Jeszcze w XIX wieku galicyjscy chłopi „w wysokim stopniu potępiali” swobodę obyczajów. Na członków wiejskiej społeczności, którzy złamali szóste przykazanie czekały niezwykle surowe, czy wręcz bezduszne kary. Nowe podejście pojawiło się na wsi bardzo późno i wcale nie przyjmowano go bez oporów.
W czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów cudzołóstwo uchodziło za jeden z najcięższych występków, jakich mogli dopuścić się mieszkańcy wsi. Na chłopki i chłopów pańszczyźnianych łamiących szóste przykazanie czekały bardzo surowe kary.
Reklama
Kary dla chłopów, chłopek i ich gospodarzy
Franciszek Bujak w monografii małopolskiej wsi Żmiąca pisał, że jeszcze w XVIII wieku chłopów uznanych za cudzołożników skazywano najczęściej na „sto plag [uderzeń] postronkami”. Musieli oni również „odprawić publiczną pokutę w kościele i płacić grzywny”.
Chłopki, które obwiniono o takie same odstępstwo, ponoć „aby nie ściągały na siebie kary wiecznej«”, karano, jak tłumaczył ten sam autor, „najczęściej tylko 100 rózgami, nie nakładając na nie pokuty kościelnej”.
To jednak nie koniec. Obok pary, która spoufalała się bez zawarcia ślubu, kary mieli także oczekiwać ludzie, którzy nie dopilnowali chłopskiej moralności.
Kilkadziesiąt uderzeń i kilka grzywien kary otrzymywał gospodarz, u którego zamieszkiwał i pracował któryś ze skazanych. Także gospodyni brała plagi za »niepostrożność«. W razie recydywy kary podwajano, a winowajców wypędzano ze wsi.
Powolne zmiany w wiejskim obyczaju
W XIX wieku podejście do karania cudzołóstwa ulegało stopniowej zmianie. Proces postępował jednak powoli.
Reklama
Urodzony w 1842 roku wieloletni wójt Dzikowa Jan Słomka wspominał na kartach Pamiętnika włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, że w latach jego młodości chłopi:
Rozpustę w wysokim stopniu [chłopi] potępiali, — a jeżeli się trafiło, że panna lub wdowa powiła nieślubne dziecko, to żeby to była nawet gospodarska córka lub gospodyni, nikt ze wsi nie poszedł w kumy, żeby to dziecko ochrzcić, tylko dziadów proszalnych [czyli żebraków] do chrztu z nim wysyłali, a matkę nieślubnego dziecka nazywali „przeskoczką”, że przestąpiła przykazanie Boże.
I rzadko się trafiło, żeby taka wyszła za mąż: wskazywali ją zawsze palcem, i splamiona była do śmierci.
„Bębnił na cebrzyku, żeby się ludzie schodzili”
Słomka był również świadkiem tego, jak jeszcze w połowie XIX wieku traktowano chłopów przyłapanych na cudzołóstwie. W opisywanym przez niego przypadku oboje „rozpustników” miało małżonków, wójt skazał ich więc na „karę cielesną publicznie w kilku miejscach, na każdej ulicy we wsi”. Do wykonywania wyroku przystąpiono od razu:
Ona niosła ławkę w jednym końcu, a on w drugim; jeden z posłusznych szedł przodem i bębnił na cebrzyczku, żeby się ludzie schodzili na większą hańbę dla obwinionych.
Reklama
W każdym miejscu musieli się obwinieni sami na ławie położyć, a posłuszni wymierzali karę po kilka kijów, ile wójt przeznaczył, i bili mocno, do krwi. Po odebraniu kary za każdym razem musieli obwinieni wszystkich obecnych, zaczynając od wójta, przeprosić, chwytając nisko za nogi.
Na zakończenie pobitym i upokorzonym niewiernym małżonkom zabrano część prywatnego dobytku. Skonfiskowane przedmioty zostały zastawione, a za otrzymane pieniądze inni chłopi urządzili sobie popijawę.
Słomka podkreślił przy okazji, że niemal wszyscy mieszkańcy wsi pochwalili ten osąd. Uważano bowiem, „że gdyby wójt kiepsko za takie przestępstwo karał, toby Pan Bóg spuścił karę na całą gminę, i ludzie lubili, jak wójt był ostry i w krótkiej drodze doraźnie karał i porządek trzymał”.
Chłopskie kobiety nazywane „przeskockami”
W pierwszej połowie XIX wieku szczególnie ciężki los czekał chłopki, które urodziły nieślubne dziecko. W obszernej monografii swych rodzinnych stron zatytułowanej Lud nadrabski, od Gdowa po Bochnię z 1893 roku Jan Świątek pisał, że:
Dawnymi czasy srodze karano przeskocki. Opowiadają starzy, że dziewczynę, która się skozacyła, po zupełnym ostrzyżeniu głowy prowadzono przed kościół, gdzie po ustawieniu jej przy ścianie cmentarnej skrzypek jej przygrywał, wszyscy zaś koło niej przechodzący pluli na nią. Później chłostano przeskoczki rózgami, lub powrozami w ważniejszych miejscach wsi, osobliwie przy figurach. Ławkę, na której ją bito, musiała nieść sama.
Pod koniec stulecia co prawda „barbarzyńskie zwyczaje zupełnie ustały”, ale mimo wszystko matce nieślubnego dziecka nadal towarzyszyło „pośmiechowisko” ze strony pozostałych mieszkańców wsi.
Jeżeli zaś „uwodziciel nie pojął jej za żonę, rzadko wychodziła dobrze za mąż. Musiała albo poprzestać na biedaku, chociaż sama z zamożniejszego domu, albo osiąść na koszu”. To ostatnie określenie było wówczas synonimem staropanieństwa.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W innej ze swych książek Świątek dodawał, że panny, które doczekały się nieślubnego dziecka, nie mogły nosić warkoczy. Zaraz po porodzie zmuszano je do ich obcięcia. Od tej pory miały „utrzymywać włosy na sposób tutejszych mężatek, które noszą włosy do połowy szyi przystrzyżone”. W przeciwieństwie jednak do tych ostatnich nie wolno było im zakładać czepka.
Z kolei w przypadku kobiety zamężnej dopuszczającej się zdrady mąż miał „prawo ją obić, a w razie braku poprawy i wydalić ze swego domu”. Autor ani słowem nie wspomina jednak o tym, jaka kara czekała na niewiernych mężów.
Reklama
„Wkrada się na wsi w zatrważający sposób…”
Na przełomie XIX i XX wieku znacznie mniej rygorystycznie patrzono już na przypadki stosunków przedmałżeńskich. Jan Słomka bardzo bolał nad tym, że w 1912 roku, gdy po raz pierwszy ukazywały się jego wspomnienia, „wkradała się na wsi w zatrważający sposób rozpusta, której w pierwszym rzędzie ulegała młodzież, wyjeżdżająca za zarobkiem i nie mająca poza domem żadnej nad sobą opieki”.
O zmianach zachodzących wśród włościan świadczą również słowa Stanisława Polaczka, który pisał pod koniec XIX wieku w książce pt. Wieś Rudawa. Lud, jego zwyczaje, obyczaje, obrzędy, piosnki, powiastki i zagadki:
Uwiedzenie dziewczyny tak często się tu przytrafia, że już i za zbrodnię uważanym nie jest. Dziewcząt prawdziwie uczciwych i cnotliwych nie znalazłby tu więcej nad dwie we wsi całej.
Trafia się to tak często, pomimo że taka dziewczyna wiele potem docinków znieść musi już to od własnych rodziców, już też od rodzeństwa, krewnych i znajomych. Zwykle jednak taka dziewczyna za mąż potem wkrótce wychodzi.
Reklama
Jedno co na pewno się nie zmieniło na przestrzeni XIX wieku, to postrzeganie przez chłopów jakichkolwiek niesformalizowanych związków.
Jak podkreślał Jan Świątek mieszkańcy galicyjskich wsi mieli patrzeć na długotrwałe pożycie bez ślubu kościelnego z „odrazą”, zaliczać je do „wielkich grzechów” i „przy każdej sposobności starać się wpłynąć na te osoby, aby albo się poślubiły albo porzuciły ten nieprawy, a grzeszny stosunek”.
Bibliografia
- Franciszek Bujak, Żmiąca, wieś powiatu limanowskiego. Stosunki gospodarcze i społeczne, Gebethner i Spółka 1903.
- Stanisław Polaczek, Wieś Rudawa. Lud, jego zwyczaje, obyczaje, obrzędy, piosnki, powiastki i zagadki, M. Arct 1892.
- Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.
- Jan Świętek, Lud nadrabski, od Gdowa po Bochni, Akademia Umiejętności 1893.
- Jan Świętek, Zwyczaje i pojęcia prawne ludu nadrabskiego, Akademia Umiejętności 1897.