Na przełomie lipca i sierpnia 1409 roku relacje między Polską a państwem krzyżackim znalazły się na granicy wrzenia. Chyba właśnie wtedy, czyli najwyżej kilka tygodni przed wybuchem wielkiej wojny, która miała zaprowadzić dwie zwaśnione strony pod Grunwald, w otoczeniu Ulricha von Jungingen powstał intrygujący dokument.
Poniższy materiał ukazał się pierwotnie w formie wideo na kanale Kamila Janickiego na YouTube.
Chodzi o tajny raport, który dzisiaj przechowuje się w również tajnym, z samej swojej nazwy, archiwum Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego w Berlinie. W materiale, sporządzonym dla wielkiego mistrza, rozpisano plan dwudziestodniowego przemarszu wojsk zakonnych przez Kujawy i Wielkopolskę.
Reklama
Zostały w nim wyszczególnione kolejne odcinki trasy i miejsca postoju. Dziennie zamierzano pokonywać zawrotny dystans, bo aż 35 kilometrów. Ta błyskawiczna kampania miała objąć nie tylko ziemie przy samej granicy. Zakładano, że rycerze zakonni ekspresowo dotrą zarówno do Gniezna, jak i Poznania, zajmując obydwa ośrodki.
Do zamierzonego średniowiecznego blitzkriegu na taką skalę, jak dobrze wiemy, nie doszło. W pierwszej fazie wojny z Polską Krzyżacy skoncentrowali się na spornych terytoriach przy granicy, zwłaszcza na ziemi dobrzyńskiej. Trudno jednak nie zastanawiać się nad tym, co stałoby się, gdyby walna bitwa z 15 lipca 1410 roku nie zakończyła się niespodziewanym triumfem sił polsko-litewskich, ale takim wynikiem, jakiego oczekiwała wówczas większość Europy.
„To nie była bitwa o wszystko”
Przeszło dziesięć lat temu, przy okazji obchodów rocznicy bitwy pod Grunwaldem, dwaj dziennikarze z Olsztyna, przepytali różnych historyków o to, jakie skutki przyniosłaby ewentualna klęska sił polsko-litewskich w sławnym starciu.
Profesor Stanisław Achremczyk z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego stwierdził, że nic strasznego by się nie stało. Mówił, cytuję: „Nasze państwo było po prostu zbyt duże, by można je było zająć”. A nasze rycerstwo na pewno łatwo by nie złożyło broni, bo „miało po co walczyć”. Także Szymon Drej, zarówno wtedy, jak i teraz dyrektor Muzeum Bitwy pod Grunwaldem, nie był skłonny snuć czarnych wizji. Skomentował, że cytuję „to nie była bitwa o wszystko”, a przegrana „nie niosłaby ze sobą żadnych poważnych następstw”.
Reklama
Przepytani specjaliści mieli oczywiście rację, mówiąc że Grunwald nie był „bitwą o wszystko”. Świetne zwycięstwo, które na dobre zmiotło właściwie całą wierchuszkę zakonu, nie przyniosło bezpośrednich, radykalnych korzyści.
Pokój toruński zawarty w 1411 roku, nie dał Polsce żadnych zdobyczy terytorialnych, udało się tylko odzyskać okupowaną ziemię dobrzyńską, która jednak znajdowała się pod zarządem koronnym także przed wojną. Z kolei Litwa odbiła Żmudź, ale wyłącznie tymczasowo – bo traktat przyznawał prawa do niej na tak długo, jak żyli Jagiełło i jego kuzyn Witold.
Nie każdy sukces przynosi jednak owoce natychmiast. Były wykładowca olsztyńskiego uniwersytetu Jan Gancewski stwierdził swego czasu, że, cytuję, wynik bitwy pod Grunwaldem „nie miał ani doniosłych skutków dalekosiężnych, ani tych krótkoterminowych”. Większość badaczy zgadza się tylko z drugą częścią tej wypowiedzi.
Co przyniosło zwycięstwo pod Grunwaldem?
Dominuje opinia, że skutki długofalowe były jednak istotne, nawet bardzo. I tak chociażby brytyjski historyk Robert Frost stanowczo podkreśla, że klęska grunwaldzka zmieniła na dobre trajektorię historii państwa zakonnego. Zachwianie wizerunku Krzyżaków jako niezrównanej potęgi, realizującej wolę bożą miało skutki wykraczające daleko poza sam, jak to byśmy dzisiaj powiedzieli, PR.
Po Grunwaldzie ogromnie spadło zainteresowanie karierą w zakonie, coraz trudniej było ściągać nad Bałtyk „młodych Niemców na dorobku”, gotowych służyć mistrzom i komturom. Również akceptacja poddanych dla rządów krzyżackich, która wcześniej była, zgodnie z wywodami profesora Frosta, właściwie „powszechna”, stanęła pod znakiem zapytania.
Reklama
Zwłaszcza miejskie elity Pomorza nie były już tak chętne jak dawniej, by sowicie fundować działalność hierarchii zakonnej i poddawać się wszystkim jej decyzjom. Z drugiej strony same władze, zmuszone odbudować potencjał zbrojny, a do tego opłacić sowitą kontrybucję na rzecz Jagiełły, nie miały innego wyjścia, jak tylko zwiększać ucisk i podnosić obciążenia podatkowe.
W efekcie w Prusach narastał stopniowo ferment, który po kilku dekadach doprowadził do ostatecznego przesilenia – wojny trzynastoletniej, na skutek której Polska odzyskała swobodny dostęp do Bałtyku.
A co, gdyby historia potoczyła się inaczej?
W razie polskiej klęski pod Grunwaldem, dokładnie taki proces nigdy by nie nastąpił. Trudno po prostu wyobrazić sobie realistyczny scenariusz, w którym Jagiełło przegrałby w 1410 roku, a Korona i tak odzyskałaby w XV wieku kontrolę nad przynajmniej częścią Pomorza. Krzyżacka wiktoria pod Grunwaldem tylko by przecież ośmieliła i umocniła zakon, oraz uciszyła wszelkich malkontentów.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że u samego schyłku średniowiecza na liście dziesięciu największych miast w Polsce, były przynajmniej cztery ośrodki odbite Krzyżakom w wojnie trzynastoletniej. W ogóle największą metropolią kraju był wtedy Gdańsk, z kolei na czwartej pozycji lokował się Toruń.
Gdyby nie triumf grunwaldzki te bajecznie bogate ośrodki nie zostałyby podporządkowane polskim królom. Ale to jeszcze, wbrew pozorom, nie oznacza, że ogół mieszkańców kraju, albo państwo jako takie, tylko by straciły na alternatywnym scenariuszu.
Bez kontroli nad ujściem Wisły Polska nigdy nie uzyskałaby swobodnego dostępu do europejskiego rynku zbożowego. A to mogłoby sprawić, ze dzieje naszej gospodarki potoczyłyby się zupełnie odmiennym torem.
Zapewne organizacja folwarków produkujących na zbyt, nie stałaby się w XVI stuleciu tak bardzo opłacalna, jak w faktycznych dziejach. To z kolei mogłoby osłabić szlachtę, ale też ograniczyć ucisk pańszczyźniany chłopów. Choć trudno stwierdzić do jakiego stopnia, bo jednak z badań dość wyraźnie wynika, że rozwój gospodarki pańszczyźnianej rozpoczął się jeszcze przed odzyskaniem tak zwanych Prus Królewskich, między innymi z inicjatywy Kościoła.
Inna rzecz, że najważniejsze przywileje, które pozwoliły szlachcie zagarnąć niemal całą władzę w Polsce i zepchnąć na boczny tor wszystkie pozostałe stany, zostały nadane w toku wojny trzynastoletniej, gdy sukces był niepewny, a droga do niego niezwykle kosztowna.
W razie polskiej klęski pod Grunwaldem taki scenariusz mógłby nigdy się nie ziścić – a tym samym w czasach nowożytnych, paradoksalnie, miasta miałyby nad Wisłą silniejszą pozycję, chłopi nie zostaliby zepchnięci do pozycji iście niewolniczej, zaś szlachta musiałaby liczyć się, przynajmniej do jakiegoś stopnia, z resztą społeczeństwa.
Reklama
Korzyści z gdybania
Jak widzicie, zapędziliśmy się w gdybaniu dość daleko. Zresztą cały temat jest moim zdaniem fascynujący właśnie dlatego, że bitwa pod Grunwaldem miała miejsce w momencie, gdy układy władzy w regionie oraz w samej Polsce znajdowały się jakby na rozdrożu, sytuacja była szczególnie rozchwiana. Dlatego wyjęcie zaledwie jednego, z pozoru nieznaczącego, elementu wielkiej układanki mogłoby zmienić… niemal wszystko.
Jeśli bez triumfu grunwaldzkiego nie byłoby wojny trzynastoletniej, to tak samo nie doszłoby do hołdu pruskiego na początku XVI wieku. Tym samym nie narodziłyby się wówczas, w znanym nam procesie, świeckie Prusy książęce, które w przyszłości miały stać się nie tylko jednym z mocarstw zaborczych, ale też wojowniczym hegemonem środkowej Europy.
Oczywiście do unifikacji państw niemieckich mogłoby dojść w inny sposób – i raczej by doszło, tyle że z innym punktem ciężkości, z inną tradycją i innym projektem politycznym. Nie mogłyby to być te same kajzerowskie Prusy, które popchnęły Europę chociażby do I wojny światowej.
Myślę, że na tym etapie rozumiecie już dlaczego historycy zwykle uciekają od historii alternatywnych tak daleko, jak tylko mogą. Po prostu wnioski, jakie płyną z takich rozważań z konieczności muszą brzmieć tak bardzo szumnie, że wręcz karykaturalnie. Trudno się dziwić, że profesorowie wolą nie głosić na przykład, że bez Grunwaldu nie byłoby… pierwszej, a w konsekwencji i drugiej wojny światowej.
Reklama
Tak naprawdę tu nie chodzi jednak o Grunwald, ale o działanie historii jako takiej. Nie ma i pewnie nigdy nie będzie zgody co do tego, na ile proces historyczny jest nieunikniony i zdeterminowany, a na ile mogą nim zachwiać pojedyncze zdarzenia albo wybitne – w cudzysłowie -jednostki.
Ale „gdybologia” pozwala moim zdaniem bardziej docenić to co w historii było naprawdę ważne, i łatwiej wskazać kiedy właściwie dochodziło do fundamentalnych zmian, przełomów.
Punkty zwrotne
Bieg dziejów Polski mógł się odwrócić w razie przegrania wojny trzynastoletniej. Albo stulecia wcześniej, gdyby Krzyżaków nigdy nie zaproszono nad Bałtyk. Ale przecież bardzo wiele mogła zmienić też bitwa grunwaldzka, gdyby z naszej perspektywy była klęską, a nie wiktorią.
Gadam chyba zbyt długo, więc nie będę już zagłębiać się w kwestię ewentualnych strat terytorialnych bezpośrednio po bitwie. Te z różnych względów nie byłyby raczej wielkie.
Krzyżacy zapewne odzyskaliby Żmudź, która pozwoliłaby im na dobre zbudować most pomiędzy Prusami a włościami zakonu kawalerów mieczowych w Inflantach. Odbiliby ziemię dobrzyńską, pewnie splądrowali część Wielkopolski, choć raczej nie dotarliby aż do Poznania. Niemal na pewno umocniliby się natomiast na granicy Mazowsza. I ten ostatni wątek jest, myślę, szczególnie ciekawy.
Inne granice, inne dynastie
Ośmielony zakon krzyżacki rozpaliłby zapewne separatystyczne dążenia mazowieckiego księcia Siemowita IV – ambitnego człowieka, który swego czasu próbował zagarnąć polską koronę, a nawet został przez rycerstwo niemal wybrany na króla, zanim w ogóle pojawił się pomysł osadzenia na tronie Jagiełły.
Z silniejszym północnym partnerem Siemowit mógłby zrzucić lenną zależność od Polski – jeśli nie formalnie, to faktycznie. W odmienionej sytuacji, gdy Mazowsze byłoby rubieżą, a nie centrum, trudno też wyobrazić sobie uczynienie z Warszawy głównej siedziby monarchy i faktycznej stolicy kraju. Gdyby więc Polska przegrała pod Grunwaldem, nikt by nam chyba nie zabrał stolicy z Krakowa.
Inna rzecz, że najważniejszym celem Krzyżaków w wojnie i w dyplomacji tego okresu, było zaprowadzenie niezgody między Polską a Litwą. Klęska grunwaldzka niewątpliwie utrudniłaby dalszą współpracę Jagiełły i Witolda. Znów nasuwają się przeróżne rewolucyjne scenariusze.
Reklama
Warto przypomnieć, że Jagiełłą doczekał się męskiego potomka dopiero z czwartego małżeństwa. A tą ostatnią żonę podsunął mu… właśnie kuzyn Witold. Gdyby między krewniakami doszło do niezgody, to nie byłoby królowej Zofii Holszańskiej. A w efekcie… nie byłoby też dynastii Jagiellonów.
Zresztą może do radykalnego cięcia doszłoby już wcześniej. W prawdziwej bitwie pod Grunwaldem zginął przywódca zakonu Ulrich von Jungingen. Ale bliski śmierci był też Jagiełło. Gdyby król poległ w przegranej bitwie, trudno wyobrazić sobie, że unia polsko-litewska mogłaby przetrwać. To już zaś zmieniłoby nasze dzieje nawet bardziej, niż zniknięcie z historii jednego z mocarstw zaborczych.
Źródło
Materiał ukazał się pierwotnie w formie wideo na kanale Kamila Janickiego na YouTube. Tam znajdziesz jego bibliografię i dodatkowe odniesienia.