Nikt nie przekazał, jak wyglądała noc, od której zaczęło się jedno z najbardziej nieudanych i nieszczęśliwych małżeństw dynastycznych w dziejach Polski. „Pierwszy raz” Anny Jagiellonki i Stefana Batorego można sobie tylko wyobrażać, na podstawie tego, co wiemy o ich charakterach i późniejszym związku. To właśnie robi autorka powieści „Anna Jagiellonka”.
Poniższy tekst to nie artykuł popularnonaukowy, ale fragment nowej powieści Magdaleny Niedźwiedzkiej. Czy myślicie, że tak mógł wyglądać początek związku Anny Jagiellonki i Stefana Batorego?
Uwaga spoilery! Fragment pochodzi z końcowej części książki. Jeśli obawiasz się, że może zepsuć ci lekturę, najlepiej od razu sięgnij po książkę i czytaj od pierwszej strony.
***
Batory budzi się i widzi czujne oczy małżonki; ich tęczówki przypominają dwa węgle wrzucone w ogień, są czarne, wydają się jednak pokryte cienką warstwą krwistej czerwieni. Oczy są ładne, o nieprzeniknionym, lodowatym spojrzeniu.
Reklama
Stefan siada energicznie, zmieszany irytującą odwagą Jagiellonki. Dziwi go jej śmiałość, choć przecież nie zna się na królewskich córach, żadnej dotąd nie miał w łożu. Zastanawia się, jak długo powinien odwiedzać żonę w sypialni, i dochodzi do wniosku, że trzy noce wystarczą, nie wydaje mu się zbyt namiętna.
Jego myśli biegną już w innym kierunku. Przed nim dzień wypełniony pracą, rozrywkami również, nie przeczy, ale zdaje sobie sprawę, że gdziekolwiek się znajdzie, dopadną go senatorowie i szlachta, a wraz z nimi problemy.
Batory czuje się odprężony, minionego wieczoru posiadł kobietę, nic w tym nadzwyczajnego, ale zawsze ulga, zwłaszcza po długim poście. Posiadł, po czym zasnął – nie zaszczycił małżonki nawet krótką rozmową. Oboje nie są młodzi, nie musi jej tłumaczyć, czym jest związek zawarty ze względów politycznych.
Anna nie wie, co powiedzieć. Czuwała do rana z nadzieją, że Batory się ocknie i odezwie. Co właściwie chciałaby usłyszeć? Że wzbudziła w nim namiętność, że doprowadza go do szaleństwa? Jest zdziwiona, że stosunek trwał tak krótko, i na dobrą sprawę ani nie było się czego lękać, ani o czym marzyć – trochę bólu, nieco przyjemności, która się skończyła, nim na dobre się zaczęła, zapach skóry męża, jego gorączkowy oddech, silne lędźwie i zadziwiająco delikatne dłonie.
Reklama
Królewna jest zadowolona, że ma to za sobą, patrzy teraz czujnym wzrokiem, ciekawa, co dalej, jak jej podziękuje, bo że podziękuje, nie ma wątpliwości. Znów ją pieką oczy, tyle że tym razem jest ku temu dobry powód, zasnęła dopiero nad ranem. Leżała w ciemności, przyglądając się widocznemu na tle okna zarysowi mężowskiego ramienia. Jej Stefan. Dziwne jest to wszystko.
– Wina? Anna pąsowieje, słysząc prymitywne i uwłaczająco bezpośrednie pytanie. Batory zwraca się do niej po włosku swoją drętwą, straszną włoszczyzną. Nie zależy mu na imponowaniu żonie, widać również, że słaba znajomość włoskiego wcale go nie zawstydza.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Nie tylko Jadwiga Andegaweńska. Dlaczego o drugiej kobiecie, która została polskim królem nikt nie pamięta?– Owszem, proszę – bąka Anna po łacinie i dochodzi do wniosku, że warto było wyjść za mąż choćby po to, żeby obudzić się o świcie i pić wyborny trunek otrzymany z rąk męża.
– Kwitną kasztanowce – stwierdza Stefan. – Po ciemku przypominają twoją suknię.
Anna popija wino, zaskoczona spostrzegawczością małżonka. Pochlebił jej, więc uśmiecha się życzliwie.
– Czemu dotychczas się nie ożeniłeś?
Batory opróżnia swój kielich i zaczyna się ubierać, a że robi to bez niczyjej pomocy, Anna zastanawia się, jakim księciem był w Siedmiogrodzie, że jest samowystarczalny. Uznaje, że to prymitywne, ale nie zamierza nic mówić. Mąż to mąż, winna jest mu lojalność i posłuszeństwo. Jego strój to znoszone łachy, co wprawia Jagiellonkę w zdumienie. Wiele słyszała o jego bogactwie, cóż, kolejne kłamstwo.
– Byłem samotny pewnie z tych samych powodów, co ty, pani. Tak się ułożyło.
Reklama
– Ot co – podsumowuje Anna, przechodząc na włoski. – Kobieta jest zależna od rodziny.
– A mężczyzna od sułtana, cesarza i czort wie ilu innych osób. Po co mi żona?
– Chyba że ofiarowuje ci koronę – kpi Jagiellonka, na co mąż reaguje gromkim śmiechem.
– Korona to ulubiona błyskotka rycerzy – potwierdza wesoło, ale Anna pozostaje poważna.
– Wcale mnie to nie śmieszy.
Batory zwraca się w jej stronę, na tle rozświetlonego słońcem okna wygląda bardzo młodo i przystojnie. Przygląda się wspartej o wezgłowie łoża Annie i nieświadomie wyzywającym ruchem zapina spodnie.
– Przyzwyczaiłaś się, że ludzie cię zabawiają, prawda? – pyta, starannie wymawiając każde słowo. – Będziesz się musiała odzwyczaić.
Reklama
– Straszysz mnie? – zaperza się Jagiellonka.
Dziwne, ale taka podoba się Batoremu najbardziej. Wreszcie widzi jej osławioną cerę; gładką, bardzo jasną, bez jakichkolwiek znamion.
– Nie mam zwyczaju straszyć kobiet – rzuca lekceważąco – zresztą, pewnie się nie boisz, ludzie opowiadają, że bywasz bardzo gwałtowna i kto ci się narazi, ten dostaje w pysk.
Anna jest zszokowana językiem Batorego nie mniej niż jego manierami. Mężczyzna rechocze niczym prosty żołdak, ubawiony jej zgorszeniem.
– Jakoś mnie to nie przeraża, pani. – Skończywszy się ubierać, zasiada do stołu i sięga po pomarańczę. Rozrywa ją na pół z taką łatwością, jakby otwierał książkę. Komnatę wypełnia świeży, intensywny aromat. Anna od dziecka wyobraża sobie, że tak właśnie pachnie Bari. – Rozchmurz się, mam dla ciebie prezent – mówi Stefan z pełnymi ustami; sok cieknie mu po palcach.
Reklama
– Myślisz, że mi się spodoba? Niejedno już widziałam – uprzedza Jagiellonka, na co jej małżonek parska śmiechem.
– Takiego nie widziałaś – zapewnia.
Przeczytaj również o tym dlaczego Stefan Batory tak okrutnie pomiatał Anną Jagiellonką