W połowie XIX wieku Londyn miał 360 podziemnych kanałów, do których podłączono ćwierć miliona domostw. Wszystkie ścieki były odprowadzane prosto do rzeki. Nie próbowano ich oczyszczać ani nawet kierować poza obszar miasta, tak aby wpadały do Tamizy bliżej jej ujścia. System wydawał się wystarczający. Przynajmniej do roku 1858.
Pierwsze podziemne kanały ściekowe pojawiły się w angielskiego stolicy już w XIII stuleciu, za panowania Henryka III. Od XVI wieku odsadzano urząd komisarzy ściekowych, odpowiedzialnych za system odprowadzania nieczystości Londynu. W wieku XVII podjęto budowę kanałów z cegły. Postęp i nadzór nigdy jednak nie nadążały za potrzebami puchnącej metropolii.
Reklama
Kanały przegniłe jak piernik
Oficjalna kontrola miejskiej kanalizacji przeprowadzona w roku 1848 przyniosła zatrważające rezultaty. Oceniono, że kanały są zniszczałe, przestarzałe i niebezpieczne.
Przykładowo linia przebiegająca pod ekskluzywną dzielnicą Mayfair znajdowała się w tak złym stanie, że cegły dało się zeskrobywać łyżką. Były, jak komentuje Peter Ackroyd na kartach książki London Under, „przegniłe niczym piernik”.
Raz po raz dochodziło do wypadków śmiertelnych z udziałem robotników sanitarnych, do eksplozji i zawaleń. Mimo to władze odmawiały koniecznych inwestycji. Kanalizacja nie była tematem nośnym politycznie. Do czasu.
Wielki smród
Lato 1858 roku okazało się ekstremalnie upalne, przynajmniej jak na warunki brytyjskiej stolicy. W czerwcu temperatura w cieniu sięgała 35 stopni Celsjusza. W słońcu – 48 stopni.
Reklama
„Przez dwa miesiące prawie nie padało i Tamiza przepływająca przez Londyn wyschła niemal do dna” – pisze Tymoteusz Pawłowski w książce Niezwykłe dzieje wielkich wynalazków. – „Niemal, ponieważ okazało się, że dno Tamizy pokryte jest warstwą grubych na dwa metry brudów”.
Średniowieczny system kanalizacyjny co dzień dokładał nową porcję ścieków, wszystko to zaczęło fermentować, a unoszący się smród był przerażający.
Władze nakazały wrzucać do rzeki wapno i fenol. Według prasy tylko tego pierwszego sypano do Tamizy jakieś 250 ton tygodniowo. Nie przyniosło to skutków. Latem 1858 roku w Londynie nie dało się oddychać.
Polityczna zachęta
Wszędobylski, nieznośny fetor sprawił, że nie można było dłużej ignorować stanu zanieczyszczenia Tamizy.
Reklama
Lekarze od lat ostrzegali, że dziurawe, przesiąkliwe i wyprowadzone prosto do rzeki kanały tworzą zagrożenie epidemiologiczne. Brytyjska stolica zmagała się już z trzema wielkimi epidemiami cholery. W latach 1848-1849 choroba zabiła ponad 14 000 londyńczyków. W latach 1853-1854 – niemal 11 000 tysięcy. Ale dopiero to, co nastąpiło latem 1858 otrzeźwiło polityków.
Miesiące, gdy w Londynie nie dało się nabrać swobodnie powietrza do płuc okrzyknięto mianem Wielkiego Smrodu. Zaburzone zostało nawet funkcjonowanie brytyjskiego parlamentu.
„Jego siedziba położona jest nad rzeką, więc parlamentarzyści wreszcie znaleźli środki na budowę nowego systemu kanalizacyjnego dla Londynu” – pisze Tymoteusz Pawłowski na kartach Niezwykłych dziejów wielkich wynalazków. – „Obrady nad tym projektem zajęły im tylko 18 dni. Ponoć była to najszybciej procedowana ustawa w dziejach”.
W efekcie powstał system nowoczesnych ścieków o imponującej długości niemal 1800 kilometrów. Dopiero dzięki niemu Londyn zwalczył nawroty cholery i widmo ponownego Wielkiego Smrodu.
Bibliografia
- Ackroyd Peter, London Under. The Secret History Beneath the Streets, Random House 2011
- Dobraszczyk Paul, London’s Sewers, Shire Books 2014.
- Flanders Judith, The Victorian City: Everyday Life in Dickens’ London, Atlantic Books 2012.
- Pawłowski Tymoteusz, Niezwykłe dzieje wielkich wynalazków. Jak technika zmieniła świat, Wydawnictwo Fronda 2021.