W XIV wieku uprawa roli zupełnie nie interesowały polskich szlachciców. W wieku XVI stanowiła już ich najważniejsze zmartwienie i pasję, a handel zbożowy stał się podstawą gospodarczej prosperity stojącej u podstaw sławnego „złotego wieku”. Co się zmieniło? I dlaczego nagle pańszczyźniany wyzysk chłopów, w średniowieczu czysto symboliczny, stał się tak bardzo dochodowy?
Folwarki należące do panów, ale uprawniane przez ich chłopskich poddanych, istniały w Polsce niemal od zawsze. W źródłach określano je na kilka sposobów. Funkcjonował zapis „folwark”, ale też „folwarek” lub „wolnarek”; choć miejsca te z wolnością nie miały rzecz jasna nic wspólnego. Chyba, że z wolnością rycerzy.
Reklama
Folwarki były konieczne, bo przecież niemal każdy członek warstwy uprzywilejowanej miał rodzinę i służbę, wymagające wyżywienia. Prawdę tę można odnieść tak do wieku XV, jak i XI, gdy Piastowie dopiero zaczynali obdarowywać wiernych wojów ziemią.
Średniowieczne folwarki
W średniowieczu folwarki były zwykle niewielkimi gospodarstwami, bezpośrednio przylegającymi do siedzib panów. Miały zapewniać dworom i zameczkom względną samowystarczalność. Na tym ich rola właściwie się kończyła.
Rycerze przejadali to, co zebrano i wyhodowano. Nie angażowali się natomiast w handel, nie próbowali zarabiać na płodach rolnych. W efekcie nie potrzebowali ani rozległych pól, ani dużej siły roboczej. Sytuacja zaczęła się zmieniać w wieku XV. A szlachcice w coraz większym stopniu zaczęli wchodzić w rolę biznesmenów.
Krzyżacki mit w historii polskich chłopów
Wśród znawców tematu wciąż nie ma zgody co do tego, jakie przyczyny doprowadziły do przewrotu: do wzrostu folwarków i do rozbudzenia zainteresowania panów intensywną, zorganizowaną uprawą z przeznaczeniem na handel.
Reklama
Dawniej sądzono, że decydujące znaczenie miał eksport zboża na zachód. Zapotrzebowanie na żywność w Holandii i Francji windowało ceny, a żądna zysku polska szlachta zaczęła na masową skalę spławiać żyto i pszenicę Wisłą do Gdańska.
Taka interpretacja sprawiła, że zbrojny triumf Polski i Litwy nad Zakonem Krzyżackim – opiewany przez współczesnych i potomnych – zaczął być postrzegany jako źródło niedoli polskich chłopów. Bo przecież bez odbicia Gdańska i ujścia Wisły w latach 60. XV wieku, eksport na masową skalę nie byłby możliwy.
Dzisiaj wiadomo już jednak, że historykom skutek pomylił się z przyczyną. Folwarki zaczęto rozbudowywać i przekształcać w swoiste przedsiębiorstwa jeszcze zanim Pomorze powróciło do Polski. Także wzrost wyzysku chłopów w wielu regionach wyprzedził rozstrzygającą wojnę z Krzyżakami.
Teorie wątpliwe i intrygujące
Nie brakuje alternatywnych teorii. Część badaczy sądzi, że szlachta zainteresowała się handlem, bo straciła dotychczasowe zajęcie w postaci wojaczki. W efekcie, jak stwierdził już Jan Kochanowski, nawiązując do słów Biblii, panowie przekuli „ojcowskie granaty” (a więc miecze) na pługi.
Reklama
Rzeczywiście w połowie XV wieku w Polsce zaczęto dostrzegać wartość profesjonalnej, najemnej armii. To właśnie dzięki zaciężnym żołnierzom udało się złamać krzyżacką potęgę. Pospolite ruszenie wciąż było jednak zwoływane. W wieku XV zdarzało się to nawet częściej i na większą skalę niż w drugiej połowie stulecia XIV. Trudno więc mówić o bezczynności panów herbowych.
Według innej propozycji szlachta zainteresowała się sprzedażą zboża nie w reakcji na dobrą koniunkturę, ale wprost przeciwnie – w odpowiedzi na kryzys gospodarczy, jaki miał ogarnąć Polskę u schyłku epoki średniowiecznej.
Problem w tym, że nikt nie zdołał udowodnić, iż za czasów Władysława Jagiełły i jego synów kraj nad Wisłą rzeczywiście zmagał się z recesją. Wyzwaniem dla warstwy uprzywilejowanej było natomiast niewątpliwie psucie monety.
Dobre (zawierające dużo srebra) grosze czeskie, będące w powszechnym użyciu w XIV stuleciu, zostały wyparte przez o wiele mniej wartościowe pieniądze wybijane w rodzimej mennicy. Formalnie nominały nie uległy zmianie, ale faktycznie grosz polski był wart znacznie mniej niż czeski.
W efekcie szlachta mniej zarabiała na czynszach. Panowie mieli powód, by zwiększać obciążenie chłopów, ale też – by szukać nowych źródeł zarobku.
Kluczowe źródła wielkiego przewrotu
Okazja do pomnożenia dochodów pojawiła się nie za sprawą eksportu, ale… przez to, że Polskę oszczędziła epidemia czarnej śmierci.
Wbrew często powtarzanej wersji, dżuma dotarła nad Wisłę. Jej pierwsze uderzenie, które na całym kontynencie przyniosło śmierć nawet 60% populacji, w państwie Piastów okazało się jednak dużo mniej niszczycielskie. W połowie XIV wieku nie doszło do katastrofy demograficznej, potem zaś ludność rosła w imponującym tempie.
Reklama
Od czasów Kazimierza Wielkiego do roku 1500 populacja Królestwa Polskiego przynajmniej się podwoiła. W samym wieku XV w kraju założono też niemal 300 miast. Te już istniejące rozwijały się, potrzebując coraz więcej żywności.
Rynek wewnętrzny rósł, a w efekcie rosły też ceny. Jednocześnie z dekady na dekadę poprawiały się plony. Podniesienie jakości narzędzi, lepsze nawożenie, zajmowanie pod uprawę wcześniej pustych, a przez to niewyjałowionych pól – wszystko to sprawiało że od 1400 do 1500 roku zbiory zwiększyły się średnio nawet o 30%.
Mały spichlerz Europy
Szlachta zawsze musiała parać się rolnictwem, dla własnego, biologicznego przetrwania. W wieku XV, po raz pierwszy w dziejach Polski, zajęcie to zaczęło się także opłacać. A w stuleciu XVI mogło już przynosić pokaźne zyski. To wtedy na znaczącą skalę podjęto wywóz za granicę.
Ze zbożowym biznesem epoki renesansu wiążę się wiele nieporozumień. Wbrew dawnym twierdzeniom, zwyczajni szlachcice tylko z rzadka zajmowali się spławem. Transport zboża był drogi, jego jednoczesne przygotowanie do sprzedaży problematyczne, a cały proceder intratny tylko, gdy obracano dużą ilością towaru.
Reklama
Do Gdańska swoje zbiory wysyłali zwłaszcza właściciele majątków położonych blisko Wisły oraz jej dorzeczy; głównie też ci z północy kraju, a nie z odległej Małopolski. Niemal połowę całego zboża kierowanego ku Bałtykowi sprzedawali wielcy magnaci oraz przedstawiciele wysokiego kleru. Resztę głównie mieszczanie.
Łącznie 5% całych polskich zbiorów żyta i pszenicy trafiało na eksport. Było to około 100 000 ton zboża. Ilość pozwalająca wyżywić do 750 000 osób. I na pewno zbyt mała, by nazywać Polskę „spichlerzem Europy”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Trzy razy więcej zboża sprzedawano na rynku wewnętrznym – w miastach, na targach i jarmarkach. Reszta była spożywana na wsi lub zużywana na ponowny zasiew. Wspomniane 5% wystarczało jednak, by jeszcze bardziej podbić ceny zboża w całym kraju, a zwłaszcza w prowincjach zaangażowanych w handel dalekosiężny.
Nowe szanse dla szlachty, nowy wyzysk dla chłopów
Opłacalność rolnictwa rosła wreszcie i ze względów globalnych. Polska szlachta bogaciła się, bo hiszpańscy i portugalscy konkwistadorzy dokonali brutalnego podboju Ameryki Południowej.
„Odkrycie” Nowego Świata przyniosło jego rdzennej ludności zniewolenie i śmierć od niszczycielskich chorób przywleczonych z Europy. W samej Europie doprowadziło natomiast do bezprecedensowego nadmiaru kruszców.
Od 1500 do 1600 roku z Ameryk sprowadzono 150 ton złota i 7500 ton srebra. W każdym tygodniu na Stary Ląd trafiało średnio niemal półtorej tony tego drugiego kruszcu. Efektem była inflacja na skalę, jakiej nie notowano nigdy wcześniej.
Reklama
W górę wystrzeliły niemal wszystkie ceny. Żywność drożała jednak o wiele szybciej niż wszelkie wytwory rzemiosła. Zjawisko notowano tak samo w Hiszpanii, Italii, Francji, jak i w Polsce. U nas dysproporcja była zresztą nawet większa niż na zachodzie Europy.
Dobrze znane są ceny, jakie za różne towary płacono w Krakowie. Żyto w przeciągu XVI stulecia zdrożało nawet o 400%. Dla porównania sukno krajowe było po stu latach tylko o 50% droższe, a buty o 100%.
Z roku na rok koniunktura tylko się poprawiała. Dla właścicieli ziemskich nie ulegało już wątpliwości, że warto, a nawet trzeba z niej korzystać. Pytanie brzmiało: jak to robić najwydajniej?
Spośród różnych możliwości nad Wisła wybrano model, który miał z czasem przynieść pełne zniewolenie ludności chłopskiej: system pańszczyźniany, czy też, jak często określa się go w literaturze: folwarczno-pańszczyźniany.
***
O tym jak wyglądało życie na polskiej wsi, czym naprawdę była pańszczyzna i jak chłopi nad Wisłą stali się niewolnikami przeczytacie w mojej książce pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Do kupienia na Empik.com.