Jeśli pogoda, lokalne warunki albo obyczaje nie sprzyjały kąpielom pod gołym niebem, zwyczajni mieszkańcy Europy uciekali się zwykle do korzystania z usług publicznych łaźni. Panuje utarta opinia, że takie przybytki, stanowiące jeden z fundamentów rzymskiej cywilizacji, zniknęły ze świata zachodniego wraz z nadejściem średniowiecza. Ponoć zaczęto je na nowo budować i prowadzić dopiero w XII wieku, w następstwie krucjat i zetknięcia z rozwiązaniami znanymi w krajach Lewantu. To jednak pogląd zdecydowanie przesadzony.
W różnych regionach niegdyś podporządkowanych antycznemu imperium, na przykład w Italii czy Iberii, łaźnie publiczne funkcjonowały nadal przez całe wczesne średniowiecze, choć na ograniczoną skalę. Gdzie indziej przybytki kąpielowe zaczęły się mnożyć po roku 1100.
Reklama
Jak jednak zwracają uwagę specjaliści, trudno orzec, czy zauważalnie zmieniły się wówczas obyczaje, czy też po prostu koniunktura gospodarcza i rozwój miast spotęgowały zapotrzebowanie, już wcześniej obecne w mniejszym natężeniu.
Niedoceniane łaźnie średniowiecznego świata
Na pewno cała dyskusja o regresie i powrocie publicznych łaźni zdradza wąskie spojrzenie, skupione wyłącznie na Europie Zachodniej. Inne obszary kontynentu, nigdy niepodporządkowane Rzymowi, miały bowiem własne obyczaje związane z higieną.
Zarówno w Europie Środkowej i Wschodniej, jak i w Skandynawii właściwie każda większa osada, nawet wiejska, dysponowała swoją łaźnią. Było tak nawet całe stulecia przed krucjatami, niemal od zawsze. Wśród Słowian proste łaźnie parowe spotykało się tak często, że ich pierwotna nazwa, „izba”, stała się z czasem określeniem wszelkich wnętrz mieszkalnych opalanych piecem.
Z kolei u Skandynawów zwyczaj odwiedzania łaźni raz w tygodniu, w każdą sobotę, dał początek nazwie tego dnia. Staronordyjski Laugardagr to dosłownie „dzień gorącej wody” czy też „dzień kąpieli”.
Reklama
Ile łaźni było w średniowiecznych miastach?
Czym innym była oczywiście ziemianka z piecem, który polewano wodą, by wnętrze wypełniło się gorącymi oparami, a czym innym profesjonalny miejski przybytek, zapewniający gorącą kąpiel za pieniądze, a także liczne usługi kosmetyczne, higieniczne czy wreszcie – towarzyskie.
Łaźnie w tym drugim znaczeniu stały się prawdziwie powszechne u schyłku epoki. Źródła notują, że w późnym średniowieczu w Paryżu działały 32 publiczne łaźnie, a w Londynie (wraz z przedmieściami) 18. Wielu badaczy sądzi zresztą, że obie te liczby są zaniżone; zarówno w stolicy Francji, jak i Anglii dostępność kąpieli miała być większa.
Na pewno publiczne łaźnie cieszyły się bardzo dużą popularnością w krajach niemieckich. W XIV–XV stuleciu miało ich funkcjonować: 29 w Wiedniu, również 29 we Frankfurcie, 15 w Bazylei, 12 w Norymberdze i 10 w Ulm.
Łaźnie miejskie w średniowiecznym Krakowie
Na tym tle korzystnie wypada też polska stolica. W Krakowie w XIV stuleciu było 12 łaźni, a w całej aglomeracji przynajmniej 16, choć w tej liczbie uwzględniono też przybytki kościelne oraz prywatne, niekoniecznie dostępne dla każdego przechodnia.
Z krakowską łaźnią łączył się zresztą kryminalny epizod z życia najważniejszych osób w kraju. W 1393 roku dwunastu kuszników napadło i zastrzeliło Wisła Czambora – śląskiego rycerza, który kilka lat wcześniej ośmielił się porwać oraz wykorzystać siostrę chrzestną Władysława Jagiełły. I który nie docenił, jak groźna może być dla niego wizyta pod Wawelem w następstwie takiego czynu. Do krwawego incydentu doszło bezpośrednio po tym, jak odmoczony i zrelaksowany Ślązak opuścił łaźnię miejską „U Szpota”.
„Biegają do łaźni po figle i gody”
Można przypuszczać, że dobrze sytuowani mieszczanie odwiedzali przybytki kąpielowe nawet kilka razy w miesiącu. Robiono to nie tylko dla higieny, ale też w celach towarzyskich i dla zaznania grzesznych, w myśl nauczania Kościoła, przyjemności.
Reklama
Pomimo napomnień kaznodziejów w łaźniach zwykle nie rozdzielano klientów i klientek. Wszyscy kąpali się w jednym czasie, w tych samych pomieszczeniach, choć co do zasady w osobnych baliach. Normą była też nagość, wcale nie tak kontrowersyjna przed setkami lat, jak można by sądzić. W każdym razie – nie w łaźni.
Gian-Francesco Poggio, który na początku XV stulecia odwiedził łaźnie w szwajcarskim Baden, komentował: „Wszyscy, którzy chcą się kochać, którzy myślą o żeniaczce czy polują na rozkosz pod inną postacią, tu przychodzą i znajdują to, czego szukali”.
Jeszcze dosadniej rzecz ujęto na kartach Romansu o Flamence z XIII wieku. „Biegną do łaźni po figle i gody. Po wyjściu z których dzierlatki skuszone, nie będą już czyste, acz wychędożone” – pisał o swych bohaterach anonimowy autor z Prowansji.
Dlaczego łaźnie miejskie zniknęły z Europy?
Zastrzeżenia natury moralnej wzmagały krytykę kierowaną pod adresem łaźni. Nowy, tym razem permanentny, kryzys instytucji miał jednak przede wszystkim tło zdrowotne.
Reklama
Już po pierwszym uderzeniu czarnej śmierci autorytety medyczne zaczęły przekonywać, że nadmierne kąpiele rozszerzają pory, wystawiając organizm na zakażenie. A tym samym – mogą prowadzić do choroby i rychłej śmierci.
W trakcie nawrotów zarazy, zwłaszcza tych XV-wiecznych, zaczęto przymusowo zamykać publiczne przybytki kąpielowe. Strach przed chorobą sprawiał poza tym, że wciąż istniejące łaźnie nie były w stanie ściągać klientów.
O skutkach trafnie pisał sławny Erazm z Rotterdamu w roku 1526: „Dwadzieścia pięć lat temu nie było nic bardziej modnego w Brabancji niż łaźnie publiczne. Dziś już ich nie ma; nowa dżuma nauczyła nas obchodzić się bez nich”.
Historia średniowiecza, jakiej jeszcze nie było
Jaka była najwyższa budowla średniowiecza? Jak przeliczyć ówczesne pieniądze na dzisiejsze złotówki? Ile kalorii zapewniała dziennie średniowieczna dieta? I ilu zbrojnych naprawdę brało udział w bitwach sprzed 500 lub 1000 lat?
O tym wszystkim i nie tylko dowiecie się z najnowszej książki Kamila Janickiego – Średniowiecze w liczbach. Zdobądź swój egzemplarz na Empik.com.