Ludwik Rydygier, jeden z najwybitniejszych nad Wisłą chirurgów przełomu XIX i XX wieku, pisał z emfazą na łamach „Przeglądu Lekarskiego”: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety – lekarza”. Słowa padły w roku 1895, niespełna ćwierć wieku przed odzyskaniem przez Rzeczpospolitą niepodległości. W wolnym kraju podobnych komentarzy nie drukowano już w równie szacownych periodykach. Ale ogólne podejście wcale nie uległo radykalnej zmianie.
Rydygier twierdził u schyłku XIX stulecia, że „dokładnie zbadał sprawę kobiet-lekarek”. Nasunęły mu się trzy naczelne wnioski. Wszystkie, jak komentuje profesor Marta Sikorska, zdradzały absolutne niezrozumienie damskich aspiracji do pracy w medycynie.
Reklama
Chirurg twierdził, że po pierwsze przygotowywanie kobiet do zawodu „nie odpowiadało żadnej palącej potrzebie”, gdyż lekarze-mężczyźni byli w stanie w stu procentach sprostać zapotrzebowaniu pacjentów.
Po drugie Rydygier wyrażał przekonanie, że studia medyczne i praktyka lekarska „w wysokim stopniu” kłóciły się z „usposobieniem”, „uzdolnieniem” i „charakterem” wszystkich kobiet.
Wreszcie rzecz trzecia – nestor świata medycznego twierdził, że niemal wszystkie lekarki i kandydatki na przyszłe pracownice służby zdrowia, trafiały do zawodu lub szkoły „nie przez zamiłowanie do nauki lub chęć poświęcenia się ludzkości”, lecz tylko „przez jakieś awanturnicze usposobienie, przez chęć zabłyśnięcia czymś oryginalnym”.
Droga przez mękę do upragnionego zawodu
Trzy dekady później, już w wolnej, demokratycznej Polsce, podobnych opinii nie podnoszono równie otwarcie i z podobnym politowaniem. A w każdym razie nie robiono tego w oficjalnych periodykach.
Reklama
Ogół mężczyzn-lekarzy wciąż jednak powątpiewał w predyspozycje i intencje koleżanek, a pacjenci wciąż często wybierali doktorów, a nie doktorki wyłącznie z uwagi na ich płeć.
Kobiety musiały wysilać się wielokrotnie bardziej od mężczyzn, by ukończyć studia medyczne, a tym bardziej zdobyć upragnioną posadę.
Przez całą epokę międzywojenną konsekwentnie zamykano im drogę do bardziej skomplikowanych i prestiżowych specjalizacji. Przyjęło się twierdzenie, że panie mogą zajmować się pediatrią albo chorobami kobiecymi. Krzywo spoglądano natomiast nawet na ich pracę w internistyce. Najczęściej lekarki chorób wewnętrznych były zmuszone prowadzić prywatne, jednoosobowe praktyki.
Lekarki w Polsce 1918-1939. Obraz sytuacji w liczbach
Obraz obecności kobiet w świecie medycyny podsumował wiosną 1939 roku doktor Ludwik Dydyński na łamach „Życia Lekarskiego”. W oparciu o dane z wcześniejszego roku podał, że w całym kraju pracowało 12 923 lekarzy. W tej liczbie było 10 922 mężczyzn i zaledwie 2001 kobiet. Stosunek płci wynosił więc 74,6 do 15,4%.
Reklama
Sytuacja nie wszędzie wyglądała jednak tak samo. Panie doktor były w stanie, choć z wielkim trudem, znaleźć punkt zaczepienia w dużych, postępowych metropoliach. O wiele trudniej było jednak o jakąkolwiek karierę medyczną na prowincji. Liczby mówią wszystko: w miastach powyżej 100 000 mieszkańców 20% lekarzy stanowiły kobiety. W mniejszych miejscowościach – średnio tylko 10%.
Najwięcej lekarek w stosunku do całej kadry było w Wilnie – aż 25,4%. Sporo także w Warszawie (22,4%) i Krakowie (18,5%). Poznań wyraźnie odstawał od czołówki. Tam na 100 doktorów przypadało tylko 15 pań. Najbardziej antykobiece okazywało się jednak środowisko lekarskie Lublina. W mieście nad Bystrzycą tylko 9,6% ogółu lekarzy stanowiły kobiety.
Pielęgniarki i położne
O wiele chętniej kobiety widziano w zajęciach pomocniczych, podrzędnych i tradycyjnie wiązanych z ich płcią. Ogółem męskie środowisko medyczne niezmiennie twierdziło, przynajmniej po cichu, że panie nadają się do jednego: by słuchać.
Kompendium Dwadzieścia lat publicznej służby zdrowia w Polsce odrodzonej, wydane przez Ministerstwo Opieki Społecznej w 1939 roku, wśród zawodów medycznych w ogóle nie wymieniało pielęgniarzy. Były wyłącznie pielęgniarki.
Reklama
Szacowano, że około 1500 z nich ukończyło 2,5-letnie szkoły i uzyskało rangę pielęgniarek dyplomowanych. Około 1000 kolejnych pań miało za sobą bardziej dorywcze, zwykle kilkumiesięczne przeszkolenie. Od 8000 do 9000 pielęgniarek pracowało jednak przy pacjentach bez żadnego (lub prawie żadnego) przygotowania. Według ministerstwa u schyłku epoki międzywojennej w kraju było też 10 000 czynnych położnych.
Łącznie w zawodach położnej i pielęgniarki pracowało ponad 20 000 kobiet. Dziesięć razy więcej niż w zawodzie lekarskim.
Wybrana bibliografia
- Dwadzieścia lat publicznej służby zdrowia w Polsce odrodzonej 1918-1938, Ministerstwo Opieki Społecznej 1939.
- Dydyński L., Liczba lekarzy i lekarek i ich rozmieszczenie na ziemiach polskich, „Życie Lekarskie”, nr 8/1939.
- Sikorska-Kowalska M., Warunki rozwoju polskiego feminizmu na przełomie XIX i XX wieku, „Fabrica Societatis”, nr 2/2019.