Kompania X, utworzona w czerwcu 1942 roku przez Winstona Churchilla była ściśle tajną formacją komandosów. Żołnierze wchodzący w jej skład nie byli Brytyjczykami, za to doskonale znali język niemiecki. Mieli więc odegrać ważną rolę w trakcie planowanej już wówczas inwazji na kontynent. Ich zdolności językowe nie na wiele by się jednak zdały bez odpowiedniego treningu bojowego. Oto jak wyglądało szkolenie członków elitarnej jednostki.
Specjalne szkolenie, w którym brali zresztą udział nie tylko żołnierze Kompanii X, rozpoczęło się na przełomie października i listopada 1942 roku w położonym na walijskim wybrzeżu Aberdovey. Wcześniej trenowała już w tym miejscu norweska kompania 10. (Międzyalianckiego) Commando.
Reklama
Specjalne traktowanie komandosów
Zaraz po przybyciu na miejsce, żołnierzom wydano nowe obuwie oraz narycia głowy. Od teraz zamiast ciężkich trepów podbitych gwoździami nosili takie z podeszwami z gumy. Dzięki nim mogli bezszelestnie się skradać. Z kolei na ich furażerkach znajdowały się fałszywe oznaczenie jednostek, co miało utrudnić pracę ewentualnym szpiegom. Jak podkreśla Leah Garrett w książce pt. Kompania X:
W Aberdovey nie było obozu ani koszar. W odróżnieniu od zwykłych żołnierzy, komandosów zachęcano do samodzielności i niezależności. Ufano im na tyle, żeby pozwolić im samodzielnie wyszukać kwatery.
Każdy otrzymał pewną sumę (zarabiali sześć szylingów osiem pensów dziennie, czyli około dwóch funtów tygodniowo, co było wówczas sporą sumą), a także dodatkowe kartki żywnościowe, po czym polecono im zacząć szukać sobie pokojów w mieście.
Rankiem pierwszego dnia treningu komandosi dowiedzieli się, że czeka ich blisko 13-kilometrowy bieg po otaczających miasteczko górach. Nie był to w żadnym razie spacerek, bowiem wysokość wzniesień dochodzi w tym regionie do niemal 900 metrów. Zgodnie z tym, co pisze Leah Garrett:
Reklama
W nowych butach z gumowymi podeszwami ruszyli biegiem w górę i wkrótce zaczęli spływać potem. Napotkali pierwszy płot, wysoki na półtora metra. Rekruci byli nieco onieśmieleni i nie wiedzieli, jak się zachować. (…)
Choć większość rekrutów dzięki służbie w Korpusie Pionierów była we względnie dobrej formie fizycznej, kilku przewróciło się lub zwymiotowało po tym pierwszym kontakcie z walijskimi wzniesieniami.
Biegi w pełnym oporządzeniu
Bieg rozpoczynający każdy dzień był tylko przedsmakiem tego, co czekało żołnierzy. Szkolenie miało bowiem nie tylko poprawić ich tężyznę fizyczną oraz zdolności bojowe, ale również nauczyć ich zwracać uwagę nawet na najmniejsze detale. Było to niezbędne w czasie przyszłych tajnych misji, których celem było gromadzenie różnego rodzaju informacji wywiadowczych.
Już drugiego dnia komandosi musieli pokonać w pełnym rynsztunku (ważył około 20 kilogramów) aż 65 kilometrów. Jednak zgodnie z tym, co podaje autorka książki Kompania X:
Reklama
(…) biegi i forsowne marsze bledły w porównaniu z późniejszymi ćwiczeniami prowadzonymi na położonej około 50 kilometrów na północ górze Snowdon. Wznoszący się na ponad tysiąc metrów nad poziom morza masyw był doskonałym miejscem dla sprawdzania sprawności rekrutów i doskonalenia ich siły i wytrzymałości. Spędzili tam tydzień na forsownych marszach i biegach w pełnym oporządzeniu.
W czasie długodystansowych biegów wpajano żołnierzom, że mają dbać nie tylko o siebie, ale również o towarzyszy broni. Gdy pewnego razu zwycięzcy pozostawili na trasie kolegów, którzy opadli z sił, dowódca Kompanii X ostro zrugał swoich podwładnych.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Najniebezpieczniejszy element szkolenia
Kiedy żołnierze wyrobili sobie żelazną kondycję przyszła pora na trening wspinaczki skałkowej i górskiej. Był to bez wątpienia najtrudniejszy i najbardziej niebezpieczny element całego szkolenia. Niewiele zabrakło, a jeden z komandosów w jego trakcie by zginął. Na szczęście lina asekuracyjna wytrzymała i skończyło się tylko na siniakach po uderzeniu w ścianę skalną.
Jako że członkowie Kompanii X służyli wcześniej w Korpusie Pionierów, to nie posiadali oni broni służbowej. W Aberdovey uległo to diametralnej zmianie.
Żołnierze sił specjalnych otrzymali najlepszy arsenał, jakim dysponowali wówczas alianci. Wśród nowych „zabawek” znalazła się również „ulubiona broń ręczna komandosów – pistolet maszynowy Thompson”.
Tomigan nadawał się idealnie dla komandosów, ponieważ był krótszy, lżejszy i mniejszy niż ręczny karabin maszynowy Bren czy karabin powtarzalny Lee-Enfield kalibru 7,62 mm, a co najważniejsze, żołnierze mogli z nim skakać na spadochronach.
Reklama
Większość żołnierzy Kompanii X ruszała na akcje właśnie z tą bronią, choć szkolono ich także w uży-waniu karabinów Lee-Enfield, pistoletów maszynowych Sten i erkaemów Bren oraz doskonałych niemieckich MP 40 i MG 34.
„Byliśmy w doskonałej formie, a zatem i doskonale pewni siebie”
Poza szkoleniem strzeleckim żołnierze trenowali również obchodzenie się z materiałami wybuchowymi. Z uwagi na czekające ich zadania musieli nauczyć się samodzielnie konstruować bomy. Podczas ćwiczeń wykorzystywano zbudowany specjalnie w tym celu drewniany domek. „Gdy poruszali się szybko i bezszelestnie po pomieszczeniach, ćwiczyli wysadzanie drzwi i okien i strzelanie do wyimaginowanych Niemców”.
Komandosów uczono rzecz jasna również walki wręcz oraz cichego pozbywania się przeciwnika przy pomocy broni białej. Musieli również poznać tajniki złodziejskiej roboty, takie jak na przykład sztuka otwierania zamków.
Uczyli się ponadto czytania map, łamania szyfrów oraz technik wykorzystywanych podczas przesłuchań. Dodatkowo poznawali siły przeciwnika. Jeden z komandosów później wspomniał, że żołnierze Kompanii X mieli „wiedzieć więcej o armii niemieckiej niż sami Niemcy”. Z kolei w szkockim Achnacarry komandosi przyswajali sobie zasady „służby polowej”, czyli wszystkiego tego, co pozwalało na niezauważalne działanie za liniami wroga.
Wielomiesięczny wysiłek zdecydowanie się opłacił. Szkolenie przyniosło bowiem doskonałe rezultaty. Jak podkreśla Leah Garrett w książce Kompania X „żołnierze nauczyli się kochać ciężką pracę, ćwiczenia, poznawane umiejętności”. Jeden z nich bez ogródek stwierdził: „byliśmy w doskonałej formie, a zatem i doskonale pewni siebie”.
Historia tajnej K5ompanii X
Bibliografia
- Leah Garrett, Kompania X. Tajna jednostka żydowskich komandosów podczas II wojny światowej, Dom Wydawniczy Rebis 2024.