Z koniem kawalerzysta spędzał więcej czasu niż z własną żoną. To z jego grzbietu oglądał świat i właśnie na nim zdobywał sławę. Wraz z upływem lat zażyłość pomiędzy wierzchowcami, a ich jeźdźcami wzrastała, aż w końcu nadchodził ten czas i trzeba było się pożegnać z koniem, który z powodu swojego wieku nie mógł dłużyć służyć w wojsku. Co działo się później?
Koniom kawalerzystów z czasów II Rzeczypospolitej po zakończonej karierze trzeba było jakoś zabezpieczyć byt.
Reklama
Najczęściej wystawiano je na licytację i wędrowały do nowych właścicieli. Część takich zwierząt znalazła się przykładowo w posiadaniu nieświeskich dorożkarzy.
Konie dorożkarskie na apelu
Choć już nie służyły w wojsku, konie nie zapominały co to marszowy krok i trąbka sygnalisty. Kiedyś zdarzyło się, że na placu miejskim w Nieświeżu defilował 27. Pułk Ułanów, a jego trębacz odegrał sygnał zbiórki.
W miejscu postoju dorożek zapanował niesamowity chaos, bowiem dawne konie wojskowe chciały popędzić do ułanów na zbiórkę i stanąć w szeregu dumnych, okulbaczonych wierzchowców.
Sytuację opanował dopiero sam sygnalista, który zagrał sygnał „stój!” i zatrzymał karych i gniadych emerytowanych wojskowych.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Jeden z najgłośniejszych pojedynków przedwojennej Warszawy. Powód był żałośnie błahyZasłużony Krechowiak
Choć lokatorzy pułkowych stajni regularnie się zmieniali, to jednak wśród wojskowych koni bywały i takie, które dożywały swoich dni w macierzystej jednostce.
1. Pułk Ułanów Krechowieckich miał swojego – a jakże – Krechowiaka. Koń ów należał do dowódcy pułku. To właśnie z jego grzbietu pułkownik Bolesław Mościcki dowodził kawalerzystami w bitwie pod Krechowcami (24 lipca 1917) i jeździł na nim aż do swojej śmierci.
Reklama
Zgodnie z tradycją, Krechowiak w kondukcie żałobnym odprowadzał swojego właściciela na miejsce ostatniego spoczynku.
Potem koń przez jakiś czas mieszkał w podwarszawskim majątku księżnej Franciszki Korybut-Woronieckiej. Kiedy jednak Krechowiacy zostali na powrót sformowani, już jako wojsko Rzeczypospolitej, koń wrócił do pułku, stając się wierzchowcem każdego kolejnego dowódcy.
Dożywotnia racja specjalnym rozkazem
Od 1920 roku istniała nawet tradycja, według której przekazanie Krechowiaka stanowiło nieodzowny element ceremoniału oddania pułku pod komendę nowemu dowódcy.
Starzejący się z roku na rok koń znał regulamin lepiej niż niejeden młody ułan. Oficjalnie wciągnięto go na listę zasłużonych, a Ministerstwo Spraw Wojskowych osobnym rozkazem przyznało mu dożywotnią rację żywnościową.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W dniu święta dwudziestolecia pułku udekorowano go nawet specjalnym odznaczeniem za to, że przez cały ten czas nie zdjął barw oddziału. Pod koniec żywota Krechowiaka, który stracił już ze starości wszystkie zęby, karmiono rozmoczonym chlebem i gniecionym owsem.
Bohaterski Grom
Zupełnie inaczej potoczyły się losy niejakiego Groma, zwanego też kapralem. Zaczynał on swoją karierę w jednej z gorszych ról, a mianowicie chodził w zaprzęgach ciągnących działa na polu walki.
Reklama
W latach 1918-1920 służył w najcięższych bitwach i nigdy nie tracił ducha. W czasie jednego ze starć koń dorobił się nawet… swojej szarży. Gdy prawie wszystkie zwierzęta z jego zaprzęgu zginęły, on wespół z jeszcze jednym pociągowcem wyprowadził zagrożone działo spod ognia.
Rekruci mają salutować w stajni
Choć nigdy nie mógłby dostać oficjalnego awansu na stopień wojskowy, rangę kaprala nadali mu sami żołnierze. Jakby tego było mało, kawalerzyści bardzo pilnowali żeby młodsze, świeże roczniki respektowały tą szarżę zdobytą w boju. Rekruci mieli obowiązek salutować koniowi przechodząc w stajni koło jego boksu. W końcu był podoficerem.
Grom nie tylko był dzielny, ale i bardzo mądry. Wykonywał bez zawahania wszystkie polecenia – zarówno wydawane głosem, jak i przez sygnalistę.
Nie mylił kroku, a przy okazji ważnych uroczystości dawał popis swojej powagi. Koń szedł dumnie, dostojny, z wyprostowanym łbem, jakby zdawał sobie sprawę z tego, że reprezentuje pułk i w związku z tym musi dawać przykład elegancji.
Reklama
W końcowych latach życia Grom już tylko z rzadka był używany w defiladach. Jego nogi, które kiedyś podczas służby frontowej ciągały potężne działa, na starość odmawiały posłuszeństwa. Staremu weteranowi został tylko stopień podoficerski z dawnych czasów i sny o worku owsa.
Bibliografia
- Jaźwiński P., Oficerowie i dżentelmeni. Życie prywatne i służbowe kawalerzystów Drugiej Rzeczpospolitej, Erica, Warszawa 2011.