Po roku 1918 chłopi mieszkający w wioskach na Pomorzu stanęli przed epokowym dylematem. W dużym stopniu to od ich postawy miało zależeć w jakim kraju będą żyć oni oraz ich potomkowie. Wielu po fakcie bardzo jednak żałowało tego, po jakiej stronie się opowiedzieli.
W następstwie pierwszej wojny światowej nad Bałtykiem doszło do zapomnianej dzisiaj „wojny palikowej”, gdy kaszubscy chłopi, pragnący znaleźć się w granicach Rzeczpospolitej, żywiołowo protestowali przeciwko proponowanemu przebiegowi granicy z Niemcami, a nawet własnoręcznie przesuwali paliki wyznaczające rubież.
Reklama
Wielu z nich bardzo potem żałowało tego zaangażowania. Dla chłopstwa z Pomorza nowa władza przyniosła bowiem nie wolność, lecz nędzę.
Chłopi z Kaszub za Polską
Jak wyjaśnia Stasia Budzisz na kartach książki Welewetka. Jak znikają Kaszuby, za polskością agitowali wśród chłopów zwłaszcza księża, cieszący się na Kaszubach ogromnym autorytetem.
W efekcie ludność, która w domach nigdy nie mówiła po polsku, lecz kaszubsku, ochoczo opowiadała się za przyłączeniem ich małej ojczyzny do II Rzeczpospolitej.
Za namową kapłanów dochodziło do publicznych demonstracji, a nawet szarpanin z niemieckimi mundurowymi. Tylko o jednym punkcie zapalnym, rejonie Borowego Młyna, Stasia Budzisz pisze:
Nikt nie zginął, nikt nie został ranny, ale Kaszubi dopięli swego – kiedy kilka miesięcy później ustalono granicę, Polska zyskała dodatkowe 109 kilometrów kwadratowych.
A podobnych miejsc i podobnych chłopskich protestów było więcej.
Reklama
Zderzenie z ponurą rzeczywistością. Co Polska przyniosła kaszubskim chłopom?
Z sukcesów bardzo cieszono się w Warszawie. Wśród samych kaszubskich chłopów radość okazała się jednak krótkotrwała.
Granicę poprowadzono przez prywatne podwórka i pola, rozdzielając rodziny i gospodarstwa. Ale, jak podkreśla autorka Welewetki, absolutnie najgorsza była bieda, jaka zapanowała pod nową władzą. I to bieda wynikająca nie z kryzysowych realiów, ale wprost z decyzji rządu.
Mieszkańcy Pomorza szybko skonfrontowali swoje wyobrażenia z rzeczywistością. Okazało się, że mitycznej Polsce, na którą niektórzy tak czekali i którą tak witali, bliżej było do karykatury niż do ideału.
Najpierw władze zrównały markę polską z pruską i w rezultacie za jedną polską można było dostać pięć niemieckich. Pomorzanie swoje oszczędności trzymali w niemieckich, więc ta zmiana szybko doprowadziła ich do ruiny.
Niemniej Pomorze stało się prawdziwym eldorado dla przybyszy z innych zaborów. Szybko zwęszyli interes i dobra kupione za bezcen wywozili do Kongresówki i Galicji.
„Niezadowolenie rosło w zastraszającym tempie” – kwituje Stasia Budzisz. W Warszawie nie od razu zdano sobie z tego sprawę, jednak w roku 1920 władze stawiały już sprawę jasno: przyjmowano, że jeśli na Pomorzu zostałby przeprowadzony plebiscyt, podobny do tego, który przesądził o losach Górnego Śląska, region niechybnie odpadłby od II Rzeczpospolitej.
Reklama
„To zrujnowało doszczętnie całą ludność Pomorza”
Dla lepszego wyświetlenia sprawy powołano specjalną komisję, która miała zbadać sytuację na miejscu. O monetarnych decyzjach rządu w jej raporcie napisano bez ogródek:
[To] zrujnowało doszczętnie całą ludność Pomorza. Z tego źródła, jak z puszki Pandory, płynie wszystkie zło, na które bezsilnym okiem patrzy każdy patriota. Twórca tego prawa lwią część odpowiedzialności za obecne stosunki na Pomorzu, za utratę Warmii i ziemi mazurskiej, winien wziąć na siebie.
Bibliografia
Artykuł powstał na podstawie książki Stasi Budzisz pt. Welewetka. Jak znikają Kaszuby (Wydawnictwo Poznańskie 2023).