i stawiała pod znakiem zapytania dotychczas nienaruszalne reguły.
Na wyższe stanowiska oficerskie awansowali rezerwiści, uprzednio zamknięte ścieżki awansu otworzyły się szeroko dla zdolnych i – przede wszystkim – żywych. Nie był to jednak koniec zmian. Przeprowadzona po rewolucji lutowej reorganizacja rosyjskiej armii polegała między innymi na relokacji żołnierzy w ramach nowych „narodowych” jednostek.
Ilu Polaków służyło w armiach zaborczych?
Dotychczasowe parytety narodowościowe odeszły w przeszłość. Przy tej okazji można było pokusić się o oszacowanie liczby Polaków w rosyjskich szeregach. W połowie 1917 roku, a więc po prawie trzech latach walki, w tym dwóch ostatnich już bez poboru na ziemiach polskich zajętych przez państwa centralne, wciąż jeszcze służyło w Rosji grubo ponad stu generałów katolików (czyli przeważnie Polaków), około 20 tysięcy oficerów i z grubsza pół miliona żołnierzy. Ogółem przez szeregi rosyjskie przeszło w czasie wojny ponad milion Polaków.
Reklama
Po przeciwnej stronie frontu liczba Polaków w mundurach była jeszcze wyższa: około 850 tysięcy w armii pruskiej i prawie 1,5 miliona w mundurach armii habsburskiej. Inaczej niż w Rosji – oba państwa centralne rekrutowały wojsko na zasadzie terytorialnej. To w teorii oznaczało, że służyły w nich niektóre formacje o częściowo lub prawie całkowicie polskim charakterze. W praktyce nie zawsze tak było.
W Niemczech aż do 1914 roku żołnierze narodowości polskiej i wyznania katolickiego byli rozsyłani po garnizonach w całym kraju, tak aby w żadnej jednostce nie było ich więcej niż 5 procent. Armia miała służyć jako narzędzie asymilacji. Podobnie jak w Rosji kres tej praktyce położył właśnie wybuch wojny.
Komunikacja się w austro-więgierskiej armii?
Z kolei w Austro-Węgrzech armia wyciągnęła wnioski z wieloetnicznego charakteru większości jednostek i nie starała się go na siłę zmienić. Zamiast obrażać się na rzeczywistość, wprowadziła system komunikacyjny oparty na trzech filarach. Pierwszy stanowiła Kommandosprache, czyli zestaw kilkudziesięciu komend wojskowych w języku niemieckim, w węgierskich jednostkach obrony terytorialnej – węgierskim, a w autonomicznej Chorwacji – chorwackim.
W zasadzie ten zasób leksykalny musiał opanować każdy żołnierz. Drugi filar to Dienstsprache, czyli język, w którym jednostki komunikowały się między sobą. Z reguły odpowiadał Kommandosprache, z półoficjalnymi wyjątkami obejmującymi na przykład galicyjską landwerę, która używała języka polskiego.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Najciekawszy był trzeci filar systemu, czyli Regimentsprache, codzienny język pułku. Za zasadę przyjęto, że status taki przysługuje każdemu językowi używanemu przez co najmniej 20 procent rekrutów. To oznaczało, że pułki monolingualne stanowiły w armii zdecydowaną mniejszość.
Największa grupa operowała dwiema Regimentsprache, niektóre trzema, a w wyjątkowych przypadkach nawet czterema. Taka regulacja spraw językowych świadczyła o odrębności Austro-Węgier. Zamiast używać armii jako narzędzia polityki narodowościowej, państwo starało się jedynie zminimalizować potencjalne problemy, które mogłaby wywołać wielojęzyczność rekrutów.
Reklama
Nieszczególnie oryginalna statystyka
Większość habsburskich narodowości zamieszkiwała nie tylko w granicach monarchii habsburskiej, ale także poza nimi. Prawie każda wojna z państwem sąsiednim oznaczała, że niemała część żołnierzy będzie zmuszona walczyć przeciw rodakom. Było tak w czasie wojen napoleońskich i w 1866 roku, kiedy monarchia przegrała wojnę z Prusami – dla części jej niemieckich poddanych bez wątpienia bratobójczą.
Polacy, czy też – zgodnie z używanymi w Austrii kategoriami spisowymi – ludzie posługujący się językiem polskim jako ojczystym, stanowili około 8 procent austro-węgierskich żołnierzy. Jak wyglądają te polskie liczby i procenty na tle innych narodowości? Nieszczególnie oryginalnie. Obliczenia dotyczące Polaków w armii rosyjskiej bardzo ułatwia wyznanie, odmienne od dominującego w imperium i charakterystyczne właśnie dla tej narodowości.
Trudniej ocenić liczebność Ukraińców. Wiadomo jednak, że w tym samym czasie, z którego pochodzą przytoczone wyżej wyliczenia, czyli w połowie 1917 roku, było ich w wojsku procentowo więcej niż Polaków, również dlatego, że ziemie ukraińskie dłużej pozostawały pod rosyjską kontrolą i dłużej ściągano z nich rekrutów.
Szacunki mówią o liczbach sześć, siedem razy wyższych niż w przypadku Polaków, w sumie o ponad 3 milionach żołnierzy. Przeciwko nim walczyło około 300 tysięcy Ukraińców w mundurach armii austro-węgierskiej. Nie trzeba szukać daleko, żeby znaleźć sąsiadów, którzy tragizm bratobójczej walki odczuwali bardziej niż Polacy. Przy tym Ukraińcy wcale nie wyczerpują tej listy. (…)
Reklama
Bałkański tygiel
W austro-węgierskiej inwazji na Serbię największy udział miały jednostki rekrutowane na południu monarchii habsburskiej. Serbowie i Chorwaci (w statystyce językowej nierozróżnialni, posługujący się bowiem językami uznawanymi wówczas za jeden wspólny język serbsko-chorwacki) stanowili około 9 procent sił zbrojnych.
W wyjątkowo krwawych walkach Serbowie bili się więc z Serbami. Serbowie w austro-węgierskich mundurach mieli również swój udział – bo nie jest możliwe, aby go nie mieli – w zbrodniach popełnionych na serbskiej ludności cywilnej, których w pierwszych miesiącach walk nie brakowało.
Musieli uczestniczyć w rozstrzeliwaniu „bandytów”, w pacyfikowaniu wsi i innych aktach przemocy wobec ludzi tego samego języka i wyznania. W dodatku – inaczej niż Polacy czy Ukraińcy – bili się przeciwko „własnemu” państwu narodowemu.
Podobny los spotkał w 1916 roku mieszkających w granicach węgierskich Rumunów stanowiących około 7 procent składu austro-węgierskich sił zbrojnych. Przeciwko sobie mieli armię niepodległego królestwa Rumunii, drogie swoim sercom symbole widzieli nad okopami wroga. (…)
Smutna reguła
Jeśli przyjrzeć się składowi armii walczących na froncie wschodnim, stanie się oczywiste, że bratobójcza walka Polaków nie stanowiła wyjątku. Dużo bliżej było jej do (smutnej) reguły. Inna sprawa, jak wielu żołnierzy w ogóle miało jasno sprecyzowaną tożsamość narodową. W społeczeństwach chłopskich, a z takich rekrutowały się wielkie imperialne armie, była to często pieśń przyszłości.
Z drugiej strony problem istniał naprawdę i nie da się go zbyć stwierdzeniem, że nasze spojrzenie na przeszłość zakłóca nadmierne przywiązanie do kategorii narodowych, które wówczas nie odgrywały tak istotnej roli. Obawy wyższych szarż imperialnych armii, że ta czy inna grupa etniczna okaże się nielojalna, świadczą o czymś wręcz przeciwnym.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Macieja Górnego pt. Polska bez cudów. Historia dla dorosłych (Wydawnictwo Agora 2021).
Polska droga do niepodległości bez fikcji, cudów i mitów
Tytuł, lead, i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.