W 66 roku n.e. mieszkańcy Judei, która od dziesięcioleci była prowincją starożytnego Rzymu, wzniecili powstanie przeciwko metropolii. Buntownicy początkowo odnosili sukcesy, stopniowo jednak legiony zdołały przełamać ich opór. Wreszcie w maju 70 roku rozpoczęło się trwające ponad cztery miesiące oblężenie Jerozolimy. Oto jaki los antycznemu miastu zgotował syn cesarza Wespazjana, Tytus Flawiusz.
W roku 70 n.e. w Jerozolimie zaznaczała się działalność trzech ugrupowań polityczno-religijnych. Dwa były odłamem zelotów, a skrajnie radykalne trzecie (tzw. sykariusze) było związane z przywódcą buntowników, Szymonem bar Giorą.
Reklama
Rzymskie siły Tytusa Flawiusza
Ich tarcia hamowały opór przeciw Rzymowi i skutkowały niszczeniem sobie wzajemnie zapasów. Przybycie Rzymian pod Jerozolimę zmusiło ich jednak do współpracy. Tytus Flawiusz, syn cesarza Wespazjana, miał 27 lat, a więc był dość młody jak na rzymskiego legata.
Swoją pozycję zawdzięczał jednak przede wszystkim temu, że był uzdolnionym, sprawnym przywódcą, czego dowiódł w bezpośrednich starciach. Tytus wyróżnił się podczas dotychczasowej kampanii, lecz zdobycie Jerozolimy było dla niego znacznie większym wyzwaniem niż jakiekolwiek dotąd.
Dowodził czterema legionami oraz oddziałami pomocniczymi, a więc większą armią niż jego ojciec, kiedy dowodził kampanią w Judei. W formacji Tytusa był XII legion, który wcześniej poniósł sromotną porażkę, a teraz chciałby odzyskać reputację.
Stan liczebny legionów Tytusa topniał wraz z przedłużającą się kampanią. Ich szeregi przetrzebiły nie tylko walki, lecz także choroby oraz konieczność wydzielenia części oddziałów do ochrony bezpieczeństwa pozostałych.
Jego wojsko zostało jednak wsparte przez jednostki z dwóch niedoświadczonych legionów stacjonujących w Egipcieoraz oddziały pomocnicze z Syrii. Ponadto wojowników dostarczyli zaprzyjaźnieni władcy. Łączna liczba wojsk, którymi dowodził Tytus, wynosiła 30 000–40 000 ludzi, lecz Jerozolima była ufortyfikowana i pilnie strzeżona przez obrońców. Szykowała się niełatwa bitwa.
Umocnienia Jerozolimy
Jerozolimę wybudowano na wzniesieniu, które okalają trzy doliny. Między Doliną Cedronu a Doliną Tyropeonu wznosi się wzgórze Ofel, przechodzące na północy w górę Moria, czyli Wzgórze Świątynne. Świątynia była w istocie wielkim zespołem budowli, otoczonym solidnymi murami, i stanowiła potężną fortecę. Obrońcy (jeśli akurat nie walczyli między sobą) bezustannie trudzili się wzmocnieniem systemu obronnego miasta, gotowi bronić go do upadłego.
Reklama
Rzymski historyk Tacyt twierdzi, że w mieście przebywało w owym czasie 600 000 ludzi, natomiast według żydowskiego pisarza Józefa Flawiusza mogło ich być nawet milion. Liczby te wydają się ogromne, lecz Jerozolima była rozległym i ludnym miastem, a do tego znaczna część okolicznej ludności chwyciła za broń i udała się do Świątyni, aby przegnać Rzymian.
Jednak trzon sił bojowych stanowili zwolennicy Szymona bar Giory lub zelotów, łącznie 23 000–24 000 ludzi. Byli nie tylko zdeterminowani, lecz także dobrze wyposażeni i doświadczeni.
Przez wiele lat miasto się rozrastało, a wraz z nim rozrastał się system umocnień obronnych. Ponad Doliną Cedronu leżały dwie części starego miasta – dolna i górna. Nad nimi dominowały wieże pałacu Heroda. Stare miasto od nowego oddzielała pierwsza linia murów, łącząca się z „fortecą w fortecy”, czyli z główną Świątynią. Druga linia murów obejmowała część nowego miasta. Stanowiła ostatnią, najsłabszą linię obrony.
Pierwsze starcia
Armia Tytusa zbliżała się do celu bardzo ostrożnie. Dowódca osobiście poprowadził zwiadowców, lecz musiał się wycofać. Jego oddział zaatakowali obrońcy, którzy wypadli w tym celu z miasta. Tytus nie był odpowiednio uzbrojony, ale odpowiedział brawurową szarżą na wroga i zdołał uciec z pułapki, mimo gradu strzał posłanych w jego kierunku.
Reklama
Następnie rzymskie oddziały zajęły odpowiednie pozycje, aby rozpocząć oblężenie, a potem atak. Należało jednak najpierw wykonać wiele prac i ustanowić straże oraz posterunki w obozie, zanim wróg podjąłby jakiekolwiek operacje ofensywne. Kiedy legioniści wykonywali przydzielone im zadania, od wschodniej strony miasta pojawił się ogromny oddział i ich zaatakował.
Rzymianie nie byli gotowi na tak gwałtowny atak. Niektóre jednostki wycofywały się w nieładzie, inne po prostu rzuciły się do ucieczki. W tym chaosie Tytus zdołał zebrać kilka oddziałów i utworzyć z nich chwiejną linię obrony, po czym z flanki poprowadził na wroga swoją kawalerię. Atak się załamał. Rebelianci powrócili do Doliny Cedronu, co umożliwiło Rzymianom ponowne przegrupowanie.
Gdy walki nieco przycichły, Tytus rozkazał swoim ludziom wrócić do pracy nad budową obozu. Rebelianci tylko na to czekali i natychmiast przypuścili kolejny atak. Po raz drugi Rzymianie wycofywali się w bezładzie. Tytus znów zgromadził tylu wojowników, ilu zdołał, i przeprowadził serię kontrataków. Walczył razem z innymi jak zwykły żołnierz. Wreszcie udało się Rzymianom odeprzeć atak i zapanowali nad sytuacją.
Kiedy rozpoczęły się prace oblężnicze, obrońcy nie zamierzali czekać bezczynnie. Próbowali różnych forteli. Udało im się na przykład zwabić w pobliże murów grupę Rzymian pod pretekstem, że się poddadzą, by następnie skosić ich gradem pocisków. Tytus wpadł w szał, gdy się dowiedział o tym incydencie, lecz towarzysze ubłagali go, żeby darował życie tym, którzy przetrwali atak.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Rzymskie przygotowania do szturmu
Tytus planował dostać się do miasta przez trzecią linię murów. Wprawdzie to by trochę trwało, lecz weterani walczący w szeregach rzymskich oddziałów byli obeznani ze sztuką oblężniczą. Najpierw jednostki osłaniane przed ostrzałem oczyściły teren dokoła muru i zgromadziły drewno. Nie wszystko układało się po myśli Rzymian, aczkolwiek ostrzał powstańców ucichł. Katapulty nie zdołały zburzyć murów, toteż zdecydowano się użyć bardziej skutecznych taranów.
W tym celu należało najpierw wznieść trzy pomosty wiodące ku murom, co było w owym czasie typowym działaniem oblężniczym. Ich budowa wymagała sporego nakładu pracy i czasu, lecz potem atak taranów rozbijał skutecznie mury.
Reklama
Respektowane przez Rzymian zasady stanowiły, że obrońcy mogą negocjować warunki poddania się do chwili pierwszego uderzenia tarana w mur. Pojawienie się taranów pod murami w trakcie oblężenia było więc momentem zwrotnym.
Pierwszy wyłom w murach
Tarany chronione przez łuczników rozpoczęły dzieło zniszczenia. Mieszkańcy miasta byli przerażeni, choć obrońcy robili wszystko, by zniszczyć machiny oblężnicze – ostrzeliwali załogi i organizowali wypady. Któryś wypad niemal się powiódł, lecz legion egipski, choć niezbyt doświadczony, stawił zacięty opór.
Po piętnastu dniach w murze powstał wyłom. Wielu obrońców uznało, że trzecia linia murów jest stracona, toteż schowali się za drugą linią. Część jednak pozostała na miejscu i stawiała opór oddziałom szturmującym przez wyrwę. Po krótkiej walce Rzymianie rozgromili obrońców i zajęli przedmieścia.
Drugiej linii murów broniono jeszcze bardziej zaciekle i desperacko. Grupki obrońców wypadały znienacka spoza murów i atakowały napastników. Nieustannie trwały potyczki na ulicach nowego miasta. Jednak Rzymianie znowu użyli taranów i po pięciu dniach w murach powstał kolejny wyłom.
Reklama
Koło wyłomu pojawił się Tytus z doborowym oddziałem, liczącym około 1000 ludzi. Obrońcy przypuścili na rzymskich żołnierzy najpierw próbny atak, a następnie natarli z impetem. Rzymianie zostali odparci i zmuszeni do walk na ulicach przedmieść. Przez kolejne trzy dni w pobliżu wyłomu nic się nie działo, a potem nastąpił kolejny atak. Tytus rozkazał otwór poszerzyć i stale ochraniać.
Zanim przypuścił decydujący szturm, pozwolił oddziałom odpocząć przez kilka dni. Poprowadził również pochód triumfalny, wypłaciwszy uprzednio wojsku żołd – a to zawsze dobrze wpływa na morale. W końcu sforsował drugą linię murów.
Rzymianie wznieśli własne umocnienia
Pierwszą linię murów stanowiły solidne umocnienia, ponadto do jej utrzymania zaangażowano wszystkie siły. Tytus zdawał sobie sprawę, że szturm będzie trudnym zadaniem. Głównym obiektem była tzw. Druga Świątynia, z wieżą w narożniku. Znów budowano kolejne rampy, tym razem wiodące ku tej wieży. Po siedemnastu dniach były gotowe, pomimo zajadłych kontrataków i ostrzału.
Tymczasem buntownicy z ogromnym trudem podkopali się pod rampy. Zniszczyli ukończone pomosty, z rozmysłem zawalając wykopane tunele. Następnie przypuścili szturm na rzymski obóz, aby dać wrogowi do zrozumienia, że mają jeszcze mnóstwo sił do walki.
Reklama
Rzymianie byli tak przerażeni owymi wydarzeniami, że nawet niektórzy przyłączyli się do rebeliantów. Tytus rozważał różne możliwości i postanowił kontynuować atak. Jego ojciec oczekiwał wieści o zwycięstwie, co posłużyłoby umocnieniu jego władzy w tym rejonie. Dlatego też był zdeterminowany, choć zamierzał działać ostrożnie.
Ponowiono prace związane z oblężeniem, lecz tym razem Rzymianie wznosili własne fortyfikacje – linię cyrkum-walencyjną wokół miasta. Doskonale wiedzieli, jak przeprowadzić to nieproste zadanie. Zaledwie trzy dni zajęło im wykonanie dookoła miasta pierścienia umocnień, a ten wyczyn podźwignął ich morale. W mieście kończyła się żywość, a owe umocnienia miały utrudnić obrońcom wycieczki po zaopatrzenie.
Następnie wszczęto prace nad kolejnymi rampami oblężniczymi, co zajęło Rzymianom 21 dni. Mimo ich atakowania i prób niszczenia zostały zbudowane. Wreszcie napastnicy mogli użyć taranów, starając się naruszyć konstrukcję wieży. A że już wcześniej zeloci sami ją osłabili, drążąc pod fundamentami tunele, wieża zwaliła się i zapadła.
Gruzy wieży, o dziwo, zabarykadowały powstały przy jej upadku wyłom i dlatego pierwszy szturm się nie powiódł. Jednak nocą – najwyraźniej z własnej inicjatywy – grupa legionistów zdołała wedrzeć się na mury. Wśród tych śmiałków był trębacz.
Reklama
Kiedy Tytus usłyszał trąbkę sygnałową, która odezwała się z pozycji wroga, zebrawszy swoje siły ruszył do ataku. Na dziedzińcu Świątyni wywiązała się dość chaotyczna walka, lecz nie przyniosła specjalnych sukcesów Rzymianom.
Skutki następnego ataku były nieco lepsze – usunięto rumowisko po wieży, umożliwiając przejście legionistom. Wtedy Tytus uformował elitarny oddział szturmowy z około tysiąca ludzi i zaatakował nocą, a w pierwszej chwili nawet odniósł sukces. Jednak opór obrońców szybko narastał, aż przerodził się w walkę na śmierć i życie, która trwała cały dzień. Opanowanie dziedzińca świątynnego okazało się kwestią paru następnych dni.
Zniszczenie drugiej Świątyni Jerozolimskiej
Tytus nie chciał niszczyć Świątyni, lecz uporczywa obrona sprawiła, że musiało do tego dojść. Nastąpił okres zaciętych walk, podczas których buntownicy podejmowali wypady na rzymski obóz. Niektóre były skuteczne, lecz większość odparto. Tymczasem Rzymianie powoli przedzierali się przez tereny Świątyni i nawet kawaleria zostawiła swoje zwierzęta, by wesprzeć piechotę.
W końcu do rebeliantów należał już tylko wewnętrzny dziedziniec, choć nieustannie go szturmowano. W jakimś momencie podczas bezpośrednich starć w Świątyni zaprószono ogień. Już wcześniej spłonęły niektóre jej części, lecz tym razem pożar objął cały obiekt. Próbowano gasić ogień, lecz gdy zdławiono opór buntowników, zwycięzcy byli bardziej zainteresowani plądrowaniem niż gaszeniem. Podczas ostatecznego szturmu na Świątynię zginęło także wielu cywilów.
Reklama
W rękach buntowników pozostawało już tylko stare miasto, do którego Rzymianie uzyskali dostęp poprzez zrujnowaną Świątynię. Tytus odmówił negocjacji i zdecydował się na atak. Kolejny raz rozpoczął budowę ramp. Kiedy były gotowe, obrońcy przymierali głodem, a ich morale było żałośnie niskie.
Ostateczny atak nie przypominał punktu kulminacyjnego. Większość obrońców się rozproszyła, zanim dopadli ich Rzymianie. Schwytano kilku ważnych żydowskich przywódców, a powstanie właściwie już wygasało. Tytus zarządził paradę oddziałów, obsypał je nagrodami i obdzielił honorami. Następnie objechał region, odprawiając różne ceremoniały, i ostatecznie przypieczętował ponowny podbój Judei.
Triumfalny powrót do Rzymu
Wreszcie powrócił do Italii. Niektórzy podejrzewali ze względu na wcześniejsze wydarzenia, że teraz sięgnie po tron. On zaś razem z ojcem, Wespazjanem, poprowadził marsz triumfalny, aby uczcić zwycięstwo w Judei.
Najważniejszym wydarzeniem triumfu była oficjalna egzekucja wziętego do niewoli Szymona bar Giory (został uduszony). Tytus stanął na czele gwardii pretorianów i działał w imieniu ojca jako karząca ręka władzy cesarskiej, nim sam został cesarzem. Rządził w latach 79–81.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Wojny biblijne. Jej nowe wydanie ukazało się w 2023 roku nakładem wydawnictwa Bellona.