Teoria, według której do upadku starożytnego Rzymu przyczyniły się ołowiane rury wykorzystywane w monumentalnych akweduktach cieszy się niesłabnącą popularnością. Ołowica miała skutecznie osłabiać mieszkańców Wiecznego Miasta i innych ośrodków imperium. Czy tak było rzeczywiście?
Sekstus Juliusz Frontyn – w I wieku zarządca dziesięciu rzymskich akweduktów, liczących 420 kilometrów i doprowadzających wodę do 270 publicznych fontann – uważał system kanalizacyjny za najgenialniejsze osiągnięcie inżynieryjno-architektoniczne swoich czasów, górujące nad takimi monumentami jak piramidy czy świątynie.
Reklama
Blisko pół miliona litrów wody dziennie
Pod względem praktycznym miał rację, choć badaczka rzymskich akweduktów Brigitte Cech twierdzi, że przesadził, mówiąc, iż akwedukty doprowadzały dziennie 992 miliony litrów wody do Rzymu. W rzeczywistości było jej o połowę mniej, ponieważ ze względu na nieszczelne rury około 20 procent wsiąkało w ziemię, w dodatku rolnicy nielegalnie pobierali wodę na trasie akweduktów.
Mimo tego i tak każdy mieszkaniec Rzymu dysponował dziennie 176 litrami publicznej wody. Na bieżącą wodę w domach stać było jednak tylko nielicznych. Za taki luksus trzeba było płacić (wysokość rocznych opłat zależała od wielkości rury doprowadzającej wodę do posesji), jednak najbogatsi mogli sobie na to pozwolić i używali jej nie tylko do picia i mycia, ale też do podlewania ogrodów, napełniania stawów i zasilania prywatnych fontann.
Zarówno Pliniusz Starszy w Historii naturalnej, jak i Witruwiusz podkreślali, że zanim Rzymianie zabierali się do budowy akweduktu, oceniali jakość wody w źródle po jej zapachu, smaku, kolorze, osadach, stanie zdrowia żyjących w jego pobliżu ludzi oraz szybkości, z jaką gotują się w niej warzywa (co jest testem na jej twardość).
Najlepszą wodę w Rzymie doprowadzał Aqua Marcia (93 kilometry), najgorszą, nadającą się tylko do podlewania ogródków, wybudowany w 2 roku p.n.e. Aqua Alsietina. Akwedukty działały na zasadzie grawitacji – woda płynęła ze źródła kanałami najpierw do zbiorników osadowych, potem do wież rozdziałów (castellum divisorium), stamtąd już rurami trafiała do publicznych fontann, ubikacji i łaźni oraz prywatnych domów.
Reklama
By woda spływała z gór czy wyżej położonych rzek, starano się utrzymać stały spadek (od około 1,5 metra do 3 metrów na kilometr), dlatego przebijano tunele i budowano mosty.
Drewniane, gliniane i ołowiane rury
Najsłynniejszy z nich – arkadowy Pont du Gard – prowadził wodę ze źródła w Uzès do oddalonego o 12 kilometrów Nîmes. Innerurociągi szły po dnach rzek (na przykład Rodanu), co stanowiło jeszcze większe wyzwanie inżynieryjne.
Kanały były naziemne lub podziemne; te pierwsze rzadko bywały otwarte, bo groziło to zanieczyszczeniami, zbytnim parowaniem lub zamarzaniem wody. Dostęp do kanałów, które należało regularnie czyścić i naprawiać, zapewniały budowane co 75 metrów studzienki.
Rury robiono z drewna, terakoty lub brązu, z tym że te pierwsze zbyt szybko gniły, drugie były nierozciągliwe, trzecie – zbyt drogie, zaczęto więc produkować rury ołowiane. Z analiz osadów u ujścia Tybru, opublikowanych w 2017 roku przez geoarcheologa Hugo Delile’a, wynika, że najstarsze rurociągi, zbudowany w 312 roku p.n.e. Aqua Appia oraz w 272 roku p.n.e. Anio Vetus, musiały mieć rury drewniane lub terakotowe.
Reklama
Co mówią badania?
Ilość ołowiu w osadach wzrosła dopiero po ich renowacji i zamontowaniu rur z tego metalu oraz po wybudowaniu w II wieku p.n.e. Aqua Marcia i Aqua Tepula (nazwa ostatniego wzięła się stąd, że doprowadzał wodę z gorących źródeł).
Wiek później znów zmalała, podczas wojen domowych, gdy nie dbano o kanalizację. Największe stężenie tego pierwiastka występowało w czasach rozkwitu cesarstwa w pierwszym wieku nowej ery.
Swego czasu popularna była teoria, że ołów zawarty w wodzie powodował ołowicę, która osłabiła mieszkańców Wiecznego Miasta, co z kolei przyczyniło się do jego upadku w 410 roku. Jak widać, nie jest to prawda, bo gdy Rzym najechali Goci, poziom ołowiu akurat nie był najwyższy. Woda nie była niebezpiecznie zaołowiona, ponieważ w starych rurach znajdowała się gruba warstwa osadów wapiennych, która uniemożliwiała bezpośredni kontakt z trującym metalem.
Poza tym ołów nie odkładał się w wartko płynącej wodzie, więc jej spożycie nie musiało przekraczać niebezpiecznych dla zdrowia norm. Bardziej niebezpieczne było przechowywanie wody w naczyniach z ołowiu, najgorsze zaś – podgrzewanie w nich wody do mycia czy używanie kosmetyków na bazie bieli ołowiowej.
Bezpieczne łaźnie
Więcej danych o tym, na ile ołów przyczyniał się do złej kondycji fizycznej mieszkańców Rzymu, przyniosłoby przebadanie ich szczątków, co jest niestety trudne, ponieważ ze względu na dominację obrządku ciałopalnego mamy ich niewiele. Ciekawe jednak jest to, że do zatrucia w znacznym stopniu mogły się przyczyniać właśnie potrzeba higieny i dbałość o urodę.
Łaźnie wyrosły bowiem z sąsiadujących z kuchnią pokojów kąpielowych, w których za bojler służył kuchenny piec, nagrzewający wodę do ablucji. Jeśli naczynia, w których ją podgrzewano, były ołowiane, mogło to stanowić problem. W publicznych i prywatnych termach z systemem hipokaustycznym kąpiele stały się bezpieczniejsze.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Agnieszki Krzemińskiej pt. Dawniej ludzie żyli w brudzie. Kiedy i dlaczego zaczęliśmy o siebie dbać? Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Kiedy i dlaczego ludzie zaczęli o siebie dbać?
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.