Na początku 1743 roku doszło do incydentu, który z salonowego skandalu przerodził się w nieprzejednany konflikt polityczny. Według niektórych to właśnie od tej awantury zaczęła się nienawiść między domami Czartoryskich i Potockich. O wydarzeniu, które wpłynęło na losy Polski pisze Witold Banach w książce Czartoryscy czyli wieczna pogoń.
Adam Tarło był złotym dzieckiem epoki saskiej. W czasach walki o tron dla Stanisława Leszczyńskiego był razem z Czartoryskimi i podobnie jak oni pogodził się z Sasem. W 1736 roku w wieku 23 lat został wojewodą lubelskim, najmłodszym w historii Polski piastującym ten urząd.
Reklama
Śmiertelny wróg Familii
Słabym punktem Tarły był ożenek z kobietą, która mogła być jego babką i na nieszczęście młodszego małżonka nie chciała umrzeć, pozostawiając mężowi swój majątek. Uciekł przed nią do Paryża. Po powrocie do kraju, jeszcze w październiku 1741 roku, konferował w Puławach u księcia Augusta Czartoryskiego.
Wspólnie ustalono zerwanie sejmiku wołyńskiego dla zapobieżenia rokoszowi organizowanemu przez Potockich. Tarło radykalnie zmienił stosunek do Familii, gdy dowiedział się, że zdetronizowany Leszczyński lepiej potraktował Poniatowskich, którym podarował intratną Czarkowszczyznę, chociaż Tarło dłużej walczył za sprawę króla „Piasta”.
Jego pretensje podsycali adwersarze Poniatowskich, do tego stopnia, że Tarło przeistoczył się w śmiertelnego wroga Familii. Pisał do króla listy, oskarżając Brühla o faworyzowanie Czartoryskich, rozsyłał manifesty do wojewodów obwiniające księcia Augusta o zamach na wolności szlacheckie. Do tego doszła historia w stylu „niebezpieczne związki” po polsku, której pierwszy akt rozegrał się 17 stycznia 1743 roku na balu u marszałka Franciszka Bielińskiego wydanym z okazji rocznicy koronacji Augusta III.
Książę piekielnych ciemności
Wśród gości pojawił się wojewoda krakowski Teodor Lubomirski z piękną żoną, którą ponad dwadzieścia lat wcześniej odbił krakowskiemu mieszczaninowi i oficjalnie z nią zamieszkał. Do ślubu doszło dopiero w 1724 roku, gdy córka Anusia, owoc gorszącego związku, miała już dwa lata. Dziewczyną, piękniejszą niż matka, zauroczył się Adam Tarło.
Wprawdzie jego małżonka żyła jeszcze, ale spodziewając się lada kiedy sprawienia jej pogrzebu, jako dogorywającej w latach, zawczasu sobie ręce i rękę do przyszłego ślubu z Anusią wysługiwał, czyniąc jej w każdej kompanii pierwsze honory.
Odium zgorszenia ciążyło na żonie i córce Lubomirskiego, dla arystokratycznego towarzystwa Anusia była nieślubną córką mieszczki. O wojewodzie krakowskim nie miejsce się rozpisywać, w czasach wojny północnej jego brutalność i okrucieństwo dały mu przydomek „księcia piekielnych ciemności”.
Reklama
W lochach zamków spiskich kazał więzić opornych za niepłacenie kontrybucji i gwałcić żony i córki szlacheckie. W dniu feralnego balu był już tylko schorowanym na podagrę dewotem. Grzechy młodości odkupiał fundowaniem kaplic, kościołów i łożeniem na Collegium Nobilium. Pozostał mu tylko rok życia.
Tarło poprosił do pierwszego tańca ukochaną Anusię, nieślubną córkę rozwódki, w obecności żon i córek Familii! Możemy sobie wyobrazić, jakie napięcie, szmer dezaprobaty to wywołało. Damy z partii Czartoryskich obraziły się, ich matki przykazały córkom, aby nie tańczyły z Tarłą. Wojewoda lubelski bezradnie chodził po sali, dziewczęta wymawiały się, że następny taniec mają obiecany innemu kawalerowi.
Krew się w jego głowie wzburzyła, gdy podszedł do jednej z córek Stanisława Poniatowskiego. Ponownie spotkał się z odmową, wreszcie dotarło do niego, co się stało… Podszedł jeszcze do księżnej Konstancji Poniatowskiej, owej „gradowej chmury” z rodu Czartoryskich, i usłyszał: „Z kimeś waćpan tańcował pierwszy taniec, z tą tańcuj i drugi taniec”.
„Będę go miał za szelmę”
Temperamentny Tarło brnął dalej, a gorąca atmosfera balu sięgnęła zenitu. Wzburzony wykrzyczał: „Będę go miał za szelmę, kto z wojewodzianką mazowiecką pójdzie w taniec”.
Reklama
Teraz żaden z kawalerów nie miał odwagi zatańczyć z córką Konstancji i Stanisława Poniatowskich, kobieta wodząca rej w partii Czartoryskich ponownie wkroczyła do akcji. „Wojewodzina mazowiecka, matka, baba dumna i męskiego serca, na te słowa rozkazała Kazimierzowi, podkomorzemu koronnemu, synowi swemu, aby natychmiast szedł do tańca z siostrą”.
Kazimierz poprosił siostrę do tańca, co uczynił głównie ze strachu przed matką, Tarło jak obiecywał, tak uczynił i wykrzyczał: „Otóż jesteś szelma!”. Podkomorzy coś tam słowem odparował, a wkrótce dobyli szpad. Wtedy interweniował gospodarz, marszałek Bieliński zapalczywym młodzieńcom zagroził aresztowaniem. Panowie zatem umówili się na pojedynek z koni na pistolety, który trzy dni później zdarzył się pod Warszawą.
Ulubieniec szlachty, wojewoda lubelski, był szybszy i celniejszy, trafił konia pod Poniatowskim, a ten wystraszony i bezradny zawołał: „Kocham pana wojewodę!” – co oznaczało tyleż, co przepraszam. Za pośrednictwem sekundantów pogodzili się na placu i „z dobrą manierą rozjechali”.
„Wolałabym cię widzieć trupem”
Wydawało się, że historia feralnego balu zakończy się bezkrwawo. Matka podkomorzego poznała finał pojedynku, zanim syn stanął w progu jej domu. Gdy chciał pocałować matkę w rękę, odebrał od niej policzek i twarde słowa przywitania: „Wolałabym cię widzieć trupem z placu przyniesionego niż z taką ohydą powracającego. Nie zów się synem moim, jeżeli tej hańby nie powetujesz”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Znowuż Kazimierz nie miał wyjścia, wiedząc, że wojewoda lubelski po trzyletniej służbie w wojsku francuskim w każdym orężu miał przewagę. Nowym pretekstem były wzajemne paszkwile, które głównie szargały godność pięknej Anusi. Toczyły się spory o wybór placu i broni.
Poniatowski chciał u swojego wuja Augusta w Puławach, co chyba było trudne dla Tarły, szkalującego również i księcia Czartoryskiego. Pojedynek na razie nie doszedł do skutku przez interwencje dworu królewskiego; adwersarze ponownie się przeprosili.
Reklama
Drugi pojedynek
Mijały miesiące. Decydujący pojedynek miał miejsce 16 marca 1744 roku. Wykorzystano wyjazd króla do Drezna, podkomorzy Poniatowski ponownie wyzwał wojewodę Tarłę na pojedynek pod Marymontem. Na nieszczęście Tarły w Warszawie wtedy nikogo z jego rodziny nie było, w przeciwieństwie do licznych przedstawicieli Familii.
Domownicy wojewody i konfidenci namawiali do stosowniejszego terminu, gdy do stolicy zjedzie odpowiednio liczna partia z jego rodziny. Porywczy Tarło nie posłuchał, na sekundanta obrał towarzysza husarskiego. Ponoć jego wierzchowiec miał złe przeczucia, zwierzę, zwykle spokojne, miotało się tak, że kopytem wykopało dół.
Gdzie tylko przejeżdżał przez ulice, wszędzie lud pospolity klękał na kolana i w głos Pana Boga prosił, aby Poniatowski zginął, a wojewoda zdrów powrócił. Taką miał miłość powszechną u ludzi wojewoda, a nienawiść podkomorzy, czyli raczej matka jego, którą dla ponurego wzroku i surowości pospolicie zwano gradową chmurą.
Wszyscy byli świadomi, że władcza Czartoryska jest napędem wydarzeń prowadzących do tragedii. Pojedynek zaczęła słowna utarczka, w której nie zabrakło z obu stron najróżniejszych słów: uszczypliwych, obelżywych i grubiańskich, jakimi język polski dysponuje. Najpierw strzelali do siebie dwukrotnie, nic sobie jednak nie uczynili, tylko jakiś chłop przebiegający plac dostał „w zadnią ćwierć”.
Reklama
Dobity przez sekundanta?
Później – tutaj różni się nieco relacja Kitowicza od Moszczyńskiego – Tarło wyjął z kieszeni paszkwile, nadział je na szpadę, po czym ze słowami: „Te pisma niegodziwe pełne fałszu i czerni w gardło ci wbiję” rzucił się ze szpadą na podkomorzego i dodając: „Oto masz”, trafił przeciwnika – nie w gardło jednak, ale ponoć przebijając go na wylot. Sam też dostał cios, według Kitowicza prosto w serce, i padł ze słowami: „O Mon Dieu!”.
Jeden ze świadków, bankier Teper, podobno człowiek nieinteresowny i godzien wiary, widział tylko upadającego Poniatowskiego i był przekonany, że słaniający się podkomorzy zginął w pojedynku. Z taką wieścią pocwałował do Warszawy.
Tymczasem reszta publiczności widziała, że po ciosie zadanym Poniatowskiemu do rannego Tarły podszedł sekundant podkomorzego, Inflantczyk Korf, i zadał wojewodzie drugi, śmiertelny cios.
Grzywna i pół roku w wieży
Śmierć ulubieńca Warszawy wzburzyła pospólstwo i szlachtę, strach przed zemstą rodziny Tarłów sprawił, że rannego Poniatowskiego kurowano kilka tygodni w koszarach gwardii nadzorowanych przez wojewodę ruskiego księcia Augusta Czartoryskiego.
Rodzina zamordowanego nie zemściła się, przynajmniej wprost, najważniejszy w rodzinie wojewoda sandomierski Jan Tarło zmarł sześć lat później. Również podżegacz i awanturnik Mikołaj Potocki nie ważył się uderzyć na Familię.
W następnym roku zmarł Teodor Lubomirski. Wykonawcą testamentu uczynił Augusta Czartoryskiego, który chciał wszystkiego pozbawić wdowę i Anusię. Ta odmówiła wydania kosztowności i zwróciła się o interwencję do posła wiedeńskiego, ponieważ Lubomirski był marszałkiem polnym Arcyksięstwa Austriackiego.
W końcu dzięki ugodowemu stanowisku Poniatowskiego doszło do kompromisowego podziału majątku, po czym wdowa i córka wyjechały do Wiednia. Pogardzana przez warszawską socjetę Anusia wyszła za mąż za magnata węgierskiego Mikołaja Esterhazego. „Zwycięzca” pojedynku dostał grzywnę i pół roku więzienia w Zamku Królewskim, ale nie w lochach, tylko w wieży, gdzie „przy balach i kompaniach wesoło wysiadywał”.
Czartoryscy nigdy nie przyznali się do roli, jaką odegrał w starciu sekundant Kazimierza. Według Kitowicza to od tej awantury zaczęła się nienawiść między domami Czartoryskich i Potockich, co jest uproszczeniem. Z pewnością śmierć Tarły była paliwem dla przeciwników Familii. Rzeczpospolita wchodziła w rok sejmu wielkich nadziei i jak zwykle zaprzepaszczonej szansy.
Reklama