Mieszkańcy Gnadenhütten przyjęli europejskie obyczaje, przeszli na chrześcijaństwo i stanowczo odmawiali udziału w wojnie brytyjsko-amerykańskiej. Chcieli tylko w spokoju się modlić i uprawiać ziemię. Ale przecież nie byli w stanie zmienić swojego koloru skóry. Dla białych liczyło się tylko to, że nie byli jednymi z nich.
Gnadenhütten była jedną z trzech pokojowych wiosek Indian z mieszanych plemion Delawarów, Mingów i Mohikanów, położonych w górnym biegu rzek Muskingum i Tuscarawas we wschodnim Ohio (pozostałe dwie nosiły nazwy Schönbrunn i Lichtenau).
Reklama
Mieszkańcy tych wiosek, rozmodlonych miasteczek (praying towns), jak je potocznie nazywano, od dawna pozostawali pod wpływem chrześcijańskich misjonarzy z ewangelickiej wspólnoty Braci Morawskich, na której czele stał pochodzący z Czech misjonarz David Zeisberger.
Po przyjęciu chrześcijaństwa Indianie zrezygnowali z dawnych wierzeń i języka, porzucili też praktykowany wśród wielu plemion zwyczaj wielożeństwa. Mężczyźni nauczyli się europejskiego sposobu gospodarowania na roli i zwyczajem białych grodzili swoje pola, a kobiety pilnowały dzieci i zajmowały się domem, tak jak u ich białych sąsiadów. (…)
Rozmodlone miasteczko
W przeciwieństwie do większości Delawarów, którzy pod wodzą Kapitana Fajki i Buckongaheli stanęli po stronie Brytyjczyków w wojnie z Amerykanami [o niepodległość Stanów Zjednoczonych -przyp. red.], nawrócona na chrześcijaństwo część plemienia zachowała pokój i pozostała neutralna, oferując pomoc każdemu, kto jej potrzebował bez względu na sympatie.
Zdarzało się więc, że schronienie znajdowali tu ranni uczestnicy walk, zarówno amerykańscy koloniści, jak i żołnierze brytyjscy oraz wojownicy wrogich plemion powracający z łupami z wypraw wojennych do Pensylwanii.
Reklama
Na nieszczęście dla morawian takie postępowanie naraziło ich na podejrzenia obu wojujących stron o sprzyjanie ich nieprzyjaciołom. Indianie morawscy nie zmienili postawy nawet po tym, jak w kwietniu 1781 roku pułkownik Brodhead zniszczył Goschachgunk, główną wieś wojujących Delawarów Kapitana Fajki, oraz sąsiadującą z nią wioskę morawian w Lichtenau nad Tuscarawas.
Przegnani z domów
We wrześniu sprzymierzeni z Brytyjczykami Wyandoci pod wodzą Dunquata i Delawarowie Buckongaheli zmusili morawian do opuszczenia swoich wiosek i osiedlenia się w nowym miejscu nad Sandusky, z dala od teatru wojny. Misjonarzy odstawiono do Detroit, gdzie Brytyjczycy poddali ich śledztwu, podejrzewając, że mogą być oni amerykańskimi szpiegami.
Zachęcając morawian do opuszczenia dotychczasowych siedzib, Buckongahela powiedział:
Nie widzieliście śladów Długich Noży [Amerykanów] tuż pod waszymi wioskami? Nie powinno to być wystarczającym ostrzeżeniem? Pomyślcie o swym ocaleniu! […] Bracia i przyjaciele! Wysłuchajcie, co mam do powiedzenia. Przybyłem, aby zabrać was w bezpieczne miejsce.
Nie troszczcie się, bracia, o ziemię, którą uprawiacie. Zaprowadzę was do równie pięknego kraju, gdzie ze swych pól zbierzecie obfite plony, gdzie wasze bydło znajdzie wspaniałe pastwiska, gdzie jest mnóstwo zwierzyny, gdzie wasze kobiety i dzieci razem z wami będą cieszyć się pokojem i bezpieczeństwem, gdzie nigdy nie znajdą was Długie Noże! (…)
Reklama
Wrócili z głodu
11 września morawianie opuścili swoje wioski i po sześciu tygodniach wędrówki, 1 października, dotarli do wsi Wyandotów nad górną Sandusky. Nowe miejsce nie mogło jednak zapewnić wygnanym Indianom morawskim dostatecznej ilości pożywienia.
Pod nieobecność misjonarzy, których nadal przetrzymywano w Detroit, w lutym 1782 roku wielu z nich wróciło do swoich starych wiosek w Schönbrunn i Gnadenhütten, aby podjąć wiosenne prace w polu i zebrać zapasy żywności, które musieli zostawić przed odejściem.
„Demokratyczna” decyzja
W ich trakcie, na początku marca, mieszkańcy Gnadenhütten zostali zaskoczeni przez lotny oddział stu pensylwańskich milicjantów podpułkownika Davida Williamsona.
Otoczyli oni wieś i po przeszukaniu znaleźli zakrwawione ubranie białej kobiety oraz konie noszące wypalone piętna, prawdopodobnie rzeczy pozostawione przez indiańskich maruderów w zamian za żywność i schronienie. To wystarczyło, aby w odwecie za napady wrogich Indian na osadników skazać wszystkich mieszkańców Gnadenhütten na śmierć.
Jak to było w zwyczaju milicji, o wyroku zdecydowało głosowanie. Chociaż Williamson nie wierzył w winę morawian, przeważyło zdanie jego żądnych krwi ludzi.
Tylko 18 z nich głosowało za uniewinnieniem Indian, pozostałych 82 żądało ich śmierci bez względu na wiek i płeć. 8 marca nieszczęsnych morawian powiązano parami, a następnie zmasakrowano, zabijając wszystkich ciosami miedzianych młotków w głowę.
Reklama
Ciała zabitych złożono w budynku misji i po ogołoceniu wsi spalono. W sumie zabito 96 osób, w tym 28 mężczyzn, 29 kobiet i 39 dzieci. Po egzekucji wszystkie ofiary oskalpowano.
Tylko dwóch małych chłopców przeżyło masakrę i po dotarciu do misji w Schöenbrunn opowiedziało innym morawianom, co się stało w ich wiosce.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Jarosława Wojtczaka pt. Fallen Timbers 1794. To najnowsza pozycja w kultowej serii „Historyczne Bitwy” (Bellona 2021).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.