Po III rozbiorze Prusy zyskały 43 tysiące kilometrów polskiego terytorium, które zamieszkiwało ponad milion ludzi. Wśród zdobyczy Hohenzollernów znalazła się również Warszawa. Wojny napoleońskie oraz kongres wiedeński sprawiły jednak, że Berlin musiał oddać znaczną część tego terytorium Rosji. Gdy w 1830 roku wybuchło powstanie listopadowe można więc było pozornie sądzić, że władze nad Sprewą nie rzucą się do pomocy Petersburgowi. Tymczasem Prusy okazały znaczne wsparcie potężnemu sąsiadowi. Wyjaśnienie przytoczył sławny strateg Carl von Clausewitz.
Po kongresie wiedeńskim granice Rosji przesunęły się znacznie na zachód. Mimo wielkich strat terytorialnych Prus relacje pomiędzy Berlinem a Petersburgiem z pozoru układały się wzorcowo. Pruskie władze zdawały sobie jednak sprawę, z zagrożenia, jakie stanowił potężny sąsiad.
Reklama
Zagrożenie ze strony Rosji
Zgodnie z tym, co podkreśla profesor Grzegorz Kucharczyk w książce pt. Piekielni sąsiedzi. Jak Rosja i Niemcy dogadywały się kosztem Polski po korekcie granic z położonego zaraz za rubieżą „Kalisza do Poznania i dalej do Berlina było już naprawdę niedaleko”.
Doskonale to rozumieli pruscy generałowie zaniepokojeni już po trzecim rozbiorze Polski bezpośrednim sąsiedztwem z zaprzyjaźnionym (na jak długo?) rosyjskim kolosem.
Budowa bądź rozbudowa po 1815 r. twierdz w Poznaniu, Grudziądzu czy Giżycku, czy zapoczątkowanie w latach 40. XIX w. strategicznie ważnej „Kolei Wschodniej” (Ostbahn) między Berlinem a Królewcem były dowodem, że w Prusach z całą powagą podchodzono do konsekwencji płynących z jeszcze bliższego sąsiedztwa geograficznego z zaprzyjaźnionym „od zawsze” rosyjskim mocarstwem.
Mimo wszystkich obaw, gdy w nocy z 29 na 30 listopada 1830 roku Polacy chwycili za broń i wzniecili powstanie przeciwko carowi Mikołajowi I, Prusy nie odwróciły się od Petersburga.
Reklama
Wręcz przeciwnie. Okazały daleko idącą „pomoc aprowizacyjną i logistyczną, która umożliwiła Rosjanom realizację ich planu sforsowania Wisły w jej dolnym biegu i zaatakowania Warszawy od zachodu”.
„Biada nam, jeśli Rosja porzuci polską koronę”
Dlaczego władze w Berlinie zdecydowały się na ten krok, chociaż osłabienie imperium Romanowów w teorii było na rękę Hohenzollernom? Wszystko przez widmo potencjalnego sojuszu odrodzonej Polski i Francji.
Tok pruskiego myślenia doskonale oddają słowa generała Carla von Clausewitza. Słynny teoretyk taktyki wojennej w 1831 roku pisał, że:
Biada nam, jeśli Rosja porzuci polską koronę i wycofa się ze swoich polskich prowincji – Litwy, Wołynia i Podola, co według niektórych niemieckich filozofów będzie równoznaczne z nastaniem złotego wieku na wschodzie.
Zmuszona lub skłoniona do tego Rosja całkowicie odwróci się od Europy Zachodniej, od której nie będzie już musiała niczego się obawiać i niczego oczekiwać. Niemcy w ten sposób zostaną pozostawione same sobie, a Polacy i Francuzi, którzy bardziej jeszcze niż nienawidzą, pogardzają nami, podadzą sobie ręce nad Łabą.
Reklama
Clausewitz nie miał złudzeń, że odrodzenie Rzeczpospolitej byłoby katastrofą dla Berlina. W eseju z okresu powstania listopadowego cytowanym na kartach książki Piekielni sąsiedzi generał podkreślał, że gdyby rzecz doszła do skutku, Prusy przypominałyby:
(…) okaleczonego wojownika, pozbawionego czwartej części swojej ludności i jednej trzeciej terytorium, trzymającego swoją lewą ręką tarczę nisko nad głową, a prawą ręką trzymającą miecz przeciw Francji trzysta mil dalej.
Władzom nad Sprewą tak bardzo zależało na zachowaniu politycznego status quo, że nie odniosły się nawet do propozycji cara Mikołaja I z maja 1831 roku. Romanow sondował wówczas przesunięcie granicy między oboma państwami na wschód i oparcie jej na linii Wisły i Narwi.
Oferta została wysunięta w najtrudniejszym dla Rosjan momencie powstania listopadowego. W Berlinie trafnie uznano ją więc za próbę „podzielenia się problemem”. Po tym jak carskie wojska odzyskały inicjatywę do tematu już nie wracano.
Preorder z autografem
Bibliografia
- Grzegorz Kucharczyk, Krzysztof Rak, Piekielni sąsiedzi. Jak Rosja i Niemcy dogadywały się kosztem Polski, Bellona 2024.