Rządzący niewielką Belgią Leopold II przez całe lata marzył o własnej kolonii. Ostatecznie za cel obrał sobie położone w sercu Afryki rozległe ziemie nad rzeką Kongo. Aby je zdobyć władca prowadził szeroko zakrojoną akcję dyplomatyczną, zarówno w Europie, jak i Stanach Zjednoczonych. Jej zwieńczeniem była rozpoczęta w 1884 roku konferencja berlińska.
Narastające pragnienia zdobycia nowej ziemi w Afryce stały się w Europie nie do wytrzymania. Aby dalej dzielić afrykański tort, konieczne było jednak rozwiązanie niektórych spornych roszczeń oraz ustalenie pewnych podstawowych zasad. [Niemiecki kanclerz Otto] Bismarck zaproponował Berlin jako miejsce konferencji dyplomatycznej, na której miano omówić powyższe sprawy.
Reklama
Znak swoich czasów
Dla Leopolda konferencja ta stała się kolejną okazją do mocniejszego pochwycenia Konga. Piętnastego listopada 1884 roku przedstawiciele europejskich potęg zebrali się przy wielkim stole w kształcie podkowy, za oknem mając ogrody oficjalnej rezydencji Bismarcka przy Wilhelmstrasse.
Wśród elegancko przyodzianych ministrów i posłów, którzy zasiedli na swoich miejscach pod sklepionym sufitem i błyszczącym żyrandolem, byli hrabiowie, baronowie, pułkownicy oraz wezyr Imperium Osmańskiego. Bismarck, ubrany w szkarłatny mundur, powitał ich po francusku – lingua franca dyplomacji – zasiadł z nimi nad wielką mapą Afryki i delegaci rozpoczęli pracę.
Choć to właśnie [słynny podróżnik Henry Morton] Stanley, bardziej niż ktokolwiek inny, rozpalił afrykańską gorączkę ziemi, nawet on czuł się nieswojo, wyczuwając w powietrzu tak wielką chciwość. Przypominało mu to, jak sam pisał: „moich czarnoskórych ludzi, rzucających się z błyskiem noży do dzielenia upolowanej zdobyczy”.
Konferencja berlińska była najlepszym ucieleśnieniem epoki, w której nowo odkryty entuzjazm wobec demokracji miał swoje jasne granice, a dzielona zdobycz nie dysponowała prawem głosu. Nawet John Stuart Mill, wielki filozof i zwolennik ludzkiej wolności, w eseju O wolności napisał, że „despotyzm jest uprawnioną metodą rządzenia barbarzyńcami, byleby miał na celu polepszenie ich losu”. Przy stole w Berlinie nie zasiadł ani jeden Afrykanin.
Ludzie Leopolda w Berlinie
Gdy Stany Zjednoczone i Niemcy uznały jego zalążkowe państwo, a z Francją zawarto korzystną umowę pierwokupu, pozycja Leopolda bardzo się wzmocniła. Jego Międzynarodowe Stowarzyszenie Konga nie było rządem – w istocie delegaci na konferencję sami nie wiedzieli, czym było – toteż oficjalnie nie miało w Berlinie swojego przedstawiciela.
Leopold nie miał jednak żadnych problemów z tym, by być we wszystkim na bieżąco. Jego przyjaciel [bankier Gerson] Bleichröder uważnie słuchał tego, co się działo w niemieckiej stolicy, podejmując delegatów na uroczystej kolacji. Do tego sam król miał dojście do co najmniej trzech państwowych delegacji.
Reklama
Po pierwsze, przedstawiciele Belgii byli jego zaufanymi ludźmi – a w dodatku jeden z nich został mianowany sekretarzem spotkania. Po drugie, Leopold miał nadzwyczajne kontakty w brytyjskim Foreign Office, gdyż osobisty asystent sekretarza spraw zagranicznych był poważnie zadłużony u pewnego przyjaciela króla, przedsiębiorcy, który pomógł sfinansować kongijską wyprawę Stanleya.
Co więcej, ekspertem prawnym brytyjskiej delegacji był sir Travers Twiss, który niewiele wcześniej doradzał Leopoldowi w sprawie traktatów z kongijskimi wodzami. Wreszcie kto został mianowany jednym z dwóch amerykańskich delegatów na konferencję? Nie kto inny, ale Henry Shelton Sanford, który niemal codziennie słał depesze do Leopolda.
A kto był „doradcą technicznym” amerykańskiej delegacji, mimo iż wciąż był pracownikiem Leopolda? Henry Morton Stanley. W przerwie między posiedzeniami konferencji Leopold wysłał ich obu, aby lobbowali dalej – Sanford w Paryżu, a Stanley w Londynie. Choć jego rola w Berlinie sprowadzała się głównie do tego, że był marionetką w ręku Leopolda, Stanley był traktowany po królewsku i bawił się świetnie.
Rola Stanleya
„Dziś wieczorem miałem zaszczyt wieczerzać z księciem Bismarckiem i jego rodziną – zapisał w swoim dzienniku. – Książę jest wielkim człowiekiem, dobrym ojcem, a w towarzystwie swojej rodziny jest urzekająco zwyczajny. (…) Książę zadał wiele pytań na temat Afryki i udowodnił mi, że bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z warunków panujących na kontynencie”.
Reklama
Bismarck, zaczynający tworzenie w Afryce pokaźnego niemieckiego imperium, chciał, by słynny odkrywca rozbudził zainteresowanie Niemców tym kontynentem. Zorganizował dla Stanleya serię bankietów i wykładów w Kolonii, Frankfurcie i Wiesbaden.
Poza Stanleyem prawie wszyscy uczestnicy konferencji widzieli Afrykę co najwyżej na ilustracjach, które zdobiły menu na bankietach Bismarcka. Gdy ktoś wyrażał wątpliwości i pytał, dlaczego roszczenia Leopolda są takie duże, Stanley mógł wypowiadać się jako ktoś, kto w służbie króla spędził w Kongu pięć lat.
Zgodnie z relacją pewnego dyplomaty, na samym początku Stanley podszedł do wielkiej mapy Afryki „i natychmiast przykuł uwagę każdego delegata, przedstawiając szczegółowy opis dorzecza Konga, a wreszcie zapewniając o konieczności połączenia pod jednymi rządami sąsiednich ziem, co miało być niezbędne w celu zapewnienia komunikacji”.
Rozpoczęła się wymiana telegramów między Berlinem a Brukselą, gdzie Leopold uważnie śledził każdy ruch. Wbrew temu, co się powszechnie uważa, konferencja berlińska nie podzieliła Afryki – łupy były zbyt wielkie i aby podzielić je wszystkie, trzeba by zawrzeć znacznie więcej traktatów.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Zręczna gra Leopolda
Rozwiązując jednak niektóre spory terytorialne, konferencja (oraz osobna umowa wynegocjowana przez króla z Francją) bardzo pomogła Leopoldowi; każda strona – król, Francja i Portugalia – otrzymała kawałek ziemi u ujścia rzeki Kongo, ale Leopold dostał to, czego chciał najbardziej – położony w dole rzeki morski port Matadi, a także wystarczająco dużo ziemi, by móc zbudować kolej wiodącą wokół katarakt do Stanley Pool.
Dla Leopolda ważniejsza była sieć bilateralnych porozumień, zawartych na konferencji i później, które uznawały jego nową kolonię i jej granice. Na przykład rozmawiając z Brytyjczykami, zasugerował, że jeśli nie dostanie całej ziemi, do której rości sobie prawa, będzie musiał całkowicie opuścić Afrykę, co oznaczało, że w ramach prawa pierwokupu sprzeda Kongo Francji. Blef zadziałał i Anglia ustąpiła.
Reklama
Europejczycy wciąż kojarzyli bogactwo Afryki z wybrzeżem, toteż oddawanie Leopoldowi ogromnych terenów w interiorze obyło się właściwie bez konfliktów. Głównym powodem, dla którego udało mu się zagarnąć tak wiele, było przekonanie pozostałych krajów, że tak naprawdę zgadzają się na coś w rodzaju międzynarodowej kolonii – znajdującej się, oczywiście, pod auspicjami króla Belgów, ale otwartej na handel z całą Europą.
Poza niedbałymi uzgodnieniami na temat wolności żeglugi, rozwiązywania sporów, chrześcijańskich misjonarzy i tak dalej w Berlinie panowała powszechna zgoda na to, by ogromne tereny w Afryce Środkowej – w tym ziemie Leopolda w dorzeczu Konga – zostały strefą wolnego handlu.
Największy wygrany konferencji
Konferencja zakończyła się w lutym 1885 roku, gdy złożono podpisy pod porozumieniem i wygłoszono ostatnie przemówienia. Leopold II, który nie brał udziału w obradach, skorzystał na niej najwięcej. Gdy w czasie ceremonii podpisywania padło jego imię, sala zaczęła bić brawo. Kanclerz Bismarck, zwracając się w mowie końcowej do delegatów, powiedział:
Nowe państwo Kongo będzie najważniejszym wykonawcą tego, co zamierzamy uczynić, i pragnę wyrazić moje najszczersze życzenia szybkiego rozwoju i realizacji szczytnych zamiarów jego znamienitego twórcy.
Reklama
Dwa miesiące później na końcu mowy Bismarcka postawiono spóźniony wykrzyknik. U ujścia rzeki Kongo pojawił się okręt marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych „Lancaster”, który salwą z dwudziestu jeden dział oddał honor błękitnej fladze ze złotą gwiazdą.
Prywatna kolonia króla Belgów
Większość Belgów nie zwracała uwagi na afrykańską ofensywę dyplomatyczną swojego monarchy, ale gdy już było po wszystkim, ze zdumieniem skonstatowali, że jego nowa kolonia jest większa niż Anglia, Francja, Niemcy, Hiszpania i Włochy razem wzięte. Stanwiła jedną trzynastą afrykańskiego kontynentu i była siedemdziesiąt sześć razy większa od samej Belgii.
Aby wyraźnie rozróżnić swoje dwie funkcje, król Belgów planował początkowo przyjąć tytuł „cesarza Konga”. Rozważał przyodzianie lojalnych wodzów w ubrania wzorowane na mundurach słynnych Beefeaterów z londyńskiej Tower. Ostatecznie uznał jednak, że zostanie zaledwie „królem-suwerenem” Konga.
W późniejszych latach kilka razy określił siebie mianem „właściciela” Konga – bardzo słusznie, gdyż jego głównym celem było wyciśnięcie z kolonii każdego grosza. Swojej władzy jako króla-suwerena kolonii nie dzielił z rządem belgijskim, którego członków, tak jak wszystkich innych ludzi, zaskakiwały doniesienia prasowe, że Kongo ustanowiło jakieś nowe prawo czy podpisało nowy traktat międzynarodowy.
État indépendant du Congo
Choć na Konferencji berlińskiej uznano Międzynarodowe Stowarzyszenie Afrykańskie lub Międzynarodowe Stowarzyszenie Konga (albo, jak w przypadku skonfundowanego amerykańskiego Departamentu Stanu – oba), Leopold zdecydował o jeszcze jednej zmianie nazwy.
Złudzenie, że w Kongu działało filantropijne „Stowarzyszenie”, rozpłynęło się. Królewskim dekretem z 29 maja 1885 roku król przemianował swój nowy, prywatny kraj na État indépendant du Congo, Wolne Państwo Kongo. Wkrótce miało już swój hymn państwowy – W przyszłość. Nareszcie, mając pięćdziesiąt lat, Leopold dostał kolonię, o której marzył od tak dawna.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Adama Hochschilda pt. Duch króla Leopolda Jej polskie wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Świat Książki.