Typowy polski szlachcic, właściciel nowożytnej wioski, nie chciał osobiście angażować się w codzienne życie chłopów. Zależało mu jednak na tym, by społeczność, którą wyzyskiwał była karna oraz pracowita. Dla utrzymania dyscypliny w osadzie oraz na folwarku panowie powoływali więc spośród chłopów pańszczyźnianych specjalnych urzędników, wójtów. Mieli oni władzę nad innymi chłopami i autorytet, byli najważniejszymi członkami gromady. Mało kto jednak brał na siebie dobrowolnie takie wyróżnienie.
Wójtowie byli odpowiedzialni za utrzymanie porządku w gromadzie, organizację prac na folwarku oraz pobór podatków. (…) Chłopski wójt stanowił dla panów wygodny instrument. Aby jeszcze bardziej związać wójtów z dworem, panowie narzucali im konieczność złożenia przysięgi.
Reklama
„Przysięgam Panu Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu, że powierzoną mi gromadę będę kierować rządem dobrym, nie mieć względów ani na krewnych, ani na przyjaciół, opiekować się sierotami […] Tak mi Panie Boże dopomoże i męka Jego świata” — to tekst ślubowania wójta z XVIII wieku.
Narzędzie w rękach pana. Kim był wójt na polskiej wsi nowożytnej?
Wójt był wybierany na trzy lata, czyli na pełny cykl trójpolówki. Zebranie gromadzkie proponowało panu trzech kandydatów, z których ten wybierał jednego. Miał też prawo odwołania wójta przed końcem kadencji, jeśli uznał, że ów nie wywiązuje się ze swoich zadań.
Kiedy wójt postępował wbrew interesom pana, mógł zostać za to ukarany. Była to funkcja przynoszącą korzyści przede wszystkim prestiżowe. Dawała — jak pisano — prawo „do większego uszanowania”, lecz niosła też ryzyko wejścia w konflikt z panem lub gromadą.
Korzyści z wójtostwa. Na jakie profity mógł liczyć najważniejszy człowiek we wsi?
Profity materialne ze sprawowania urzędu były stosunkowo niewielkie. Wójt miał prawo do części zasądzonych grzywien. Zwykle na czas pełnienia urzędu dostawał dodatkowo od jednej do dwóch mórg gruntu oraz zwalniano go z wielu obowiązków: rzadziej odrabiał pańszczyznę, mógł płacić niższy czynsz, nocą nie stróżował.
Reklama
Pozycja wójta we wsi oraz skala korzyści i zagrożeń wynikających ze sprawowania tego urzędu zależały przede wszystkim od pana.
Niechciane wyróżnienie
Nie było łatwo znaleźć kandydatów na wójta. Nic dziwnego — znajdował się on bowiem między młotem a kowadłem. Oczekiwania pana i gromady były rozbieżne, a pretensje mogły mieć obie strony.
Gdy gromada nie wskazała panu kandydatów na urząd, to wówczas pan w ramach sankcji zwiększał jej powinności i sam mianował wójta, który w zasadzie nie miał już możliwości odmowy. Jednak gdyby mimo wszystko zdecydował się nie przyjąć urzędu, narażał się na karę chłosty w wysokości dwudziestu pięciu, a nawet pięćdziesięciu plag.
W tej sytuacji bezpieczniejsza dla wójta była inna strategia. Mianowicie przyjmował urząd, aby po kilku miesiącach zabiegać u pana o wcześniejsze zwolnienie, używając różnej natury argumentów.
Jeden z nich pisał do właściciela wsi, że „przybywszy rok na urzędzie wójtowskim od Pana wyznaczony wyprasza się z tego Urzędu dlatego, że go Gromada słuchać cale nie chce, aby samopas gromada żyła”.
Inny z kolei, zabiegając o zwolnienie, tłumaczył panu, że „za trudy podejmowane żadnej rekompensaty” nie otrzymał. Jeszcze inni podkreślali zaawansowany wiek i choroby.
Wójt miał do pomocy reprezentację gromady w postaci ławy wiejskiej, która liczyła zwykle od trzech do siedmiu urzędników gromadzkich, ale zdarzały się ławy liczące nawet dwanaście osób. W jej skład obok wójta wchodzili podwójci, pisarz oraz ławnicy, zwani przysiężnymi. (…)
Reklama
Przed domem wójta wbity był w ziemię słup lub drąg, który informował, że mieszka w nim najważniejszy urzędnik gminy. Jego atrybut stanowiła tak zwana kula, czyli laga, nieraz rzeźbiona, którą posługiwał się podczas posiedzeń ławy, wymuszając ciszę lub posłuszeństwo.
Za pomocą kuli przekazywał też informacje o terminach posiedzenia ławy i zebrania gromadzkiego. Kula wędrowała od chaty do chaty, a jej powrót do wójta oznaczał, że wszyscy zostali powiadomieni. (…)
Uprawnienia wójta na dawnej polskiej wsi
Wójt, ława wiejska i zebranie gromadzkie decydowały o wielu kwestiach praktycznych, wynikających z natury wiejskiej gromady mającej wspólny majątek — przede wszystkim łąki i pastwiska.
Gromadzkiego bydła i owiec pilnował pastuch mianowany przez wójta. Gromadzkie organy władzy ustalały kolejność wypasania bydła, sposób gromadzenia zapasów, podział gruntów na jare, ozime i ugory. Trójpolówka wymagała wspólnych decyzji.
Reklama
Wójt przy pomocy ławy zarządzał stawami i placami, a także był zobowiązany do powołania strażników nocnych. Przysiężni natomiast pomagali przy dzieleniu gospodarstw między spadkobierców, ustalali granice między zagonami i zagrodami, mierzyli grunty, szacowali szkody wywołane klęskami elementarnymi, kontrolowali sprzedaż trunków w karczmie, a także godzili zwaśnione strony. (…)
Wójt na czele sądu. Wiejskie sądownictwo
Ława kierowana przez wójta była zarówno organem wykonawczym, jak i sądowym. Sędziami byli wójt i przysiężni. Sądy nie funkcjonowały w trybie ciągłym, tylko zwoływano je na sesje, tak zwane roki gajone (czyli zwoływane, zagajone), minimum trzy razy w roku, w okresach, kiedy nie prowadzono intensywnych prac rolnych.
Sąd obradował w domu wójtowskim lub w karczmie, wyjątkowo we dworze lub na plebanii. Sędziowie wyrokowali na podstawie prawa pisanego niemieckiego i polskiego oraz zwyczajowego, ale o szczegółowych uprawnieniach sądu decydował pan. Kiedy był obecny na posiedzeniu sądu, wówczas gromada fundowała mu obiedne, czyli zapewniała „catering”.
Sąd ławniczy rozstrzygał przede wszystkim sprawy cywilne. Przed datą rozprawy wójt i przysiężni prowadzili zakulisowe rozmowy ze stronami, łagodząc napięcia i poszukując kompromisowego rozwiązania. (…)
Reklama
Osoby uznane za winne najczęściej wzywano do zapłacenia kary grzywny, chyba że pan przyznał sądowi prawo zasądzania kar cielesnych. Strony niezadowolone z wyroku mogły odwołać się do pana, który pełnił jednoosobowo funkcję sądu apelacyjnego oraz zatwierdzał lub odrzucał wyroki ławy.
Mieszkańcy gromad nieraz zarzucali wójtom i przysiężnym stronniczość oraz wykorzystywanie pozycji w celu osiągnięcia korzyści majątkowych. Jeśli udowodnili swoje racje, pan mógł usunąć przysiężnych i wójta z urzędu. (…)
Dom wójta zamiast urzędu
Akta procesowe, księgi wiejskie, dokumenty określające prawa i obowiązki gromady przechowywano w skrzyni, w której trzymano również pieniądze i kosztowności.
Za jej bezpieczeństwo odpowiadał wójt, pilnujący jej jak oka w głowie. Była zdeponowana w jego gospodarstwie, ponieważ w epoce średniowiecznej i nowożytnej aż po XIX i XX wiek nie istniały odrębne budynki gminne.
Reklama
Wójt, choć formalnie reprezentował pana i sądził w jego imieniu, jednocześnie musiał brać pod uwagę opinię gromady, do której przynależał. Wiedział, że po zakończeniu sprawowania urzędu będzie musiał żyć w tych samych ramach społecznych co wcześniej, dlatego mądry wójt starał się postępować tak, aby społeczność gromady nadmiernie nie ucierpiała i nie pogorszyły się warunki materialne jej mieszkańców.
Czy się to udawało? Ile wsi i wójtów, tyle odpowiedzi. „Ksiądz pana wini, pan księdza. A nam prostym zewsząd nędza” — kwitował Mikołaj Rej, udzielając głosu Wójtowi w głośnej rozprawie.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Andrzeja Chwalby i Wojciecha Harpuli pt. Cham i pan. A nam, prostym, zewsząd nędza?. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Literackiego w 2022 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.