PZL-37 Łoś był najnowocześniejszym samolotem jakim dysponowało polskie lotnictwo w chwili wybuchu II wojny światowej. Projekt Jerzego Dąbrowskiego wyróżniał się nowatorskimi rozwiązaniami. Bił też na głowę wiele zagranicznych konstrukcje z tamtego okresu.
Chociaż w dwudziestoleciu międzywojennym tworzono przemysł lotniczy od zera, wykształcona wówczas kadra konstruktorów w ciągu zaledwie kilkunastu lat osiągnęła poziom światowy. Duży wpływ miały na to niezwykle popularne w latach 30. XX w. Międzynarodowe Zawody Samolotów Turystycznych Challenge.
Reklama
Takiego bombowca potrzebowała Polska
Piloci byli w owym czasie światowymi celebrytami, a ich popularność można było porównać do gwiazd Hollywood. Zadaniem inżynierów było takie udoskonalanie konstrukcji, by stawały się one coraz szybsze i miały coraz większy zasięg.
Tym właśnie zajmował się inż. Jerzy Dąbrowski, którego pasją oprócz aerodynamiki była plastyka. Dlatego budowane przez niego samoloty oprócz doskonałych osiągów wyróżniały też wyjątkowo piękne sylwetki.
Na początku lat 30. XX w. Dąbrowski wraz z innymi inżynierami zaprojektował dwa wyjątkowo udane samoloty sportowe – PZL-19 i PZL-26. Ich sukcesy zbiegły się z planami reorganizacji polskiego lotnictwa bombowego. Wysłużone Fokkery FVII były archaicznymi konstrukcjami, niemającymi szans w starciach z myśliwcami i artylerią przeciwlotniczą.
Potrzebny był dwusilnikowy szybki bombowiec o dużej ładowności. W razie wojny z Niemcami samoloty takie miały bombardować średnio umocnione cele, m.in. w rejonach Berlina, Wrocławia, Drezna, Koźla, Szczecina, Elbląga i Królewca.
Reklama
Projekt Jerzego Dąbrowskie
Jesienią 1934 r. Biuro Studiów PZL dostało od wojska zlecenie opracowania projektu maszyny. Narysowana przez Jerzego Dąbrowskiego sylwetka bombowca o symbolu PZL-37 była rozwinięciem koncepcji wypróbowanej na sportowym PZL-26. Najważniejszy cel inżynier streścił w zdaniu: zmieścić dwie tony bomb w optymalnej bryle aerodynamicznej.
Ponieważ jednak kadłub przyszłego Łosia miał być wyjątkowo wąski, nie był w stanie pomieścić takiego ładunku. Dąbrowski wpadł więc na pomysł, by na luki bombowe wykorzystać odcinki skrzydeł między silnikami a kadłubem. W każdym z nich musiało się zmieścić osiem 100-kilogramowych bomb. Ich kształt powodował jednak, że wychodziły one poza obrys skrzydła.
Z powodu konieczności „upchania” śmiercionośnego ładunku Dąbrowski zdecydował się na pogrubienie skrzydła przy jednoczesnym przesunięciu jego maksymalnej grubości do tyłu. Tak skonstruowany profil pojechał na testy do Instytutu Aerodynamicznego.
Skrzydło o profilu laminarnym
Wyniki były niezwykłe. Nie tylko charakteryzował się on rewelacyjnie niskim oporem aerodynamicznym, lecz także zapewniał zachowanie laminarnego (czyli pozbawionego turbulencji) przepływu powietrza nad płatem w warunkach wcześniej niemożliwych.
Reklama
Potrzeba rozwiązania problemu z bombami zaowocowała wynalazkiem pierwszego na świecie skrzydła o profilu laminarnym. Oblatanie zbudowanych w fabryce na Okęciu Łosi potwierdziło ich doskonałe własności aerodynamiczne. PZL-37 był szybszy, niż zakładano – z silnikami o mocy 940 KM osiągał prędkość 412 km/h.
Dorównać mógł mu pod tym względem jedynie niemiecki Junkers Ju 88A-1, który jednak potrzebował do tego silników o mocy aż 1210 KM każdy. Z kolei wyposażenie Łosia we francuskie silniki o mocy 1050 KM nadawało mu prędkość aż 490 km/h, która była poza zasięgiem nawet ówczesnych myśliwców.
Lepszy niż konkurencja
Jak na swoje możliwości bojowe Łoś był samolotem niezwykle małym. Mogąca zabrać 2,6 t bomb maszyna miała 13 m długości i 18 m rozpiętości. Charakteryzujący się podobnymi do Łosia rozmiarami niemiecki Ju 88A-1 miał udźwig zaledwie 1,8 t. Pośród dwusilnikowych bombowców ładownością przewyższał polską maszynę jedynie brytyjski Whitley V, jednak był on 10 m dłuższy i miał o 7 m większą rozpiętość, był też znacznie wolniejszy.
Laminarny profil skrzydła postanowiono zastosować w kolejnych konstrukcjach: myśliwsko-szturmowym PZL-38 „Wilk” (bardzo podobnym do Łosia i zaprezentowanym razem z nim na wystawie lotniczej w Paryżu), PZL-46 „Sum”, PZL-48 „Lampart”, PZL-50 „Jastrząb”, stanowiącym rozwinięcie Łosia PZL-49 „Miś”, pasażerskim PZL-44 „Wicher” oraz projektowanym latem 1939 r. myśliwcu PZL P.62.
Zakończenie modernizacji polskiego lotnictwa w oparciu o te maszyny planowano na kwiecień 1942 r. Prace, które miały doprowadzić do stworzenia jednej z najnowocześniejszych powietrznych flot bojowych świata, przerwała napaść Niemiec na Polskę.
Łosie we wrześniu 1939 roku
Niemal 90 Łosi, wyprodukowanych do wybuchu wojny, dzielnie walczyło w czasie kampanii wrześniowej, bombardując skutecznie m.in. XVI korpus pancerny gen. Hoepnera pod Częstochową i pułk SS Germania na Froncie Południowym. Wyposażone w nie dywizjony poniosły ciężkie straty – zniszczonych zostało 28 maszyn.
Reklama
Działo się tak, ponieważ Łosie wykonywały zadania niezgodne ze swoim pierwotnym przeznaczeniem, atakując wroga jako samoloty szturmowe, do tego bez osłony myśliwców. Nawet w tej roli okazały się jednak zdumiewająco skuteczne.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Andrzeja Fedorowicza pod tytułem Druga Rzeczpospolita w 100 przedmiotach, która ukazała się nakładem Wydawnictwo Fronda.
Kamienie milowe II RP
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
9 komentarzy