Widząc zbliżającą się klęskę w bitwie z Turkami pod Mohaczem, król Czech i Węgier Ludwik II Jagiellończyk zbiegł z pola walki. Prawnuk Władysława Jagiełły jednak nie uszedł z życiem. Według oficjalnej wersji utonął podczas ucieczki w potoku Csele. Ale istnieją również źródła mówiące o tym, że monarcha zginął z rąk własnych poddanych. O tym co wiemy na temat jego śmierci pisze Stanisław Rek w książce Mohacz 1526.
Koniec ostatniego Jagiellona na tronie Czech i Węgier choćby z uwagi na jego niezbyt jasne, właściwie niezauważone w ferworze walki zniknięcie pod koniec bitwy daje pożywkę nie tylko wścibskim badaczom, dążącym do odtworzenia prawdziwego przebiegu wydarzeń, lecz i różnego rodzaju poszukiwaczom sensacji.
Reklama
Zamordowany przez własnych przyjaciół?
Dostępne źródła, a jest ich na temat okoliczności śmierci króla niemało, dzielą się na przekazy, które widzą w śmierci króla dzieło kogoś z jego otoczenia, te, które relacjonują to wydarzenie jako zrządzenie losu i wreszcie takie, które przyznają się do całkowitej niewiedzy. Jeszcze na początku września krążyły pogłoski, że król przeżył i udało mu się dotrzeć do Pożonia.
Bezpośrednio po bitwie pojawiły się zresztą pogłoski o odpowiedzialności otoczenia młodego władcy za jego śmierć. Pewien wenecki szpieg, opierając się na informacjach uzyskanych od uciekinierów węgierskich, już w 1526 roku, a więc wkrótce po bitwie, napisał, że król węgierski został zamordowany przez własnych przyjaciół!
Nie wydaje się to zbyt prawdopodobne w świetle wielu pozostałych i dość prawdopodobnych relacji. Ciekawe stwierdzenie o ostatnich chwilach króla zawdzięczamy Fazio di Savoia, kolejnemu szpiegowi na służbie weneckiej. Zanotował on, że władca utonął w bagnie, a jego gwardia przyboczna nie zdołała mu pomoc. Nie było jednak pewne, czy zmarł z ran, czy z rozpaczy.
Sprzeczne wersje wydarzeń
Poza pogłoskami dysponujemy konkretnym przekazem węgierskim o zabójstwie Ludwika II już po bitwie przez… Węgra, i to wysokiego rodu! Szczegółową relację na ten temat w swej szesnastowiecznej kronice zamieścił Jerzy Szeremi. Autor kroniki podaje zresztą dwie sprzeczne ze sobą relacje o śmierci króla.
Według jednej z nich władca zaraz po bitwie dotarł pod niewielką miejscowość Dunaszekcso, gdzie znalazł schronienie w domu miejscowego księdza. Gdy zdjął zbroję i grzał się przy ogniu, zadał mu znienacka cios swoim czeskim mieczem Jerzy Zapolya, brat wojewody Jana, już wkrótce następnego króla Węgier, zabijając Ludwika na miejscu.
Z kolei również tam obecny arcybiskup Tomori zgładził Zapolyę, karząc go za śmierć króla. W odwecie ludzie Zapolyi zamordowali arcybiskupa Kalocsy. Zapolyę i arcybiskupa pochowano przy kościele, a zwłoki króla zabrano nad zbiornik wodny Csele i pochowano na brzegu.
Reklama
Według drugiej wersji z tejże kroniki król po prostu – co potwierdzają i inne źródła – utonął w bagnistym potoku. Królową Marię, gdy w drodze do Pożonia znalazła się w miejscowości Neszemely, o losie jej małżonka poinformował pochodzący z Moraw szambelan króla, Ulrich von Czettritz, który był świadkiem śmierci monarchy. Poszukiwanie zwłok władcy można było jednak rozpocząć dopiero po wycofaniu się wojsk sułtana z Węgier, co nastąpiło w pierwszym tygodniu października 1526 roku.
Odkrycie grobu Ludwika
O okolicznościach odnalezienia szczątków królewskiego pomazańca informuje krótka relacja dowódcy wyprawy poszukiwawczej, Franciszka Sarffyego, komendanta zamku Győr, zamieszczona w liście napisanym do Broderyka w tymże zamku 19 października tego roku.
W wyprawie wziął udział także szambelan von Czettritz, który doskonale pamiętał miejsce śmierci króla. Jednak ku osłupieniu poszukujących w miejscu, gdzie powinny znajdować się zwłoki królewskie, znaleziono jedynie jego konia i broń oraz trupa jego ochmistrza Trepki.
Z relacji Broderyka wynika, że odnaleziono też zwłoki Stefana Aczela, kasztelana Pożonia. Wkrótce na brzegu potoku odkryto świeży grób i tuzin ludzi rzucił się do jego rozkopywania. Szybko znaleziono zwłoki władcy. Najpierw natrafiono na prawą nogę króla, na której von Czettritz, znakomicie znający Ludwika II, odkrył jakiś charakterystyczny znak (znamię? bliznę?), który z płaczem uznał za dowód, że odkryto właśnie ciało króla. Kopano więc w uniesieniu dalej.
Reklama
Zdumienie sięgnęło szczytu, gdy odsłonięto resztę ciała i twarz Ludwika. Zwłoki spoczywające od ponad półtora miesiąca w gliniastej ziemi wydawały się, jeśli wierzyć relacji, nie podlegać rozkładowi! Nie nosiły także śladu większych ran, wyjąwszy jakieś zmiany na ustach i zranienie nad uchem.
Von Czettritz, który obmył je starannie wodą z dwóch kapeluszy, po oględzinach uzębienia zmarłego nie miał wątpliwości, że w nadbrzeżnym grobie spoczęły zwłoki „Najjaśniej szego Pana”, ostatniego Jagiellona na tronach Czech i Węgier.
Dwa pogrzeby monarchy
Wkrótce zresztą wyjaśniono tajemnicę pochówku: zwłoki panującego wyłowili miejscowi rybacy, którzy rozebrali je i ukryli zdobiące monarchę klejnoty – złoty pierścień królewski i złoty łańcuch zakończony sercem, a także jego szaty.
Pochowali ciało pośpiesznie bez oznak godności królewskiej, aby nie rozpoznali go Turcy, przeszukujący okolicę w poszukiwaniu władcy, i swoim obyczajem nie obcięli mu głowy, aby zawieźć w triumfie do swej stolicy, podobnie jak niegdyś po klęsce warneńskiej uczynili ze zwłokami nieszczęsnego Władysława Warneńczyka.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Oczywiście wszystko, co ukryli, zwrócono i przekazano królowej Marii Habsburg Maria, wstrząśnięta do głębi, podarła szaty swego małżonka, zachowując jego łańcuch jako najdroższą pamiątkę, a gdy ochłonęła, przy świadkach rozkazała zniszczyć pierścień królewski. Obmyte zwłoki króla, ubrane i umieszczone w trumnie, zabrano do Białogrodu, tradycyjnego miejsca pochówków władców Węgier.
Tam spoczywały w chłodnej piwnicy aż trzy tygodnie do pogrzebu. W tym czasie wojewoda siedmiogrodzki Jan Zapolya, przygotowujący się do wstąpienia na tron węgierski, przybył do miasta i rozkazał, aby w jego obecności pochowano króla 9 listopada w monumentalnej, trzynawowej bazylice pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny.
Reklama
Wkrótce po uroczystości Zapolya został uroczyście ukoronowany 11 listopada w tymże mieście i w tej bazylice, tradycyjnym miejscu koronacji królewskich, na kolejnego króla Węgier. Jednakże zmarłemu władcy nie dane było zaznać spokoju.
Jesienią kolejnego roku pochowano go uroczyście raz jeszcze w obecności Ferdynanda Habsburga, nowego króla Węgier czy raczej jednego z dwóch władców tego kraju, bo Jan Zapolya aż do 1540 roku uważał się także za władcę kraju.
W uroczystościach wzięła również udział siostra Ludwika II, żona Ferdynanda Anna, oraz wdowa po zmarłym, Maria Habsburg. Grobowiec władcy podobnie jak groby wielu innych władców węgierskich znajdujące się we wspomnianej bazylice został później zniszczony i ograbiony przez Turków lub najemników na służbie habsburskiej szukających łupu.
Tajemnicza rana
Okoliczności śmierci młodego króla i w ogóle ostatnie chwile władcy kryją jednak wiele niejasności. Zastanawia przede wszystkim pozostawienie zwłok króla po ich wyciągnięciu z toni, jak twierdzi wspomniane źródło, w potoku Csele.
Reklama
Zupełnie nie wiadomo – i to zapewne spowodowało wśród badaczy nieufność do przekazów o ostatnich chwilach króla – w jakich okolicznościach i kiedy król zbiegł z pola bitwy. Część badaczy nie wyklucza zgładzenia władcy przez kogoś z jego otoczenia.
Małgorzata Duczmal, autorka leksykonu Jagiellonowie, jest skłonna dostrzeżoną jakoby „ranę nad uchem” Ludwika II wiązać ze śmiercią od ciosu w głowę. Nie wyklucza więc, że ciało Ludwika II utopiono, aby zbrodnia nie wyszła na jaw. Wiadomo że na ciele króla była na pewno jedna rana.
W staropolskim przekładzie tekstu relacji Sarffyego autorstwa Juliana Ursyna Niemcewicza odnośny fragment o ranie brzmi następująco: „jedna była tylko rana nad uchem”. Natomiast we współczesnym przekładzie Piotra Tafiłowskiego passus ten przetłumaczono: „żadnej rany oprócz jednej wielkości złotej monety”. W świetle tekstu oryginalnego należałoby tłumaczyć: „żadnej rany oprócz małej, wielkości jednej złotej monety”.
Brak twardych dowodów
Przekład Niemcewicza natomiast jest po prostu błędny. Nie wiemy, gdzie się znajdowała rana, a zatem nie sposób przesądzać o śmierci władcy od uderzenia w głowę. Zapewne jednak chodziło o ranę odniesioną podczas bitwy.
Rzeczą godną zastanowienia jest brak informacji o jakiejkolwiek ranie na zwłokach króla w liście Antonio Boemo, szpiega w służbie weneckiej, z 12 listopada 1526 roku. Jak twierdzi Boemo, czerpiący z reguły dobre informacje od Broderyka i otoczenia królowej: „Na ciele króla nie ma ran!”.
Czy uczestnikom ekspedycji Sarffyego, a raczej najwyższym urzędnikom królestwa, zależało na utajnieniu tej informacji? A może, co również niewykluczone, uważali ją za nieistotną? W każdym razie u historyka mogą powstać podejrzenia. Natomiast w chwili obecnej brak uzasadnienia źródłowego dla wysuwanych podejrzeń.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Stanisława Reka pt. Mohacz 1526 (Wydawnictwo Bellona 2020). Możecie ją kupić na stronach wydawcy.