Bitwa stoczona w dniach 5-7 września 1812 roku pod Borodino kosztowała życie łącznie 50 000 żołnierzy obu walczących stron. W krwawej batalii zginęło aż 43 generałów Wielkiej Armii. Mimo że cesarz Francuzów miał szansę na całkowite rozbicie wojsk Kutuzowa, pozwolił mu się wycofać. Dlaczego tak się stało?
Napoleon wyruszył dwudziestego piątego sierpnia ze Smoleńska, siódmego zaś września obie nieprzyjacielskie armie spotkały się wreszcie pod wioską Borodino.
Reklama
Tego dnia o szóstej rano armia francuska liczyła zaledwie 130 000 ludzi. Upłynęło dopiero siedemdziesiąt pięć dni od chwili przekroczenia granicy, a przeszło 470 000 ludzi ubyło z armii na pełnienie służby garnizonowej, ochronę skrzydeł i skutkiem chorób.
To miało być drugie Wagram
Rosjanie, [dowodzeni przez Michaiła Kutuzowa] zajmowali bardzo silną pozycję, którą jeszcze bardziej wzmocnili potężnymi okopami. Szczególnie jedna reduta, znana w historii pod mianem Wielkiej Reduty, kilka pomniejszych okopów i wioska Siemionowskaja miały tak groźny wygląd, że Davout patrząc na nie w zamyśleniu kręcił głową.
Zaproponował on cesarzowi, że w ciągu nocy potajemnie obejdzie ze swym korpusem liczącym 35 000 ludzi lewe skrzydło rosyjskie i będzie gotów do akcji na szóstą rano. Lecz cesarz był wówczas w ociężałym nastroju i nie miał chęci na żadne operacje taktyczne, jeno na brutalną walkę. Borodino miało być drugim Wagram, nie Austerlitzem i główna praca miała przypaść centrum armii.
W przeddzień bitwy padał zimny deszcz, cesarz się zaziębił, co uczyniło go jeszcze bardziej ociężałym, utracił przy tym głos. Marszałkowie otrzymali rozkazy dopiero późnym wieczorem, gwardia zaś zajęła swe stanowiska dopiero po północy.
Reklama
O trzeciej rano cesarz był już ubrany i wyszedł z namiotu. Pomiędzy wpół do szóstej a szóstą wzeszło słońce. „Słońce Austerlitz” – zawołał Napoleon. Był to jednak okrzyk awanturnika, a nie artylerzysty. Jasne słońce było za Rosjanami i świeciło w oczy Francuzom, a wszak wiadomo, że ta artyleria znajduje się w korzystniejszych warunkach, która ma słońce za sobą.
Domniemana śmierć Davouta
Borodino było jedną z trzech wielkich bitew Napoleona, w których walczący byli zwróceni twarzami ku wschodowi i zachodowi. W pierwszej z tych bitew, pod Marengo, artyleria nie odgrywała decydującej roli. W drugiej, pod Austerlitz, wschodnia armia miała korzystniejsze warunki w początku dnia. Podobnie było i pod Borodinem.
Atak poprowadzili Ney, Davout i Murat. Ney wiódł do ataku siedząc na wielkim białym koniu, który był zarazem rodzajem sztandaru i doskonałym celem. Znajdującym się w pobliżu rudego marszałka żołnierzom dodawał odwagi spokój, z jakim co pewien czas zatrzymywał się, aby włożyć do ust szczyptę tytoniu do żucia.
Na prawym skrzydle atakował Davout, powoli posuwając się naprzód po nader trudnym terenie, pociętym wąwozami i zarośniętym krzakami jeżyn. W pewnej chwili w korpusie Davouta nastąpiło zamieszanie, ponieważ rozeszła się pogłoska, że marszałek poległ.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Ciężki granat pękł obok jego konia i gdy dym się rozwiał nie było widać ani konia, ani jeźdźca. Dopiero po upływie pół godziny Davout ranny i nieco kontuzjowany wydobył się z chaosu.
Szala przechyla się na stronę Francuzów
W drugiej połowie dnia Murat poprowadził jeden ze swoich najbardziej szalonych kawaleryjskich ataków. Ale piechota rosyjska, podobnie jak pod Iławą, dotrzymała placu i dopiero pod wieczór reduta i wioska zostały zdobyte dzięki nieustającej furii ataków trzech marszałków. Front nieprzyjacielski został nareszcie złamany.
Reklama
Teraz nastąpiła wielka chwila napoleońska, przesilenie bitwy, przypominające ów moment podczas burzy na morzu, gdy wielki bałwan morski jakby zawisa na chwilę w powietrzu, zanim spadnie z grzmiącym łoskotem.
Oddziały szturmowe marszałków spełniły swe zadanie. Rosjanie zostali pobici i nastąpiła chwila pościgu. Ale żadnego pościgu nie było. Wezwanie po wezwaniu szło do cesarza, który milczący i nieporuszony siedział na szarej niedźwiedziej skórze o milę poza linią walczących. Żadne jednak posiłki nie przychodziły.
Zmarnowana szansa
„Na miłość boską, podeślij nam gwardię” – błagali trzej marszałkowie. Stara bowiem gwardia była zupełnie nietknięta. Nie brała zupełnie udziału w akcji, a przecież była ona kwiatem armii. Złamani Rosjanie nie potrafiliby oprzeć się strasznemu uderzeniu gwardii.
Była ona jednak ostatnim suchym nabojem w ładownicy cesarza i gdy Napoleon przenosił swój wzrok z okrytego dymem straszliwego pola rzezi na nietknięte zwarte szeregi starych wąsaczy i z powrotem, stojący za nim marszałek Bessières szepnął mu do ucha: „Znajdujesz się o 1 300 kilometrów od Paryża, Najjaśniejszy Panie”.
Reklama
To zadecydowało, gwardia nie została posłana i Rosjanie cofnęli się w zupełnym porządku. Ney, wierny, milczący Ney, po raz pierwszy obrzucił swego pana gniewnymi słowami. „Co u diabła on tam robi z tyłu? Jeśli nie jest już wodzem, niech wraca do Tuilerii, a my będziemy dowodzić za niego”.
Obie strony były zupełnie wyczerpane, wyjąwszy nieznającego zmęczenia króla Neapolu. O dziesiątej wieczorem, po dwunastu przeszło godzinach nieustannej walki, ze strusim piórem w jednej ręce i karabinem w drugiej, błagał Cesarza, aby dał mu kawalerię gwardii do poprowadzenia jeszcze jednej szarży.
Tego dnia padło pięćdziesiąt tysięcy ludzi i trzydzieści tysięcy koni. Po francuskiej stronie czterdziestu trzech generałów zostało zabitych, w ich liczbie Montbrun, ostatni z czwórki młodych kawalerzystów. Colbert otrzymał kulę w głowę pod Cacabellos w Hiszpanii, Sainte Croix poległ od pocisku działowego wystrzelonego z angielskiej kanonierki na Tagu, Lasalle’a trafiła niemal ostatnia kula pod Wagram, teraz Montbrun przyłączył do nich. Coraz większy cień padał na napoleońską fantazję.
Zajęcie Moskwy
Od Borodino do Moskwy Murat urozmaicał sobie nudę powolnego marszu codziennymi utarczkami kawaleryjskimi, niemającymi żadnego znaczenia, a męczącymi niepotrzebnie ludzi i konie. Sam zawsze znajdował się w pierwszej linii walczących i jego dziwaczny strój, zupełna obojętność na ogień karabinowy i armatni, jakaś magiczna nietykalność, czyniły z niego rodzaj półboga w oczach prostych kozaków.
Gdy czternastego września wjeżdżał do Moskwy, tłumy patrzyły na niego z podziwem. Kozacy, lubiący wszelką wystawność, byli oczarowani tym słynnym kawalerzystą, i w istocie król Neapolu musiał wyglądać okazale. Dnia tego miał na sobie swój najparadniejszy uniform, złoty kołnierz i pas, amarantowe spodnie (barwa zapożyczona od księcia Poniatowskiego) oraz jaskrawożółte buty.
Na kapeluszu powiewały nie tylko cztery ulubione pióra strusie, lecz ponadto i kita z czaplich piór. Złocone strzemiona i błękitny czaprak haftowany złotem przyczyniały się jeszcze bardziej do wspaniałości jego wyglądu. Trzynastego września zachodnie skrzydło Wielkiej Armii z wysokości Wróblich Gór zobaczyło pod sobą zielone, błękitne i złote kopuły dwóch tysięcy cerkwi Moskwy, czternastego zaś rozpoczęło się wejście do miasta i grabież.
Reklama
Tego wieczoru wybuchł pierwszy pożar, gdzieś na Solance w pobliżu Sierocińca. Drugi pożar powstał w okolicach Giełdy, wiatr przeniósł ogień do Arkad i następnego dnia, piętnastego września, wiele drewnianych domów stało już w ogniu.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Archibalda Gordona Macdonella pt. Napoleon i jego marszałkowie. Jej limitowana edycja ukazała się w 2022 roku nakład wydawnictwa Bellona.
Edycja limitowana
Ilustracja tytułowa: Szarża francuskiej kawalerii pod Borodino (Archiwista-69/CC BY-SA 4.0).