Zbigniew Nienacki, autor serii powieści przygodowych o „Panu Samochodziku” został zapamiętany jako ekscentryk, a zarazem człowiek niezwykle kategoryczny w sądach i przekonany o swym talencie. Łatwo znaleźć informacje, że posiadał nawet prawdziwy odpowiednik niezwykłego pojazdu swego bohatera. Nie mówi się natomiast o tym, czym się trudnił, zanim zdobył popularność jako pisarz. I właściwie nic dziwnego. Jego fani woleliby chyba nie znać tej historii.
W 1951 roku 22-letni Zbigniew Nienacki – a właściwie Nowicki, bo z takim nazwiskiem się urodził – stawiał dopiero pierwsze kroki w działalności literackiej.
Reklama
Od premiery sławnej serii o Panu Samochodziku, rozpoczętej Wyspą Złoczyńców, dzieliło go niemal półtora dekady; książka trafi do księgarń w roku 1964. W międzyczasie młody Nienacki zarabiał jako dziennikarz.
Zbigniew Nienacki o swojej pracy: „Najgorsze z możliwych zajęć”
Po fakcie niewiele chciał mówić o tym etapie swojej kariery. Twierdził, że jakby za karę otrzymał „najgorsze z możliwych zajęć”. Jarosława Molendy, autora nowej książki Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika, takie stwierdzenie jednak nie przekonuje.
W jego ocenie mężczyzna dostał pracę dzięki protekcji wpływowego działacza partyjnego oraz przyszłej żony. W każdym razie: starał się o taką, a nie inną posadę. Potem nie chciał się nią jednak chwalić z uwagi na charakter zajęcia.
Nienacki trafił jako publicysta do lokalnego organu partyjnego – „Głosu Robotniczego”. Pracował tam aż do 1958 roku. Z materiałów Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że zwierzchnicy uważali go za „zdolnego” i „z perspektywami”.
Reklama
Pochwały nie powinny dziwić. Nienacki był bowiem gotowy sumiennie realizować narzuconą linię i reagować na wszelkie oczekiwania władzy. Jego przyjaciel z lat szkolnych Tadeusz Gierymski wspominał:
Chciał się przypodobać partii. I tego długo mu wybaczyć nie mogłem. Ale Nienacki przez całe życie był serwilistą wobec rządzących, za co miał wolny wstęp do wydawnictw, przywileje, apanaże, paszport. […] Komunistą jednak z przekonania nie był. Jego serwilizm wynikał wyłącznie z karierowiczostwa.
Paszkwile na partyjne zamówienie
O co konkretnie chodziło? Jak wyliczał Gierymski, młody dziennikarz ochoczo potępiał w swoich tekstach „walczących w lasach żołnierzy AK, WiN, NSZ, ściganych jak wściekłe psy przez UB i innych utrwalaczy władzy ludowej”.
To temat, o którym długo nie wiedziano publicznie, bo wprawdzie Nienacki był dyspozycyjny i niezwykle dosadny w pisanych tekstach, ale jednak nie chciał podpisywać oczywistych paszkwili własnym nazwiskiem.
Reklama
Jak wyjaśnia Jarosław Molenda w książce Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika, długa seria agresywnych artykułów, w których „Głos Robotniczy” konsekwentnie obrzydzał lokalnych bojowników Armii Krajowej, został opatrzony podpisem niejakiej Ewy Połanieckiej.
Zagadka Ewy Połanieckiej
Autorka pisała o grupie Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” jako o bandytach i mordercach. Materiały były nienawistne i tendencyjne, ściśle oparte na zmanipulowanych materiałach bezpieki. Sama Połaniecka z kolei… w ogóle nie istniała.
Publicysta Tomasz Lenczewski twierdził, że niedługo przed śmiercią w 1994 roku Zbigniew Nienacki przyznał mu się do obrania takiego pseudonimu:
Zdawał się być skruszony. Potwierdził to, co wcześniej wiedziałem od pewnego ubeka. Tłumaczył się, że nie mógł pisać inaczej, bo (…) dokumenty, na których oparł swój tekst, wydzielano mu. Kto mu je udostępnił i wydzielał? – Oczywiście oficerowie bezpieki. Nienacki nawet był trochę zawiedziony, że dali mu tylko tyle.
Według Jarosława Molendy to zresztą nie jedyne potwierdzenie. Jak pisze w swojej książce, w archiwum IPN znajduje się także dokument, w którym Nienacki osobiście oświadczył: „Opublikowałem w «Głosie Robotniczym» pod pseudonimem «Ewa Połaniecka» cykl reportaży pt. Warszyc”.
Bibliografia
Artykuł powstał na podstawie książki Jarosława Molendy pt. Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika (Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2023).