Panuje mit, zgodnie z którym sytuacja polskich szlachcianek była lepsza niż kobiet z warstwy uprzywilejowanej w jakimkolwiek innym kraju Europy. W rzeczywistości ziemiańskie panny i damy z Węgier, Francji czy Anglii miały pozycję nawet lepszą od wysoko urodzonych Polek. A małżeństwo wcale nie oznaczało nad Wisłą początku historii jak z bajki.
Poniższy tekst powstał w oparciu o nową książkę Kamila Janickiego pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty.
Kobiety ze stanu szlacheckiego nie były w Polsce całkowicie pozbawione praw i własności. Nie wykluczano ich też zupełnie z dziedziczenia rzeczy najważniejszej dla każdego ziemianina – a więc gruntów i nieruchomości. Przyjęte normy dalece jednak ograniczały takie przypadki.
Reklama
Jeśli szlachcic miał synów i córki, to folwarki i grunty dzielił między tych pierwszych, drugim zaś pozostawiał przede wszystkim ruchomości. Przypadki dziedziczenia gospodarstw przez córki szlacheckie dotyczyły głównie jedynaczek. Nawet wtedy jednak zwykle nie sprawowały ona faktycznej władzy nad majątkiem, a przejmowali ją ich mężowie.
Najważniejszy obowiązek każdej szlachcianki
Ślub uważano nie za jedną z możliwości, ale wprost za obowiązek szlachcianki, a już zwłaszcza posesjonatki.
Badania demograficzne prowadzone w ostatnich dekadach wykazały, że w miastach nowożytnych było o wiele więcej „singli”, niż dawniej sądzono. W Warszawie w XVIII stuleciu ponad jedna czwarta dorosłych kobiet była niezamężna. Na wsiach też około jednej dziesiątej chłopek praktykowało to, co w nauce określa się mianem „celibatu definitywnego”.
W przypadku córek szlacheckich staropanieństwo akceptowano jednak właściwie tylko w przypadku ciężkiej choroby lub deformacji ciała.
Reklama
Mikołaj Rej komentował, że stan wolny jest, w przeciwieństwie do małżeńskiego, z samej swej natury „obmierzły” i „swawolny”, godny potępienia. Taki pogląd był powszechny.
Panowało oczekiwanie, że każda panna zostanie wydana za mąż lub ostatecznie odesłana do klasztoru. A że żeńskich wspólnot modlitewnych było nad Wisłą względnie niewiele, to dla przytłaczającej większości dziewcząt zostawała pierwsza droga. No, chyba że ubodzy rodzice nie byli w stanie zapewnić im posagu. Wówczas biedna szlachcianka mogła spędzić całe życie na służbie u innej pani.
W interesie rodziców. Jak wybierano męża dla szlacheckiej córki?
O ślubie decydowali rodzice. Obyczaj nie wymagał od nich pytania córki o zdanie, przeważały nie względy osobiste czy tym bardziej uczuciowe, lecz interesy.
Małżeństwa stanowiły układy majątkowe i towarzyskie. Zawierano je, by uporządkować sprawy sąsiedzkie albo związać się z bardziej wpływową rodziną i za sprawą córki podnieść „zacność” własnego domu.
Chodziło też, by zacytować XVI-wieczne kazanie kościelne adresowane do szlachty, o zdobycie „potężniejszych przyjaciół i powinowatych”. Oczywiście przyjaciół dla ojca aranżującego związek, nie dla panny młodej.
Reklama
Miłość i (nie)wierność
Niektórzy autorzy zwracali uwagę na znaczenie zgodności między małżonkami, dominowało jednak przekonanie wyrażone przez Mikołaja Reja.
Pisał on, że człowiek, który się „z miłości ożeni”, nie zwracając bacznej uwagi na pieniądze, będzie skazany na swary i kłopoty, bo przecież „między głodnymi niedługo miłość trwa”. Poza tym zaś w związku zawartym z racji uczuć „byle mucha” może zburzyć pozorną harmonię.
Matrymonialny pragmatyzm sprawiał, że mężczyźni zwalniali samych siebie z obowiązku dochowywania wierności żonom. Było niemalże tradycją, że szlachcic podczas wypadów do miasta odwiedzał zamtuzy i rozmyślnie stykał się z tak krytykowanymi we wszelkiej literaturze sarmackiej doczesnymi brudami życia.
Także do miejsc, gdzie obradowały sejmiki i sejmy, obok tłumów szlachciców zawsze ściągały tabuny „kobiet swawolnych”, słusznie liczących na łatwy zarobek. Wreszcie nierzadkie były i przypadki, gdy ziemianie dawali upust żądzy nawet bez opuszczania majątków. Zmuszali do uległości chłopki pańszczyźniane i służące zatrudnione we dworze, nic sobie nie robiąc z protestów.
Szlachcianki nie mogły oczywiście liczyć na podobną swobodę, na to, że społeczeństwo będzie patrzeć na ich życie intymne przez palce. Wysoko urodzoną kobietę obowiązywała absolutna czystość, nie licząc tego, co działo się w małżeńskiej alkowie.
W jakim wieku szlacheckie córki wydawano za mąż?
Niekiedy na ślubnym kobiercu stawali ludzie równi sobie wiekiem, o wiele częściej jednak mężowie byli wyraźnie starsi od żon.
O ile szlacheccy kawalerowie czekali z ożenkiem przeciętnie do 30. roku życia, to dziewczęta starano się wydawać za mąż około dwudziestki. W wieku XVI średnia była nawet niższa: według skąpych danych, jakimi dysponujemy, mogła wynosić mniej niż 18 lat. Zdarzały się zresztą, i były społecznie akceptowane, już związki 12- czy 13-letnich szlachcianek.
Reklama
Wierszowane epitafium takiej przedwczesnej inicjacji pozostawił XVII-wieczny poeta Jan Andrzej Morsztyn. Pisał o panience, która w dwunastym roku życia zdążyła przejść wszystkie etapy: „była dzieckiem, dziewczęciem, była panną gładką, szła za mąż, porodziła i umarła matką”.
Najbardziej samodzielne i wpływowe kobiety w świecie polskiej szlachty
Większą samodzielność w sprawie zamążpójścia kobieta zyskiwała dopiero przy kolejnych podejściach. Zależnie od własnej zaradności i stanowiska rodziny, szczególnie zaś braci, wdowa mogła zdecydować o zaniechaniu nowego związku i samodzielnym przejęciu odpowiedzialności za gospodarstwo, przynajmniej do czasu usamodzielnienia synów.
Mogła też wybrać sobie męża lub przynajmniej mocniej wpłynąć na to, o czym postanowią krewniacy. Granice jej swobody w dużym stopniu wyznaczał kontrakt małżeński ze zmarłym.
W zamian za posag, wnoszony przez rodziców, żony otrzymywały od mężów oprawę wdowią, a więc część majątku, jaki obowiązkowo im przekazywano w razie zgonu pana, niezależnie od innych zapisów. Duża oprawa i korzystny testament mężowski pozostawiały pani pole manewru na przyszłość.
Reklama
Ogółem panowała uzasadniona opinia, że żadne kobiety nie miały pozycji tak silnej, jak właśnie wdowy. Świetnie ilustruje ją wierszyk, zachowany w szlacheckim silva rerum z XVII stulecia.
W kolejnych wersach anonimowy autor wymieniał, na co mogą liczyć panny, na co mężatki, wdowy i na co wreszcie ubezwłasnowolnione staruszki, „baby”. I tak na przykład pannom należał się „wóz, rydwan mężatkom, karoca wdowom, a ta[cz]ki babom”.
Panny mogły też sięgać po chleb, mężatki po okazalszy kołacz, wdowy po rarytasy w rodzaju marcepanu, baby zaś – tylko po skórki, resztki. Podobnie z trunkami: miód był wedle wiersza dla panien, zwykłe wino dla mężatek, małmazja, wino luksusowe, dla wdów, a dla bab… pomyje.
Do grobowej deski. Ile trwały szlacheckie małżeństwa?
Małżeństwa zawierano „do grobowej deski”. Rozwody czy też, mówiąc formalnie, kościelne unieważnienia małżeństw, były znane wśród bogaczy, magnatów. Furtka, chętnie wykorzystywana przez ludzi najmożniejszych, była jednak niemal niedostępna dla średniej, czy tym bardziej uboższej szlachty.
Reklama
Piotr Guzowski, który przeanalizował dane o przeszło tysiącu polskich małżeństw szlacheckich doby nowożytnej, ustalił, że 98,6 procent związków zakończyło się zgonem jednego z małżonków, a tylko 1,4 procent – rozwodem.
Częste choroby, trudy życia i znaczące różnice wieku sprawiały, że małżeństwa chłopów lub mieszczan trwały w wielu przypadkach zaledwie kilka lat, po czym żeniono się lub wychodzono za mąż po raz kolejny.
Takie historie nie były oczywiście ewenementem i wśród szlachty. Można wspomnieć przypadek niejakiego Stanisława Druszkiewicza, który w roku 1659, jako mężczyzna niemal 40-letni, poślubił 14-letniego podlotka, bo czuł, że po kilkuletniej „alteracji zdrowia” jest już bliski śmierci i chciał mieć pewność, że ktoś go godnie pochowa.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Ogółem nie brakowało szlachcianek, które przed własną śmiercią grzebały nawet nie dwóch, ale trzech albo i czterech mężów. Statystyczne stadło ziemiańskie wcale jednak nie było krótkie.
Z nowych badań demograficznych wynika, że w wiekach XVI i XVII trwało średnio aż 18 lat, a w XVIII stuleciu – już 24 lata. Ćwierć wieku z człowiekiem, z którym było się zwykle tylko dlatego, że tak postanowili rodzice.
Granice samodzielności
Kobiety, które zawierały ślub jako właścicielki prywatnego majątku, mogły formalnie nadal nim zarządzać, choć znów decydująca była tu najczęściej wola męża.
W większości regionów kraju paniom pozwalano też występować przed sądem w sprawach posesjonackich, co do zasady jednak tylko o ile mąż wyraził aprobatę albo towarzyszyli im inni męscy opiekunowie.
Reklama
Zawsze też małżonek musiał zatwierdzić akt sprzedaży majątku przez partnerkę, nawet jeśli został w całości przez nią wniesiony. Bez jego podpisu transakcja nie dochodziła do skutku.
Jak zauważyła Maria Bogucka, zdarzało się, że również mężowie, sprzedając ziemię, zaznaczali, że robią to zgodnie z wolą żony. Tyle że postępowali tak z własnej woli, a nie przymuszeni prawem lub towarzyską normą. Bardziej zresztą chodziło im o powstrzymanie ewentualnych roszczeń powinowatych niż o podkreślenie pozycji ślubnej.
***
Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.