Wielu spośród najsłynniejszych polskich intelektualistów doby nowożytnej – jak choćby Andrzej Frycz Modrzewski czy Piotr Skarga – wypowiadało się wylewnie na temat potencjału, roli i możliwości kobiet. Ludzie, na których cześć wciąż nazywa się ulice, skwery oraz szkoły i którzy często mają swoje pomniki w wielu miastach, wyrażali o białogłowach opinie wyjątkowo nieprzychylne i wsteczne nawet na tle epoki.
W innych artykułach opowiadałem już o tym, jak faktycznie prezentowała się pozycja społeczna kobiet z najwyższej, szlacheckiej warstwy. Frazesy o traktowaniu żon na równi i po przyjacielsku nie miały wcale bezpośredniego przełożenia na codzienne realia.
Reklama
Poza tym wielką popularnością cieszyły się chociażby odstręczające „przykazania”, mówiące jak mężczyźni rzekomo powinni obchodzić się z połowicami.
To była literatura przyziemna, niewyszukana. Ale czołowi intelektualiści często prezentowali stanowisko równie obmierzłe – nie tylko na tle dzisiejszych przekonań, ale nawet opinii panujących w Europie i po części w Polsce w XVI czy XVII stuleciu. Oto trzy charakterystyczne przykłady.
Andrzej Frycz Modrzewski. „Rodzą się do kądzieli”
Modrzewski – do dziś ceniony za trzeźwą ocenę niedociągnięć ustroju, krytykę szlacheckiej samowoli i obronę ciemiężonych chłopów pańszczyźnianych – o kobietach miał do powiedzenia, że rodzą się one do kądzieli, powinny się trzymać blisko domu, a ich nienaruszalną podległość względem mężczyzn ustanowił sam Bóg Wszechmogący.
Tytuł odpowiedniego rozdziału w jego traktacie O poprawie Rzeczpospolitej z 1551 roku to: Kobiety nie powinny mieszać się do spraw publicznych. Zgodnie z nim Modrzewski perorował, że każdy mężczyzna, który wspiera się w działalności publicznej sugestiami żony, okrywa się hańbą.
Reklama
Szymon Starowolski. „Zawsze gorsza jest białogłowa”
XVII-wieczny erudyta i polihistor Szymon Starowolski, uczczony własną ulicą w Tarnowie, przekonywał, że z woli natury samice wszelkich gatunków niezmiennie ustępują samcom. „Tak też i między ludźmi zawsze gorsza jest białogłowa, aniżeli mężczyzna” – brzmiała konkluzja.
Główną przywarą drugiej płci miała być niezdolność do zachowania umiaru, powściągliwości, co brzmi oczywiście kuriozalnie na tle norm kultury szlacheckiej. Nowożytni szlachcice brylowali przecież właśnie we wszelkiej przesadzie i ekspresji.
U nich był to jednak przywilej stanu. U kobiet podobna wylewność stanowiła oznakę grzesznej natury. Ot, typowy przykład podwójnych standardów.
Piotr Skarga. „Proste”, „słabe”, „bojaźliwe”
Sławny jezuita, na którego cześć Sejm Rzeczpospolitej ogłosił rok 2012 oficjalnie „rokiem księdza Piotra Skargi” i któremu w całym kraju poświęcono dziesiątki ulic, placów i pomników, był radykalnym apologetą szlacheckiej wyższości, wrogiem tolerancji religijnej, ale też klasycznym mizoginem.
Reklama
O kobietach pisał, że są „proste” i „słabe”, w związku z czym powinny się posłusznie oddawać pod władzę mężów, a także okazywać względem nich „bojaźń”. Ci przecież rodzili się „z większym rozumem, z większą siłą”.
„Nie dopuszczam, aby niewiasta mężowi rozkazywała, ale w milczeniu ma pozostawać” – kwitował Skarga. Jedyną drogę do zbawienia w przypadku kobiet widział zaś w „rodzeniu dziatek”, potomstwa.
Źródło
Tekst powstał na podstawie mojej książki pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.