Rozpoczęta 19 kwietnia 1775 roku wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych była jednym z najistotniejszych momentów w nowożytnej historii świata. Napięcie między mieszkańcami kolonii a Londynem narastało latami. O tym dlaczego ci pierwsi ostatecznie zdecydowali się chwycić za broń pisze profesor Zbigniew Lewicki w książce Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki 1607–2024. Od osady do mocarstwa.
Zasługę pierwszego zadeklarowania tożsamości amerykańskiej przypisuje się ognistemu mówcy Patrickowi Henry’emu (1736‒1799), który miał stwierdzić: „Nie ma już różnic między mieszkańcami Wirginii, Pensylwanii, Nowego Jorku i Nowej Anglii. Nie jestem Wirgińczykiem, lecz Amerykaninem”.
Reklama
Utworzenie Linii Proklamacyjnej
Natomiast charakter nowej nacji starał się uchwycić Michel Guillaume Jean de Crevecœur, francusko-amerykański autor zbioru esejów zatytułowanego „Listy amerykańskiego farmera”. Zadał w nich kluczowe pytanie: „Kim zatem jest Amerykanin, ten nowy człowiek?”, a jego odpowiedź brzmiała:
Wszyscy jesteśmy ożywieni duchem przedsiębiorczości, która jest nieograniczona i nieskrępowana, ponieważ każdy pracuje dla siebie… Amerykanin to nowy człowiek, który działa na nowych zasadach; musi zatem akceptować nowe idee i formułować nowe opinie .
Po zakończeniu wojny [siedmioletniej w 1763 roku] mieszkańcy trzynastu kolonii mieli przed sobą perspektywę zaludniania terenów zdobytych na Francji, a niemal wszyscy przejawiali niepohamowany ekspansjonizm.
To z kolei sprawiało, że konflikt z Indianami nasilał się, gdyż koloniści brytyjscy stopniowo przesuwali na zachód granicę zajętego przez siebie terytorium. (…) Władze w Londynie były świadome, że dalszym konfliktom może zapobiec jedynie oddzielenie kolonistów od Indian i król Jerzy III ustanowił graniczną Linię Proklamacyjną, której nienaruszania mieli dopilnować urzędnicy królewscy.
Przebiegała ona wzdłuż szczytów Appalachów, co znaczyło, że zdobyte na Francji terytorium między Appalachami i rzeką Missisipi miało pozostać w rękach indiańskich. Była to decyzja rozsądna i została zaakceptowana przez zgromadzenia kolonialne, ale nie przez wszystkich kolonistów. Nie rozumieli, dlaczego po wyczerpującej wojnie z Francją mieli zostać pozbawieni dostępu do owoców zwycięstwa. Decyzję króla odebrali jako kolejny dowód, że metropolia lekceważy ich aspiracje.
Lawinowy wzrost kosztu utrzymania wojska
Londyn chciał zarazem, by koloniści partycypowali w spłacie długów zaciągniętych podczas wojny siedmioletniej oraz ponosili koszty związane z pobytem w Ameryce 10 tys. żołnierzy brytyjskich przysłanych dla dopilnowania pokoju między kolonistami a Indianami.
Reklama
W rezultacie wydatki na utrzymanie żołnierzy wzrosły z 70 tys. funtów rocznie w 1750 r. do 350 tys. funtów w 1763 r., a Korona nie bez podstaw uważała, że koszty obrony kolonii powinny obciążać tych, na rzecz których są ponoszone. Źródłem dodatkowych funduszy mogły być jedynie podatki, które w koloniach pozostawały na minimalnym poziomie.
W tym okresie Brytyjczyk płacił przeciętnie podatek 25 szylingów rocznie, podczas gdy średnie obciążenie kolonisty wynosiło nie więcej niż 1 szyling i stanowiło mniej niż 1% przychodów. Wyłączność na nakładanie podatków miały jednak zgromadzenia kolonii, które nie akceptowały argumentów Londynu.
Nowe cła na melasę
Konflikt narastał, do czego przyczyniały się kolejne akty prawne Korony. W kwietniu 1764 r. parlament brytyjski uchwalił ustawę o dochodach, Revenue Act, lepiej znaną jako Sugar Act, ustawę o cukrze, która zmieniała Ustawę o melasie z 1733 r. Melasa powstawała przy rafinacji cukru i wykorzystywano ją do produkcji rumu, stanowiącego podstawowy towar barterowy w koloniach kontynentalnych.
Była tania, gdyż chcąc chronić wytwórców brandy, Francuzi nie zezwalali na eksportowanie jej z wysp cukrowych do metropolii, podobnie jak Holendrzy, którzy chronili gin i sprzedawali kolonistom melasę za bezcen. Ustawa o melasie miała chronić interesy plantatorów brytyjskich, gdyż ustanawiała cło w wysokości dziewięciu pensów za galon na melasę pochodzącą z wysp cukrowych innych niż brytyjskie.
Reklama
W rzeczywistości jednak melasa była niemal w całości przywożona na kontynent na podstawie fałszywych dokumentów o jej pochodzeniu, nabywanych od celników z brytyjskiej Jamajki po umownej cenie jednego pensa za każdy wykazywany w certyfikacie galon.
Ustawa o cukrze obniżała cło na melasę z dziewięciu na trzy pensy za galon i koloniści nie mogli wnosić zastrzeżeń do zmniejszenia obciążenia. Ponieważ jednak jednocześnie nakazano Marynarce Królewskiej likwidację przemytu, nowa opłata nie oznaczała w rzeczywistości obniżenia cła z dziewięciu do trzech pensów, lecz jego podwyższenie z jednego do trzech pensów za galon.
To z kolei podnosiło cenę wytwarzanego z melasy rumu, co zmieniało jego wartość jako produktu barterowego, nie wspominając już o kosztach konsumpcji. Niemniej nawet najbardziej konfrontacyjnie nastawieni koloniści nie mogli zbudować opozycji wobec Londynu na proteście przeciwko przepisom obniżającym cło.
By poważyć się na rewoltę przeciw metropolii, potrzebne były mocniejsze impulsy, konieczni byli organizujący bunt przywódcy i niezbędne było hasło, które jednoczyłoby niezadowolonych. Bez tych elementów kolonie długo jeszcze nie powstałyby przeciw Koronie.
Reklama
„Nie ma opodatkowania bez reprezentowania”
Hasło, pod którym zjednoczyli się niezadowoleni koloniści, brzmiało: No taxation without representation, „Nie ma opodatkowania bez reprezentowania”. Wyrażano w ten sposób pogląd, że skoro koloniści nie mają swoich przedstawicieli w Izbie Gmin, to nie ma ona prawa nakładać podatków na kolonie.
Gdy jednak pojawiły się propozycje, by kolonie miały reprezentację w parlamencie brytyjskim, te nie wyraziły na to zgody, słusznie wskazując, że ich przedstawiciele pozostawaliby w znikomej mniejszości, swoją obecnością legitymizując jedynie niekorzystne dla kolonii decyzje. Natomiast samo hasło przyjmowano początkowo w Londynie z życzliwą obojętnością i dopiero kolejne decyzje parlamentu sprawiły, że nabrało ono mocy.
Wprowadzenie znaczków skarbowych
22 marca 1765 r. Izba Gmin uchwaliła Stamp Act, ustawę o znaczkach skarbowych, która wprowadziła obowiązek wnoszenia opłat skarbowych od wszelkiego typu przedmiotów papierowych, w tym periodyków i broszur, a także od wystawiania dokumentów. Dopiero ta regulacja doprowadziła do skrystalizowania się narastającego w koloniach niezadowolenia i jego przemiany w otwarty bunt. O ile bowiem ustawa o cukrze godziła przede wszystkim w kupców, to konsekwencje ustawy o znaczkach dotykały wszystkich kolonistów.
W rzeczywistości wprowadzenie znaczków skarbowych nie stanowiło dyskryminowania kolonii. W metropolii obowiązywały już ustawy tego typu, a podobne opłaty pobierało wiele państw europejskich. Niemniej ustawa o cukrze, acz dokuczliwa, mogła zostać uchwalona w Londynie, gdyż dotyczyła przepisów o handlu, natomiast ustawa o znaczkach dotyczyła podatków, czyli kwestii pozostającej w gestii legislatur kolonii.
Reklama
W odpowiedzi na jej uchwalenie w październiku 1765 r. w Nowym Jorku zebrał się Stamp Act Congress, w którym wzięli udział przedstawiciele dziewięciu kolonii kontynentalnych. Przyjęte w trakcie obrad postanowienia nie miały istotnego znaczenia, natomiast główną wartością kongresu było stworzenie możliwości wzajemnego poznania się aktywistów z poszczególnych kolonii, a opór przeciwko ustawie stanowił wstęp do Rewolucji Amerykańskiej.
Pozostało jedynie cło na herbatę
Ostatecznie 18 marca 1766 r. parlament brytyjski uchylił ustawę o znaczkach, ale władze brytyjskie nadal prowokowały kolonistów. Taki skutek miało wprowadzenie w latach 1767–1768 pięciu tzw. ustaw Townshenda. Ustanawiano w nich podatek od dóbr importowanych do kolonii, co nie wzbudzało oporu w Ameryce, elementem kontrowersyjnym było natomiast przeznaczenie tak zebranych funduszy.
Otóż Parlament zadekretował, że uzyskane środki będą skierowane na pokrycie kosztów uposażenia gubernatorów i innych urzędników królewskich w koloniach. Jedyną formą kontroli gubernatora przez Zgromadzenie było jednak, że to ono wyznaczało mu i wypłacało uposażenie. Próba zmiany tak istotnego elementu równowagi politycznej sprawiła, że ustawy Townshenda wywołały znacznie więcej kontrowersji, niż gdyby ograniczyły się do kwestii cła. Ostatecznie w maju 1769 r. także i one zostały anulowane przy pozostawieniu jedynie cła na herbatę.
Uważali wojsko za siły okupacyjne
Kolejny element zapalny był efektem wkroczenia do Bostonu w październiku 1768 r. 4 tys. żołnierzy brytyjskich. Koloniści nie akceptowali decyzji Londynu i uważali Brytyjczyków za armię okupacyjną. Znany z wybuchowego temperamentu Samuel Adams (1722‒1803) nie omieszkał nawet bez jakichkolwiek podstaw oskarżyć żołnierzy o „znęcanie się nad małymi chłopcami i gwałcenie kobiet”.
Reklama
Przybycie Brytyjczyków miało też niekorzystne konsekwencje dla mniej wykwalifikowanych kolonistów. Żołnierze byli słabo opłacani poza godzinami służby imali się rozmaitych prac fizycznych, konkurując na tym polu z miejscowymi wykonawcami. Mając jednak zapewnione zakwaterowanie i podstawowy wikt, mogli się godzić na niższe stawki, co prowadziło do konfliktów.
„Masakra w Bostonie”
Najważniejsze takie wydarzenie miało miejsce 5 marca 1770 r., kiedy to grupa żołnierzy została otoczona przez 30 lub 40 awanturników, którzy rzucali w nich rozmaitymi przedmiotami, w tym kulami śnieżnymi z ukrytymi w środku kamieniami. Atakujący wiedzieli, że żołnierzom nie wolno było użyć broni w granicach miasta. Gdy jednak jeden z nich został ugodzony kamieniem i upadł, jego muszkiet wypalił. Myśląc, że jest to sygnał, kilku innych żołnierzy wystrzeliło do otaczającego ich tłumu, wskutek czego trzy osoby zginęły na miejscu, a dwie zmarły później.
Znając przebieg wydarzeń i wiedząc, że żołnierze brytyjscy zostali sprowokowani przez miejscowych awanturników, bostończycy zachowali spokój. Ale Samuel Adams rozumiał, że trafiła się znakomita okazja propagandowa. Paul Revere (1734‒1818), miejscowy rzemieślnik i aktywista, wykonał miedzioryt, przedstawiający rzekomy przebieg konfrontacji. Według tego powszechnie znanego rysunku żołnierze brytyjscy, stojąc w linii, strzelali w biały dzień do dwudziestki nieuzbrojonych i niewinnie wyglądających kolonistów.
Revere nazwał swoje dzieło: „Masakra na King Street” i pod takim tytułem zostało ono rozpropagowane w całym Massachusetts, zaś do innych kolonii trafiło pod nazwą „Masakra w Bostonie”. Gdy jednak żołnierze brytyjscy stanęli przed sądem, dowódca pododdziału i sześciu żołnierzy zostało uniewinnionych, a tylko dwóch uznano za winnych, ale nie morderstwa, lecz zabójstwa.
Patrioci byli niemal samymi Brytyjczykami
Po chwilowym wzburzeniu nastał okres spokoju i wydawało się, że nastrój rewolucyjny się ulotnił. Nigdy zresztą nie podzielała go więcej jedna trzecia kolonistów, nazywanych lojalistami lub torysami, a podobna liczba patriotów, zwanych też wigami, chciała uniezależnienia się od Londynu, natomiast pozostali wyznawali biblijną maksymę – „plaga na obydwa wasze domy”.
Zresztą nawet wśród patriotów panowała wprawdzie zgoda na opór przeciw gwałceniu przez Londyn praw kolonistów, ale już niekoniecznie na walkę o niezależność od metropolii. Nie była to też walka podbitego narodu z najeźdźcą, gdyż koloniści sami byli niemal wyłącznie Brytyjczykami.
Reklama
Przywódcy patriotów o samych sobie
Do rewolty zapewne nie doszłoby bez działań podejmowanych przez grono zróżnicowanych postaci: sprawnych organizatorów, bezwzględnych podżegaczy, narcystycznych mówców i wielkich wizjonerów. Przywódcy rebelii pochodzili z różnych środowisk społecznych i często nie darzyli się sympatią. I tak Samuel Adams doceniał znaczenie funduszy, jakimi dysponował bogaty kupiec John Hancock (1737‒1793), ale nie ufał mu ani go nie szanował.
John Adams (1736‒1826) także uważał Hancocka za „pustą beczkę”, a James Madison (1751‒1836) za „słabego, zjadanego ambicją dworaka, posługującego się niskimi intrygami”. John Adams uważał też, że Thomas Jefferson (1743‒1826) ma „umysł przeżarty ambicją i jest źle poinformowanym ignorantem”, a ten rewanżował mu się przekonaniem o jego zarozumialstwie i próżności.
Samuel Adams uważał z kolei Alexandra Hamiltona (1757‒1804) za rozpustnika i twierdził, że „albo on oszalał, albo ja”, w zamian zaś cieszył się u Hamiltona opinią próżnego, zazdrosnego egotysty. Jefferson miał Hamiltona za niewdzięcznika, Hamilton Jeffersona za intryganta. Nawet Franklin nie uszedł krytyce i zdaniem Johna Adamsa był nieprzyzwoity, miał fatalne maniery i nigdy nie powinien się był oddawać służbie publicznej.
Herbatka bostońska
Po trzech latach od starcia w 1770 r. w Bostonie ponownie pojawiły się nastroje buntownicze. Były one związane z wydarzeniem znanym jako „herbatka bostońska” i przedstawianym w kategoriach patriotycznych, co tylko częściowo odpowiada prawdzie. Wskutek nadal obowiązującego cła na herbatę napój ten był szeroko bojkotowany przez kolonistów, co wraz z przemytem z Holandii i Francji sprawiło, że sprzedaż herbaty brytyjskiej w koloniach praktycznie zamarła.
Reklama
Po części z tego powodu brytyjskiej East India Company zagrażało bankructwo. Jej udziałowcami było jednak wielu członków establishmentu brytyjskiego, którzy w 1773 r. doprowadzili do uchwalenia ustawy o herbacie. Dała ona kompanii monopol na sprzedaż herbaty w Ameryce Północnej, zwolniła ją z opłat celnych i zezwoliła jej na sprzedaż detaliczną herbaty z pominięciem pośredników.
W rezultacie East India Company mogła sprzedawać swój produkt nawet poniżej ceny herbaty z przemytu. Londyn był przekonany, że koloniści zaakceptują tak dogodne zmiany. Jego działania zagroziły jednak interesom hurtowników i przemytników, wśród których byli również przywódcy rewolucji. Gdy statki z herbatą zawinęły w listopadzie 1773 r. do portu bostońskiego, Samuel Adams zrozumiał, że nadarzyła się okazja do odzyskania inicjatywy.
Wbrew zgodzie władz na rozładunek towaru, na znak Adamsa grupa bostończyków udała się 16 grudnia do portu w symbolicznym przebraniu Indian Mohawków i wysypała do wody wszystkie 342 skrzynie z herbatą. Było to najpoważniejsze wyzwanie rzucone Londynowi w okresie poprzedzającym Rewolucję, gdyż nie tylko zniszczono własność prywatną znacznej wartości lecz także zlekceważono decyzję gubernatora.
Odpowiedź Brytyjczyków
W odpowiedzi Parlament brytyjski przyjął serię aktów prawnych, znanych jako ustawy represyjne, Coercive Acts, lub ustawy karne, Punitive Acts. W koloniach z kolei określano je jako ustawy nieakceptowane, Intolerable Acts. Pierwsza z nich, przyjęta w marcu 1774 r. ustawa o porcie bostońskim, była ze strony Korony pokazem siły.
Reklama
Zawierała postanowienie o zamknięciu portu w Bostonie do czasu, aż zostanie wniesione odszkodowanie za zniszczony towar. Oczekiwanie rekompensaty wydawało się rozsądne, zwłaszcza że wielu kolonistów nie popierało braku poszanowania dla cudzej własności. Jednak zamykanie jednego z najważniejszych portów północnoamerykańskich stanowiło oczywistą represję, która zjednoczyła kolonie, czego uprzednio nie udawało się osiągnąć.
Ustawy zmusiły kolonistów do podjęcia fundamentalnej decyzji, czy poddać się Londynowi czy też przejść do otwartej rewolty. Racjonalne myślenie nakazywało podporządkowanie się metropolii.
Pierwszy Kongres Kontynentalny
XVIII-wieczna Wielka Brytania była mocarstwem gospodarczym, politycznym i militarnym, a większości kolonistów nie było spieszno do konfliktu z „prawdziwą ojczyzną” w czasie gdy o wyjazdach z Ameryki do Londynu mówiono jako o podróżach „do domu”. Wobec narastających wątpliwości pojawiła się inicjatywa kolejnego spotkania delegatów, które stało się znane jako Pierwszy Kongres Kontynentalny.
Obradował on od 5 września do 26 października 1774 r. w Filadelfii i wzięli w nim udział przedstawiciele dwunastu kolonii (bez Georgii, która potrzebowała ochrony Korony przed hiszpańską Florydą). Kongres zakończył się uchwaleniem bojkotu handlowego wobec Wielkiej Brytanii, a w celu realizacji tego postanowienia kolonie zawiązały Stowarzyszenie Kontynentalne.
Reklama
Ze swej strony Korona zareagowała na to postanowienie zakazem kontaktów handlowych kolonii z kimkolwiek poza metropolią. Decydujące wydarzenia po raz kolejny rozegrały się w Massachusetts. Gdy parlament brytyjski rozwiązał Zgromadzenie tej kolonii, jego członkowie przenieśli się do położonej pod Bostonem niewielkiej miejscowości Concord, gdzie 7 października 1774 r. ukonstytuowali się ponownie.
18 kwietnia 1775 r. w kierunku Concord wyruszył oddział około 700 żołnierzy brytyjskich z zamiarem zaaresztowania przywódców buntu oraz zarekwirowania zapasów broni. Opuścili Boston nocą, aby zachować akcję w tajemnicy, ale patrioci obserwowali koszary. Trzech kurierów wyruszyło natychmiast w drogę, a do historii przeszedł Paul Revere, sławny już autor miedziorytu ukazującego „masakrę bostońską”, który jako jedyny z nich zdołał ostrzec mieszkańców o zbliżających się żołnierzach.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Zbigniewa Lewickiego pt, Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki 1607–2024. Od osady do mocarstwa. Ukazała się ona w 2024 roku nakładem wydawnictwa Bellona.