Bitwa pod Chojnicami 1454. Starcie, którym Krzyżacy powetowali sobie klęskę pod Grunwaldem

Strona główna » Średniowiecze » Bitwa pod Chojnicami 1454. Starcie, którym Krzyżacy powetowali sobie klęskę pod Grunwaldem

8 września 1454 roku, w bitwie stoczonej pod Chojnicami, wojska króla Kazimierza Jagiellończyka miały przewagę liczebną nad siłami najemnymi Krzyżaków. W pewnym momencie wydawało się nawet, że szala zwycięstwa przechyli się na polską stronę. Ostatecznie jednak starcie zakończyło się sromotną klęską armii koronnej. Oto jak doszło do krzyżackiego odwetu za Grunwald.

Wojna trzynastoletnia (…) zaczęła się drugim powstaniem pruskim, 4 lutego 1454 r. o świcie. Pierwsze powstanie wybuchło w 1410 r., tuż po Grunwaldzie, i zakończyło się krzyżackimi represjami, po których pozostał spisek i tajny „Związek Pruski”, który gdy przestał być tajny, to zaczął być groźny dla Krzyżaków, co oni też instynktownie wyczuli i zaczęli go zwalczać z całych sił.


Reklama


Kazimierz Jagiellończyk inkorporuje Prusy

A tych mieli coraz mniej. Do końca lutego zdobyto niemal wszystkie zamki, z wyjątkiem Malborka i Sztumu, i 6 lutego, nie czekając na pełne opanowanie ziem zakonnych, zawarto przymierze czterech miast: Gdańska, Elbląga, Torunia i Królewca. Kierowała nim Tajna Rada Związku Pruskiego. Już 10 lutego 1454 r. wyruszyło do Krakowa wielkie poselstwo Związku Pruskiego na czele z rycerstwem pod wodzą Johannesa van Baysena, rycerza z Flamandii, który teraz stał się Janem Bażyńskim herbu Salamandra.

Pertraktował on z królem nad nowym statutem ziem powracających do Królestwa. Pragnącym zachować odrębność rozwiązań prawnych i ich oryginalność, polegającą na pełnej i finansowej współpracy rycerstwa i miast, zwłaszcza bogatych, czego nie było chyba nigdy w Królestwie. Obie strony szybko doszły do porozumienia, bo i wspólny był ich cel.

Dokument z 1454 roku w którym stany pruskie oddawały swe ziemie królowi polskiemu Kazimierzowi Jagiellończykowi i koronie polskiej (domena publiczna).
Dokument z 1454 roku w którym stany pruskie oddawały swe ziemie królowi polskiemu Kazimierzowi Jagiellończykowi i koronie polskiej (domena publiczna).

Jako pierwszy, 6 marca, Związek Pruski wystawił swój akt, w którym głosił, że całe Prusy stanowią odtąd ziemie króla polskiego, „któremu one, ziemie pruskie, dobrowolnie się poddają jako prawowitemu dziedzicowi wszytkich ziem pomorskich, szpetnie ongiś oderwanych od tegoż Królestwa”.

W odpowiedzi na prośbę stanów pruskich król wystawił 6 marca 1454 r. przywilej inkorporacyjny, biorący całą ziemię pruską pod swoją opiekę i protekcję i wcielił je do swojej Korony „jako ich dawny pan i dziedzic, na prośbę mieszkańców tych ziem, wyrażone przez przybyłe do Krakowa poselstwo”.


Reklama


Do Malborka wysłano wielkiemu mistrzowi akt wypowiedzenia wojny, nie wiedzieć czemu antydatowane na 22 lutego 1454 r. W maju i czerwcu na nowo pozyskane ziemie wjechał uroczyście ich dawny i nowy zarazem pan i król Kazimierz I Jagiellończyk. Przyjął on osobiście hołdy w Toruniu, Elblągu i Gdańsku, a jego poseł Jan Koniecpolski  – w Królewcu, który choć na krótko (do 1455 r.) stał się miastem w pełni polskim.

Krzyżacy zajmują Chojnice

Tak zaskoczony zakon zaczął wołać pomocy na wszystkie strony. Uzyskali ją, co bardzo symptomatyczne, od Hohenzollernów z Brandenburgii, którzy wykorzystując kłopoty zakonu, przechwycili skradzioną im kiedyś sprzed nosa Nową Marchię. Nagłym wypadem zajął zakon 23 marca 1454 r. zbrojnie Chojnice, które przystąpiły do wspólnego związku, a teraz się z niego „wypisały”, stając się zakałą i problemem całej wojny. Leżały one bowiem na osi Malbork  – Berlin (Bralin)  – Rzesza Niemiecka.

Aby je odzyskać, rzucił się natychmiast na ratunek nowy namiestnik Prus Jan Bażyński, oblegając je niemal z marszu, niestety bezskutecznie. (…) Z tego też powodu świeżo zebrana armia królewska, zamiast na Sztum i Malbork, z całą swą potęgą powędrowała na Chojnice, spodziewając się pod nim przeciąć połączenie z Rzeszą i dopaść interwentów, bezkarnie chodzących przez ziemie Korony ku Prusom.

Wojna stała się faktem i trwała 13 lat. Źle się zaczęło dziać od samego początku. Najpierw przegapiono najlepszą porę letnią, zaraz po żniwach. Potem zaczęły się kłótnie z Wielkopolanami. Wreszcie, mając w rękach swój przywilej wydany w Cerekwicy, cała armia znalazła się na ziemi nieprzyjaciela. Wiedząc, że tędy przechodzi pomoc dla zakonu, z ogromnymi taborami i czeladzią, w połowie września, niemrawie doturlała się pod Chojnice, zaczynając ich oblężenie.

Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu (Wydawnictwo Zona Zero 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu (Wydawnictwo Zona Zero 2021).

Tymczasem właśnie zbliżała się szybkimi krokami, świeżo zwerbowana, idąca z odsieczą armia najemników zakonu pod wodzą Bernarda z Szumborka, rycerza z Czech. Król, po załagodzeniu sporu z rycerstwem, które coraz bardziej stawało się szlachtą, pełną przywilejów i brakiem ochoty do walki o cudze, podzielił sprawnie armię na siedem hufców, chyba ostatni raz w naszych dziejach na wzór średniowieczny.

Siły walczących stron

Na dowódcę sił wielkopolskich wyznaczył król wojewodę inowrocławskiego Mikołaja z Szarleja, zwanego coraz częściej (w dokumentach) Szarlejskim. 17 września 1454 r. połączyły się armia wielkopolska z pruską, osiągając ogólną liczbę 16 tys. konnych i 6,5 tys. zbrojnej w pocztach piechoty. Dołączył do nich Wojciech Kostka z Postupic  – z oddziałem 2 tys. najemników. Na miejscu zastano 500 mieszczan gdańskich, od marca oblegających Chojnice.


Reklama


Po niemiecku Konitz były położone między złowrogo brzmiącym Jeziorem Zakonnym a Jeziorem Zielonym. Miały świeżo zbudowane mury o masywnych, trudnych do skruszenia bramach, jeśli wytrzymały 13-letnie oblężenia, skąd rozchodziły się drogi, dosłownie na cztery strony pomorskiego świata.

Nadciągająca armia koronna (tym razem Litwinów nie było) rozbiła obóz na południowy wschód od miasta, za prawym brzegiem Jeziora Zakonnego (dziś już wyschło), naprzeciw grobli przez bagna. Do tak przygotowanego obozu ściągnięto piechotę gdańską, dotąd blokującą miasto. Słusznie zakładano, że idący miastu z odsieczą nieprzyjaciel będzie forsował groblę i wspinał się na przeciwległe zbocze, z którego spadnie na niego miażdżący atak królewskich wojsk.

Polskie wojska z czasów panowania Kazimierza Jagiellończyka w wyobrażeniu Jana Matejki (domena publiczna).
Polskie wojska z czasów panowania Kazimierza Jagiellończyka w wyobrażeniu Jana Matejki (domena publiczna).

I spełniłaby się zapewne ta dość tradycyjna koncepcja staczania bitew, gdyby nie pewien szczegół. Kiedy armia polska od rana ustawiła się do bitwy, armia najemników krzyżackich nadeszła dopiero w południe, licząc ok. 9 tys. konnych i 6 tys. piechoty, prowadzącej tabor z artylerią.

Zawiadomił też o swym przybyciu von Plauena zamkniętego w Konitz/Chojnicach. Niecierpliwe i mocno już zniecierpliwione „spóźnialstwem” wroga rycerstwo polskie przywitało nadchodzące oddziały marszem ku nim przez groblę między bagnami.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Polska szarża

Bernard Szumborski nie przeszkadzał Polakom w przeprawie przez groblę, co zgadzało się z jego planem bitwy. Pierwsze ruszyły oddziały najemnicze Wojciecha Kostki, który już wcześniej proponował prowokacyjny atak konnych kuszników, który sprowokowałby najemników krzyżackich do przeprawy przez feralną groblę. Teraz prowadził armię królewską, która po drugiej stronie jeziora ustawiała się do bitwy. Hufce polskie po zaintonowaniu Bogarodzicy i wydaniu trzykroć okrzyku bojowego z impetem uderzyła na oczekującego ataku przeciwnika.

Szarża straciła nieco na impecie, bo była pod górę, ale i tak spełniła swoją funkcję. Pięćset kopijników trafiło na 70 ciężkozbrojnych, którzy atakując z impetem z góry, przebili się przez hufce polskie i zawrócili na pole bitwy. Na lewym skrzydle polskim atak zaskoczył wrogie szyki swą siłą, tak że uległo ono częściowemu rozbiciu. Od jego uderzenia zginęli na miejscu Piast śląski Rudolf książę z Zagania i austriacki hrabia Bernard von Aschpan.


Reklama


Dostał się do niewoli sam Bernard Szumborski. Spowodowało to ucieczkę części jazdy krzyżackiej i jej rozproszenie na trzy strony. Pierwsza grupa uszła na zachód i schroniła się w pobliskim lesie, druga na wschód i została wpuszczona do Chojnic, które na czas otwarły swe bramy, trzecia wreszcie zamknęła się w warownym wagenburgu i stanęła do walki pieszej.

Zdumiewała żywotność wszystkich oddziałów, które pozbawione dowódców świetnie wiedziały, co mają robić. Uszykowana na nowo jazda powróciła na pole walki, nawet niezauważona przez polskich rycerzy. Uderzyła na skrzydła próbującej zdobyć obóz dość dobrze już okopany i przygotowany do obrony.

Średniowieczne mury Chojnic (Szater/CC BY-SA 3.0).
Średniowieczne mury Chojnic (Szater/CC BY-SA 3.0).

Sytuacja się odwraca

Klęska zakonu wydawała się oczywista. Niektóre oddziały, sądząc, że jest już po bitwie, zaczęły śpiewać Bogarodzicę. Na nieszczęście konno nie dało się zdobyć obozu, a piechota stała pod Chojnicami. Należało ją stamtąd ściągnąć. Gdy tak zrobiono, natychmiast wykorzystała to strona krzyżacka i wypuściła prosto na obóz polski niewielką grupę zbrojną Henryka Reussa von Plauena Młodszego (Starszy, stryj bronił Malborka), liczącą ok. 500 zbrojnych, wzmocnioną hufcem jazdy, który zbiegł z pola walki.

Dokonano wypadu przez Bramę Gdańską na tylne straże i obozowisko polskie, które niestety warowne nie było. Grupą tą dowodzili jeszcze Witt von Schönburg i Jerzy von Schlieben. Dla polskich straży, pilnujących murów Chojnic, byli prawdziwą niespodzianką. Wybuchła z miejsca panika i lekka jazda zaczęła uciekać, pozostawiając obóz i nieliczną w nim piechotę na pastwę rozwścieczonych najemników, którzy rezygnując z łupów, zaczęli ten obóz podpalać.


Reklama


Ogromny słup dymu i ognia (płonęła pasza dla koni) wywołały zamieszanie, a następnie panikę polskiego rycerstwa, które przerwało zdobywanie obozu wroga i rzuciło się do ratowania swojego. Teraz sprawdziły się najgorsze przewidywania wroga. Na wąskiej grobli, którą dziś w mieście Chojnice stanowi ul. Brzozowa, powstał nieopisany ścisk i tumult.

Wjeżdżający z impetem jeźdźcy spychali się jeden drugiego do bagna lub jeziora po obu stronach grobli, którą szybko można było nazwać groblą śmierci. Zwolniony na słowo honoru Szymborski wrócił do dowodzenia armią i wyprowadził ją z obozu na otwartą przestrzeń. Przewaga karnych i zdyscyplinowanych najemników nad rozbieganym i nieposłusznym rycerstwem była widoczna gołym okiem.

Kazimierz Jagiellończyk według Theodora Mayerhofera (domena publiczna).
Kazimierz Jagiellończyk według Theodora Mayerhofera (domena publiczna).

Próbę odwrócenia niekorzystnej sytuacji podjął król ze swoim hufcem, próbując zawrócić uciekających z grobli. Niestety nawet króla nikt nie słuchał (…). Został zepchnięty przez groblę, a następnie porwany i wbrew woli uwieziony jak najdalej z pola przegranej już bitwy.

Pogrom polskiego rycerstwa

Teraz atakująca jazda krzyżacka zepchnęła polską do „zakonnego bagna”, które po bitwie przez miejscową ludność zostało nazwane Heer Bruch, czyli „pańskie grzęzawisko”, i takim pozostał do naszych czasów. Już o zmroku walka przeniosła się na prawy brzeg jeziora, gdzie połączyły się wojska główne z oddziałami von Plauena. Tam zaatakowano broniącą się w obozie piechotę i czeladź, która broniła dobytku swych panów.


Reklama


Z okrążenia wydarła się część wozów, ruszając z miejsca. Liczono, że zajęta rabunkiem zwycięska armia zaniecha pogoni, jednakże nie była to zbieranina żądnych łupów zabijaków, lecz byli to zawodowcy, którzy za porządną zapłatę, „porządnie” zabijali uciekających. Goniono ich i brano do niewoli na odległości 25 km od pola bitwy. Hufiec z królem zatrzymał się dopiero w Mroczy, 45 km od Chojnic.

Właśnie w czasie ucieczki poległo najwięcej rycerstwa. A padło ponad 3 tys., w tym 60 znamienitych rycerzy. 300 dostało się do niewoli, w której też wielu poranionych zmarło. Tak odszedł z tego świata najmłodszy syn Zawiszy Czarnego, Jan Zawisza, ojciec Barbary z Rogożna, matki wielkiego hetmana Jana Amora Tarnowskiego.

Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu (Wydawnictwo Zona Zero 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu (Wydawnictwo Zona Zero 2021).

Kto był winien klęski?

Poległ Piotr ze Szczekocin, kanclerz królestwa, którego wszystkie pieczęcie wpadły w ręce wrogów. Mikołaj z Mokrska, chorąży sandomierski, Jan z Rydzyny i wielu innych, po których „zapłakała ziemia polska”. Do niewoli trafili, jak wylicza Długosz:

Łukasz z Górki wojewoda poznański, Mikołaj z Szarleja inowrocławski, Jan Szczęsny Tarnowski, Jan i Mikołaj Rytwiańscy, Idzi Suchodolski, Jan Melsztyński, Sędziwój Leżeński podkomorzy sandomierski, Piotr Stryjkowski kasztelan inowłodzki i Bartosz Ogrodziński.


Reklama


Tak ów los, który sprzyjał tylekroć królowi Kazimierzowi i Polakom, okazał się zdradliwy i zmienny i obyczajem swoim niedługo im świecił pomyślnością. Obóz królewski i „wszytkie” dobra i tabory do czterech tysięcy wozów wynoszące, na których wielkie znajdowały się bogactwa nieprzyjaciel opanował, a miasto Chojnice uwolnione zostało od oblężenia.

Znakomici panowie i rycerze polscy, a których tu imienia zamilczę, aby im samym i Polakom oszczędzić wstydu, woleli haniebnie uciekać, niż przyjąć więzy, niźli umrzeć ze sławą. A jak to zwykle bywa, z przyczyny przegranej, padły obmowy na najmędrszych nawet rycerzy, jakoby to oni w bitwie stchórzyli.

Bitwa pod Chojnicami na obrazie Fritza Grotemeyera (domena publiczna).
Bitwa pod Chojnicami na obrazie Fritza Grotemeyera (domena publiczna).

Ważyło się w niej szczęście i w krótkim czasu przeciągu (bitwa trwała zaledwie kilka godzin) zmieniło położenie rzeczy… i nie dziw, uwiodło bowiem króla i Polaków pierwsze powodzenie, nierozważni, omieszkali (zapomnieli) porządku i baczenia.

Największą zwalano winę na Jana z Koniecpola (co śmierć poniósł), kanclerza Królestwa Polskiego, że był pierwszą przyczyną przyjęcia Prus w poddaństwo, a przed bitwą odradzał, aby nie ściągać na pomoc wojska, co to Malbork (Marienburg) oblegało.

I bardzo dobrze, bo przy takim dowodzeniu armią i to wojsko, które zamku pracowicie dobywało, by przepadło. Nie w braku wojska bowiem była przyczyna klęski, ale w bałaganie i przestarzałej metodzie, którą można określić krótko: „kupą, mości panowie”. Klęska była bezprzykładna, dlatego tym większa chwała należy się tym, którzy Polskę jako królestwo z tego bagna klęski wydobyli.

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Krzysztofa Jabłonki pt. 100 polskich bitew. Na lądzie, morzu i w powietrzu. Ukazała się ona w 2021 roku nakładem Wydawnictwa Zona Zero.

Batalie, bitwy i potyczki, które zmieniały bieg ojczystej historii

Autor
Krzysztof Jabłonka

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.