„Pamiętamy o ich mężach, którzy często wynoszeni są na cokoły, zapominając o tych, dzięki którym mogli dalej walczyć”. Nina Majewska-Brown chce to zmienić. Autorka Tajemnicy z Auschwitz i niedługo ukazującego się Anioła życia z Auschwitz odpowiada dlaczego napisała kolejną książkę o kobietach, które trafiły do piekła na ziemi.
Napisała Pani kolejną książkę o Auschwitz, co sprawiło, że zainteresowała się Pani tą tematyką?
To dar losu i przypadek, nigdy nie sądziłam, że napiszę o jakimkolwiek obozie. Historię z Tajemnicy z Auschwitz opowiedziała mi moja osiemdziesięcioletnia przyjaciółka, a potem potoczyła się lawina innych historii i wspomnień, którymi dzielili się ze mną świadkowie tych okrutnych czasów, z prośbą o ich utrwalenie na kartach książki. Tak pojawiła się w mojej w moim życiu położna Stanisława Leszczyńska.
Reklama
I tak powstał Anioł życia z Auschwitz? Podąża Pani za modą?
Absolutnie nie. Auschwitz to przeklęte miejsce, które wręcz oplata swoimi mackami, jeśli choć raz zajrzy się do jego archiwów. Tak się stało w moim przypadku. Pojawiło się tyle historii, ludzi, sytuacji, że nie sposób przejść obok nich obojętnie. W dodatku to ostatnia chwila, żeby jeszcze porozmawiać ze świadkami i ocalić te maleńkie okruchy historii.
Nie boi się Pani, że odciśnie to na Pani piętno?
Auschwitz bardzo boleśnie mnie naznaczyło, ale to nie zmienia faktu, że po kolejnych badaniach chce się wejść w temat jeszcze głębiej, choć często dokumenty, zdjęcia, filmy i relacje, do których docieram, są niezwykle dramatyczne i brutalne. Nie da się o nich zapomnieć.
Co Panią najbardziej zaskoczyło?
Gdy pisałam Tajemnicę z Auschwitz, sądziłam, że historia kobiety, która trafiła do obozu za męża, jest unikatowa. Tymczasem po przestudiowaniu mnóstwa dokumentów i rozmowach ze świadkami okazało się, że takich kobiet było wiele.
Tylko jakimś dziwnym trafem o nich nie mówimy. Pamiętamy o ich mężach, którzy często wynoszeni są na cokoły, zapominając o tych, dzięki którym mogli dalej walczyć. A to przecież dzięki codziennej trosce kobiet o dom, dzieci, często też zaangażowaniu w walkę, oni mogli stać się bohaterami.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Celowali w genitalia. Wstrząsająca relacja o tym, jak esesmani z Auschwitz znęcali się nad więźniamiA co było najtrudniejsze?
Zmierzenie się z tematem dzieci, które trafiały z matkami w obozowe piekło albo tu przyszły na świat. Rozpacz, bezradność matek stały się też niejako moim udziałem, odbierając mi spokój i sen. Anioł życia z Auschwitz bardzo wiele mnie kosztował, a pisanie było traumatycznym procesem. Tym trudniejszym, że w książce oddałam również głos świadkom i kobietom, które ten dramat przeżyły.
To musiało być bardzo poruszające.
Tak, tym bardziej gdy czytało się np. o ludziach, którzy tam się poznali, pokochali, pobrali i spłodzili dziecko, które też tam przyszło na świat. O sile kobiet takich jak Stanisława Leszczyńska, która pobyt w obozie potraktowała jak misję i nie załamała się, lecz mimo przeciwności skupiła się na niesieniu pomocy i wsparcia innym.
Reklama
Jako matką najbardziej wstrząsnęły mną relacje kobiet, na których oczach mordowano dzieci albo im je odbierano. Ale co najbardziej niezwykłe to dobroć, którą sobie okazywały, wsparcie i słowa pocieszenia, co uświadamia nam, że nawet w najgorszych sytuacjach można coś z siebie dawać, ale też liczyć na pomoc.
Miały nadzieję?
Gdyby jej nie miały, toby nie walczyły jak lwice, choć zazwyczaj ich walka i tak kończyła się przegraną. Na szczęście i w tamtym miejscu pojawiały się prawdziwe anioły, jak Stanisława Leszczyńska, które nie tylko pomagały, ale i dawały nadzieję.
Kolejny raz okazało się, że nasza kobieca siła okazywana w walce o dziecko jest nieprzeciętna. To książka o tym, że wiara potrafi przenosić góry, że nie wolno się poddawać. Z drugiej strony, to obnażenie mechanizmów stworzonych przez Niemców, którzy wdrożyli eksterminację innych narodów na poziomie wręcz niewyobrażalnym.
W obozie mordowali kobiety ciężarne i dzieci, by po „pracy” wrócić do własnych dzieci tuż za kolczastym drutem pod napięciem. Jak to możliwe? Trudno pojąć.
Reklama
Myśli Pani, że te historie czegoś nas nauczą?
Nie mam żadnych wątpliwości, że nie. Gdybyśmy się uczyli, już dawno nie byłoby żadnych wojen, a przecież nadal trwają i co rusz rodzą się kolejne konflikty zbrojne.
Ale trzeba mieć nadzieję, głośno mówić o tym co się stało, pamiętać, przestrzegać. Zrodziła się we mnie potrzeba by mówić o tym jak najwięcej przy okazji demaskując mechanizmy tego straszliwego terroru.