Petroniusz Maksymus był cesarzem zaledwie przez dwa miesiące. Ale to właśnie jego decyzje były bezpośrednią przyczyną złupienia Wiecznego Miasta przez Wandalów Genzeryka w 455 roku. O drodze do władzy oraz skutkach postępowania jednego z najgorszych władców starożytnego Rzymu pisze w swojej książce L.J. Trafford.
„Nie wiem, czy to los wszystkich książąt przed nim i po nim, ale ten twój Maksymus jest największą groźbą” – pisał Sydoniusz Apolinary do swego przyjaciela Senanusa.
Reklama
Wiódł przyjemne życie
Z listu tego możemy sobie wyrobić zdanie o przedcesarskiej karierze Petroniusza Maksymusa. „Wspinał się po szczeblach prefektury, patrycjatu i konsulatu; z nienasyconym apetytem na stanowiska obejmował po raz drugi urzędy, które już piastował”.
Sydoniusz opisuje go dalej jako wielką figurę „o podejrzanym trybie życia, znaną z bankietów, rozrzutności, orszaku, ambicji literackich, wysokich rang urzędniczych, majątków ziemskich i rozległego patronatu”.
Przypuszczam, że ów podejrzany tryb życia obejmował tendencję do wędrówek ulicami z orszakiem rozprawiającym głośno o wspaniałym przyjęciu, jakie właśnie wydał Petroniusz, w którym uczestniczyło najświetniejsze towarzystwo i na którym prezentował swój ostatni powszechnie podziwiany poemat.
Summa summarum Petroniusz Maksymus wiódł bardzo przyjemne życie: miał wiele zajęć, w których był najwyraźniej dobry, miał pełno pieniędzy, mnóstwo popleczników i piękne posiadłości, gdzie mógł się schronić przed gwarem życia publicznego, by oddawać się swemu hobby – pisaniu.
Cesarz uwiódł mu żonę?
Okazuje się jednak, że ta starożytna wersja dolce vita nie wystarczała Petroniuszowi Maksymusowi. Chciał czegoś więcej. Być może łatwe sukcesy we wszystkich sferach działalności przekonały go, że powinien zostać cesarzem, a może – jak uważał Sydoniusz – wyrósł ponad swój stan: „Jego głowa sama wsuwała się pod diadem na myśl o tak ogromnej władzy”.
Jan z Antiochii daje całkiem inną odpowiedź na pytanie, czemu Petroniusz Maksymus wszedł na ścieżkę wiodącą do urzędu cesarskiego. Jego wersja jest nie tyle moralizującą opowiastką o tym, jak to próżność i pycha mogą doprowadzić do upadku, ile raczej intrygą godną porządnego westernu, zwłaszcza w stylu Wyjętego spod prawa Joseya Walesa. Tak, chodzi o zemstę i wymierzenie sprawiedliwości w niekonwencjonalny sposób.
Reklama
W opowieści Jana cesarz Walentynian III zakochał się w żonie Petroniusza Maksymusa i w jakiejś sytuacji sam na sam pokazał jej pierścień Maksymusa (który wcześniej wygrał w kości), przez co kobieta zgodziła się ulec cesarzowi. Możliwe, że na widok tego pierścienia pomyślała, że jej mąż nie żyje albo że sam polecił jej przespać się z Walentynianem.
„Schował w sobie gniew na cesarza”
Nie ustalimy już, jak było naprawę. Znaczącym elementem tej historii nie jest jednak pierścień, choć wciąż nie wiemy, skąd cesarz go miał, ale reakcja Petroniusza Maksymusa. Nie był zachwycony, o nie. „Po nocy z cesarzem żona spotkała męża i z płaczem czyniła mu wyrzuty, że ją zdradził. Gdy usłyszał tę całą historię, schował w sobie gniew na cesarza”.
Wyobraźmy sobie Petroniusza Maksymusa w tamtej chwili, jak siedzi w ciemnościach rozpraszanych jedynie słabym płomykiem lampy oliwnej, ściskając w dłoniach kielich wina. Mruży oczy, planując zemstę na cesarzu, który pohańbił jego żonę. To historia znacznie lepsza niż Sydoniusza.
Petroniusz Maksymus, który celował we wszystkim, czego się dotknął, odniósł też sukces w zemście na Walentynianie III. Jeśli spodziewacie się jakiejś krwawej, brutalnej rozprawy z cesarzem w starym stylu pałacowych jatek, to od razu mówię, że będzie znacznie ciekawiej.
Reklama
Największy rzymski wódz swoich czasów
Petroniusz był sprytny i zaplanował swój rewanż z cierpliwością i przezornością superprzestępcy, który starannie przygotowuje pole do zbrodni bez wzbudzania podejrzeń u sąsiadów. Stwierdził, że aby zbliżyć się do cesarza na tyle, by zrealizować swoją zemstę, musi usunąć najbliższego towarzysza władcy, Flawiusza Aecjusza.
Aecjusz nie był byle kim, on również był cholernie dobry we wszystkim, co robił. Pokonał samego Attylę, władcę Hunów, i wielu innych barbarzyńców zagrażających cesarstwu. To była epoka wymagająca dobrych dowódców, a Aecjusz był najlepszy.
Był tak dobry, że łaska cesarska spoczywała na nim nieustannie, a jego syn zaręczył się z córką cesarza. Aecjusz potrafił też wyczuwać wszelkie zagrożenia dla władcy i likwidować je błyskawicznie. Musiał odejść, ale oczywiście w taki sposób, by umożliwić Petroniuszowi osiągnięcie ostatecznego celu, jakim było pomszczenie żony.
Zamordowanie Flawiusza Aecjusza, największego wodza rzymskiego tej epoki, było czymś wyjątkowym. Głównie dlatego, że nie dokonał tego Petroniusz Maksymus ani żaden zbir przez niego wynajęty. Flawiusz Aecjusz został zabity przez samego cesarza Walentyniana III.
Reklama
Śmierć Aucjusza z rąk cesarza
Wydarzyło się to 21 września 454 roku. Aecjusz spodziewał się zapewne, że będzie to standardowe spotkanie w celu omówienia planów rządowych – i tak było aż do chwili, gdy cesarz nagle zerwał się na równe nogi i rzucił, że nie może dłużej znieść sytuacji, gdy jest ofiarą tak wielu rozpitych degeneratów.
Zważywszy, że bezpośrednio przed tym Aecjusz przedstawił plan przychodów podatkowych, możemy się chyba wszyscy zgodzić, że miał wszelkie prawo poczuć się jak ryba, która dopiero co pluskała się w towarzystwie przyjaciół, a tu nagle znalazła się na brzegu rzeki z trzema stojącymi nad nią facetami uzbrojonymi w tłuczki.
Aecjusz jednakże spotykał się już z samym Attylą, był z twardszego surowca niż ja czy wy, więc jego reakcją był zachwyt nad „tym nieoczekiwanym wybuchem”. Niestety Aecjuszowi nie było dane zachwycać się długo, gdyż:
Walentynian wyciągnął swój miecz z pochwy i razem z Herakliuszem, który miał tasak pod płaszczem (…) gdyż był szambelanem, rzucił się na niego. Obaj zasypali go ciosami w głowę i zabili go, człowieka, który dokonał tak wielu bohaterskich czynów w walce przeciw wrogom zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym.
Reklama
Jak do tego doszło?
O kurczę! – tylko to mogę powiedzieć, i podobnie pomyślał sobie pewnie Flawiusz Aecjusz na moment przed zadźganiem przez szefa. Co tu się, do cholery, stało? Bo na pewno nie chodziło o kwestie podatkowe.
Zabicie przez cesarza dworzanina podczas roboczego spotkania nie było czymś zwyczajnym. Między innymi dlatego, że usuwanie nieudolnych czy, jak w przypadku Aecjusza, aż za zdolnych podwładnych było zwykle zlecane gwardii pałacowej. Choćby po to, by uchronić cesarskie szaty od upaprania krwią.
Za tym nadzwyczajnym wydarzeniem stał nasz znajomy Petroniusz Maksymus. Był w zmowie z Herakliuszem, eunuchem, który towarzyszył cesarzowi z tasakiem ukrytym pod płaszczem, by pomóc w morderstwie. Według Jana z Antiochii „obaj byli wrogo nastawieni do Aecjusza z tego samego powodu: obaj chcieli uszczknąć coś z władzy Aecjusza”.
Nie ma tu żadnej wzmianki o zhańbieniu żony Petroniusza Maksymusa, zwłaszcza że współudział eunucha nie pasowałby specjalnie do takiej motywacji. Ale chrapka na wyższe stanowisko – już tak.
Reklama
Kolejny spisek Petroniusza Maksymusa
Gdy wielki Flawiusz Aecjusz był już martwy, Maksymus zwrócił się do cesarza z ofertą złagodzenia tej straty. Ale Walentynian III powiedział „nie”. Petroniusz był zdumiony, szczególnie że długo nakłaniał cesarza do tego morderstwa podczas bankietów, a także w swej twórczości poetyckiej.
Za tą odmową znowu stał współspiskowiec Petroniusza, Herakliusz, który zasugerował cesarzowi, że po usunięciu tak wielkiego zagrożenia dla jego władzy, jakim był Aecjusz, byłoby czymś nieroztropnym przekazać za dużo władzy w inne ręce. Walentynian, tygodniami karmiony opowieściami, jak groźny był Aecjusz, łatwo zgodził się z eunuchem.
Petroniusz Maksymus jednak nie chciał łatwo ustąpić. W zasadzie się zawziął. Do tego stopnia, że niezwłocznie przystąpił do innego spisku: tym razem chodziło o zamordowanie samego cesarza. Jego wspólnikami byli Optelas i Traustila, towarzysze Aecjusza, których łatwo było przekonać, że śmierć ich przyjaciela wymagała pomsty.
„Mieli zebrać największą nagrodę, jeśli sprawiedliwie dokonają zemsty, kiedy pojawi się po temu sposobność”. Zauważmy, że Petroniusz znowu nie chciał osobiście wziąć udziału w zamachu; wolał stać z dala, by krew nie poplamiła jego niewątpliwie kosztownych sandałów.
Zabójstwo Walentyniana III
Kilka dni później cesarz wybrał się na wycieczkę na Pole Marsowe w towarzystwie Optelasa i Traustili. „Gdy zsiadł z konia, by oddać się łucznictwu, Optelas i jego ludzie otoczyli go, wyciągnęli miecze i zaatakowali. Optelas rozciął Walentynianowi głowę z boku, a gdy cesarz się odwrócił, by zobaczyć, kto go ciął, zadał mu drugie cięcie w twarz”.
No ładnie! Kiedy Walentynian był już całkiem martwy, „pojawił się rój pszczół i przeniósł krew płynącą z jego ciała na ziemię. Piły ją”. Wspominam o tym tylko dlatego, że to trochę dziwne i może stanowić omen dla tego, co nastąpi. Może.
Reklama
A więc największy wódz imperium i sam cesarz zostali już usunięci. Petroniusz Maksymus był naprawdę dobry! Pozbył się dwóch najpotężniejszych ludzi w imperium bez splamienia sobie rąk ich krwią. To mistrzowski poziom spiskowania, przebijający wszystko, co widzieliśmy do tej pory.
I szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy rewanż za pohańbienie żony był tu prawdziwym motywem, tym bardziej że z naszych źródeł jedynie Jan z Antiochii o tym wspomina, a i jedna z pierwszych decyzji Petroniusza Maksymusa jako cesarza – bo niebawem się nim stanie – nasuwa poważne wątpliwości.
Petroniusz Maksymus „swoimi łapówkami przewyższył wszystkich i tak zdobył sobie miejsce w pałacu”. Wyprowadził w pole albo przelicytował wszystkich, żeby zyskać ten jedyny tytuł, którego brakowało mu w CV – tytuł cesarza.
Petroniusz na cesarskim tronie
Tak to Petroniusz Maksymus osiągnął cel ostateczny – został władcą. Ale bycie cesarzem okazało się trudniejsze, niż sobie wyobrażał. „Wkrótce odkrył, że zarządzanie imperium i dobrostan senatorów kłócą się ze sobą”. I Sydoniusz konkluduje: „jego panowanie było od początku burzliwe, z tumultami ludu, żołnierzy i sprzymierzeńców”.
Reklama
Bo pierwszego dnia panowania Maksymus zdecydował się na ryzykowny krok, zmieniający znaczenie historyjki o pierścieniu. Ogłosił mianowicie, że ma zamiar poślubić wdowę po Walentynianie III, Eudoksję. Można to zrozumieć, bo skoligacenie się z poprzednią dynastią wzmocniłoby jego prawa do godności cesarskiej. W tym sprytnym planie nie wziął jednak pod uwagę zdania samej Eudoksji. Skutki były fatalne.
Nie przewidział jeszcze jednego. Krocząc po trupach na sam szczyt, pominął znaczenie śmierci Aecjusza i Walentyniana III w reszcie imperium. Najwyraźniej tak był pochłonięty smakowaniem swego sukcesu i zachwycaniem się swoimi zdolnościami.
Fatalna decyzja i interwencja Wandalów
Kiedy Petroniuszowi nie przyszło jeszcze do głowy rezygnować ze swojego dolce vita, Aecjusz i Walentynian III wynegocjowali układ pokojowy z Genzerykiem, władcą groźnych Wandalów, i scementowali go zaręczynami córki Walentyniana III Eudokii z synem Genzeryka, Hunerykiem. Zamordowanie Walentyniana III Genzeryk potraktował więc jak sprawę rodzinną (czy raczej wygodny pretekst do ponownego uderzenia na Rzymian).
Kolejnego powodu do ataku dostarczyła Genzerykowi Eudoksja, która podobno błagała go, by najechał na Rzym i wybawił ją od małżeństwa z Petroniuszem Maksymusem. Genzeryk spełnił więc jej prośbę.
Reklama
Przystąpienie do wojny z nieprzyjacielem, który wydawał się już uspokojony po dekadach wrogości i ostrożnych negocjacji, nie było najszczęśliwszym początkiem panowania Petroniusza Maksymusa. Ale był doświadczonym politykiem i, jak ustaliliśmy, bystrym człowiekiem, więc bez wątpienia miał mnóstwo pomysłów, jak sobie poradzić z nieoczekiwanym obrotem wydarzeń.
Nieudana próba ucieczki z Rzymu
A jednak „gdy Maksymus dowiedział się, że armia Genzeryka zajęła stanowiska w Azestos (niedaleko Rzymu), mocno się wystraszył. Wsiadł na konia i uciekł. Cesarski ochroniarz i wyzwoleńcy, którym ufał najbardziej, opuścili go; gdy zaś zobaczyli, jak odjeżdża, szydzili z niego i wymyślali mu od tchórzy. Kiedy miał już opuścić miasto, ktoś cisnął kamieniem w bok jego głowy i zabił go”.
Nie wiem jak wy, ale jestem mocno rozczarowana Petroniuszem Maksymusem, tak zresztą jak ci cesarscy strażnicy i wyzwoleńcy. Przechodząc pierwszy sprawdzian w roli cesarza, kompletnie stracił nerwy, co każe nam spojrzeć inaczej na morderstwa, które ukartował: może wcale nie był takim cwaniakiem, wykorzystującym innych, by wykonali za niego brudną robotę? Może Petroniusz Maksymus był po prostu tchórzem zależnym od innych, którzy robili to, na co on sam nigdy by się nie odważył?
Tchórz czy nie, Petroniusz szybko się dowiedział, że bycie cesarzem nie wygląda tak, jak sobie wyobrażał. Sydoniusz znalazł na to celne określenie: „Patrzenie na nagie miecze połyskujące pod sufitem nad ramionami spowitymi w purpurową szatę, tak jakby w każdej chwili miały spaść i przebić jego gardło”.
Reklama
Innymi słowy, Petroniusz Maksymus odkrył sekret, że bycie cesarzem nie musi koniecznie uszczęśliwiać, a dalece bardziej prawdopodobne jest, że człowieka unieszczęśliwi.
Jeden z najgorszych cesarzy
Petroniusz Maksymus z pewnością był jednym z najgorszych cesarzy (…). W najdobitniejszy sposób przekonał się, że nie był materiałem na cesarza. Ani jego pochodzenie, ani bogactwo czy świetni przyjaciele na nic się tu zdali. Nic nie przygotowało go na rzeczywistość tego zajęcia (…).
Petroniusz Maksymus pozostawił po sobie plamę na dziejach Rzymu, która jest tematem licznych obrazów – chodzi o złupienie miasta przez Wandalów w 455 roku. Trudno sobie wyobrazić większą szkodę dla imperium, wynikającą z posiadania tak złego cesarza.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki L.J. Trafford pt. Najgorsi cesarze starożytnego Rzymu. Jej polskie wydanie ukaże się 22 lipca nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Przekład: Jarosław Skowroński. Już dzisiaj zamów w przedsprzedaży.