Nawet dzisiaj poród stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia kobiety oraz noworodka. A co dopiero miały powiedzieć ciężarne chłopki rodzące w drugiej połowie XIX wieku, kiedy na wsi ludzie nie mieli jeszcze pojęcia o antyseptyce. Jak zatem wyglądały porody w włościańskich chatach 150 lat temu?
Niezwykle interesujący opis tego, jak przebiegał poród na podkrakowskiej wsi możemy znaleźć w opublikowanej w 1893 roku książce Jana Świętka pt. Lud nadrabski, od Gdowa po Bochni. Autor w obszernej monografii przybliżał czytelnikom realia życia oraz obyczaje mieszkańców swoich rodzinnych stron. Wiele miejsca poświęcił również kwestiom związanym z ciążą oraz porodem.
Reklama
Chłopskie sposoby na bóle porodowe
Zgodnie z tym, co pisał Świątek, gdy mająca rodzić poczuła, że zbliża się poród natychmiast wzywano „babkę położną”. Była to „zwykle starsza wiekiem kobieta wiejska. Akuszerkę egzaminowaną z miasta zapraszano tylko w nadzwyczajnych razach”. Jak dalej czytamy:
Babka, po wydaleniu dzieci i domowników z izby, prześciela łóżko, nakrywa je płachtą, pod głowę podkłada pierzynę we dwoje i poduszkę (żeby było wysoko), po czym rozbiera położnicę do koszuli, a zdjąwszy nadto z jej głowy chustkę, układa ją na wznak na pościeli.
Aby złagodzić bóle porodowe rodzącej przykładano… cebulę do pępka. W tym samym celu podawano również położnicy „posiekany czosnek lub cebulę do żucia”. Gdyby i to nie zadziałało położna serwowała „odwar z naci pietruszki i cebuli lub pod nosem nacierała czosnkiem”. Dla przyspieszenia porodu podkładała też „często pod krzyże przędzionko”, czyli kłębek przędzy.
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać w porodzie uczestniczył również mąż. Jak bowiem pisał późniejszy założyciel i pierwszy prezes krakowskiego oddziału Towarzystwa Ludoznawczego:
Reklama
Gdyby mimo to nastąpiły bóle ostre, babka zapala nieco spirytusu na misce i podkadza części rodne położnicy, podtrzymywanej w tym razie przez męża stojąco.
W tej też pozycji pozostaje kobieta, gdy zamiast spirytusem, podkadza ją babka cebulą, palącą się wśród żarzących się węgli w garnku. W ogólności do dymienia dla przyśpieszenia porodu przywiązuje lud znaczną wagę, kiedy nawet w tym celu mąż zaprasza niekiedy kilku chłopów, aby silnie palili tytoń z fajek przy chorej żonie.
Przy ciężkim porodzie wzywa zazwyczaj babka męża do łóżka położnicy i mówi: „Cierpcie oboje!”. To ma sprowadzać ulgę chorej i ułatwiać poród.
Supełki na pępowinie
Przy szczególnie silnych bólach rodzącej serwowano wódkę z imbirem oraz korzeniem macicznym. Czym był ten ostatni trudno dzisiaj już powiedzieć. W każdym razie według literatury etnograficznej z końca XIX wieku miał on kolor żółty i chłopi nabywali go w aptece.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Kiedy wszystko przebiegło bez problemów i poród się udał wiejska akuszerka podwiązywała pępowinę na całej długości konopnymi nitkami. Miało to rzekomo uchronić noworodka przed problemami z oddychaniem. Jednocześnie końca pępowiny nie odcinano, lecz „zostawiano go nienaruszonym, dopóki pod pieluszkami, po każdym wykąpaniu noworodka uważnie chowany, sam nie uschnie i nie odpadnie”.
Gdy już to nastąpiło matka chowała pępowinę do skrzyni. Trzymano ją tam aż do momentu, gdy dziecko „przychodziło do rozumu”. Kiedy to następowało chłopski potomek rozwiązywał supełki, wierzono bowiem, że „przez to rozwiąże sobie i pamięć”.
Reklama
Przesądy związane z porodem
Po porodzie akuszerka obwiązywała brzuch świeżo upieczonej matki ręcznikami oraz podawała jej grzaną na maśle lub słoninie wódkę, która miała ją wzmocnić. Następnie przystępowała do prześcielenia łóżka:
Oddalając tedy wszelkie nieczystości, wyciera zarazem słomą odchody połogowe [krew, śluz oraz resztki błon płodowych], które przeciekły pod łóżko. W tym względzie stosuje się ona do rozpowszechnionego nad Rabą przesądu, który powiada, że wytarcie szmatą lub miotłą odchodów połogowych pod łóżkiem w skutkach swych pociąga gnicie ciała u dziecka.
Po przyobleczeniu łóżka świeżym prześcieradłem, a czasami i po wyścieleniu go równocześnie świeżą słomą, babka dodaje do wódki mydła, a często i śmietanki i zgotowawszy tę mieszaninę, smaruje nią brzuch położnicy, dobrze z dołu do góry wcierając.
Jako że ówcześni chłopi byli niezwykle przesądni i wierzyli we wszelkiego rodzaju gusła zaraz po porodzie pod poduszkę rodzącej wkładano ślubne spodnie jej męża. Miało to odpędzić tak zwane boginki zwane inaczej mamunami.
Reklama
Boginki podmieniające dzieci
Według ludowych wierzeń były to „kobiety nienależące do rodu śmiertelniczek, o śniadym ciele, rodzące brzydkie dzieci, zwane odmieńcami”. Mieszkańcy podkrakowskich wsi byli przekonani, że gdy tylko nadarzyła się okazja owe istoty podmieniały nowonarodzone chłopskie dzieci na swe paskudne potomstwo.
Kolejny przesąd był związany z łożyskiem rodzącej. Kiedy już to odeszło babka zakopywała je pod frontową ścianą domu, w sieni lub komorze „sznurkiem [pępowiną] do góry”. Miejsce oraz ułożenie miało kluczowe znaczenie, ponieważ w razie „porzucenia na wolnym powietrzu lub zakopania gdzieś” zaszkodziłoby to zdrowiu matki. Z kolei po zakopaniu „sznurkiem na dół, położnica straciłaby bezpowrotnie swa płodność w przyszłości”.
Okres poporodowy trwał zwykle od dwóch do czterech tygodni i kończył się „wywodem do kościoła”. Zanim to nastąpiła matka noworodka miała nie opuszczać domu. Uważano bowiem, że w tym czasie ma ona nie odstępować na krok dziecka i pilnować go przed zakusami „boginek”. Co więcej panowało przekonanie, że:
(…) gdyby się położnica wtedy jęła jakiej roboty w polu, nie przyniosłoby to żadnego pożytku, ale wręcz szkodę. Rola taka zarosłaby chwastami, a w studni, do której się chora wybrała po wodę, zalęgłyby się robaki.
Reklama
Nieraz traciły zdrowie a nawet życie
Ten względnie długi okres odpoczynku dla rodzących nie był jednak w żadnym razie standardem na galicyjskiej wsi. Jan Słomka w swoich wspomnieniach zatytułowanych Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych pisał bowiem, że w jego rodzinnym Dzikowie:
Po połogu i chrzcinach chora najpóźniej po tygodniu wstawała z łóżka i brała się do zwyczajnej roboty i była zdrowa, ale też nieraz trafiało się, że traciła zdrowie, a nawet życie, a to szczególnie przez te następujące zaraz po narodzinach chrzciny, na których goście swobodnie i głośno się bawili bez względu na chorą położnicę, i odchodziła wódka, którą i chorą raczyli.
Bibliografia
- Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.
- Jan Świętek, Lud nadrabski, od Gdowa po Bochni, Akademia Umiejętności 1893.