Ottilie (Tillie) Klimek, to jedna z najbardziej znanych czarnych wdów w historii Stanów Zjednoczonych. Pochodząca z Polski morderczyni przekonywała sąsiadki, że posiada dar jasnowidzenia. Potrafiła bowiem z zaskakującą dokładnością przewidzieć daty śmierci kolejnych mężów. Nic dziwnego – w końcu sama wysyłała ich na tamten świat.
Tillie urodziła się w Polsce w 1876 roku i wyemigrowała wraz z rodzicami do Chicago, kiedy miała około roku. W dzieciństwie okazała się wyśmienitą kucharką (zwłaszcza wychodził jej pyszny gulasz).
Reklama
Jedzenie doprawione arszenikiem
Twierdziła też, że ma ponadnaturalne zdolności i potrafi przepowiedzieć przyszłość. Łatwo było zweryfikować walory gulaszu, z paranormalnym darem było gorzej, a jednak z zaskakującą dokładnością przewidziała daty zgonu swoich mężów.
W 1890 roku po raz pierwszy wyszła za mąż, za Józefa Mitkiewicza, liczyła sobie wtedy zaledwie czternaście lat. W 1914 roku wyjawiła przyjacielowi, że miała proroczy sen, w którym przepowiedziano jego konkretną datę śmierci.
Cara Davidson, jedna z jej biografek, pisze: „Kiedy Joseph zachorował dokładnie tego dnia i zmarł później tej samej nocy, jej przyjaciółka oniemiała z wrażenia”. Najwyraźniej Tillie miała nietuzinkową przewagę w przewidywaniu daty zgonu. Albo po prostu dodawała Józefowi arszeniku do jedzenia.
Ze swojego pierwszego małżeństwa wyszła bogatsza o tysiąc dolarów wypłacane z tytułu ubezpieczenia na życie, po czym prędko stanęła na ślubnym kobiercu z Janem Ruskowskim. Jemu też – tak samo jak pierwszemu mężowi – przepowiedziała datę śmierci, robiąc wielkie wrażenie na sąsiadach. Tym razem nie czekała dwudziestu czterech lat. Małżonek zmarł w maju 1914 roku, a Tillie wypłacono siedemset dolarów z polisy na życie.
Reklama
Trumna z przeceny
Strata jednego męża to mógł być pech, odumarcie dwóch mogło już wyglądać na otrucie. Następny kochanek Tillie, Józef Guszkowski, był podejrzliwy. Gdy nie oświadczył jej się podczas romantycznego weekendu, powiedziała, że mordowała mężczyzn z błahszych powodów. Zagroził, że wyjawi jej „arszenikowe skłonności”, na co ona przewidziała datę jego zgonu.
Można by pomyśleć, że posiadając taką wiedzę, Guszkowski mógł uniknąć swego losu. Tak się jednak nie stało. Przepowiednia śmierci się spełniła, tak samo jak poprzednie proroctwa.
Wkrótce Tillie znów wstąpiła w związek małżeński. Jej następny mąż, Franciszek Kupczyk, był wielkim fanem zupy warzywnej. Żona prędko zaczęła przepowiadać mu śmierć. Poprosiła nawet właścicielkę mieszkania, by pozwoliła jej przechować w budynku trumnę za trzydzieści dolarów (z przeceny!), wyjaśniając, że małżonek już długo nie pociągnie.
Wówczas „setki osób wierzyły w jej nadprzyrodzone moce”, co wydaje się niezwykłe, biorąc pod uwagę o wiele prostsze wyjaśnienie: otóż kobieta potrafiła przewidzieć daty zgonu czterech mężczyzn, gdyż po prostu ich otruła. Zakończyła małżeństwo bogatsza o sześćset siedemdziesiąt pięć dolarów, ale ludzie z okolicy coraz mniej chętnie się z nią spotykali. Bali się, że im także przepowie, kiedy umrą.
Reklama
W rękach policji
Tillie poznała swojego następnego męża na pogrzebie Franciszka. Józef Klimek miał pięćdziesiąt lat i twierdził, że ożenił się z nią „dla domu”. Dała mu więc dom wraz ze swoimi popisowymi daniami, przyprawionymi arszenikiem przez swą kuzynkę. Józef jako pierwszy przeżył zatrute posiłki przyrządzane przez Tillie, choć był po nich częściowo sparaliżowany.
Ludzie zaczęli coś podejrzewać, nie dlatego, że on zachorował i prawie rozstał się z życiem, ale ponieważ jego dwa psy pochorowały się w tym samym czasie. Policja zaczęła badać sprawę. W toku śledztwa policjanci pomówili z ekspedientem, a ten zeznał, że Tillie niedawno kupiła żałobną suknię. „Kto zmarł?” – spytał ją. „Mój mąż” – odparła. „Przykro mi – dodał sprzedawca. – Kiedy odszedł?”. Na co ona odparła: „Dziesięć dni temu”.
Policja przesłuchała Tillie, a ona przyznała się do podtruwania jedzenia Józefa, wyjaśniając: „zabawiał się z innymi kobietami, a ja chciałam się go pozbyć”. Początkowo upierała się, że pozostali mężowie zeszli z tego świata z przyczyn naturalnych, ale gdy ekshumowano zwłoki jednego z jej poprzednich małżonków, odkryto w nich pełno arszeniku.
Dożywotnie więzienie
Prędko rozpoczął się proces, w którym uczestniczyła liczna publika. Pewnie myślicie, że skoro tej kobiecie udało się czterokrotnie wyjść za mąż pomimo mordowania innych ludzi (lub, jak powiedzieliby niektórzy, pomimo „posiadania złej osobowości”), to była bardzo sexy. Nie była. A szkoda, bo seksowniejsza mogłaby odnieść lepszy wynik.
Piękne i atrakcyjne morderczynie epoki jazzu, te, które stały się inspiracją dla powstania musicalu Chicago, często uniewinniano – częściowo dlatego, że ławnicy (mężczyźni) byli nimi urzeczeni. Ale nie mówimy tu o urodziwym dwudziestoparoletnim podlotku, który zabił męża w napadzie zazdrości, tylko czterdziestopięcioletniej „nieokrzesanej, nieładnej, niewykształconej kobiecie” – jak napisał pewien dziennikarz „New York Daily News”.
Nie znajdując współczucia u ławy przysięgłych, została skazana za swe zbrodnie na dożywocie, co skłoniło dziennikarkę „Chicago Daily Tribune” do wstrząsająco seksistowskiej żartobliwej uwagi, że „Tillie Klimek poszła do więzienia, bo nigdy nie poszła do salonu piękności”.
Reklama
Brak urody jednak nie przeszkadzał jej w stawaniu na ślubnym kobiercu – i to raz po raz. Być może to prawda, co mówią, że droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek. Zwłaszcza jeśli chcecie sprawić, aby to serce przestało bić. No ale w takiej sytuacji chyba każdy z nas potrafiłby przepowiedzieć, kiedy to nastąpi.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Jennifer Wright pt. I że ci (nie) odpuszczę. Najbardziej mordercze kobiety w historii. Książka ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Tłumaczenie Monika Skowron.