Na Kujawach przez wieki krążyły historie o tajemniczych grobowcach z wielkich głazów, ukrytych w lasach i śródpolnych zagajnikach. Mówiono, że to stare mogiły, które nocą lepiej omijać. Nikt nie wiedział dokładnie, kto je usypał i kogo w nich pochowano. Badania archeologiczne dowiodły, że były to – wzniesione około 5500 lat temu – groby elit neolitycznych społeczności rolniczych z kręgu kultury pucharów lejkowatych. O kujawskich „piramidach” pisze Adrian Pogorzelski w książce pt. Amazonki i ludożercy. Opowieści z Prapolski.
Pod koniec XIX wieku, w czasie intensywnej industrializacji wsi w zaborze pruskim, niezliczone groby rozebrano, pozyskując kamień do budowy dróg i murowanych budynków. Czasem przy takiej okazji natrafiano na fragmenty naczyń glinianych, pojedyncze narzędzia krzemienne oraz pozostałości szkieletów.
Reklama
1000 lat przed piramidą Cheopsa
Dla badaczy przeszłości było jasne, że to megalityczne obiekty, powstałe w epoce kamienia. Pierwsze kujawskie grobowce – monumentalne groby elit neolitycznych społeczności rolniczych z kręgu kultury pucharów lejkowatych – wzniesiono około 5500 lat temu.
Kamienne konstrukcje budowano w neolicie w całej Europie: od Hiszpanii na zachodzie aż po Mazowsze na wschodnim krańcu zasięgu ich występowania. Ich wielkość sprawiła, że dla popularyzacji zjawiska zaczęto nazywać je piramidami.
Badania grobowców w XIX i XX wieku wymagały kwerendy źródłowej, podczas której archeolodzy natrafiali na dawne opisy kamiennych konstrukcji. Najważniejsza była jednak praca w terenie, czyli rozmowy z mieszkańcami oraz badania powierzchniowe. Idąc tyralierą, poszukiwano pozostałości nasypów i obstaw kamiennych.
Wszystko zmieniło się w XXI wieku, kiedy do cywilnego użycia zaczęto wykorzystywać skaning laserowy powierzchni gruntu, znany jako LIDAR. Dla wiązek lasera liście ani niska szata roślina nie są przeszkodą, a wynik wielopunktowych pomiarów wyrysowuje powierzchnię ziemi wraz ze zmianami ukształtowania, które trudno zauważyć gołym okiem.
Co ważne, obrazy wykonane za pomocą LIDAR-u są powszechnie dostępne na telefonach i komputerach. Możemy więc stać się odkrywcami kujawskich piramid, nie wychodząc z domu. Serio! Ostatnich odkryć dokonano w lipcu 2025 roku pod Kościanem w województwie wielkopolskim, gdzie odsłonięto pozostałości dwóch megalitycznych grobowców.
Klątwa z zaświatów
Na początku XX wieku folwark w Wietrzychowicach był wielkim placem budowy. Z pobliskiego lasu zwożono głazy; na skraju wsi wzniesiono z nich stojący do dziś dwór oraz imponujący mur, który okala folwark wraz z parkiem. Okoliczni mieszkańcy niechętnie jeździli jednak do lasu, niektórzy bali się wydobywać kamienie z żalek.
Reklama
Wiedzieli, że to bardzo stare groby – a przecież powszechnie wiadomo, że kto zakłóca spokój zmarłego, może być dotknięty klątwą. Ale któż spośród oświeconych właścicieli miałby słuchać bajań ciemnego ludu?
Pewnego letniego dnia, o zmierzchu, przed wietrzychowicki dwór zaczęły zjeżdżać powozy; wysiadali z nich okoliczni ziemianie. Wydarzeniem wieczoru miał być seans spirytystyczny! Moda na spotkania z duchami dotarła z wielkomiejskich salonów na kujawską prowincję. Kiedy słońce schowało się za kamiennym murem, goście zasiedli do okrągłego stołu na środku salonu. Szczelnie zaciągnięto zasłony, usypano krąg z soli, który miał chronić uczestników przed złymi duchami, po czym rozpoczęto próby połączenia się z zaświatami.
Niebawem na wezwanie odpowiedział jakiś duch. „Kim jesteś?” – zapytało medium. Gość przedstawił się jako ten, którego spokój został zakłócony przez właściciela wietrzychowickiego dworu, bo z jego polecenia niszczono mu grób! Wiekowy już Adolf Boehmer aż pobladł z przerażenia.
Wkrótce nad murowany dwór naprawdę nadciągnęły czarne chmury. Mówiono, że właściciela dosięgła klątwa, bo jego rodzinę dotknęły liczne nieszczęścia. Boehmer uchodził za upartego i skąpego; oszczędzał dosłownie na wszystkim, nawet na jedzeniu. Podobno po narodzinach syna pokłócił się z żoną o wybór imienia potomka – do tego stopnia, że małżonkowie przestali ze sobą rozmawiać.
Reklama
Na dodatek dziedziczka doznała paraliżu, a syn, który miał odziedziczyć majątek, zakochał się nieszczęśliwie w polskiej chłopce. Ojciec sprzeciwiał się małżeństwu. Pewnego popołudnia młody dziedzic w milczeniu wyszedł z dworu w kierunku nieodległego lasu. Jego ciało znaleziono wiszące na drzewie, wśród wielkich głazów.
Pierwsze prace archeologiczne
W roku 1934 w Wietrzychowicach pojawił się dwudziestoośmioletni archeolog, doktor Konrad Jażdżewski. Chciał spotkać się z dziedzicem Boehmerem. We wspomnieniach opisuje go jako siwego starca, dobrze mówiącego po polsku. Wiele lat po serii tajemniczych wydarzeń Boehmer wyraził zgodę na przeprowadzenie wykopalisk w pobliskim lesie, a folwark stał się nawet zapleczem dla misji archeologicznej.
Badacze przeczesywali okoliczne lasy. W gąszczu zieleni ich oczom ukazały się ślady nasypów z wyraźnie wystającymi głazami. Mimo upływu niemal 5500 lat zarysy grobowców wciąż były czytelne. Prace wykopaliskowe rozpoczęto z ogromnym entuzjazmem.
Po zdjęciu pierwszego nasypu odsłonięto zwłoki mężczyzny zmarłego w wieku 40–50 lat – jak na neolityczne warunki, dożył sędziwego wieku. Kim był? Z pewnością kimś wyjątkowym. Może księciem albo wodzem? A może szamanem – kapłanem stojącym na czele kultury pierwszych rolników? Tego pewnie nigdy nie będziemy wiedzieć.
Dziś w Wietrzychowicach można podziwiać zrekonstruowane nasypy grobów i ich kamienne obstawy. To efekt prac między innymi profesora Konrada Jażdżewskiego, którego fenomenalne wyniki badań zostały w latach trzydziestych przyćmione przez odkrycie grodu w Biskupinie. Jeśli będziecie w okolicy, odwiedźcie też dwa inne skupiska grobowców w nieodległych Sarnowie i Gaju. Na początku września wietrzychowicki las ożywa zaś podczas pikników archeologicznych.
Reklama
Niemal tak stare jak Stonehenge
Grobowce megalityczne z powodu swoich rozmiarów bywają często porównywane do egipskich piramid. Pomimo zupełnie różnych uwarunkowań kulturowych i przyrodniczych, w których powstawały te budowle, łączy je symbolika odnosząca się do nieśmiertelności duszy ludzkiej.
Kujawskie megality są jednak o 1000 lat starsze od egipskich piramid, wyprzedzają też o niemal tyle samo lat Stonehenge. Pierwsze pojawiły się około 5500 lat temu. Zdumiewa ich długość, a także kształt – z lotu ptaka przypominają wysmukłe trapezy. Czym inspirowali się ich budowniczowie? Skąd czerpali wzorce?
Megality kształtem nawiązują do tak zwanych długich domów, w których pod jednym dachem znajdowała się przestrzeń zajmowana przez rodzinę (paleniska) i część gospodarcza, gdzie zimą trzymano zwierzęta. Długość takich domów wynosiła średnio od 30 do 40 metrów, a powierzchnia przekraczała niekiedy 100 metrów kwadratowych.
Konstrukcja i dach wspierały się na słupach; ściany wykonywano z cieńszych pni oraz gałęzi drzew i dodatkowo uszczelniano glinianą polepą. W kształcie grobowców kujawskich zakodowana jest więc symbolika – to prawdopodobnie domy wieczności.
Reklama
Wykorzystywano kilkutonowe głazy
Najdłuższy z dotychczas odkrytych grobowców, ten w Gaju, mierzy prawie 150 metrów! Do jego budowy użyto kilkutonowych głazów polodowcowych. Największe z nich ustawiono we wschodniej części, w czole grobowca, mniejsze znaczą zaś jego przebieg w kierunku zachodnim. Kształt budowli nasuwa skojarzenie z promieniem słońca przenikającym przez chmury – budowniczowie z pewnością starali się symbolicznie odzwierciedlić punkt narodzin (wschód) i śmierci (zachód).
Czy w powtarzalności dobowego cyklu słońca, jego wschodów i zachodów, widzieli nieskończoność życia? Była to z pewnością idea przyświecająca Egipcjanom, którzy na wschodnim brzegu Nilu widzieli początek, czyli krainę żywych, w zachodnim upatrywali natomiast przestrzeń skrywającą umowne wrota do krainy umarłych.
Być może neolityczni rolnicy z Kujaw dostrzegali też w odpornym na upływ czasu kamieniu ekwiwalent wieczności i nieśmiertelności – tak jak słynny architekt Imhotep, który około 2650 roku p.n.e. wzniósł na polecenie faraona Dżesera pierwszą piramidę oraz kompleks grobowy.
Ofiary składane przez setki lat
Przed czołem kujawskiej „piramidy”, pomiędzy najokazalszymi kamieniami, zieje luka – ślad po niezachowanych symbolicznych drzwiach grobowca. Konstrukcja ta była przypuszczalnie również kaplicą kultu zmarłego. W czasie badań wykopaliskowych odnaleziono tu negatywy drewnianych konstrukcji, wzniesionych na planie kwadratu.
Reklama
Ich podłoga wyłożona była gliną; w centralnej części pomieszczenia archeolodzy odnaleźli zaś nawarstwienia węgli drzewnych – najprawdopodobniej ślady długotrwałego palenia świętych ogni ofiarnych. Ciało zmarłego spoczywało za ścianą kaplicy grobowej.
Co charakterystyczne, w grobowcach takich grzebano niemal wyłącznie mężczyzn. Wyjątek stanowi pochówek w Sarnowie, gdzie odkryto zwłoki kobiece. Ciało było złożone na wznak i otoczone dodatkowo kamienną obstawą. Ułożenie wyraźnie wskazuje intencję: zmarła miała patrzyć na wschód.
Dominujące w krajobrazie grobowce stanowiły sacrum dla kolejnych pokoleń rolniczych społeczności. Datowanie węgli drzewnych z Gaju wskazuje, że praktyki ofiarne sprawowano przynajmniej przez 200, a może nawet 300 lat! Z monumentalną budowlą identyfikowało się więc co najmniej kilkanaście pokoleń. Być może obserwowano stąd również niebo, wyczekując momentu wiosennej równonocy – pory wysiewu zbóż jarych.
Najstarsze ślady orki
Nie wiemy oczywiście, jak wyglądały rytuały pogrzebowe w kulturze pucharów lejkowatych. Próby ich odtworzenia opierają się na porównaniach etnoarcheologicznych oraz na wydzieranych ziemi zabytkach. Badacze zastanawiają się na przykład, czy podczas pogrzebów oraz obrzędów w pobliżu grobowców używano bębnów. Pozostałości tych instrumentów odkryto na stanowiskach na Wyżynie Sandomierskiej.
Ich rytm mógł budzić zmarłego do życia w zaświatach – a podczas wiosennej równonocy wybudzać ze snu także Matkę Ziemię. Jest to o tyle uzasadnione przypuszczenie, że jeszcze w połowie XX wieku etnografowie obserwowali wśród rolników Mazowsza i Podlasia szereg zwyczajów polegających na rytualnym… tupaniu. Miało ono sprawiać, że ziemia zacznie budzić się do życia i wyda obfity plon. Celem obrzędu było też wypędzenie złego i przegnanie wychodzących z zimowych kryjówek, niebezpiecznych węży.
W czasie wykopaliskowych badań grobowców w Sarnowie odnaleziono najstarszy jak do tej pory ślad orki na ziemiach polskich. Czy oznacza to, że konstrukcję wzniesiono na polach uprawnych? A może jest to ślad magicznego rytuału, który poprzedził budowę? Oranie ziemi radłem mogło oznaczać symboliczne przygotowanie jej na przyjęcie ciała, aby narodziło się ponownie – na podobieństwo ziarna.
Reklama
W grobowcach megalitycznych w Sarnowie ciała zmarłych przykrywano też warstwą torfu. W kulturach pradziejowych kolor czarny wiązano z płodnością i nieskończonością życia, była to barwa odrodzenia i zmartwychwstania.
Charakterystyczna flasza z kryzą
Wszystko za sprawą inspiracji zaczerpniętych ze świata przyrody – to ciemna ziemia rodziła najobficiej. Także nad dalekim Nilem Ozyrys – bóg zmartwychwstały, pan krainy zmarłych – przedstawiany był często z czarną twarzą.
W wyposażeniu grobowców oprócz narzędzi krzemiennych często pojawia się charakterystyczna flasza z kryzą – naczynie mierzące kilka centymetrów, które po odwróceniu do góry dnem przypomina makówkę. Stanowi to dowód na uprawę przez kultury pierwszych rolników na ziemiach polskich maku lekarskiego oraz jego wykorzystanie w medycynie i magii.
Naczynie służyło najprawdopodobniej do przechowywania mleczka makowego, czyli… opium. Narkotyk ten kojarzymy z wojnami toczonymi w XIX wieku na Dalekim Wschodzie, ale nie ulega wątpliwości, że był on znany także prehistorycznym rolnikom. Poza flaszami z kryzą na stanowiskach kultury pucharów lejkowatych regularnie odnajdywane są fragmenty fajek do palenia opium. Właściwości narkotyczne substancji wykorzystywano w celach rytualnych, a być może również leczniczych. Czy był to sposób na komunikowanie się ze zmarłymi przodkami?
Reklama
Brama prowadzona do zaświatów
Mak ma rozmaite właściwości, w tym nasenne – a sen w wielu kulturach uważano za bramę prowadzącą w zaświaty. Na polskiej wsi wierzono, że to właśnie podczas snu zmarli próbują komunikować się z żyjącymi. Warto zauważyć, że symbolika maku w świątecznej obrzędowości wciąż nierozerwalnie wiąże się z zaświatami: w wielu regionach w Wigilię podaje się kluski z makiem albo kutię, na Podlasiu – racuchy z makowym nadzieniem.
Wieczerza wigilijna to zresztą wciąż żywa, tyle że wpisana w chrześcijańską narrację, uczta ofiarna z okazji święta Dziadów Zimowych. Dawniej wierzono, że w tym dniu przez uchylone bramy zaświatów do domów powracają dusze przodków, by zasiąść do stołu wraz z żyjącymi. Znamiennym śladem tych wierzeń pozostaje puste nakrycie, na które dawniej nakładano po trosze każdej potrawy.
Narzędzia z importowanego krzemienia
Pośród zabytków, które miały towarzyszyć kujawskim książętom w zaświatach, jest także zbiór narzędzi krzemiennych zaliczanych do atrybutów męskich: sztylety oraz siekiera wykonana z importowanego krzemienia świeciechowskiego. Cóż, ludzie prehistoryczni także pożądali przedmiotów najwyższej jakości.
Czy i my nie zachowujemy się podobnie, gdy wyruszamy na zakupy do markowego sklepu, bardzo oddalonego od naszego domu? Siekiera stała się znaczącym atrybutem kultury pierwszych rolników. Była jednocześnie przedmiotem użytkowym i ceremonialnym, którym inicjowano budowę, wykonując pierwsze cięcie. W dawnej symbolice narzędzie to kojarzono z błyskawicą spadającą z nieba – w rękach silnego mężczyzny faktycznie potrafiła powalić najokazalsze drzewo albo zadać śmiertelny cios.
Reklama
Neolityczni rolnicy używali siekier jako narzędzi kreowania przestrzeni życiowej, którymi wydzierali przyrodzie coraz to nowe połacie, trwale zmieniając krajobraz i na pozór go sobie podporządkowując. Nader szybko okazało się jednak, że przynosi to dramatyczne skutki.
Zmiana klimatu z atlantyckiego na subborealny sprawiła, że pola uprawne, które zajęły miejsce wyciętych i wypalonych puszcz, zamieniły się w step, wyjałowiony intensywną gospodarką. W konsekwencji doprowadziło to do upadku modelu życia pierwszych rolników. Wyniki badań paleobotanicznych powinny być przestrogą dla współcześnie żyjących.
600 ton ziemi i 200 ton kamieni
Megality wznoszone były przez dziesiątki, może nawet setki osób jednocześnie zaangażowanych w pracę. Zebranie wy starczającej ilości materiału wymagało ogromnego wysiłku: tylko na nasyp zużywano około 600 ton ziemi z najbliższej okolicy, a do budowy dużego grobowca potrzeba było dodatkowo około 200 ton kamieni. Do ich ściągania na specjalnie przygotowanych płozach używano z pewnością siły zarówno ludzi, jak i wołów. Podczas prac wykopaliskowych w kilku miejscach udało się uchwycić ślady transportu głazów.
Czoło niektórych grobowców mogło sięgać 3–4 metrów wysokości i około 15 metrów szerokości. Budowa takiego obiektu musiała potrwać! Główne prace prowadzono późnym latem i jesienią, kiedy mężczyźni byli wolni od zajęć związanych z uprawą roli. Pozostawiali w domach radła oraz krzemienne sierpy i gromadnie ruszali na plac budowy.
Reklama
Wznoszenie grobowca dla miejscowego władcy, szamana, a może bohatera, miało z pewnością ogromne znaczenie dla umacniania poczucia wspólnoty – rodziła się w ten sposób tożsamość ludzi i miejsca.
Dokładnie tak samo działo się tysiąc lat później nad Nilem, gdy starożytni Egipcjanie wznosili piramidy w Sakkarze, Dahszur i Gizie. Większość prac prowadzili w porze wylewu wielkiej rzeki, która na niemal 3 miesiące odbierała rolnikom ziemię. Królewska administracja kierowała wtedy młodych fellachów z poszczególnych nomów do wznoszenia piramid. Do swoich wiosek powracali dopiero, gdy wylew ustępował.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Adriana Pogorzelskiego pt. Amazonki i ludożercy. Opowieści z Prapolski (Wielka Litera 2025). Ukaże się ona 15 października, ale już dziś możecie zamówić swój egzemplarz.
Opowieści z Prapolski
Ilustracja tytułowa: Zrekonstruowany grobowiec megalityczny w Wietrzychowicach (MOs810/CC BY-SA 4.0).