Po zakończeniu II wojny światowej ponad milion Polaków żyjących na ziemiach należących wcześniej do II Rzeczpospolitej zostało zmuszonych przez władze ZSRR do wyjazdu na Zachód. Wśród kresowiaków opuszczających rodzinne strony byli nie tylko mieszkańcy dużych miast, takich jak Lwów czy Stanisławów, ale również setki tysięcy chłopów. O tym czego oczekiwano od mieszkańców wsi tuż przed wyruszeniem w drogę pisze w swojej książce profesor Grzegorz Hryciuk.
Czas między zarejestrowaniem się, pobraniem karty ewakuacyjnej i wyjazdem był też okresem, w którym należało ostatecznie uregulować sprawy majątkowe i finansowe. Adnotacje o mieniu zawarte były już w formularzach rejestracyjnych, jednak dokumentem upoważniającym do wywozu majątku ruchomego oraz oceniającym wartość pozostawionych zabudowań i przedmiotów był formularz nr 5.
Reklama
Chłopi nie mogli zabrać zwierząt
Miał on być sporządzany na podstawie zaświadczenia wydawanego przez rady wiejskie oraz opisu z natury. Okazywało się jednak, że ze względów bezpieczeństwa znaczna część formularzy powtarzała jedynie dane z sielsowietów (rad wiejskich). (…)
Do nadużyć wobec ludności wiejskiej dochodziło właściwie na każdym z etapów dokumentowania mienia nieruchomego i ruchomego przesiedleńców. Nie byli oni pewni bezpieczeństwa swojego dobytku aż do momentu załadowania go do eszelonu ewakuacyjnego, wyruszenia transportu i przekroczenia nowej granicy radziecko-polskiej.
W wypadku majątku ruchomego i inwentarza najistotniejszy był zapis w chwili rejestracji. Władze radzieckie nie dopuszczały bowiem — w najlepszym razie — wywozu większej liczby zwierząt gospodarskich i hodowlanych niż znajdująca się w spisie rejestracyjnym (formularz nr 2).
Ale w pierwszych miesiącach funkcjonowania umowy przedstawiciele strony radzieckiej bardzo często nie zgadzali się na wpisywanie do formularzy podstawowego majątku, jakim mogli dysponować polscy chłopi po opuszczeniu domostwa i ziemi, tzn. krów i koni.
Wprowadzali „w błąd polską ludność informując ich na przekór postanowienia par. 2 instrukcji, jakoby bydło i ptactwo domowe, które mogą ze sobą zabierać ewakuowani, wchodzą w skład ogólnej wagi 2 ton, i odmawiają ludności zapisywania ich przy rejestracji”. Protestowali przeciwko temu zarówno pełnomocnicy rejonowi, jak i pełnomocnik główny.
Nie byli w stanie odzyskać swojego mienia
Sprawę zakazu rejestracji zwierząt gospodarskich udało się formalnie załagodzić dopiero w pierwszych miesiącach 1945 roku. Lecz rzeczywistość była dużo bardziej ponura. W rejonie czortkowskim, w którym mieszkało ponad 100 tysięcy Polaków, z reguły na obszarach wiejskich, od marca do czerwca bydła w ogóle im nie rejestrowano, od czerwca do września rejestrowano je tylko rodzinom wojskowych i wielodzietnym, dopiero od jesieni (września) 1945 roku bydło mogło zostać wpisane do rejestru za okazaniem zaświadczenia właściwej rady wiejskiej.
Reklama
Wszystkie osoby zarejestrowane wcześniej, którym na listach podpisanych przez przedstawiciela ukraińskiego nie uwzględniono zwierząt gospodarskich, miały ogromne problemy z udokumentowaniem własności i możliwością wywiezienia inwentarza. Wspominał o tym pełnomocnik rejonowy z Czortkowa, opisując istną drogę przez mękę tych, którzy upominali się o możliwość wywiezienia najcenniejszej części swego dobytku:
Ta praktyka, aczkolwiek dziś już zmieniona, nie zmienia faktu, że raz bezprawnie nie zapisany w rejestracyjnym żurnalu inwentarz bezpowrotnie został właścicielom faktycznie zabrany i tylko w wyjątkowych wypadkach w wyniku moich niejednokrotnych interwencji i całotygodniowych wyczekiwań zainteresowanych przed biurem pełnomocnika Rządu USRS [można] uzyskać poniekąd pozytywne rezultaty.
Zaniżanie wartości chłopskich domów
Niemniej próby pozbawienia polskich przesiedleńców bydła nie ustawały do końca, a w tych swoistych „zmaganiach o krowy” władze radzieckie sięgały po wszelkie pozostające do ich dyspozycji, półlegalne, nieprzewidziane w umowie o ewakuacji środki — od wydawania zakazu wywozu krów określonych ras, przez kwestionowanie prawa własności czy zakaz wystawiania zaświadczeń weterynaryjnych, po ogłaszanie kwarantanny z powodu chorób zakaźnych bydła.
Fałszerstwa i oszustwa ze strony władz lokalnych zdarzały się nagminnie na etapie opisu zabudowań mieszkalnych i gospodarczych oraz areału ziemi. Niezależnie od szantażu i wyrażenia zgody na wydanie „zaświadczenia” przez radę wiejską (którą i tak musiały zatwierdzić władze rejonowe) czy też zapłaty wszelkich możliwych podatków i obciążeń — również awansem (wbrew zapisom umowy lubelskiej), po wielekroć do zaświadczeń wpisywano niepełne albo nieprawdziwe dane dotyczące wielkości i wartości budynków oraz powierzchni posiadanej przez danego gospodarza ziemi.
Reklama
Często odnotowywane były „przypadki niedopuszczania do oceny piwnic, fundamentów studni i urządzeń elektrycznych stanowiących własność ewakuowanych”. Zwracali na to uwagę przedstawiciele polskich władz ewakuacyjnych:
Tak jak ogólnie jest wiadomym, że niejednokrotnie koszty budowy tych obiektów przewyższają użytkowania, i dlatego ominąć przy ocenie taki obiekt będzie jawną obrazą dla właściciela i nie odpowiada faktycznemu stanowi rzeczy. (…)
Kurna chata więcej warta niż murowany dom
O możliwościach fałszerstw i nadużyć pisano nawet wprost i nie wprost w sprawozdaniach ukraińskich przedstawicieli rejonowych. Wynikało to z prawa do dość dowolnego stosowania stawek ubezpieczeniowych, na podstawie których oceniano wartość danego obiektu.
O ile w rejonie ewakuacyjnym Kamionka Strumiłowa przeciętną wartość zabudowań wiejskich szacowano na 9,80 rubla za metr sześcienny (kubometr), a budynków gospodarczych na 4,24 rubla, to na obszarze samborskiego przedstawicielstwa rejonowego stosowano przeciętne stawki, wynoszące od 15 do 17 rubli za metr sześcienny.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Podejrzaną ciekawostką było to, że w rejonie boryńskim metr sześcienny drewnianych chat krytych słomą i pozbawionych pieców (tzw. kurnych) wyceniano na 14,46 rubla, a w rejonie mościskim domy murowane i kryte blachą wyceniano na 10,90 rubla za metr sześcienny.
Ściąganie z chłopów podatków i danin
Największe nadużycia i bezustanne łamanie zapisów umowy dotyczyły kwestii ściąganych z mieszkańców wsi podatków i danin, dotkliwych i niezwykle wysokich w radzieckiej rzeczywistości okresu wojny. Zwolnienie z należności wobec państwa władze radzieckie interpretowały w sposób specyficzny i jak najkorzystniejszy dla siebie.
Reklama
Praktyka działań aparatu fiskalnego ZSRR była dość czytelna: należało wszelkimi metodami wymusić opłacenie wszystkich danin państwowych przez Polaków za czas ich pobytu w „państwie robotników i chłopów” — spisanie i rezygnacja z należności obejmować miały jedynie okres od chwili wyjazdu podatnika do końca danego roku podatkowego, a i to nie zawsze…
Zobligowani do wykonania planów poboru danin i podatków funkcjonariusze miejscowego aparatu administracyjnego imali się każdego sposobu, by ten plan wypełnić, najlepiej kosztem grupy najsłabiej bronionej i reprezentowanej w lokalnej machinie władzy. Do takich zachowań zmuszały zresztą szeregowych urzędników okólniki i rozporządzenia władz szczebla centralnego, w których nawoływano do terminowego i bezwzględnego ściągania należności i egzekwowania obowiązków.
„Posypały się podatki i kontyngenty”
Mechanizm takiego procederu był dość czytelny, a świetnie scharakteryzował go w jednym ze sprawozdań pełnomocnik z Czerniowiec:
Znając z praktyki w mojej pracy, często władze miejscowe chcą swoje rozporządzenia stosować, i to niejednokrotnie ustne w stosunku do Polaków (np. sprawa zabierania ze sobą większej ilości bydła), których prawa są dokładnie zresztą określone w umowie, wychodząc z tego założenia, że umowa o repatriacji między rządem polskim i rządem ukraińskim została zawarta na platformie ducha socjalistycznego prawa, a co więcej, w razie niejasności lub rozbieżności zastosowuje się ogólne ustawodawstwo sowieckie, na które się powołuje, a które nie jest nam znane i w instrukcjach nieprzewidziane. A nawet stosuje się wbrew instrukcji, w wypadku gdy to dla drugiej strony jest wygodniejsze […].
Reklama
O dotkliwości i różnorodności stosowanych szykan pisał do swojego zwierzchnika w Drohobyczu referent terytorialny z Sądowej Wiszni w marcu 1945 roku:
(…) proszę koniecznie i natychmiast wyświetlić sprawę w „Obłfinotdiele” [obwodowym wy-dziale finansów], co jest z wszelkimi podatkami i kontyngentami, bo tu naszym ludziom zaczęli ściągać podatki i kontyngent za 1944 r., a to na podstawie jakiejś otrzymanej z Drohobycza instrukcji z października 1944 r., a więc posypały się podatki i kontyngenty — mięsne (krowy), bo w tej instrukcji jest powiedziane, jeśli nie zdążą ściągnąć z pol. obywateli wszelkich podatków z tym, resztę umarza się.
Dużo ludzi broniąc się przedtem i opierając się, że na podstawie umowy z 9.9.44 r. im nie należy się płacić tych podatków, dostali się za kratki lub skonfiskowano im majątki. A więc ludzie nasi w strachu płacą setkami, a agenci finwiddilłu [wydziału finansowego] galopują po zarejestrowanych gospodarzach. Poza tym donoszę, że miejscowe władze orzekły, że w związku z tym, że Polacy nie wyjeżdżają, będą ich zmuszać do prac w nowo powstających kołhospach [ukr. kołchoz] i do wiosennych zasiewów .(…)
Przed wyjazdem kazali siać i zbierać
Wiosną nawet od ludzi szykujących się do wyjazdu domagano się — oprócz dostaw kontyngentowych — dokonania siewów, późnym latem zgoda na wydanie dokumentów umożliwiających przesiedlenie warunkowana była przeprowadzeniem żniw.
Reklama
A ponieważ ziemię osób zarejestrowanych traktowano jako własność państwa, pracujący w znoju na swoich-nie swoich już polach traktowani byli jako robotnicy najemni, którym nie przysługiwał nawet — zgodnie ze zwyczajem — co trzeci lub co czwarty, ale — jak w rejonie wielkoborkowskim (wsie Borki, Czernelów, Czernelów Mazowiecki) — tylko co szósty snop (jedna szósta zbiorów).
W innych miejscach polskim chłopom nie pozwolono w ogóle na zbiór plonów z ich pól, uniemożliwiając nawet odzyskanie ziarna zużytego na siew, lub zezwalano na żniwa, ale pod warunkiem zdania całego kontyngentu za 1945 rok oraz dodatkowych dostaw ziarna na rzecz rady wiejskiej.
W rejonie samborskim dochodziło do kuriozalnych zakazów zbierania wczesnych ziemniaków, owoców z sadu, a nawet koszenia trawy na paszę dla zwierząt. Jakże inaczej wyglądało to z punktu widzenia urzędników radzieckich… W sprawozdaniu końcowym przedstawiciela rejonowego w Tarnopolu napisano, że:
(…) znaczna część polskich obywateli przed wyjazdem do Polski, nie patrząc się na dane im prawo niespłacania niedopłat, mimo wszystko z państwem dobrowolnie się rozliczyła, a szczególnie w dostawach naturalnych.
Oprócz inwentarza żywego, wyposażenia domów mieszkalnych, wreszcie zboża dokonywano niekiedy grabieży maszyn i narzędzi rolniczych.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Grzegorza Hryciuka pt. Przesiedleńcy. Wielka epopeja Polaków (1944-1946). Ukazała się ona w 2023 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego.