Żadna inna zbrodnia w całej historii przedwojennej Polski nie odbiła się tak szerokim echem jak sprawa Rity Gorgonowej. Guwernantki, która związała się ze swym pracodawcą, nie zdołała jednak wzbudził sympatii jego nastoletniej córki. Wreszcie, w grudniu 1931 roku, miała zaś zabić dziewczynę, gdy ta zażądała, by ją oddalono.
Prasa przez długie miesiące ekscytowała się historią, która z czysto kryminalnego punktu widzenia była wręcz uderzająco prosta i oczywista. Już pierwszego dnia guwernantka została główną podejrzaną, z dna przydomowego basenu policjanci wyłowili narzędzie zbrodni, a na rękach Gorgonowej znaleziono krew. Także warstwa psychologiczna zbrodni nie pozostawiała wątpliwości.
Reklama
Motyw, dobór dnia morderstwa, przyczyny rozchwiania emocjonalnego podejrzanej… Wszystko było widać jak na dłoni. Sprawa została zaś sztucznie rozdmuchana, dla korzyści mediów. Nie znaczy to jednak wcale, że historia Gorgonowej – ostatecznie skazanej na 8 lat więzienia – nie miała znaczenia. Wręcz przeciwnie.
„Zbiorowa psychoza” i narodziny obsesji
Zbrodnia w Brzuchowicach pod Lwowem popchnęła do przodu polską kryminalistykę, psychologię, nawet chemię stosowaną. Oznaczała trzęsienie ziemi dla wymiaru sprawiedliwości, dla sztuki dziennikarskiej i fotografii prasowej. Przede wszystkim jednak ukształtowała w wyobraźni całego społeczeństwa zupełnie nową sylwetkę: kobietę-zbrodniarkę.
Oczywiście kobiety zawsze popełniały przestępstwa i przedwojenne Polki nie stanowiły w tej materii żadnego wyjątku. Według Rocznika Statystyki Rzeczypospolitej Polskiej w 1922 roku około 20% osób skazanych przez sądy stanowiły kobiety. W roku 1925 wciąż było to 20%, a w 1938 niewiele mniej, bo 17%. Obiektywnie rzecz biorąc, nic się nie zmieniało. Społeczeństwa nie mają jednak w zwyczaju kierować się obiektywnymi przesłankami.
W latach dwudziestych kobiece zbrodnie czy nawet występki pomijano wstydliwym milczeniem. Nie pisano o nich, nie mówiono. Za wszelką cenę udawano, że nie istnieją. W latach trzydziestych sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Teraz to właśnie kobiety – morderczynie, malwersantki, aferzystki – znalazły się w samym centrum uwagi wiecznie rozgorączkowanej prasy brukowej.
Reklama
Edmund Żurek stwierdził, że sprawie Gorgonowej towarzyszyła zbiorowa psychoza. W rzeczywistości ta psychoza a przynajmniej chorobliwa fascynacja – objęła każdą kobietę, która sięgnęła po truciznę, rewolwer lub list szantażowy dla osiągnięcia swoich celów.
Zwyczajny dzień… kobiecych niegodziwości
W jednym tylko przykładowym dniu, 27 listopada 1932 roku, gazety ekscytowały się przynajmniej tuzinem kobiecych spraw przestępczych. We Lwowie w ręce policji wpadła czternastoletnia córka bogatego kamienicznika, która dla zabawy założyła jedną z najlepiej zorganizowanych szajek kieszonkowców w mieście.
W Częstochowie aresztowano kioskarkę podejrzewaną o zdefraudowanie bajońskich sum. W Warszawie siedemdziesięciotrzyletni emerytowany aptekarz oskarżył swoją ponad dziesięć lat młodszą żonę o kradzież klejnotów wartych kilkadziesiąt tysięcy złotych. Przed stołecznym sądem zakończył się też proces niejakiej Deręgowskiej o zabójstwo męża pod wpływem silnego wzruszenia. W niemieckim Darmstadt natomiast – o czym ze swadą pisała prasa krakowska – pewna kobieta zaprowadziła męża do stodoły i powiesiła go na belce sufitowej. Podobno tylko dlatego, że jej się sprzykrzył.
Na przestrzeni tygodni i miesięcy czasopisma donosiły o tysiącach innych kobiecych przestępstw, niewybrednie relacjonując wszystkie te sprawy tylko z uwagi na płeć sprawców. Jeśli prasie czegoś jeszcze brakowało, to dobrej teorii, pozwalającej uzasadnić nową obsesję przed społeczeństwem.
Diaboliczne femme fatale
Dziennikarze z fascynacją zaczęli wsłuchiwać się w poglądy Freuda oraz jego mniej lub bardziej nieudolnych naśladowców. Dogmatem na łamach wszelkiej maści „Kurierów”, „Głosów” i „Dzienników” stało się przekonanie, że sama psychika predestynuje kobiety do zbrodni. Oczywiście nie każda kobieta poddaje się swoim wrodzonym impulsom. Każda jednak ma potencjał, by bez wysiłku i niemal z dnia na dzień przeistoczyć się w diaboliczną femme fatale.
Jakże łatwo wpaść w szpony przewrotnej uwodzicielki, kuszącej zewnętrznym wdziękiem i pozorem naiwności! – przestrzegali młodych, narażonych na śmiertelne niebezpieczeństwo czytelników redaktorzy „Ostatnich Wiadomości Krakowskich”. Kobiety są na ogół bardziej konsekwentne w przeprowadzaniu swoich celów niż mężczyźni, obojętne czy chodzi o złe, czy dobre cele – dopowiadał publicysta magazynu „Tajny Detektyw”.
Reklama
Czasopisma na całe szpalty rozpisywały się o emocjonalnym podłożu zbrodni. Także specjaliści od kryminologii, zwykle powściągliwi do granic możliwości w swoich osądach, uciekali się do daleko idących uproszczeń, kiedy tylko na horyzoncie pojawiał się temat płci pięknej.
Bzdurne teorie i uproszczenia
Na przykład „Gazeta Sądowa Warszawska” stworzyła w roku 1934 całościowy profil współczesnych morderczyń. Doktor Leon Radzinowicz wyjaśniał na łamach periodyku, w oparciu o niemieckie dane statystyczne, że kobiety sądzone za odebranie życia w niczym nie przypominają mężczyzn znajdujących się w tej samej sytuacji.
Mężczyźni zabijają z reguły w młodym wieku, jako kawalerowie. Małżeństwo wpływa kojąco na ich temperament i zbrodnie dokonywane przez ludzi żonatych należą do absolutnej rzadkości. Kobiety, dla porównania, dojrzewają do zbrodni znacznie dłużej. Mordują w średnim wieku, niemal zawsze już jako mężatki.
Jeśli wzięcie ślubu ma wpływ na ich zbrodnicze ciągoty, to jest to wpływ tylko i wyłącznie negatywny. Mężczyźni są przewidywalni w swych działaniach. Od drobnych wykroczeń przechodzą do przestępstw, a wreszcie – do prawdziwych zbrodni. Kobiety tymczasem potrafią perfekcyjnie ukrywać swoje prawdziwe oblicze. Ponad 80% morderczyń nigdy nie było karanych.
Reklama
Nikt, łącznie z ofiarą, nawet nie podejrzewał, że mogą być zdolne do popełnienia zbrodni. Odwrotnie rzecz się ma z narzędziem zbrodni i w tej materii to kobiety są do bólu przewidywalne. Mężczyźni wybierają broń najskuteczniejszą, najłatwiejszą do zdobycia lub po prostu przypadkową. Kobiety mają jasne preferencje – jeśli tylko mogą, uciekają się do trucicielstwa.
A w każdym razie tak mówiła teoria, która nigdy by się nie zrodziła, gdyby nie „psychoza” na punkcie Rity Gorgonowej.
Fascynujący obraz kobiecej zbrodni… i społecznej obsesji
Powyższy tekst powstał na podstawie mojej książki pt. Upadłe damy II Rzeczpospolitej. Niedawno publikacja wróciła do sprzedaży – w nowej edycji i z nową okładką. Dowiedz się więcej na Empik.com.