W średniowieczu legenda o smoku wawelskim, w różnych, jeszcze nie uporządkowanych wersjach, była znana głównie w samym Krakowie, a więc w bezpośrednim sąsiedztwie Wawelu. Stopniowo zaczynano zdawać sobie z niej sprawę także w innych regionach kraju. Wreszcie, na początku epoki nowożytnej, sława opowieści przekroczyła polskie granice.
Badaczka dziejów smoczej jamy na Wawelu Elżbieta Firlet podkreśla, że w tym czasie legowisko „całożercy” stanowiło już osobliwość nie tylko na skalę kraju, ale też kontynentu. Profesor Jacek Banaszkiewicz pisze podobnie: że w dobie nowożytnej smok wawelski „trafił na salony europejskie”.
Reklama
Smok wawelski na kartach Kosmografii
W niemałym stopniu było to zasługą Sebastiana Münstera – niemieckiego humanisty, geografa i teologa, sławnego za sprawą monumentalnej Kosmografii. Książka ta była skrzyżowaniem atlasu geograficznego, encyklopedii i przewodnika po świecie. Najpełniejsza jej edycja, wydrukowana w roku 1550, liczyła ponad 1200 stron i zawierała 910 drzeworytów oraz niemal 70 map.
Był to niekwestionowany międzynarodowy bestseller, jeden z największych hitów wydawniczych od czasu upowszechnienia druku. W ciągu niespełna stulecia ukazało się około czterdziestu wydań Kosmografii. Dzieło, napisane po niemiecku, ekspresowo doczekało się tłumaczeń na łacinę, francuski, włoski i czeski.
W obiegu znajdowały się dziesiątki tysięcy jego egzemplarzy, docierając nie tylko do elit intelektualnych, ale też szerokiego odbiorcy; na tyle oczywiście, na ile istniał on w czasach renesansu i baroku. To fakt ważny dla historii smoka wawelskiego, bo Münster nie uchylał się na kartach swojego magnum opus przed opisywaniem niezwykłych stworzeń i zjawisk przyrody.
Często wykazywał zdrowy sceptycyzm. Powątpiewał w istnienie chimer i feniksów. Ale już krakowski całożerca wydał mu się stworzeniem zupełnie realnym i na tyle fascynującym, że poświęcił mu niemal połowę całego opisu polskiej stolicy.
Reklama
Pierwszy portret smoka wawelskiego
Geograf powtórzył mit niemal słowo w słowo za jednym z polskich kronikarzy, Marcinem Kromerem. Ozdobił też jednak tekst odpowiednią ryciną – pierwszym zachowanym wizerunkiem smoka wawelskiego w dziejach. Na drzeworycie widać wzgórze, bryłę pałacu, a na pierwszym planie pastuszka uciekającego w panice przed smokiem, który akurat wypełza z jamy, aby pożreć niczego nieświadome owce.
To jaszczur na krótkich łapach, zakończonych potężnymi pazurami, pełzający przy ziemi, z wielkimi, wyłupiastymi gałkami ocznymi, uszami położonymi po sobie jak u monstrualnego psiska i z rzędem ostrych zębów. Nie tak majestatyczny jak rzeźba postawiona w latach siedemdziesiątych XX wieku przed wejściem do jamy, ale najwidoczniej działający na wyobraźnię odbiorców Kosmografii.
I to do takiego stopnia, że zagraniczni goście przybywający do Krakowa coraz częściej życzyli sobie ujrzeć sławną jaskinię bestii.
„Straszliwa piwnica, we wnętrzu której przebywał smok”
W 1574 roku do smoczej jamy zapuścił się André Thevet, francuski uczony towarzyszący świeżo wybranemu na polski tron Henrykowi Walezemu. Zarówno treść lokalnej legendy, jak i opis pieczary zamieścił rok później na kartach własnej Kosmografii.
Na początku wieku XVII o „straszliwej piwnicy, we wnętrzu której przebywał smok”, donosił też do Włoch nuncjusz apostolski Claudio Rangoni.
Reklama
Jaszczur z gatunku „Holophagus”
Z kolei niemiecki geograf Georg Braun nie dość, że wzorem Münstera przedstawił smoczy temat czytelnikom, to jeszcze podjął próbę klasyfikacji gatunku zwierząt zwanych „Holophagus”. Jak twierdził, takie same bestie były notowane przez Rzymian już w III wieku n.e.
Przykłady zagranicznych uczonych, którzy pochylali się nad tematem smoka wawelskiego, można mnożyć. O śmiertelnym wrogu Kraka pisał Alessandro Guagnini, Włoch, choć osiadły w Krakowie.
Pisali też Francuz Benoist Rigaud, Ślązak Adam Schröter czy Niemiec Andreas Cellarius. I niemal każdy z ekspertów, tak rodzimych, jak i obcych, wierzył, że przytacza relację opartą na faktach, nie zaś bajkę.
Pierwsze oznaki sceptycyzmu
Z jakiegokolwiek sceptycyzmu jako pierwszy zwierzył się dopiero Marcin Kromer, tworzący w połowie XVI wieku. Pisał, że nie jest w stanie ocenić, czy smocza narracja to „wymysł”. Zachowanej jamy nie uważał zaś za dowód w sprawie, bo ta przecież „i z przyrodzenia mogła stanąć”. A więc: powstać w sposób naturalny.
Reklama
W XVII wieku podobna krytyka niemal się nie zdarzała. Z ostrym protestem przeciwko braniu legendy na serio wystąpił za to tworzący u samego schyłku I Rzeczpospolitej Emanuel Murray – dziennikarz, historyk, spolonizowany Francuz osiadły w Krakowie.
W rękopiśmiennym przewodniku po mieście z roku 1787 przyznał, że w ogóle nie chciał oglądać jaskini, która dała kronikarzom pretekst do popuszczania wodzy fantazji. „Takie miasto [jak Kraków] do [zwiększenia] chwały swojej, żadnych bajecznych nie potrzebuje ozdób” – stwierdził.
****
Niemy świadek koronacji i upadków, ceremonii i pożarów, schadzek i skrytobójstw. Wawel. Biografia to pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski. Powyższy tekst powstał na jej podstawie. Dowiedz się więcej o książce na Empik.com.