Zbrodnia w Łomazach. Odrażająca masakra, w której zginęło 1700 Żydów

Strona główna » II wojna światowa » Zbrodnia w Łomazach. Odrażająca masakra, w której zginęło 1700 Żydów

Po pierwszej masowej zbrodni, w której uczestniczył 101. Rezerwowy Batalion Policji, wielu jego członków było na skraju załamania. Okazało się jednak, że zwykłych funkcjonariuszy przerażająco szybko można przemienić w bezlitosnych katów. W Łomazach, gdzie trafili w sierpniu 1942 roku, o wyrzutach sumienia nie było już mowy. Co się zmieniło?

Początek operacji „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” w powiecie bialskim [w dystrykcie lubelskim] wyznaczono na 10 czerwca 1942 roku. Tego dnia wywieziono 3000 Żydów z Białej Podlaskiej do Sobiboru. W miasteczku Łomazy, leżącym w połowie drogi między Białą Podlaską a Wisznicami, zgromadzono setki Żydów z mniejszych miejscowości, następnie zaś akcję chwilowo wstrzymano w oczekiwaniu na przybycie 2. kompanii porucznika Gnadego.

Miała to być pierwsza operacja przeciwko Żydom, do której oddelegowano połączone siły 101. Rezerwowego Batalionu Policji oraz hiwisów [tzw. Hilfswillige, wykonujących zadania pomocnicze]. Zadanie 2. kompanii sprowadzało się do wyłapania i zgromadzenia Żydów. Hiwisi otrzymali polecenie przygotowania drużyn egzekucyjnych (…).

Zadanie do wykonania

16 sierpnia, czyli zaledwie na dzień przed akcją, Heinrich Bekemeier [stojący na czele grupy 15-18 mężczyzn, stanowiących jedną z drużyn 3. plutonu 2. kompanii] otrzymał wiadomość telefoniczną od porucznika Gnadego, że następnego ranka zostanie przeprowadzona operacja „przesiedlenia” Żydów. Jego ludzie mieli być gotowi o godzinie 4.00 rano. Bekemeier nie miał wątpliwości, co to oznacza.

W akcji oprócz policjantów brali udział hiwisi, czyli Hilfswillige z obozu pracy w Trawnikach. Na zdjęciu ludzie z Trawnik w 1943 roku, podczas likwidacji getta warszawskiego (fot. domena publiczna).

Tego samego dnia Gnade wezwał do Białej Podlaskiej poruczników Druckera i Scheera. W spotkaniu prawdopodobnie uczestniczył oficer SD. Wezwanych poinformowano o planowanej na następny dzień operacji, która miała zostać przeprowadzona wspólnie z SS. Rozstrzelani mieli zostać wszyscy miejscowi Żydzi.

2. pluton z pobliskich Wisznic otrzymał ciężarówki do przewiezienia ludzi do odległego o pół godziny celu. 1. pluton nie dysponował ciężarówkami, toteż zdecydowano się wykorzystać zaprzężone w konie polskie wozy. Policjanci jechali całą noc, aby dotrzeć do Łomaz o świcie.

Na miejscu Gnade zwołał zebranie, na którym przekazał podoficerom instrukcje dotyczące przeczesywania dzielnicy żydowskiej i spędzania Żydów na szkolne podwórze. Podoficerów poinformowano, że do rozstrzeliwania zostali wyznaczeni hiwisi z Trawnik, co miało znacznie odciążyć policjantów.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Uczestniczyłem w masowej egzekucji. Wstrząsające wspomnienia nazistowskiego policjanta

Poza tym jednak akcja niczym nie różniła się od poprzednich. Innymi słowy, niemowlęta, starcy, chorzy i niepełnosprawni, których nie dało się przyprowadzić do punktu zbornego, mieli zostać zastrzeleni na miejscu. Jak stwierdził dowódca jednej z drużyn, większość dzieci i tak doprowadzano na szkolne podwórze (…).

Początek katorgi

Grupie 1700 Żydów z Łomaz nakazano usiąść na ziemi i czekać. Po pewnym czasie wybrano sześćdziesięciu do siedemdziesięciu młodych mężczyzn, po czym rozdano im łopaty, załadowano do ciężarówek i wywieziono do lasu. Kilku Żydów wyskoczyło z jednej z ciężarówek i szczęśliwie uciekło. Jeden zaatakował niemieckiego kaprala, mistrza batalionu w boksie. Policjant znokautował desperata.

Artykuł stanowi fragment książki Christophera R. Browninga „Zwykli ludzie. 101. Rezerwowy Batalion Policji i «ostateczne rozwiązanie» w Polsce” (Rebis 2019). Kup książkę z rabatem na stronie Empiku!

Po dotarciu na miejsce mężczyznom kazano kopać masowy grób. Tymczasem w Łomazach skazańcy i strażnicy przez kilka godzin oczekiwali na rozwój wypadków. Niespodziewanie do miasteczka wkroczył oddział pięćdziesięciu hiwisów z Trawnik prowadzony przez niemieckiego oficera SS.

„Nadal dokładnie pamiętam – zeznał jeden z policjantów – że zaraz po przybyciu hiwisi zatrzymali się na odpoczynek. Zauważyłem, że oprócz jedzenia wyciągnęli z plecaków butelki wódki i popijali z nich”. Oficer SS i Gnade również sporo wypili. Podoficerowie cuchnęli alkoholem, lecz w odróżnieniu od swoich dowódców, nie byli pijani.

Dla policjantów przygotowano chleb z masłem. Kiedy grób był już prawie gotowy, a hiwisi oraz funkcjonariusze skończyli posiłek, rozpoczął się kilometrowy „marsz na spotkanie śmierci”. Część policjantów pojechała chłopskimi wozami do lasu i tam utworzyła nowy kordon. Inni ruszyli na miejsce kaźni z liczącymi po 200–300 osób grupami Żydów.

Ci Żydzi, którzy padali po drodze, byli po prostu na miejscu zabijani. Przemarsz okazał się bardzo powolny, toteż zdecydowano, że do lasu wyjdzie jedna duża grupa pozostałych Żydów. Polskim chłopom zarekwirowano liny, powiązano je i położono na ziemi wokół zebranych Żydów. Następnie kazano im wstać, podnieść linę i wyruszyć do lasu (…).

Kiedy pochód Żydów dotarł do lasu, uwięzionych podzielono według płci i wysłano do jednego z trzech punktów zbornych. Tam kazano im się rozebrać. Kobiety mogły pozostać w halkach. W niektórych grupach mężczyźni stali zupełnie nadzy, w innych pozwolono im zachować bieliznę. Policjantom polecono zebrać ubrania i wszelkie kosztowności. Ostrzeżono ich, że po akcji zostaną zrewidowani.

Żydzi zbliżali się, niosąc swoje rzeczy. Składali je na jednym miejscu, gdzie były następnie przeszukiwane. Po złożeniu kosztowności w wielkim pojemniku lub rzuceniu ich na rozpostarty koc musieli położyć się twarzą do ziemi i czekać, często godzinami. Ich odkryte ciała prażyło gorące sierpniowe słońce.

Policjanci nadzorowali zbieranie ubrań i kosztowności, należących do Żydów. Zdjęcie poglądowe – Ordnungspolizei we Lwowie (fot. Bundesarchiv  / CC-BY-SA 3.0).

„Jeszcze nie przynieśliście kijów?”

Z większości zeznań wynika, że porucznik Gnade był nazistą z przekonania, a przy tym antysemitą. Był nieobliczalny – niekiedy przyjazny i życzliwy, kiedy indziej brutalny i złośliwy. Jego najgorsze cechy ujawniały się pod wpływem alkoholu, tamtego popołudnia w Łomazach zaś upił się niemal do nieprzytomności. Podczas pobytu w Polsce stał się zwykłym pijakiem.

Gnade nie stanowił w batalionie wyjątku, jeżeli chodzi o nasilające się uzależnienie od alkoholu. Jeden z niepijących policjantów zauważył: „Większość moich kolegów z jednostki piła tak wiele z powodu licznych rozstrzeliwań Żydów. Takie życie stało się na trzeźwo nie do zniesienia”.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Ten Polak miał dziesiątki okazji, by zabić komendanta Auschwitz. Po latach tłumaczył dlaczego nie podciął mu gardła

Gnade upijał się często, lecz sadystyczna strona jego natury ujawniła się dopiero podczas operacji w Łomazach (…). Jeszcze przed rozpoczęciem rozstrzeliwań porucznik Gnade osobiście wybrał dwudziestu–dwudziestu pięciu starszych Żydów. Byli to wyłącznie mężczyźni o długich brodach.

Gnade nakazał im czołgać się przed grobem. Zanim kazał im paść na ziemię, musieli się rozebrać. Kiedy nadzy Żydzi czołgali się, Gnade krzyczał do stojących wokół ludzi: „Gdzie są moi podoficerowie? Jeszcze nie przynieśliście kijów?”. Podoficerowie poszli na skraj lasu, wyszukali kije i energicznie bili nimi Żydów.

Po kolana w czerwonej cieczy

Po zakończeniu przygotowań do egzekucji Gnade zaczął przeganiać Żydów z miejsca, w którym się rozebrali, do grobu. Żydów zmuszono do przebiegnięcia między rzędami strażników około czterdziestu metrów z miejsca, gdzie zdjęli ubrania, do wykopanej mogiły. Z trzech stron dołu piętrzyły się zwały wydobytej ziemi. Czwarta strona łagodnie opadała w głąb wykopu. Tam właśnie skierowano uwięzionych.

Zamroczeni alkoholem hiwisi z początku strzelali do Żydów dopiero schodzących do grobu. „W rezultacie zastrzeleni Żydzi zablokowali dojście do wykopu. Kilku uwięzionych musiało wejść do grobu i odciągnąć zwłoki z przejścia. Do dołu natychmiast wpędzono dużą grupę Żydów, a hiwisi zajęli pozycje na usypanych nad krawędziami wykopu górach ziemi. Stamtąd rozstrzelali ofiary”.

Oprawcy zgromadzili więźniów nad wykopanym przez nich grobem. Zdjęcie poglądowe (domena publiczna).

W miarę upływu czasu grób wypełniał się zwłokami. „Kolejni Żydzi musieli wspinać się na zwłoki wcześniej zabitych. Po pewnym czasie trupów było tak wiele, że ofiary musiały przed śmiercią na czworakach wdrapywać się na ciała. Grób wypełnił się niemal po brzegi”.

Hiwisi często otwarcie sięgali po butelki z wódką. Gnade i oficer SS również byli coraz bardziej pijani. „Kiedy porucznik Gnade strzelił z pistoletu, stojąc na ziemnym wale, o mało nie wpadł do dołu. Z kolei oficer SD [sic!] postanowił wejść do grobu razem z hiwisami i stamtąd strzelać, był bowiem zbyt pijany, żeby utrzymać się nad krawędzią wykopu”.

W grobie krew zaczęła mieszać się z wodami gruntowymi. W pewnej chwili okazało się, że hiwisi stoją po kolana w czerwonej cieczy. Pod wpływem alkoholu funkcjonariusze jeden po drugim tracili przytomność, toteż liczebność drużyn egzekucyjnych stale malała.

Gnade i oficer SS zaczęli wrzeszczeć na siebie, tak że słyszeli ich wszyscy w promieniu trzydziestu metrów od grobu. Oficer SS ryknął: „Twoja gówniana policja w ogóle nie strzela!”. Na co Gnade odrzekł: „Dobrze, moi ludzie też będą musieli rozstrzeliwać”.

Gdy hiwisów zabrakło…

Porucznicy Drucker i Scheer przywołali swoich podoficerów i przekazali im rozkaz utworzenia drużyn egzekucyjnych, które miały przystąpić do rozstrzeliwania wraz z hiwisami. Jak twierdzi sierżant Hergert, podoficerowie odmówili stosowania metod hiwisów, „gdyż wody gruntowe podniosły się na wysokość przeszło pół metra. Co więcej, zwłoki już leżały – a raczej pływały – w całym grobie. Szczególnie przerażające było to, że wielu Żydów nie ginęło na miejscu. Nikt nie fatygował się, aby ich dobijać, dlatego umierali pod kolejnymi warstwami ofiar”.

Podoficerowie zadecydowali, że egzekucje mają kontynuować dwie drużyny ustawione po przeciwnych stronach grobu. Żydów zmuszano do kładzenia się rzędami wzdłuż ścian wykopu, gdzie dosięgały ich kule policjantów stojących na przeciwległym brzegu dołu. Funkcjonariuszy ze wszystkich trzech plutonów podzielono na drużyny po ośmiu do dziesięciu mężczyzn. Grupy dokonujące egzekucji zmieniały się co pięć lub sześć strzałów.

Artykuł stanowi fragment książki Christophera R. Browninga „Zwykli ludzie. 101. Rezerwowy Batalion Policji i «ostateczne rozwiązanie» w Polsce” (Rebis 2019). Kup książkę z rabatem na stronie Empiku!

Po jakichś dwóch godzinach hiwisów ocucono i nakazano im zmienić niemieckich policjantów. Rozstrzeliwania zakończyły się około godziny 19.00. Stojący nieopodal Żydzi zakopali grób, po czym ich również zastrzelono. Kiedy jednostki odjeżdżały, cienka warstwa ziemi na grobie nadal się poruszała.

1. i 2. pluton powróciły do swoich kwater tego samego wieczoru, natomiast Gruppe Bekemeier pozostała w Łomazach. Kilka dni później jej członkowie przeszukali dzielnicę żydowską. Podczas sprawdzania piwnic i szukania schowków pod podłogą znaleziono jeszcze od dwudziestu do trzydziestu Żydów. Bekemeier zatelefonował do Gnadego, ten zaś nakazał rozstrzelać uwięzionych (…).

<strong>Przeczytaj też:</strong> Hitler liczył, że inwazja na Polskę to będzie spacerek. Te liczby dowodzą, jak koszmarnie się pomylił

Postępy w nauce bezwzględnego zabijania

Zbrodnia w Łomazach była drugim tak wielkim rozstrzeliwaniem dokonanym przez funkcjonariuszy 101. Rezerwowego Batalionu Policji. W zasadniczy sposób różniła się ona jednak od [dokonanej przez nich w lipcu 1942 roku] masakry w Józefowie (…).

Mimo że Żydzi częściej próbowali uciekać lub ukrywać się, zastosowany przez Niemców schemat działania okazał się znacznie skuteczniejszy. Wprowadzone zmiany sprawiły, że akcja nie miała znamion improwizacji i nieudolności znanych z Józefowa, [gdzie masakra przez niezdecydowanie dowódcy, Wilhelma Trappa, brak precyzyjnych rozkazów i pozostawienie większości członków oddziału wolnej ręki co do swojego zaangażowania przebiegła chaotycznie i przeciągnęła się w czasie]. [W Łomazach] wykorzystano o dwie trzecie mniej funkcjonariuszy, a ci zgładzili więcej Żydów (1700 osób) w o połowę krótszym czasie. Zdołano przy tym odebrać ofiarom ubrania i kosztowności, a ciała zakopano w masowym grobie.

Niekorzystny wpływ rozstrzeliwań na psychikę został znacząco zniwelowany. Większość pracy wykonali hiwisi, którzy znajdowali się pod wpływem alkoholu jeszcze przed rozpoczęciem akcji, nie pili więc tylko po to, aby zapomnieć (…). Policjanci, którzy nie brali bezpośredniego udziału w mordzie, nie mieli prawie żadnego poczucia uczestnictwa w zbrodni (…).

Ofiary zbrodni w Łomazach upamiętnia pomnik (fot. Roch Mściwój/CC BY-SA 4.0).

Nawet policjanci, którzy późnym popołudniem na kilka godzin musieli zastąpić hiwisów przy prowadzeniu egzekucji, nie wspominali tego z taką odrazą, jaką odczuwali podczas egzekucji w Józefowie. Tym razem mężczyźni nie musieli stawać twarzą w twarz z ofiarami. Nie doszło do powstania więzi łączącej mordercę z ofiarą.

O ile policjanci dobrze pamiętali osoby stracone w Józefowie, o tyle zaledwie jeden funkcjonariusz potrafił odtworzyć w pamięci wizerunek Żyda, którego zastrzelił w Łomazach. (…) członkowie 2. kompanii poczynili znaczne postępy w nauce bezwzględnego zabijania.

Szokujący obraz Zagłady w książce Christophera R. Browninga. Poznaj prawdę o niesławnym 101. Rezerwowym Batalionie Policji.

Polecamy:

Źródło:

Tekst stanowi fragment książki Christophera R. Browninga „Zwykli ludzie. 101. Rezerwowy Batalion Policji i «ostateczne rozwiązanie» w Polsce”, wydanej nakładem wydawnictwa Rebis (2019). Książkę kupisz z rabatem na stronie Empiku.

Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.

Ilustracja tytułowa: Egzekucja Żydów w okupowanej przez Niemców Polsce (fot. domena publiczna).

Autor
Christopher R. Browning
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.