W czasie I wojny światowej Turcja opowiedziała się po stronie państw centralnych. Przymierze z Niemcami i Austro-Węgrami okazało się katastrofalnym wyborem dla pogrążonego w kryzysie państwa, które we wcześniejszych stuleciach należało do najważniejszych i największych mocarstw Europy. O tym, jakie warunki w październiku 1918 roku zwycięscy alianci postawili władzom w Stambule pisze Stanisław Rek w książce Smyrna 1919-1922.
W dniu 30 października 1918 roku na pokładzie brytyjskiego okrętu liniowego „Agamemnon” w Mudros, małym porcie na greckiej wyspie Lemnos, admirał sir Arthur Somerset Gough-Calthorpe przyjął w imieniu mocarstw alianckich kapitulację imperium osmańskiego, pokonanego po wojnie długiej i prowadzonej przez nie z wielką determinacją, naznaczonej pojedynczymi wprawdzie, lecz bardzo ważnymi zwycięstwami Osmanów.
Reklama
Bezwarunkowa kapitulacja
Imperium osmańskie, sprzymierzone z państwami centralnymi i wspierane przez liczną grupę wyższych oficerów i specjalistów z Niemiec i Austro-Węgier, nadal mogło się przez pewien czas bronić, gdyż morale korpusu oficerskie go było wysokie, lecz klęska z uwagi na wyczerpanie armii w wyniku wysokich strat wojennych i masowych dezercji była tylko kwestią czasu.
Tuż przed zawarciem rozejmu, na początku października, rządzący państwem Enver Pasza, Talaat Pasza i Dżemal Pasza (młodoturecki triumwirat) zbiegli z kraju, umożliwiając przejęcie steru rządów nowej ekipie, jak się mogło wydawać zdolnej – z uwagi na brak powiązań z państwami centralnymi – do uzyskania od aliantów lepszych warunków kapitulacji.
W rzeczywistości nowy premier Turcji, generał Ahmed Izzet Pasza, był nominatem Talaata Paszy i robił wszystko, aby członkom triumwiratu i całej górze młodotureckiego Komitetu Jedności i Postępu nic złego nie uczyniono. Spowodował nawet zniszczenie obciążających triumwirat dokumentów.
Dopiero 30 października delegacja osmańska pod przewodnictwem ministra wojny Husejna Raufa Orbaya – w niedalekiej przyszłości bojownika o uniezależnienie Turcji – podpisała ze zwycięskimi aliantami rozejm kończący działania wojenne. Jego warunki, podpisane blisko 10 dni przed złożeniem broni przez oddziały tureckie, uważa się w historiografii za najsurowsze ze wszystkich, jakie mocarstwa alianckie podyktowały pokonanym przeciwnikom.
Sprowadzały się one do całkowitej i bezwarunkowej kapitulacji imperium. Nie chodziło tylko o powody ściśle polityczne i wymogi militarne. Narzucenie Turkom ustępstw na rzecz mniejszości spowodowane było zbrodniami rządu tureckiego na własnych chrześcijańskich obywatelach.
Reklama
Udostępnienie Bosforu i Dardaneli
Opinią publiczną Zachodu wstrząsnęły przenikające z Turcji, mimo utrudnień czasu wojny, doniesienia o masowym ludobójstwie dokonywanym zwłaszcza na Ormianach, ale też na Asyryjczykach, chrześcijanach z Syrii i Libanu oraz Grekach. Nie mniejsze oburzenie w krajach alianckich wywołało nieludzkie traktowanie jeńców brytyjskich w obozach tureckich.
Według postanowień z Mudros Turcy zostali zobowiązani do niezwłocznego udostępnienia Cieśnin – Bosforu i Dardaneli, dla żeglugi alianckiej i przekazania zwycięzcom wszystkich fortów i umocnień w tej strefie. Flocie alianckiej władze tureckie miały udzielić wszelkich informacji i pomocy odnośnie do żeglugi na Morzu Czarnym.
Złożono na nie obowiązek uwolnienia w trybie natychmiastowym zarówno jeńców alianckich, jak i tysięcy internowanych Ormian. Szczególnie bolesne były postanowienia o demobilizacji i rozbrojeniu wszystkich sił wojskowych imperium osmańskiego, wyjąwszy siły niezbędne do utrzymania porządku i bezpieczeństwa na granicach, których liczba miała być określona przez sprzymierzonych.
Kontrola środków komunikacji
Okręty wojenne, podobnie jak porty, miały zostać przekazane aliantom. Podkreślono prawo zwycięzców do zajęcia każdego punktu o znaczeniu strategicznym w pokonanym kraju, o ile powstałaby sytuacja zagrażająca bezpieczeństwu aliantów. Narzucono Turcji całkowitą kontrolę wszelkich środków komunikacji w kraju, w tym nad kolejami, portami, telegrafem i pocztą, oraz okupację systemu tuneli w górach Taurus łączących Anatolię z Cylicją. Wszystkie oddziały osmańskie walczące nadal w Libii, Jemenie i Hidżazie oraz Mezopotamii miały natychmiast złożyć broń.
Reklama
W ręce aliantów miała również przejść kontrola nad kolejami Zakaukazia, w tym na dawnych terytoriach rosyjskich, na których znalazły się oddziały tureckie – w Baku i Batumi. Alianci zagwarantowali sobie również prawo do okupacji sześciu wschodnich wilajetów tureckich w razie jakichkolwiek niepokojów w tych rejonach.
Postanowienia z Mudros wzbudziły nie tylko rozgoryczenie elit społeczeństwa osmańskiego, ale również oburzenie olbrzymiej większości muzułmańskiej ludności Turcji. W dodatku w kręgach zwycięzców zrodziła się myśl o utworzeniu niepodległej Armenii na terenach nie tylko dawnego imperium rosyjskiego, ale również kosztem sześciu wschodnich wilajetów tureckich.
Zadośćuczynienie za tureckie zbrodnie
Pomysł alianci traktowali oczywiście jako zadośćuczynienie za straszliwe cierpienia i ludobójstwo, jakich w I wojnie doświadczyli Ormianie i w mniejszej mierze Grecy – a jak się później dowiedziano, i inne wspólnoty chrześcijańskie imperium osmańskiego. Niezadowolenie wzbudziła również obietnica aliantów co do zapewnienia autonomii Kurdom tureckim, zamieszkującym pogranicze Anatolii, północnego Iraku, północno-wschodniej Syrii i Persji.
Nie wiedziano jeszcze w Turcji, że zwycięskie mocarstwa alianckie były gotowe do faktycznego rozbioru pokonanego imperium i pozostawienia jedynie jej skrawka pod panowaniem sprowadzonego do roli marionetki sułtana.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Rozejm podpisali nie przedstawiciele triumwiratu (wspomniani już przywódcy nacjonalistycznego Komitetu Jedności i Postępu, rządzącego imperium żelazną ręką w latach 1913–1918 i odpowiedzialnego za decyzję o przystąpieniu Turcji do Wielkiej Wojny u boku Niemiec), lecz grupa polityków wiernych sułtanowi Mehmedowi VI Vahideddinowi (1918–1922), kierowana przez nowego wielkiego wezyra Ahmeda Izzeta.
Usiłowała ona zdystansować zarówno siebie, jak i władcę osmańskiego, rządzącego zresztą od niedawna – od decyzji o przystąpieniu do wojny po stronie Niemiec i od odpowiedzialności za dokonane przez rząd młodoturecki masowe ludobójstwo mniejszości chrześcijańskich. W rzeczywistości, jak wspomnieliśmy, grupa ta roztoczyła parasol ochronny nad przywódcami dawnego reżimu.
Reklama
Owi przywódcy tworzący triumwirat zbiegli zresztą z kraju, ale pozostawili na miejscu, w nadziei wzniecenia oporu w sprzyjającym momencie, tajną organizację Karakol. Jej oparciem była wpływowa na szczeblu lokalnym, na rozległych obszarach Anatolii i Tracji, grupa osób, urzędników i wojskowych powiązana z reżimem młodotureckim.
Utrata ponad połowy terytorium
W Anatolii, uważanej za doskonałą bazę do dalszego zbrojnego oporu, zwolennicy dawnych władz ukryli znaczne ilości broni i sprzętu wojskowego. Nowa organizacja miała ochronić związane z ustępującym reżimem kadry urzędnicze i przygotować zaplecze dla ruchu oporu wobec okupantów.
Poparcie dla ustępującego systemu, jak i nowo powstałej organizacji było w Turcji bardzo silne. Według stwierdzenia admirała Gough-Calthorpe’a młodoturecki „Komitet Jedności i Postępu nie przestał istnieć; wydaje się tylko, że przeszedł w inne ręce i staje się kręgosłupem, wokół którego ogniskują się prawdziwe realne narodowe uczucia”.
Turecki establishment był wstrząśnięty warunkami rozejmu. Straszne wydawało się już wstępne zredukowanie terytorium państwa z ok. 1,7 do nieco ponad 0,7 miliona kilometrów kwadratowych, a jego ludności z dawnych przynajmniej 21 milionów do kilkunastu milionów. Niestety, mimo ugodowej polityki i gotowości do współpracy ze strony rządu sułtańskiego, alianci w sposób wyjątkowo niezręczny postępowali z Turkami. Nie doceniali wrogich nastrojów ludności tureckiej, oburzonej przychylnością okazywaną przez okupantów mniejszościom chrześcijańskim.
Reklama
W dniach 9–13 listopada wielka flota aliancka, poprzedzana przez brytyjski pancernik „Superb”, wpłynęła do Cieśnin, obsadziła ich umocnienia i wysadziła w Stambule siły liczące niewiele ponad 3 tysiące żołnierzy, złożone początkowo z Francuzów i Brytyjczyków, a stopniowo powiększone do 50 tysięcy, przy udziale Włochów, lecz zawsze z przewagą Brytyjczyków.
Dumę Turków uraził przejazd generała Francheta d’Esperey na koniu ciemnej maści, którego legenda uczyniła białym, wzorem dawnych sułtańskich zwycięzców, po Grand Rue de Pera. Koło Galaty ku wściekłości Turków zarzucił kotwicę również krążownik pancerny „Averof”, jednostka należąca do arcywrogów Turcji – Greków.
Odtąd aż do 23 października 1923 roku Stambuł i oba wybrzeża Cieśnin okupowane były przez siły alianckie. Na czele zarządu okupacyjnego stanął, jako pierwszy wysoki komisarz, admirał Calthorpe, wspomagany przez wicekomisarzy: Francuza i Włocha. Los i granice Turcji miał rozstrzygnąć przygotowywany przez aliantów, wśród zmiennych okoliczności politycznych i napięć między zwycięzcami, traktat pokojowy.
Poróżnione mocarstwa
Błędem aliantów było zbyt długie wypracowywanie tego dokumentu, a zasadniczą słabością niemożliwość sprowadzenia do Anatolii własnej licznej armii, która – aby utrzymać porządek i zmusić Turków do zachowania i zaakceptowania surowych warunków pokoju – musiałaby liczyć, jak szacowano w 1920 roku, przynajmniej 27 dywizji.
Już na samym początku w relacjach pomiędzy zwycięzcami, a zwłaszcza w ich nastawieniu wobec pokonanych, pojawiły się rysy. Pierwsze Włochy, urażone odmową Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych co do honorowania przyrzeczonej im strefy wpływów w Turcji, rozpoczęły politykę zbliżenia z narodowymi środowiskami tureckimi, już sprzeciwiającymi się proalianckiej polityce rządu sułtańskiego.
Rząd ów z kolei, świadomy konfliktów pomiędzy zwycięskimi mocarstwami i dlatego liczący na złagodzenie warunków postawionych Turcji, starał się z jednej strony gorliwie wykonywać alianckie żądania, z drugiej podkreślać swoje zerwanie z ludobójczą polityką dawnych rządów młodotureckich.
Reklama
Alianci, a zwłaszcza Brytyjczycy, zdecydowani byli na rozwiązanie niesłychane i niemożliwe do zaakceptowania dla przeciętnego Turka: przekształcenie Stambułu i rejonu Cieśnin w kontrolowaną przez obcych strefę międzynarodową. Przedmiotem długich negocjacji stało się tylko ustalenie podmiotu kontrolującego tę strefę, pozostawioną pod nominalnym zwierzchnictwem sułtana.
Anglicy pragnęli oczywiście, aby to oni przejęli kontrolę nad tym ważnym strategicznie obszarem, ale również w tej kwestii wykazali się elastycznością i gotowi byli do przekazania odpowiedzialności zarówno za Cieśniny, jak i za odległe państwo armeńskie Amerykanom, w formie mandatu powierniczego. W długich i trudnych negocjacjach pojawiała się również koncepcja przekazania rządowi Stanów Zjednoczonych podobnego mandatu nad całą Turcją, a raczej tym, co z niej pozostanie, po zaspokojeniu apetytów zwycięzców.
Niemożność kontrolowania większości kraju
Swoisty charakter miało nastawienie wobec spraw tureckich rządu Francji, dla której strefy wpływów miały drugorzędne znaczenie. Dlaczego? Rozszerzenie francuskich wpływów w tej formie kłóciło się tutaj z koniecznością obsługiwania tak zwanego długu osmańskiego, czyli wielkich i wysoko oprocentowanych pożyczek i zobowiązań poprzednich sułtanów, w lwiej części zaciągniętych w bankach francuskich. Właśnie dlatego rząd Republiki Francuskiej był skłonny do łagodniejszego potraktowania Turcji w przygotowywanym traktacie pokojowym.
Już na samym początku alianckiej okupacji Stambułu i strefy Cieśnin Turcy zorientowali się, że okupanci nie są w stanie kontrolować większych obszarów w ich kraju. Podsyciło to jeszcze wolę oporu wobec najeźdźców.
Reklama
W Stambule dochodziło nawet do ataków na Greków stanowiących blisko połowę mieszkańców stolicy. Atmosferę zagrożenia i niepewności podsycały jeszcze powroty do Turcji tych Greków, których władze młodotureckie usunęły z rejonu wybrzeży Morza Egejskiego i morza Marmara.
Zarówno repatrianci z Grecji, jak i zwłaszcza ich rodacy zesłani przez władze w głąb Anatolii, po strasznych przeżyciach, jakie stały się ich udziałem, energicznie domagali się zwrotu utraconego mienia lub odszkodowań. Pozycja kolejnych wielkich wezyrów sułtańskich, zmieniających się na swym urzędzie jak w kalejdoskopie, była słaba.
Dążenia Mehmeda VI
Sułtan Mehmed VI Vahideddin zmierzał do autorytarnych rządów osobistych. Nie tylko szybko odebrał wielki wezyrat sprzyjającemu poprzedniemu reżimowi młodotureckiemu Ahmedowi Izzetowi Paszy, ale faworyzował spowinowaconego z dynastią kilkakrotnego wielkiego wezyra Damata Ferida Paszę. I nic dziwnego. Nawet wpływ urzędników wiernych padyszachowi w prowincjach był słabszy niż administracji pozostającej w kontakcie ze zbiegłym kierownictwem młodotureckim.
Jej rola miała przesądzić o biegu dalszych wydarzeń. I jeszcze jedno. Rząd sułtański, zarówno dlatego, że sam próbował zapobiec dalszemu pomniejszeniu terytorium państwa, jak i dlatego że znał antyalianckie nastroje ludności, prowadził politykę lawirowania pomiędzy wymogami okupantów a nastrojami poddanych.
Reklama
Rządzący wcześniej triumwirat młodoturecki usiłował pod koniec wojny zawrzeć rozejm ze zwycięskimi mocarstwami na podstawie 14 punktów prezydenta Woodrowa Wilsona, pośród których znalazł się postulat prawa narodów do samostanowienia i granic etnicznych.
Natomiast surowość postanowień z Mudros, tak odmienna od zaleceń idealistycznie nastawionego amerykańskiego prezydenta, rozgoryczyła skłonne do ugody otoczenie sułtana, a rozwścieczyła żywioły, które zwykło się nazywać nacjonalistycznymi lub lepiej narodowotureckimi. Żywioły te od marca 1919 roku umacniały swoje wpływy w terenie. Formalne przeciwstawienie się aliantom zachodnim było tylko kwestią czasu i odpowiedniego pretekstu.
Błędy aliantów
Alianci, którzy przystąpili do przygotowywania tekstu traktatu pokojowego, popełnili wobec pokonanej Turcji szereg kardynalnych błędów. Miały one przynieść im i ich całej polityce w rejonie Turcji i Zakaukazia kompletną porażkę. Pierwszym błędem było niedocenienie woli oporu pokonanych Turków.
Skłócone mocarstwa alianckie, różniące się co do celów politycznych i podejścia wobec przyszłości imperium osmańskiego, nie doceniły siły nacjonalizmu tureckiego i możliwości intelektualnych oraz politycznych je-go przywódców.
Reklama
Znacznie natomiast przeceniły możliwość oparcia polityki wobec Turków na Grecji – zwłaszcza Wielka Brytania – lub Armenii i w mniejszym stopniu na innych krajach Zakaukazia. Zamiar demobilizacji potężnych armii z okresu Wielkiej Wojny oraz cięć budżetowych i znana niechęć Wielkiej Brytanii do militarnego angażowania się tam, gdzie można było użyć dla swych celów obcych sił zbrojnych, fatalnie rokowała planom rozbioru Turcji.
Tymczasem w wyniku I wojny olbrzymie obszary dawnego imperium rosyjskiego, jak i imperium osmańskiego, stały się próżnią, a ich podporządkowanie czy wręcz spacyfikowanie miało okazać się zadaniem przewyższającym możliwości wszystkich zwycięskich mocarstw. Sama Turcja stanowiła ogromne wyzwanie dla sprzymierzonych.
Zasadniczą sprawą była odpowiedź na pytanie: jak zapanować nad słabo zaludnionym, trudno dostępnym z uwagi na marne drogi i rzadką sieć kolejową obszarem zamieszkanym przez wiele milionów głównie muzułmańskiej populacji.
A populacja ta, fanatycznie nastawiona przeciwko chrześcijanom, słuchała nie tyle zarządzeń urzędników paktującego z okupantem sułtana, lecz podszeptów wielotysięcznej rzeszy oficerów i islamskich duchownych, zdeterminowanych do kontynuowania zapoczątkowanej w 1914 roku świętej wojny.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Stanisława Reka pt. Smyrna 1919-1922. Ukazała się ona w 2023 roku nakładem wydawnictwa Bellona