Los nieślubnych dzieci oraz ich matek w nowożytnej Polsce zdecydowanie nie był godzien pozazdroszczenia. W większości przypadków czekał ich społeczny ostracyzm. Zdesperowane kobiety często porzucały niemowlęta na ulicach lub mordowały je „dla wstydu i bojaźni bożej”. O tym jakie kary spotykały dzieciobójczynie pisze Agnieszka Lisak w książce pt. Miłość staropolska. Obyczaje, intrygi, skandale.
Prawo z całą surowością karało takie czyny, przewidując dla dzieciobójczyń karę śmierci. Prawnik B. Groicki opisywał w swoim Porządku [sądów i spraw miejskich z drugiej połowy XVI wieku], w jaki sposób dochodzić prawdy w razie wątpliwości, czy kobieta dopuściła się dzieciobójstwa.
Reklama
Śledztwo gdy kobieta nagle „na ciele scieńczała”
Gdy nagle straciła brzuch, czyli „na ciele scieńczała”, B. Groicki zalecał przeprowadzanie obdukcji, to jest badania podejrzanej przez „stateczne a mądre białogłowy”. Do zaleceń B. Groickiego stosowano się z całą pewnością w Poznaniu, gdzie już w XVI wieku podczas postępowania karnego korzystano z pomocy biegłych sądowych, na których powoływano położne.
Gdy ciało dziecka zostało odnalezione, a brak było na nim śladów zabójstwa, dodatkowo trzeba było ustalić, czy przyszło ono na świat martwe, czy żywe. Jeżeli żywe, to co było przyczyną późniejszego zgonu. Już w Polsce przedrozbiorowej medycyna sądowa znała sposoby rozpoznawania takich przypadków.
Metoda sprawdzania czy dziecko urodziło się żywe
Z Nauki cyrylickiej krótko zebranej Ludwika Perzyna z 1793 roku wynika, że w celu dojścia prawdy płuca martwego dziecka zanurzano w wodzie. Gdy unosiły się na powierzchni i wydostawały się z nich pęcherzyki powietrza, było to dowodem, że dziecko przed śmiercią zaczęło oddychać, a więc musiało przyjść na świat żywe.
Reklama
I jak możemy przeczytać w protokole pewnej obdukcji zamieszczonym w Nauce cyrylickiej…:
(…) iż to dziecko, niewczesnym będąc, niedonoszonym, czyli poronionym było, gdyż nie tylko słabowitość i zbyteczna jego szczupłość to okazywały, ale nawet żadnego upłynnienia krwi widać nie było, żaden gwałt powierzchowny ani też wewnętrzny nie pokazał się w dziecku, a co większa, iż płuca, ciemno rumiane wyglądając, gdy położone były na wodę, na dno idące pokazały się, co by się u żywo urodzonego dziecka żadnym sposobem stać nie mogło, bo gdy dziecko żywo urodzone oddychać pocznie, rozdymają się w nim płuca.
Skąd nachwytawszy wiatru płucnego pęcherzyki w siebie czynią się lekkimi i nie dają im w wodzie tonąć, przeciwnie zaś, gdy się dziecko już nieżywe rodzi, płuca jego, będąc skurczonymi i powietrza w sobie niemającymi, bywają cięższymi i w wodzie na dno idącymi.
Zakopywanie żywcem, topienie
Niestety, nie wszystkie miasta korzystały z pomocy biegłych sądowych. W wielu w dalszym ciągu najlepszym sposobem dochodzenia prawdy były tortury.
Reklama
Kat kropił ciała przesłuchiwanych gorącą siarką, przykładał do boków rozżarzone blachy, zgniatał kciuki za pomocą specjalnych pras, czy też ściskał głowę specjalną obręczą zwaną „pomorską czapką” i w ten sposób pomagał śledczym dojść prawdy.
Jak łatwo się domyśleć, kobiety wycieńczone porodem nieraz pod wpływem bólu przyznawały się do przestępstwa, którego nie popełniły. W przypadku dzieciobójstwa matki skazywano na śmierć przez zakopanie żywcem i przebicie palem bądź przez utopienie. Karę utopienia wykonywał kat, stojąc na moście, łodzi lub brzegu rzeki.
W Krakowie była to Wisła, w Poznaniu Warta, we Wrocławiu Odra. Skazaną wsadzano do skórzanego bądź lnianego worka, po czym wrzucano do wody. Innym razem kobiety topiono, przywiązując do szyi kamień bądź odpowiednio krępując ciało.
Egzekucję wykonywano publicznie na oczach zgromadzonego tłumu. Jak zawsze była ona nie lada widowiskiem dla znudzonych mieszkańców, a jednocześnie przestrogą dla innych potencjalnych dzieciobójczyń.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Agnieszki Lisak pt. Miłość staropolska. Obyczaje, intrygi, skandale. Jej wznowienie ukazało się w 2021 roku nakładem wydawnictwa Bellona.