Rzymski legion nie od zawsze przewyższał grecką falangę. W początkowym okresie Rzymianie zbierali od mieszkańców Hellady cięgi. Trudno o lepszy przykład niż bitwa pod Herakleą (280 p.n.e.) – wielki triumf króla Epiru Pyrrusa nad konsulem Lewinusem.
W 281 roku p.n.e. ambitny król Epiru otrzymał prośbę o wsparcie od położonego na Półwyspie Apenińskim greckiego polis – Taras (dzisiejszy Tarent w Apulii). W odpowiedzi wyruszył do Italii na czele armii liczącej 22 500 żołnierzy i 20 słoni bojowych. O samym Pyrrusie, genezie wojny oraz jej wyniku pisaliśmy już w innym artykule.
Reklama
Poniżej opis pierwszej wielkiej batalii tej kampanii – i wielkiego triumfu Greków. Oto co o bitwie pod Herakleą, stoczonej w 280 roku p.n.e., ma do powiedzenia Myke Cole, autor książki Legion kontra falanga. Epicka walka piechoty starożytnego świata.
Idealne miejsce do obrony
Kiedy marsz [konsula Rzymu] Lewinusa zagroził tarenckiej kolonii Heraklei, Pyrrus zajął blokującą pozycję na płaskiej równinie nad rzeką Siris (dziś nosi ona nazwę Sinni) w nadziei, że obroni osadę.
Pyrrus wiedział, że ma dobrą pozycję obronną. Równina między Pandozją a Herakleą, na której rozstawił swoją armię, była płaska i równa, doskonała dla hellenistycznej falangi, która potrzebowała tego rodzaju terenu, aby zagwarantować sobie spójność nawet podczas manewrów i walki.
Co więcej, Rzymianie, aby do niego dotrzeć, musieliby przekroczyć rzekę, a ich szyki zostałyby spowolnione i zdezorganizowane, gdy legioniści szukaliby oparcia dla stóp w rzecznym mule. (…)
Reklama
Pyrrus (…) nie ruszył się z miejsca, rozkazując swoim ludziom okopać i umocnić pozycję. Jednocześnie wysłał gońca do Lewinusa, proponując, że posłuży za pośrednika między Rzymianami a obywatelami Magna Graecia [greckich kolonii na półwyspie apenińskim]. Nie było potrzeby walczyć. Można było rozstrzygnąć spór drogą dyplomatyczną.
Lewinus udzielił na to typowej — zdaniem dzisiejszych historyków — rzymskiej odpowiedzi. “Nie potrzebujemy twojego pośrednictwa, ani nie boimy się zmierzyć z tobą jako wrogiem.”
Nieszczera propozycja
Złożona przez Pyrrusa oferta mediacji pokojowych kłóci się ze wszystkim, co wiem o tym człowieku.
Źródła zgodnie odmalowują go jako zapalczywego poszukiwacza sławy o nieposkromionych ambicjach, dlaczego więc miałby robić unik, zanim jeszcze doszło do pierwszego starcia, skoro zajmował korzystną pozycję i wierzył w swoją armię?
Reklama
Sądzę, że Pyrrus grał na zwłokę, licząc na to, że choć część obiecanych posiłków [od greckich poleis] pojawi się, jeśli uda mu się przetrzymać Lewinusa wystarczająco długo. Wygląda to raczej na posunięcie taktyczne niż szczerą nadzieję na zakończenie sporu bez bitwy.
Niektórzy uczeni uważają, że defensywna postawa Pyrrusa, fortyfikowanie pozycji i trzymanie się blisko rzeki, wynikały z jego zaniepokojenia znaczną przewagą liczebną wroga.
Prawda jest taka, że nie mamy wiarygodnych liczb dla żadnej ze stron, a wyjaśnienie, że utrzymywał korzystny teren, na którym jego falangici mogli zademonstrować pełnię swoich możliwości, wydaje się bardziej sensowne. Otwarty, płaski teren pomógłby im zachować spójność, zaś Rzymianie zmuszeni byliby forsować rzekę pod gradem pocisków, co zdezorganizowałoby ich szyki w punkcie uderzenia.
„Zobaczymy do czego są zdolni ci ludzie”
Plutarch odmalował scenę, w której Pyrrus podjeżdża do rzeki, żeby rzucić okiem na obóz Rzymian.
U Polibiusza znajdujemy znakomity opis rzymskiego obozu z tego okresu. Rzymskie obozy wojskowe przypominały niewielkie miasteczka, z wytyczonymi drogami, namiotami zgrupowanymi według jednostek, rowami, palisadami i wieżami rozmieszczonymi według regularnego planu, który pozwalał zbudować identyczny, perfekcyjnie zorganizowany obóz za każdym razem, kiedy Rzymianie przerywali marsz.
Pyrrus widział to wszystko, i widział także zdyscyplinowanie rzymskich żołnierzy, ich troskę o ekwipunek i sposób, w jaki rozstawili warty. Odwrócił się do swego przyjaciela Megaklesa. “Ci ludzie nie wyglądają mi na barbarzyńców” — powiedział. — „Wkrótce zobaczymy, do czego są zdolni.”
Reklama
Była to naprawdę wielka pochwała. W oczach hellenistycznych władców poza obrębem greckiej tradycji mogła istnieć tylko niezdyscyplinowana dzicz, bestia, którą trzeba poskromić. Widok Rzymian równie zgranych jak jego własne wojska zaniepokoił króla, i prawdopodobnie wrócił on do swojej armii z kiełkującym w sercu pierwszym ziarnem wątpliwości.
Przeprawa przez rzekę. Początek bitwy pod Herakleą
Pyrrus (…) prawdopodobnie nie spodziewał się, że nieprzyjaciel spróbuje przeprawy, jeżeli brzeg rzeki będzie obsadzony przez jego ludzi. W tym celu wysłał tam niewielki oddział.
Nie wiemy, jaki był jego skład i liczebność, ale najprawdopodobniej byli to lekkozbrojni piesi harcownicy albo thureoforoi. Zabezpieczywszy brzeg, Pyrrus zajął się innymi sprawami, sądząc, że może spokojnie czekać na przybycie sojuszników. Mylił się.
Nie wiemy dokładnie, jak długo zwlekał Lewinus, wiemy jednak, że Pyrrus został zaalarmowany, zapewne przez okrzyki swoich ludzi, furkot kamieni wyrzucanych z proc lub świst lecących w powietrzu oszczepów.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Rzymianie forsowali rzekę. Nie zwiadowcy. Nie grupa wypadowa. Cała pieprzona armia.
Rzymska konnica rusza do ataku
Niewielki oddział na brzegu wiedział, że nie jest w stanie powstrzymać takiej masy wojsk, nawet jeśli teren dawał mu przewagę. Obawiając się, że zostanie okrążony, rozpoczął odwrót. (…) Kiedy przez zgiełk [do uszu obrońców] dotarł tętent kopyt, było już za późno.
Nagle powód, dla którego Rzymianie zarządzili generalną ofensywę mimo faktu, że oznaczało to forsowanie rzeki pod ostrzałem, stał się jasny. Główna armia miała jedynie odciągnąć uwagę.
Reklama
Lewinus dalej położonymi brodami wysłał na drugą stronę rzeki ekwitów, arystokratyczną ale niewyćwiczoną konnicę Rzymu. Szwadrony te przeprawiły się na drugi brzeg, zawróciły konie i natarły na flanki wycofującej się piechoty, która kręciła się zdezorientowana, niespodziewanie otoczona przez wroga ze wszystkich stron. Nie mogła utrzymać się długo.
To była katastrofa. Nie dość, że wysunięty posterunek Pyrrusa dał się wziąć przez zaskoczenie, to jeszcze trzon jego armii znajdował się na samym szczycie rzecznej skarpy.
Gdyby rzymska piechota osiągnęła brzeg, znalazłaby się na suchym lądzie bez konieczności walki. Siris był ważnym elementem przewagi Pyrrusa, a teraz groziło mu, że straci ją na samym początku bitwy.
Ale Pyrrusowi nie można było odmówić przytomności umysłu. Niezwłocznie rozkazał falandze uformować szyk i wymaszerować, sam zaś popędził przodem, prowadząc do kontrataku trzy tysiące konnych.
Reklama
Desperacki kontratak Pyrrusa
Starożytna ciężka jazda świetnie nadawała się do szarż na flanki lub tyły jednostek piechoty, do tratowania pojedynczych żołnierzy, albo do walk z konnicą przeciwnika, ale kiepsko spisywała się w czołowym starciu z uformowaną piechotą.
Konie stanowiły pokaźne cele, a poza rzadkimi wyjątkami nie były dobrze chronione przez zbroję. Piechurowi trudno byłoby nie trafić w koński brzuch, a powaliwszy zwierzę, miał jeźdźca na swojej łasce.
Ponieważ rzymska piechota kończyła już przeprawę, Pyrrus wiedział, że pakuje się w kłopoty. Ale jeśli mógł w ten sposób dać swojej falandze czas na dotarcie do brzegu rzeki, było to tego warte.
Był to morderczy bój. Rzymianie nie walczyli jak inni ludzie, z którymi mierzył się Pyrrus. Byli nieustraszeni i bezwzględni, skracając dystans i nie cofając się ani o krok, kontynuując atak z niemal samobójczą odwagą.
Rzymianom od dziecka wpajano ideę virtus — niezłomnego żołnierskiego męstwa — a Pyrrus był tylko jednym z wielu wrogów, którzy przekonali się, że jest to przeciwnik, który nie ustępuje nawet kiedy został bezdyskusyjnie pobity. Odpowiedź Lewinusa na poselstwo Pyrrusa nie była zwykłą fanfaronadą. Mówił śmiertelnie poważnie.
„Uważaj na tego Rzymianina na czarnym koniu!”
Do piechoty wkrótce dołączyła konnica i sytuacja zrobiła się groźna. Jazda Pyrrusa była zapewne elitą jego wojsk, skoro towarzyszyła osobie króla (Liwiusz mówi tu o “świętych szwadronach”, sacrae alae), ale nawet ona musiała być w ciężkich opałach, kiedy rzymscy harcownicy najprawdopodobniej cofnęli się, żeby użyć broni miotającej, albo dźgali końskie brzuchy mieczami.
Reklama
Wkrótce potem na brzeg przypuszczalnie wygramolili się hastati, lepiej uzbrojeni i opancerzeni, zdolni otoczyć szarżującego konia i zaatakować go ze wszystkich stron, podczas gdy jeździec mógł bronić tylko jednej.
W tym właśnie momencie przyjaciel Pyrrusa, Leonnatos — wiemy o nim, że był Macedończykiem, ale niewiele więcej — zawołał: “Uważaj na tego Rzymianina na czarnym koniu z białymi skarpetkami! On cię obserwuje!”.
Odpowiedź Pyrrusa była całkiem w jego stylu. “Jeśli jest mi przeznaczone zginąć z jego ręki, to niech tak będzie, ale nie przyjdzie mu to łatwo.”
Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa, kiedy Rzymianin spiął konia i natarł na Pyrrusa.
Tutaj relacja robi się odrobinę niejasna. Plutarch mówi nam, że Rzymianin przeszył włócznią konia Pyrrusa, po czym jego własny padł od włóczni Leonnatosa. Jednak Dionizjusz twierdzi, że Leonnatos pierwszy zabił konia pod Rzymianinem, a ten, upadając, zdążył przebić konia Pyrrusa. Jakkolwiek było, oba konie padły, a straż przyboczna Pyrrusa odciągnęła go z walki. (…)
Reklama
Brzemienna w skutkach zamiana zbroi
Może to wydawać się tchórzliwe i z tego, co wiem o Pyrrusie, wątpię, żeby mógł być z tego zadowolony, ale nie był też głupcem; musiał wiedzieć, że jego śmierć zachwiałaby morale jego armii.
Jak się okazuje, ten zuchwały napastnik nie był wcale Rzymianinem, ale Frentanem, członkiem sprzymierzonego plemienia z wschodniego wybrzeża Italii, z okolic dzisiejszego miasta Lanciano. (…)
To o włos uniknięte niebezpieczeństwo wyraźnie wytrąciło z równowagi najbliższych towarzyszy Pyrrusa i choć nie znamy dokładnych powodów, wiemy, że jego przyjaciel, Megakles, zamienił się z królem na zbroje, przypuszczalnie aby skierować na siebie ewentualne dalsze zamachy na jego życie. (…)
Na tym etapie, jak się wydawało, Pyrrus był panem sytuacji. Falanga dotarła do Rzymian i linie bojowe zwarły się ze sobą, lecz Rzymianie nie byli w stanie dokonać żadnych postępów wobec litej ściany żelaza, jaką stanowiły pochylone piki.
Rzeka za plecami odcinała im drogę odwrotu, walczyli jednak z zawziętą determinacją, nie ustępując ani na cal. Ich niewiarygodny upór musiał budzić w Pyrrusie zarówno respekt, jak i frustrację.
Jednak jego falanga utrzymywała szyk na płaskim terenie, a Rzymianie nie znaleźli sposobu na zagrożenie jej flankom lub tyłom. Wystarczyło, by Pyrrus wytrzymał odpowiednio długo, a koniec końców legion musiałby ulec. I nagle wszystko wywróciło się do góry nogami.
Reklama
“Król zabity!”. Przełomowy moment bitwy pod Herakleą
Megakles, ubrany w zbroję i płaszcz Pyrrusa, został otoczony przez Rzymian zdecydowanych zdobyć zaszczyt zgładzenia króla. Jeden z nich, którego Plutarch nazywa Deksjuszem, powalił go na ziemię.
Sądząc, że zabił Pyrrusa, Deksjusz ściągnął z trupa królewski hełm i płaszcz, i zaniósł je Lewinusowi. “Król zabity!” wołał zapewne, wymachując hełmem nad głową. “Pyrrus zabity!”.
Lewinus nie był głupcem. Wiedział, że zakwestionowanie tego twierdzenia podkopałoby morale jego żołnierzy, podczas gdy uznając je za prawdę, nic nie tracił. Poza tym nie miał powodu wątpić. To naprawdę był hełm i płaszcz króla.
Kazał obnieść je wśród szeregów i Rzymianie wśród radosnych okrzyków ruszyli ze wzmożoną energią do ataku. Skoro ich król nie żył, o co walczyli Epiroci? Teraz z pewnością opuści ich odwaga.
„Ja żyję!”. Zmartwychwstanie Pyrrusa
Nie mylili się. Podczas gdy Rzymianie nabrali animuszu, duch Epirotów i ich sojuszników osłabł. (…) Jeśli król został zabity tak łatwo w swej pierwszej bitwie z Rzymianami, może oznaczało to, że bogowie sprzyjają wrogowi?
Żołnierze Pyrrusa byli daleko od domu, na obcej ziemi, a teraz zostali bez tego właśnie człowieka, dla którego chwały przybyli tutaj. Groty pik opadły ku ziemi, ramiona z tarczami obwisły. Falanga na całej linii zaczęła się chwiać, a Rzymianie, wyczuwając swoją przewagę, parli do przodu.
Reklama
Pyrrus zorientował się, że los bitwy wisi na włosku. W momencie, gdy morale jego żołnierzy załamałoby się, poszliby w rozsypkę. Pamiętajmy, że najcięższe straty bojowe miały miejsce podczas pogromu, kiedy jedna strona łamała szyk i rzucała się do ucieczki, a druga ruszała w pościg, bezlitośnie kosząc pierzchającego wroga.
Tu nawet słabsza konnica Rzymian spisałaby się znakomicie, wpadając między uciekających Epirotów i dźgając na prawo i lewo.
Pyrrus był tylko jednym człowiekiem w wielotysięcznym tłumie i musiałby przekrzyczeć ogłuszający zgiełk toczącej się bitwy, ale tak czy inaczej próbował. Czym prędzej wyjechał przed szeregi swych wojsk, pokazując twarz, wołając swoim znajomym głosem coś w rodzaju “Żyję! Trzymajcie się, ja żyję!”
Nieprawdopodobny scenariusz
Jeśli wierzyć Plutarchowi, odniosło to skutek i epirocka armia na widok swego króla odzyskała zapał, ale jest to wielce nieprawdopodobne.
W rekonstrukcjach bitew, które są na znacznie mniejszą skalę i zapewne znacznie spokojniejsze niż bój pod Herakleą, ledwo widzę człowieka przed sobą, a co dopiero przypadkową postać galopującą po maleńkim wycinku pola bitwy.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W hełmie na głowie, wśród szczęku broni i okrzyków innych rekonstruktorów, nie słyszę nawet rozkazów, jeśli nie dobiegają z zupełnie bliska. Przyjąć, że Pyrrusowi udała się taka sztuka, wymagałoby wiary w cuda, na jaką nie potrafię się zdobyć.
Oto, co prawdopodobnie się stało: Epirotów tak naprawdę uratowało to, co Plutarch opisuje jako kolejną fazę bitwy — do akcji wkroczyły wreszcie słonie. (…)
Reklama
Atak, który zdecydował o zwycięstwie. Słonie w bitwie pod Herakleą
Kiedy Pyrrus po burzy wylądował w końcu na terytorium Messapiów, miał tylko dwa ze swoich początkowych dwudziestu słoni. Jednak z relacji Plutarcha można odnieść wrażenie, że flota została jedynie rozproszona przez sztorm, a nie doszczętnie zniszczona, w związku z czym odzyskał pozostałe, zanim doszło do bitwy.
Bez względu na to, ile ich miał, i nawet jeśli należały do mniejszego, atlaskiego gatunku, widok szarżujących słoni przeraziłby śmiertelnie każdego, zwłaszcza ludzi, którzy nigdy wcześniej nie widzieli ich na oczy.
Pamiętajmy, że starożytni nie byli tak obyci w świecie jak my. Autentycznie wierzyli w czary i potwory. Co musieli myśleć Rzymianie, kiedy te olbrzymie stworzenia runęły na flanki ich formacji? Jakie magiczne sztuczki sądzili, że Pyrrus ma do dyspozycji?
Jednak obywatele Rzymu nie byli tchórzami, a ci legioniści byli zaprawionymi w bojach weteranami wojen samnickich. Strach nie był im obcy. Nawet mając przed sobą rozpędzone słonie, wytrwali na swoich pozycjach.
Zaraźliwa panika i triumf Pyrrusa
Koniec końców jednak rzymska jazda podjęła decyzję za całą armię. Rzymscy żołnierze mogli być w stanie oprzeć się szarży słoni Pyrrusa, ale nie ich konie. Spłoszone pogalopowały na oślep przez szeregi, przewracając piechurów w swym panicznym pędzie na tyły.
Zaraźliwa panika rozprzestrzeniła się jak ogień. W przeciągu paru chwil rzymska linia rozpadła się, gdy w ślady konnicy poszła piechota, porzucając szyk, odrzucając miecze i tarcze, owładnięta pragnieniem ucieczki.
Reklama
Było to dla Pyrrusa coś znajomego w tej tak innej od wszystkich bitwie. Wróg był w rozsypce. Teraz król wiedział doskonale, co robić.
Dał znak i jego doborowa jazda tesalska ruszyła w pościg. Nie wiemy dokładnie, jak się to odbyło: czy konnica zapędziła uciekających Rzymian do rzeki, czy na brzeg, czy legioniści odwrócili się, by stawić zbrojny opór, czy ginęli od włóczni wbitych w plecy; możemy oprzeć się tylko na mglistym i przerażającym w swej ogólnikowości opisie Plutarcha, że Pyrrus “wśród wielkiej rzezi zmusił ich do odwrotu”.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Myke’a Cole’a pt. Legion kontra falanga. Epicka walka piechoty starożytnego świata (Dom Wydawniczy Rebis 2020). Kliknij, aby dowiedzieć się o niej więcej.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce korektorskiej.
Na ilustracji tytułowej wykorzystano grafikę z gry Assassin’s Creed: Origins.