Polscy chłopi pańszczyźniani posługiwali się językiem polskim i żyli w Polsce, często od niezliczonych pokoleń. Wielu z nich nie wiedziało nawet o istnieniu jakichkolwiek innych krajów. Mimo to w oczach szlachty żaden przedstawiciel chłopstwa nie był członkiem narodu polskiego. Ten fakt miał niezwykle dalekosiężne konsekwencje.
Od XVI stulecia przedstawiciele polskiej szlachty promowali wizję, zgodnie z którą oni pochodzili od dzielnych Sarmatów, podczas gdy wszyscy nadwiślańscy chłopi, poddani, należeli do innego, podbitego ludu. Sarmacki mit genezy stał się z czasem wyjątkowy, bo chyba tylko w Polsce – jak tłumaczył chociażby Janusz Tazbir – taki wywód historii posłużył „do wytworzenia pojęcia narodu szlacheckiego”.
Reklama
Ponieważ szlachcice uwierzyli, że jako jedyni są Sarmatami, to tak samo zaczęli też twierdzić, że tylko oni, nie zaś chłopi i mieszczanie, tworzą naród polski – będący bezpośrednią kontynuacją wspólnoty sarmackiej.
Zgodnie z obowiązującą doktryną, którą wykładano w niezliczonych szlacheckich traktatach i która w wyraźny sposób wpływała na ustrój kraju oraz decyzje podejmowane na sejmach, mieszczanie i chłopi – a więc jakieś 94 proc. populacji! – Polakami nie byli, ale należeli do ponoć gorszego, podporządkowanego narodu plebejskiego.
I rzecz dotyczyła nawet rodzin, które od stuleci zamieszkiwały na przykład pod Gnieznem albo w Krakowie i z dziada pradziada posługiwały się polszczyzną.
Chłopstwo poza nawiasem narodu
Wyłączenie poza nawias narodu członków stanów niższych było zabiegiem absurdalnym” – podkreślała Maria Bogucka. Takie rozwiązanie budziło zresztą konsternację już w czasach nowożytnych.
XVIII-wieczny podróżnik Hubert Vautrin wyjaśniał, że za Francuzów, Anglików czy Hiszpanów uważano „wszystkich mieszkańców tych państw”. Tylko w Rzeczpospolitej sprawa wyglądała inaczej, a Polakiem mógł się nazywać wyłącznie szlachcic.
Reklama
Skutki stworzenia wizji narodu szlacheckiego
Przyjęty sposób myślenia ułatwiał współpracę na szczytach władzy. Zgodnie z nim każdy szlachcic litewski czy ruski mógł zostać uznany za pełnoprawnego członka narodu politycznego, o ile tylko przyswoił sobie język i obyczaje nadwiślańskiej szlachty.
Stąd wzięła się chętnie powtarzana formułka gente Ruthenus, natione Polonus, albo Gente Pruthenus, natione Polonus. Zgodnie z nią szlachcicowi wolno było czuć się „z urodzenia” na przykład Rusinem lub Prusakiem, ale „z narodu” – Polakiem.
Nie było w takiej deklaracji sprzeczności. Zrównanie szlachectwa z narodowością wpłynęło ogółem na łatwość, z jaką polskie wzorce i mowa rozpowszechniały się na całym terytorium Rzeczpospolitej.
To zjawisko, o którym nad Wisłą pisze się dzisiaj z dumą – bo przecież po naszemu mówiono w Wilnie, Kijowie, a w okresie największych wpływów szlacheckiej kultury nawet w Moskwie.
Na Wschodzie napór sarmackich wzorców wcale nie jest jednak oceniany pozytywnie. Współcześni badacze z Litwy czy Ukrainy przypominają, że wraz z popularyzacją „polskości” i „sarmackości” usuwane były lokalne wzorce, zanikał język i gubiły się, często bezpowrotnie, przejawy odrębnej tradycji.
Reklama
Ogrom negatywnych konsekwencji
Również na ziemiach etnicznie polskich „absurdalny zabieg” przyniósł ogrom jednoznacznie negatywnych, dalekosiężnych konsekwencji. Mieszczanie niekiedy uparcie próbowali podawać się za Polaków, choć najczęściej takim aktom nieposłuszeństwa towarzyszyły próby dołączenia do stanu szlacheckiego.
Co do chłopów – jeśli jakiś nazwał się Polakiem, groziły mu chłosta, pęta albo pręgież. Szlachta przez stulecia dokładała starań, by na wsi słowo Polak stało się synonimem Pana. Odniosła sukces. Chłopstwo w swojej masie uważało się za „swoich”, „tutejszych”, oraczy „urodzonych do pługa”, ale nie za członków tego samego narodu co ich właściciele.
Wieśniacy postawili też znak równości między Polską czy polskością a wyzyskiem pańszczyźnianym, jakiemu ich poddawano. Taki sposób myślenia przetrwał rozbiory i rzutował na losy podzielonego kraju w trudnym XIX stuleciu.
Dalekosiężne konsekwencje. Polscy chłopi wobec polskości
Zgodnie z dawną szlachecką nauką chłopi wciąż uważali, że niewiele łączy ich z panami. Trudno się dziwić, że w dniach rabacji galicyjskiej (1846) nie żal im było mordowanych szlachciców i ogałacanych dworów, a w okresie powstania styczniowego (1863–1864) na wsiach często mówiono, że „nasze”, a więc carskie, wojsko zwalcza rebelię „Polaków”.
Reklama
Dopiero XIX wiek przyniósł powolne i niełatwe narodziny nowoczesnej koncepcji polskiego narodu, obejmującego ogół ludności o miejscowych korzeniach i wspólnym języku. Historyk Tadeusz Łepkowski oszacował, że jeszcze w roku 1870 zaledwie 30–35 procent wszystkich ludzi mówiących po polsku uważało się za Polaków.
W 1918 roku, w chwili odzyskania przez Polskę niepodległości, było to wciąż 75–80, a nie 100 procent. Miliony chłopów przyjęły odrodzenie kraju nie z radością, ale ze strachem, że wraz z Polską wrócą też szlachecki dyktat i zniewolenie.
***
Tekst powstał na podstawie mojej książki pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.