Jeden przedmiot stał się nad Wisłą w czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej symbolem odwagi, nieustępliwości, honoru, umiłowania ojczyzny. Obowiązkowo musiał go posiadać każdy pan herbowy. I cenił go nawet bardziej niż własną rodzinę oraz Rzeczpospolitą. Bez szabli nie czuł się bowiem pełnoprawnym szlachcicem.
Poniższy artykuł powstał na podstawie nowej książki Kamila Janickiego pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty.
W średniowiecznej Polsce, wzorem zachodnim, dominowały miecze – broń biała o ostrzu prostym i obosiecznym. Czasy nowożytne przyniosły jednak nową modę wojskową. Miecze zostały nad Wisłą wyparte przez szable z zakrzywionymi klingami, pozwalającymi wyprowadzać cięcia tylko jedną stroną.
Reklama
Twierdzono, jak przed przeszło stuleciem referował Zygmunt Gloger, że te „oprócz mocniejszego cięcia dawały lepszą zasłonę głowy” od mieczy. Poza tym zaś wyjątkowo nadawały się do walki z konia.
Skąd wzięły się polskie szable szlacheckie?
Jak podkreśla bronioznawca Mateusz Chramiec, szabla była „bezsprzecznie pochodzenia wschodniego”.
Uznanie naszej szlachty zyskała po części dzięki doświadczeniom walk na pograniczu tatarsko-tureckim, po części zaś pod wpływem Węgrów. W arsenale spotykano ją na pewno już na początku XVI stulecia. Szable widać chociażby na sławnym wyobrażeniu bitwy pod Orszą, namalowanym w kilkanaście lat po starciu z 1514 roku.
Dwadzieścia dziewięć wariantów szabli polskiej
Dokładne formy szabel zmieniały się na przestrzeni wieków. Tę broń sieczną określano też na różne sposoby. Istniały więc na przykład szable batorówki, zygmuntówki, janówki (od imion królów), ale też chociażby szable lwowskie czy wreszcie karabele, z charakterystyczną otwartą rękojeścią.
Zasłużony badacz tematu Włodzimierz Kwaśniewicz wyróżnił ogółem osiem głównych wariantów nowożytnych szabel polskich. Czesław Jarnuszkiewicz wskazał dziewięć odmian tylko samych szabel husarskich. Z kolei w typologii szabli polskiej z wieków XVI–XVIII, zestawionej przez Stanisława Meyera, jest aż dwadzieścia dziewięć różnych rodzajów.
Reklama
Charakter szabli ocenia się nie po ostrzu, jak można by sądzić, lecz zawsze po kształcie i zdobieniach rękojeści. Ścisłe podziały w tej kwestii są jednak sztucznym, naukowym wytworem. Za czasów Rzeczpospolitej szlacheckiej ogółem nigdy nie pisano o szabli „polskiej”, odmiennej od tych używanych przez inne narody. Taki termin wszedł do obiegu dopiero po rozbiorach.
„Nieodłączna towarzyszka szlachcica”. Szabla w polskiej kulturze
Szabla, jak żadna inna broń, stała się symbolem polskiego szlachectwa, naszej sztuki orężnej czy nawet ogółem – Rzeczpospolitej. Akurat to w żadnym razie nie jest sztuczna kreacja z późniejszej epoki.
Zygmunt Gloger słusznie wyjaśniał, że szabla już w dobie nowożytnej stała się „ukochaną bronią narodu”, rzecz jasna w rozumieniu narodu szlacheckiego, i że „stosunek, jaki zachodził między Polakiem i jego szablą, nie powtarzał się” u innych nacji.
Władysław Łoziński pisał z kolei, że „szabla była nieodłączną towarzyszką i kochanką szlachcica”. Słowa kwieciste, ale i słuszne. Faktycznie w stosunku pana herbowego do szabli często było o wiele więcej ckliwych uczuć niż w jego podejściu do żony albo do ojczyzny.
Reklama
Mity i fakty. Do czego szlachcice potrzebowali szabel?
Umiłowana szabla była oczywiście przedmiotem, w którym ogniskowały się wszelkie wojenne mity – odwagi, nieustępliwości, honoru. Pisano, że szlachcic nigdy nie uderzał szablą z tyłu, w plecy nieświadomego przeciwnika; że nigdy też nie wypuszczał jej z dłoni na polu bitewnym, no… chyba że po wydaniu ostatniego tchnienia.
Takie opowieści, z powagą powtarzane nawet przez niektórych współczesnych historyków, nie miały jednak wiele wspólnego z faktyczną, codzienną funkcją szabli.
Dla przytłaczającej większości szlachciców zakrzywione ostrze z piękną rękojeścią stanowiło nie element rynsztunku, ale przede wszystkim rekwizyt władzy – oznakę przynależności do stanu uprzywilejowanego.
Bez szabli szlachcic nigdy nie opuszczał domu. Nigdy też nie wahał się po nią sięgać, czy to w codziennej potrzebie czy w świetle jakiejkolwiek, choćby najdrobniejszej konfrontacji.
Znane są przypadki, gdy szlachcice odmierzali szablami granice pól, mimo że nie były to narzędzia ani wygodne, ani precyzyjne. Z szablą w dłoni składano przysięgi, wygłaszano deklaracje, oznajmiano sprzeciw lub poparcie. Szabla, wyciągana z pochwy w trakcie mszy, gdy odczytywano Ewangelię, miała świadczyć o pobożności i chęci obrony wiary.
W państwie pozbawionym władzy terenowej i sił porządkowych powszechnie sądzono też, że właśnie szabla powinna „zastępować policję”. Oczywiście z bronią nie rozstawano się w trakcie biesiad ani składając wizyty w karczmach. Gdy alkohol szumiał w głowie, nieraz więc się zdarzało, że szlachcice odcinali sobie nawzajem nosy i uszy albo dziurawili policzki.
Reklama
Szabla czarna i paradna
Szabla, aby mogła zostać użyta w walce, musiała być ostra i solidnie wykonana. Dla chwalenia się bronią dużo ważniejszy był jednak jej wygląd.
Władysław Łoziński podkreślał, że szanujący się szlachcic „stroił” szablę i „ozdabiał jak kochankę”. Nieraz na broń wydawano kilkuletnie dochody. W zbiorach magnackich spotykało się z kolei szable kosztujące fortunę. Na przykład Jerzy Ossoliński miał w 1633 roku wjechać do Rzymu z klingą szacowaną na 20 tysięcy złotych polskich. Dziś byłoby to, bagatela, niemal 3 miliony złotych.
Oczywiście wspaniałych szabli, wysadzanych drogimi kamieniami, inkrustowanych, zdobionych srebrem i złotem, nie używano w szarpaninach, pojedynkach ani tym bardziej na placu boju.
Szlachcic co do zasady miał dwie sztuki broni: szablę paradną do chwalipięctwa i prostą szablę „czarną”, do prawdziwego użytku. Jak łatwo zgadnąć, po pierwszą sięgał sto razy częściej niż po drugą.
***
Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.