3 września 1944 roku z obozu przejściowego Westerbork wyruszył do Auschwitz-Birkenau ostatni transport holenderskich Żydów. Wśród 1019 nieszczęśników stłoczonych w bydlęcych wagonach znajdowały się również Janny i Lien Brilleslijpe. O tym, jak wyglądała ich droga do niemieckiego obozu zagłady pisze Roxane van Iperen w książce Siostry z Auschwitz.
Niedzielny ranek. Jest jeszcze ciemnawo na dworze, ale kiedy służby porządkowe z wrzaskiem wpadają do baraków, nikt nie budzi się przestraszony. Ludzie są gotowi do podróży, z pięcioma parami spodni jedne na drugich, podwójnymi swetrami, puderniczką ukrytą w staniku, pomadką do ust w bucie.
Reklama
„Nie brać za dużo”
Zdjęcia i liściki ukochanych zaszyte w kieszeniach. Schodzą z górnych łóżek, chorzy i starzy poruszają się z trudem, zmęczone dzieci przecierają oczy. Ojcowie i matki biorą pociechy za ręce, końcówki ich palców są już białe, zanim jeszcze wyszli z baraku. Ludzie zbierają rzeczy osobiste i spieszą na dwór popędzani wściekłymi gestami służb porządkowych.
– Przechodzić!
– Szybko! Pospiesz się!
– Nie brać za dużo!
Mieszkańcy baraków karnych udają się w stronę torów kolejowych. Z drugiej strony obozu widzą zbliżające się setki ludzi. Nawet o tak wczesnej godzinie komendant obozu jest obecny, jego wypucowane oficerki to jedyne, co tutaj błyszczy. Z członkami SS i kilkoma dużymi psami stoi z boku, przyglądając się, zrelaksowany, ale ze spojrzeniem jastrzębia, zrelaksowany, ale śmiertelnie poważny, jeśli chodzi o zadanie, które go czeka.
Janny i Lien kurczowo trzymają się blisko siebie i blisko rodziny, próbują znaleźć w morzu głów tych znajomych, którzy zapowiadali, że spróbują po drodze wyskoczyć z wagonu, w nadziei, że im samym uda się to zrobić razem z nimi. Ale w tym momencie zaczyna się wyczytywanie nazwisk i wszystko się miesza. Ludzie idą pod prąd, członkowie rodzin nawołują się.
Ostatnie dotknięcie, potem rozdzielają się drogi: Janny i Lien w jedną stronę, Joseph i Fietje w drugą. Jaap znika w masie ludzkiej, ostatnie, co widzą, to jego nieustannie zaskoczony wyraz twarzy z brwiami uniesionymi niczym łukowate przęsła mostu.
80 ludzi w bydlęcym wagonie
Nadjeżdża pociąg. To nie wagony osobowe z ławkami, korytarzami i oknami, jak te, które przywiozły Janny z Dworca Głównego w Amsterdamie do Westerbork, ale ciężkie drewniane wagony bydlęce, jak minibaraki na kołach, z pełnymi ścianami aż po dach – nie widać żadnych otworów wentylacyjnych. Z wagonów rozchodzi się przenikliwy ostry zapach.
Kwaśny, szczypie w nos. Skład wydaje się nie mieć końca. Ludzie tłoczą się przed torem kolejowym, przepychają, potykają, ale Gemmeker i jego świta patrzą zadowoleni, jak wszyscy powoli, ale pewnie, są rozdzielani i znikają w wagonach. Siostry tracą z oczu rodziców, widzą jeszcze tylko, jak są przepychani w kierunku wagonu razem ze starszym małżeństwem Teixeira de Mattosami. Mają jedynie nadzieję, że Jaap jest z nimi.
Reklama
Dziesiątki ludzi w wagonie, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt, osiemdziesiąt osób, z upchniętym obok bagażem, aż wnętrze zapełnia się, a ludzie palcami u nóg i nosami wystają poza skraj. Pierwszy rząd patrzy przed siebie, stojąc metr nad ziemią, która za chwilę będzie prześlizgiwać im się pod stopami. Wtedy zasuwają się drzwi, tuż przed ich twarzami, a teren obozu i światło słoneczne znikają. Żelazny pręt obraca się o sto osiemdziesiąt stopni w celu zaryglowania, a liczba znajdujących się w środku zostaje wypisana wapnem na zewnętrznej ścianie. Następny wagon.
Ludzie wyciągają do siebie ręce, wspinają się do środka, Lien i Janny trzymają się nawzajem za ubrania, boją się, że w ostatniej chwili zostaną rozdzielone. Ale są razem, prawdopodobnie dla-tego, że obie zostały zakwalifikowane jako więźniarki polityczne.
Egipskie ciemności
Siedzą w środku, wciśnięte pomiędzy obce ludzkie ciała. Wszyscy próbują się jakoś wpasować i przesunąć, dzieci znikają pomiędzy nogami matek, staruszkowie usiłują bezskutecznie złapać się czegoś, dorośli mężczyźni są posklejani ze sobą jak guma do żucia, a wszystko to trzymają razem cztery szczelne drewniane ściany, które nie ustępują ani o centymetr.
Tylko cienkie, pochyłe deski na górze wpuszczają do środka odrobinę powietrza, ale duchota jest odczuwalna już wtedy, kiedy drzwi są jeszcze otwarte. Do tego pusta beczka i wiadro wody.
Reklama
– Ręce! Nogi! – krzyczy strażnik i pierwszy rząd próbuje przesunąć się jeszcze o milimetr do tyłu. Potem drzwi się zamykają.
W wagonie panują egipskie ciemności, ludzie mają uczucie, jakby zostali pogrzebani żywcem. Wszędzie wokół oddechy, płacz, dzieci wpadające w panikę, ponieważ zupełnie nic nie widzą, ktoś stoi na jednej nodze, gdzieś w rogu słychać chroniczny kaszel, który już teraz działa na nerwy. Lien się boi, jej pierś porusza się ciężko w górę i w dół, a kiedy próbuje inaczej stanąć, zauważa, że nawet jej stopy są zaklinowane pomiędzy stopami kogoś innego.
Początek drogi
Wysoki dźwięk wydobywa się z jej ust i zaczyna głośno dyszeć, ale Janny szczypie ją tak mocno w skórę pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, że zadaje jej ból.
– Stój po prostu na swoim miejscu, nie ruszaj się. Zachowaj spokój. – Janny uspokaja siostrę, aż odwraca jej uwagę i Lien zabiera rękę.
Krzyki na zewnątrz, ciężkie kroki wzdłuż wagonów, kilku Niemców dowcipkuje. Odgłosy słabną i powoli robi się coraz ciszej, także w środku. Stoją tam po prostu, wydaje się to trwać wieki. Wtedy nagle przez wagon przechodzi szarpnięcie, jakby z jednych ust wydobywa się krzyk, kiedy wszyscy przewracają się niczym kostki domina, ale ściany trzymają ich prosto, a pociąg rusza.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Tłoki zaczynają powoli swoje mielące ruchy, nawet dzieci są teraz cicho. Podskok, potem jeszcze jeden, zaczynają coraz szybciej następować jeden po drugim, aż wreszcie koła w równomiernym rytmie stukają na spojeniach szyn. Podczas gdy nad obozem Westerbork słońce wspina się po niebie, pociąg z tysiącem dziewiętnastoma ludźmi upchniętymi dosłownie jeden na drugim wolno znika na horyzoncie.
Nieoczekiwany postój
Chociaż obie próbują się coraz bardziej skurczyć, zawartość wagonu wydaje się powiększać. Kilkoro ludzi usiłuje siedzieć, a to na swojej torbie, a to na podłodze, ale większość musi stać. Każdy centymetr wolny na początku podróży jest teraz zajęty, a odrobina tlenu przedostająca się przez szpary do środka wydaje się wysysana przez coraz więcej ust. A oni przecież dopiero od niedawna są w drodze: godzinę, dwie?
Reklama
Kilkoro staruszków płacze cichutko, nie dając się pocieszyć, matki mówią do swoich dzieci. „Przestań płakać”, „Nie kołysz się tak”, „Nie możesz teraz siusiać”. Ktoś wymiotuje. Od smrodu robi się niedobrze, ale można się przyzwyczaić.
Wtedy pociąg zwalnia bieg. Janny i Lien szczypią się nawzajem, próbują uchwycić swoje spojrzenia, ale jest zbyt ciemno. Zacinając się i szarpiąc, pociąg zatrzymuje się. Wszyscy w wagonie są cicho i wstrzymują oddech. To już? Czy to dobry znak? Na dworze słychać hałasy, krzyki po niemiecku, takie same ciężkie kroki przechodzą się tam i z powrotem, jakby nigdy nie opuścili Westerbork.
Majstrowanie przy drzwiach, zgrzyt żelaza i zaraz potem: jaskrawe światło słoneczne. Zaciskają oczy i otwierają usta. Świeże powietrze wpada w dużej ilości do wagonu, a oni wciągają je, połykają tlen, jakby to była woda. Jest zimno jak na tę porę roku: około piętnastu stopni, i czują, jakby ich zwiotczałe mięśnie i kości znowu powoli twardniały.
Ucieczka więźniów
Wybawienie trwa krótko: z boku nadchodzą strażnicy, popychając przed sobą ludzi, znane twarze z obozu. Zatrzymują się przed ich otwartym wagonem i słychać wrzaski – że mają wdrapać się do środka. Zamieszanie: to niemożliwe, nie zmieszczą się, szemranie z tyłu, ale nie ma wyjścia.
Reklama
Odsuwają się, to zaledwie centymetry, połowa szerokości dłoni, wciągają tamtych za wyciągnięte ręce i kiedy już stoją w środku, twarzą w twarz z tymi z pierwszego rzędu, drzwi za nimi zostają zasunięte. Co się stało?
Nowi opowiadają.
W jednym z ostatnich wagonów doszło do próby ucieczki. Niektórym się udało: przez dziurę w przedniej ścianie wagonu kilku więźniów wyskoczyło z jadącego pociągu. Ktoś przemycił ząbkowany nóż do chleba i na zmianę piłowali tym tępym narzędziem drewnianą ścianę wychodzącą na bufory między dwoma wagonami, aż powstało wycięcie. Następnie jeszcze jedno takie samo – na tyle długie, że zrobił się otwór, przez który z trudem mógł się przecisnąć człowiek.
Pierwszy wystawił stopy na zewnątrz, znalazł oparcie na stalowych buforach pomiędzy dwoma wagonami, pod którymi z zawrotną szybkością przemykały podkłady. Nie wahał się, zanurkował jak pływak w dziurę i zniknął pod jadącym pociągiem. Następny, kiedy już wydostał się przez otwór, stał na trzęsących się nogach na buforach, aż ktoś zasyczał, że musi skakać, bo czekają następni. Skoczył. Nikt nie wiedział, czy wpadł pod koła czy nie.
Potem kobieta. Wystawiła nogi z dziury i przesunęła się na pośladkach na zewnątrz, aż usiadła na zimnych, gładkich buforach. Wiatr ciął wzdłuż wagonów, krajobraz przelatywał obok, a ona siedziała tam po prostu z wielkimi oczami. Kiedy już nikt się tego nie spodziewał, ześlizgnęła się w dół, na plecy, pod jadący pociąg.
W ten sposób z tego bydlęcego wagonu uciekło w sumie aż sześcioro czy siedmioro ludzi – zginęli czy przeżyli, tego nikt nie był w stanie powiedzieć – zanim Niemcy się zorientowali i kazali zatrzymać pociąg. Wszyscy zostali pobici i wypchnięci z wagonu, sam wagon z dziurą odczepiono, a pozostałych pasażerów porozdzielano do innych wagonów.
Kiedy koła znów ruszają, jeden z nowo przybyłych opowiada, że do ucieczki i postoju musiało dojść w okolicach Zwolle – słyszał to od kogoś, kto zna okolicę. Znów rozgorzały rozmowy na temat miejsca, do którego zmierzają. Mieli przecież jechać na wschód? Dlaczego pojechali w kierunku Zwolle? Janny przysłuchuje się temu, ale nic nie mówi.
Reklama
To niemożliwe
Wie, że pociągi z Westerbork muszą zostać najpierw przekierowane na linię kolejową Assen-Zwolle, skąd zaczyna się podróż do Polski. Jednak nie wierzy, że jadą aż do Auschwitz czy nawet tylko do Wolfenbüttel; Armia Czerwona powinna przecież być już pod Berlinem? Nie, nie będą jechać daleko.
W kolejnych godzinach wszyscy stoją i wiszą na sobie w przepełnionym wagonie pędzącym do przodu. Na początku każdy próbuje w jakiś sposób dostosowywać się do ludzi ściśniętych najbliżej niego. Jeśli sąsiad chce na chwilę usiąść, wstajesz ty, a kiedy dziecko chce przedostać się do starszej siostry znajdującej się kilka osób dalej, pomiędzy nogami stojących, wszyscy robią, co mogą, żeby pozwolić mu przejść.
Kiedy ktoś prawie mdleje z braku powietrza, pozwala się mu przez chwilę złapać oddech pod żelaznymi prętami pod sufitem, a jak przez przypadek ktoś kogoś kopnie albo potrąci, mówi „przepraszam”. Ale kultura to niewiele więcej niż właściwe okoliczności i dlatego nie trwa długo, a uprzejmości ustępują miejsca instynktowi samozachowawczemu. Janny i Lien nie puszczają się ani na sekundę i tworzą w ten sposób bufor przeciwko wzmagającej się agresji w dusznym pomieszczeniu.
W miarę upływu dnia niektórzy ludzie nie mogą już ustać na nogach ze zmęczenia i osuwają się, przez co ktoś inny zostaje przygnieciony i zaczyna krzyczeć. Ci, którzy znaleźli miejsce na podłodze, albo – jeszcze lepiej – na odrobinie słomy, są unieruchomieni, często dostają kopniaka albo kolanem w twarz.
Reklama
Gdy jedno z dzieci jest cicho, następne zaczyna płakać, i tak atmosfera powoli staje się straszna. O ile jeszcze na początku wszyscy byli w takiej samej sytuacji, o tyle wkrótce większość czuje się tak okropnie, że ma przed oczami tylko jeden cel: wyjść cało z tej klatki, bez względu na koszty.
Pierwsza noc w wagonie
Jest tu drewniana beczka wielkości wiadra, w którą mogą załatwiać swoje potrzeby, ale nikt oprócz dzieci nie robi tego przez te pierwsze godziny. Kiedy zapada wieczór i pociąg nie ma najmniejszego zamiaru zwolnić, także dorośli, jeden po drugim, ulegają ciśnieniu pęcherza. Wciśnięci pomiędzy obcych zajmują miejsce na wiadrze i pozwalają odpłynąć resztkom godności. Beczka prawie się przelewa, a powietrze wiszące między głowami jest już tak ciężkie i ostre, że mogą je czuć na językach.
Kiedy zapada noc, tracą tę odrobinę orientacji, którą jeszcze mieli, bo zanurzają się całkiem w czarnej plamie oleju. Nie pozo-staje im nic innego, jak się temu poddać, i stopniowo robi się w wagonie nieco ciszej. Janny i Lien znalazły sposób, żeby się odrobinę zdrzemnąć. Stoją prosto, opierając się o siebie plecami, i próbują w ten sposób utrzymać względną równowagę. Jedyne, co podtrzymuje je jeszcze na duchu, dosłownie i w przenośni, to uczucie, że ich ciała są przyciśnięte do siebie, zupełnie jak dawniej, w łóżku, w domu w Amsterdamie.
Poranek 4 września 1944
Wstrząs, koła ślizgają się jeszcze kawałek, jeszcze jeden wstrząs, pociąg zatrzymuje się. Ciała przesuwają się wyłącznie na skutek wstrząsów i szarpnięć wagonu, już nie same z siebie. Żadnego hałasu albo płaczu, wszyscy są śmiertelnie zmęczeni po minionych dwudziestu czterech godzinach. Rygiel się podnosi, drzwi się przesuwają. Poranne słońce. Nikt nie reaguje, nadal siedzą, leżą lub stoją i gapią się przed siebie przez półprzymknięte powieki.
– Wysiadać!
Żadnej reakcji.
– Dalli, dalli! Schnell! [Jazda, jazda! Szybko!]
Zaczynają się ruszać, około dwudziestu więźniów może zejść na peron, żeby opróżnić beczki z moczem i napełnić wiadra wodą. Z powrotem, do wagonu, drzwi zasunięte, rygiel opuszczony. Wszystko znowu jest ciemne i czuć taki sam fetor jak wczoraj, jakby nic się nie stało. Pociąg przyspiesza i zanim się orientują, pod ich stopami znów rozbrzmiewają równomierne stukania połączeń torów.
Janny odkryła, że oprócz szczelin u góry wagonu także w ścianie są dwie kratki z grubą gazą z przodu, przez które przedostaje się do środka trochę powietrza. Razem z Lien próbują krok po kroczku dostać się w pobliże kratek, przemieszczają się w tamtym kierunku z twarzami zwróconymi w stronę sufitu, jakby w ten sposób mogły już złapać zaliczkowo odrobinę świeżego powietrza.
Reklama
Obezwładniający smród
W masie stłoczonych ciał jest także pewien ruch, ponieważ przy kratkach można nie tylko zaczerpnąć powietrza, ale też bardzo mocno tam wieje. Lien robi centymetr miejsca dla Janny, Janny robi centymetr miejsca dla Lien – i tak się przesuwają.
Trzeci otwór znajduje się przy ryglu. Można tamtędy wyjrzeć na zewnątrz; przy odrobinie szczęścia przychodzi twoja kolej. Kiedy Janny w końcu może przycisnąć policzek do drewna i widzi świat, oddycha głęboko i zapisuje każdy obraz, każdy kolor i każdy dźwięk z zewnątrz w swojej pamięci. Na niebie nie ma żadnej chmurki, a jasny błękit odznacza się od ochrowej żółci pól zbóż.
Ktoś próbuje ją odepchnąć, ale ona się nie daje. Przed jej jednym okiem wszystko jest tak słoneczne i kolorowe, i spokojne, że na kilka sekund zapomina, że reszta jej ciała znajduje się w beznadziejnych warunkach. Wtedy zostaje odepchnięta na bok – jej moment mija.
Siostry próbują liczyć godziny, ale ich mózgi się poddają. Znajdują się w środku, w wagonie, wciśnięte pomiędzy ludzi, ale świadomość czasu i przestrzeni odpłynęła jednocześnie z czuciem w ich kończynach. Mają jeszcze kawałek starego chleba, ale są tak wyczerpane, a smród jest już tak obezwładniający, że nie mogą przełknąć ani okruszka. Ludzie wokół nich majaczą, dzieci cichutko zawodzą, zwrotnice zgrzytają, a metal przenikliwie piszczy, aż dźwięk i otoczenie zlewają się w nową nieskończoną noc.
Reklama
„Nie wsiadajcie do ciężarówek”
Leżą na sobie i pod sobą niczym worki z piaskiem rzucone jeden na drugi, noga kończy się ręką, głową, stopą. Klatka piersiowa unosi się i opada na dół, i już się nie rusza. Przy każdej zmianie toru rzuca nimi, jakby były jedną istotą, włosy rozpostarte niczym wachlarze na brudnej podłodze. Beczki już się nie używa. Dziurki w drzwiach też nie. Siostry spoglądają na siebie od czasu do czasu. Do Wolfenbüttel nie jest przecież aż tak daleko, to chyba nie…
Trzeciej nocy pociąg się zatrzymuje. Drzwi zostają odryglowane, reflektory świecą z wysoka z czarnego nieba w wagony. Ujadające psy, rozkazy po niemiecku, wrzask w oddali. Ręce grzebią w ich wagonie w poszukiwaniu martwych ciał. Metaliczny głos rozchodzi się w świeżym powietrzu, jakby byli na stadionie, i zagłusza wszystko inne.
– Alle raus, schneller, schneller! [Wszyscy wychodzić, szybciej, szybciej!]
– Aussteigen, alle Koff er hinlegen! [Wysiadać, wszystkie walizki na ziemię!]
Siostry ledwo mogą się podnieść, oślepione, ich nogi i powieki są ciężkie, tak bardzo ciężkie. Potykają się o ciało w wagonie, na peronie tracą równowagę, ale ktoś je podtrzymuje, żeby nie upadły; jakiś mężczyzna w pasiaku mówi do nich szeptem:
– Ihr seid gesund. Lauft . Steigt nicht in die Wagen! [Jesteście zdrowe. Przechodźcie. Nie wsiadajcie do ciężarówek!]
„Wszystkie bagaże zostają, nic nie zabierać!”
Nie rozumieją tego, obejmują się i idą dalej, uwięzione w grubych wiązkach światła, w których maleńkie cząsteczki kurzu opadają na nie, wirując jak płatki śniegu. Lien ogląda się za siebie, nowy koc przysłany przez Mieke leży jeszcze w wagonie.
Przechodząc obok innych wagonów, widzą jednak, jak torby wyrywane są ludziom z rąk i rzucane na wielkie sterty na peronie. Słychać krzyki:
– Alles Gepäck liegen lassen, nichts mitnehmen! [Wszystkie bagaże zostają, nic nie zabierać!]
Reklama
Obok gór z rzeczami powstają stosy martwych ciał z rozmachem wyrzucanych z wagonów przez strażników, zupełnie jak w zabawie Jonasz w brzuchu wieloryba. Owczarki niemieckie stoją na tylnych łapach, smycze trzymające je w ryzach są mocno owinięte wokół rąk wystających z rękawów mundurów, poniżej widać wysokie skórzane oficerki. Obnażone kły zbliżają się przerażająco. Szybko, przechodzić, dalej z peronu.
Formują się rzędy. Mężczyźni po jednej stronie, kobiety i dzieci po drugiej. Na podwyższeniu stoi esesman, jego wielka ciemna postać odznacza się na tle jaskrawego światła. Zamyka i otwiera usta, na jego szyi nabrzmiewają żyły. Co on mówi? Co mają robić? Janny i Lien nie puszczają swoich rąk ani na sekundę.
– Alte und Kinder auf den Lastwagen! [Starcy i dzieci do ciężarówki!]
Starcy i dzieci mają wchodzić na ciężarówki. Ludzie pięćdziesięcioletni i starsi niebędący w stanie utrzymać się na nogach po ciężkiej podróży są wyłapywani z szeregu i popychani w kierunku ciężarówek, tak samo dzieci patrzące tępo przed siebie. Matki biegną za potomstwem.
Siostry wypatrują w tłumie znajomych twarzy. Lien wyciąga do góry rękę, kiedy wydaje jej się, że dostrzegła w oddali Jaapa, jego sklepione brwi ponad morzem ciemnych głów, ale nie jest pewna – i chłopaka już nie ma. Janny wydaje się, że przez ułamek sekundy widziała przy ciężarówce cień ojca i matki, ale wówczas znowu popędzono je do przodu.
– Dalli, dalli! Schneller!
Stoją razem w szeregu i ściskają się za ręce, próbują pozbyć się smrodu z wagonu, ale wtedy czują to coś. Czują zapach, którego już nigdy nie zapomną, są tego pewne.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Roxane van Iperen pt. Siostry z Auschwitz. Jej polska edycja ukazała się w 2023 roku nakładem wydawnictwa Marginesy. Przekład: Anna Gregorowicz-Metz.