Władze PRL-u nie dopuszczały istnienia nad Wisłą grup bliskich, przynajmniej w ocenie postronnych, polskości a jednak posiadających odrębną tożsamość. Z perspektywy decydentów na przykład Kaszubi byli po prostu Polakami posługującymi się niewystarczająco czystym językiem i nie w pełni rozumiejącymi swoją przynależność do macierzy. Ich odmienność starano się usuwać siłą i przymusem. Wielu starych Kaszubów do dzisiaj nosi w sobie związaną z tym traumę.
„Niezależnie od poglądów zdanie »w szkole mówi się po polsku« powtarzają niemal wszyscy moi rozmówcy i rozmówczynie” – opowiada kaszubska reportażystka Stasia Budzisz na kartach książki Welewetka. Jak znikają Kaszuby.
Reklama
Lekcja, którą trudno zapomnieć
W Polsce Ludowej właśnie szkoła miała służyć marginalizowaniu lokalnych odmienności, gwar, języków. Na Kaszubach w murach szkół wolno było posługiwać się wyłączne językiem polskim. Mowa kaszubska była zakazana, a nawet zwalczana i wyśmiewana, jako chłopska naleciałość. Nauczyciele dokładali starań nawet, by utrudnić rodzicom posługiwanie się nią w domowym zaciszu.
„To lekcja, którą trudno zapomnieć” – podkreśla Stasia Budzisz. – „Siedzi głęboko w wielu Kaszubach i Kaszubkach, którzy przeszli system edukacji w Polsce Ludowej. Jedni tłumaczą ją koniecznością i ustrojem, który wtedy panował. (…) Dla części z nich to trauma, z którą muszą zmagać się w dorosłym życiu”.
„Czuje, że musi to z siebie wyrzucić”
Do tej grupy należy Tadeusz – jeden z wielu starszych Kaszubów, z którymi rozmawiała autorka Welewetki na potrzeby swojej książki. To schorowany mężczyzna, po wylewie, z problemami z poruszaniem się. A poza tym niepewny czy powinien szczerze opowiadać o tym, co go spotkało w młodości.
Ma obawy. Jego polonista i jednocześnie były dyrektor szkoły w Chwaszczynie żyje, a dzieci z jego rodziny chodzą do tej samej szkoły. Trochę się boi, że będą się na nich mścić. Czuje jednak, że musi to z siebie wyrzucić.
Tadeusz trzy lata siedział w szóstej klasie. Dyrektor kilka razy ostrzegał jego matkę, by nie posługiwali się w domu kaszubskim, bo obleje syna. Ale jak mieli rozmawiać, skoro całe życie po kaszubsku mówili? Ostrzegała też rusycystka. W końcu oboje go oblali.
Reklama
Czystą polszczyzną Tadeusz opowiada, jak po dwóch latach spędzonych w jednej klasie przenieśli go do innej szkoły. Wyrwali z rodzinnego Chwaszczyna i przerzucili do Karczemek. Nie pytali nikogo o zdanie. Cała rodzina się przestraszyła, dorośli zaczęli rozmawiać z dziećmi w domu po polsku. Nikt nie chciał ryzykować.
Tego nie da się cofnąć
Mowa o szykanach sprzed wielu dekad. Ale jak podkreśla Tadeusz upokorzenia, które go spotkało „nie da się cofnąć”. Podobnie nie da się odzyskać „straconych lat”, ani nawiązać relacji, które stały się niemożliwe tylko dlatego, że mężczyzna był Kaszubem i posługiwał się własną mową. W szkole:
Najpierw odwrócili się od niego kumple. Przestali zapraszać na boisko, nie witali się z nim na ulicy, traktowali jak powietrze. Uważali go za głupszego. Tadeusz został sam. Jeździł do szkoły, a po niej siedział w domu.
Raz w tygodniu chodził na religię do salki katechetycznej. Ksiądz też dawał mu odczuć, że jest gorszy. „Nawet w Paryżu nie zrobisz z owsa ryżu” – mówił do niego, a chłopaki podłapywali i jeszcze bardziej mu dokuczali. – Skoro ksiądz sobie pozwalał, to oni tym bardziej. Ksiądz to przecież na Kaszubach świętość.
Reklama
„Z tyły głowy kołacze myśl…”
Jak podkreśla Stasia Budisz, „najgorsze jest to, że Tadeusz nadal czuje się gorszy”. Mimo upływu czasu nie potrafi przyjąć, że stoi na tej samej pozycji, co inni ludzie, że nie jest od nich gorszy.
Ustawicznie potrzebuje udowadniać, że jednak zna się na czymś, coś wie. Jest taki, bo „z tyłu głowy kołacze mu myśl: »Ten to szkołę na pewno normalnie skończył, a ty, Tadek, w szóstej klasie trzy lata siedziałeś«”.
Autorka Welewetki zapytała go, czy nadal ma w sobie także złość. „Długo miałem, ale musiała przejść” – odpowiada Tadeusz.
Ja z tym dyrektorem do dziś rozmawiam. Nawet czasem do mnie przyjdzie na kawę. Nie odrzucam go, ale nigdy nie powiedziałem mu tego w twarz. Z tego wszystkiego najgorsza jest dla mnie wiedza, że on i rusycystka to Kaszubi, którzy pięknie mówią po kaszubsku. Nie mogę tego zrozumieć. Wybaczyłem, ale nie zapomnę. Tej krzywdy nie da się zapomnieć.
Bibliografia
Artykuł powstał na podstawie książki Stasi Budzisz pt. Welewetka. Jak znikają Kaszuby (Wydawnictwo Poznańskie 2023).