Pierwsza polska prezydentowa Maria Wojciechowska była kobietą skromną, unikająca rozgłosu i mało rozpoznawalną. Dbała o prywatność, by polityka nie utrudniała jej życia. W efekcie na własnej skórze przekonała się, jak urzędnicy traktują zwyczajnych Polaków.
We wrześniu 1924 roku prezydentowa udała się prywatnie na wakacje do Karlsbadu (Karlowych Warów) w Czechosłowacji.
Reklama
Dzięki temu, że prasa rzadko o niej pisała, nikt nie poznał, że niepozorna pani w średnim wieku (miała wówczas 55 lat) to w rzeczywistości żona głowy państwa. Nie poznał tego także polski pogranicznik.
Skarcił i wydarł
Łódzki „Rozwój” doniósł po paru dniach:
Oto do pewnej starszej damy w wagonie pociągu pospiesznego (…) przystąpił jakiś polski funkcjonariusz urzędowy i podniesionym tonem zażądał legitymacji.
Gdy dama owa niezbyt szybko, jak się zdawało owemu urzędnikowi, poczęła wydobywać z torebki swe papiery, funkcjonariusz „skarcił” ją jeszcze raz, po czym silnym ruchem wydarł jej po prostu z ręki żądaną legitymację.
Zajściu temu przypatrywało się wielu pasażerów. Jak się po chwili z legitymacji okazało, dama owa była żoną Prezydenta Wojciechowskiego.
Reklama
Czeska prowokacja
Pogranicznika zamurowało i nie powiedział już ani słowa. Ale gazety nie zamierzały milczeć. Tym bardziej że zaraz wyszło na jaw, jak prezydentowa została potraktowana kilometr dalej, już po drugiej stronie granicy.
Polski pogranicznik bezceremonialnie sponiewierał żonę głowy państwa. A Czesi? Wysłali jej na powitanie uroczystą delegację, złożyli należne honory, a nawet przydzielili na czas całej podróży dwóch urzędników, którzy mieli dbać o komfort i bezpieczeństwo pani Wojciechowskiej.
„Rozwój” naigrawał się w najlepsze. Przecież polskiemu pogranicznikowi jak nic należała się nagroda za „służbistość”, a Czesi ze swojej strony dopuścili się parszywej prowokacji!
Podróżny jest podróżnym, z którym się specjalnie „pieścić” nie potrzeba.
Powinien on aż do końca, do ostatniego punktu terytorium polskiego pamiętać, że zwykły obywatel jest wobec urzędnika niczym, że jest on przeznaczony, jeżeli go już ten zaszczyt spotyka, do niezwłocznego, natychmiastowego, pokornego i oddanego spełniania wszystkich zarządzeń „urzędowych”, z jakiejkolwiek strony i w jakimkolwiek kierunku one wychodzą.
Reklama
Interesującym być może, jakie odznaczenie spotka za te energiczne postępowanie owego gorliwego naszego urzędnika.
Niestety na ostatnie pytanie nie sposób odpowiedzieć. Gazety po paru dniach zapomniały o całym skandalu i już nie śledziły losów „kulturalnego” pogranicznika. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że wyleciał z naganą z pracy, niż że dostał specjalne wyróżnienie za wierność etosowi urzędniczemu.
Przeczytaj również o tym, co prezydent Wojciechowski robił po zamachu majowym.
Bibliografia
Tę historię przedstawiłem pierwotnie w mojej książce Pierwsze damy II Rzeczpospolitej (Kraków 2012). Ponieważ zakończyłem współpracę z wydawnictwem Znak, pozycja ta niedługo zniknie ze sprzedaży. Na razie jednak powinniście jeszcze być w stanie kupić egzemplarz w Empiku lub na Allegro.
Cytowany artykuł znajdziecie natomiast w: Kandydat do nagrody, „Rozwój”, 10 września 1924 (nr 254).
2 komentarze