Lot pierwszego człowieka w kosmos nie był w żadnym razie projektem naukowym, mającym na celu poszerzenie ludzkich horyzontów. Władze czerwonego imperium myślały w pierwszej kolejności o korzyściach wojskowych oraz wizerunkowych. Podróż Jurija Gagarina na orbitę służyła ukazaniu rzekomej wyższości wschodniego systemu. Nie cofano się więc przed niczym, byle osiągnąć zamierzone rezultaty.
Decydenci, którzy dali zielone światło szaleńczym przygotowaniom do ryzykownego lotu Jurija Gagarina od początku liczyli się z tym, że pierwszy kosmonauta w historii nie zdoła wrócić na Ziemię, albo nawet nie dotrze na orbitę.
Reklama
Wiedziano, że w takim przypadku całe przedsięwzięcie będzie trzeba trzymać w najściślejszej tajemnicy. Mniej prawdopodobny wydawał się scenariusz pełnego sukcesu. Ale oczywiście i do niego czyniono odpowiednie przygotowania, z myślą o skutecznej kampanii agitacyjnej.
Władzom ogromnie zależało na tym, by lot został uznany za rekordowy pod każdym względem. I to rekordowy oficjalnie – a więc na mocy decyzji Międzynarodowej Federacji Lotniczej z siedzibą w Szwajcarii. Problemem były jednak reguły obowiązujące w rzeczonej organizacji.
Problematyczne wymagania
Jak wyjaśnia Stephen Walker na kartach książki Kosmiczny wyścig. Zdumiewająca historia pierwszego człowieka, który opuścił Ziemię „FAI miało szereg dziwacznych wymagań odnoszących się do uznania rekordu”. Wszystkie ustalono tylko z myślą o samolotach czy balonach, a jednak miały mieć zastosowanie także dla pierwszego lotu w kosmos.
Zgodnie z dyrektywami federacji „między innymi miejsce startu i lądowania miały być jawne. Co więcej, »pilot« musiał wylądować na pokładzie tego samego »pojazdu«, w którym wzbił się w powietrze”.
Reklama
Dwie reguły, dwa kłamstwa. Przemilczane aspekty lotu Jurija Gagarina
Pierwsza reguła była trudna do przyjęcia dla Sowietów, którzy z racji bezpieczeństwa nie zamierzali ujawniać lokalizacji kosmodromu.
Aby rozwiązać problem, zbudowano… sztuczny kosmodrom 280 kilometrów od tego prawdziwego, łącznie z atrapami z drewna, udającymi stanowisko startowe. I uparcie twierdzono, że właśnie stamtąd Wostok 1 ruszył na orbitę.
Większy problem wiązał się z zasadą numer dwa. Ta była po prostu nie do spełnienia: Jurij Gagarin leciał w kosmos w kapsule, ale przed dotarciem na Ziemię musiał ją opuścić i wylądować osobno, na spadochronie.
Na cztery dni przed startem, zaplanowanym na 12 kwietnia 1961 roku, kierownicy projektu podjęli w tej sprawie decyzję. Jak pisze Stephen Walker w książce Kosmiczny wyścig, uzyskanie oficjalnego rekordu wymagało posunięcia się do kłamstwa.
Reklama
I taką właśnie decyzję podjęła komisja państwowa. Na spotkaniu uzgodniono, że w oficjalnym komunikacie znajdzie się informacja, iż kosmonauta wylądował w kapsule. Część o skoku ze spadochronem w ostatniej fazie po prostu się przemilczy.
Aby dodać wagi temu „faktowi”, radziecki komisarz do spraw sportu, Iwan Borysenko, dysponujący odpowiednio imponującym tytułem sekretarza wykonawczego Komisji do spraw Technicznych Sportu, miał podpisać oficjalny raport z lądowania, potwierdzający, że kosmonauta bezpiecznie wylądował w kapsule.
Rekordy Wostoka 1 i dekada oszustwa
Plan został zrealizowany. Także sam Jurij Gagarin dostał oficjalny nakaz powtarzania kłamstwa. Wprawdzie wcześnie pojawiły się przecieki sugerujące prawdziwy przebieg misji, ale Międzynarodowa Federacja Lotnicza i tak certyfikowała wszystkie zgłoszone rekordy: na najdłuższy lot orbitalny (108 minut), najwyższy osiągnięty pułap lotu (327 kilometrów) i największą masę wyniesioną na orbitę (4725 kilogramów).
Władze sowieckie oficjalnie przyznały się do kłamstwa dopiero w 1971 roku – równo dekadę po tym, jak Jurij Gagarin poleciał w kosmos. Nie miał to już jednak wówczas znaczenia, bo federacja zgodziła się zmodyfikować swoje wymagania.
Bibliografia
Powyższy tekst powstał głównie na podstawie książki Stephena Walkera pt. Kosmiczny wyścig. Zdumiewająca historia pierwszego człowieka, który opuścił Ziemię. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2023 roku.