Stefka znalazła się w gronie dziewczynek, które pewnego poranka zapędzono do ambulatorium. Część z nich otrzymała zastrzyki. Innym, w tym Stefce, zrobiono drobne zadrapania, które posmarowano nieznaną substancją. Początkowo wydawało się, że nic im nie grozi – a jednak tylko Stefka przeżyła ten eksperyment. Jak jej się to udało?
Był pochmurny wietrzny ranek. Siąpił zimny deszcz. Sześćdziesiątka dziewcząt wybranych poprzedniego dnia przez esesmanów pomaszerowała w głąb obozu. W lot zorientowały się, że nie będą wywiezione gdzieś daleko, bo rampa kolejowa została z boku i nie było na niej żadnych wagonów.
Przeszły przez bramę rozdzielającą sektory obozu, potem przez drugą bramę, szły dalej i wreszcie zatrzymały się przed jednym z baraków (…). Stały tak kilkanaście minut i drżały już z zimna, gdy drzwi bloku otworzyły się i na schodkach stanął esesman w białym fartuchu. Szrajberka podbiegła do niego, wyszczekała meldunek. Esesman skinął głową i podał jej kartkę papieru. – Po kolei – powiedział. – Tak jak jest napisane.
„I czego się bać?”
Zawrócił do baraku, a szrajberka wyczytała pierwszy numer z listy (…). W milczeniu patrzyły, jak dziewczyna wchodzi na schodki. W drzwiach obejrzała się, jakby chciała pożegnać się z koleżankami na zawsze, ale esesman pociągnął ja za ramię i zamknął drzwi.
Stefka nie odwracała oczu od tych drzwi. Co tam jest? Czy naprawdę szpilują? Nie… niemożliwe. Chociaż… już wiedziała, że w obozie wszystko jest możliwe. Szpilowanie – czyli zastrzyk prosto w serce. I koniec. Natychmiast. Mamo! Nie zobaczy już mamy? I nikogo… Drzwi otworzyły się nagle. Stała w nich dziewczyna. Obciągała rękaw pasiastego kaftana.
– Jestem! Widzicie?! Jestem! – Uszczęśliwiona zbiegła ze
schodów. A szrajberka już wyczytywała następną.
– Co tam jest? Powiedz! Co ci zrobili? – pytały jedna przez drugą.
– Jak weszłam, to kazali usiąść na stołku. Potem podwinąć rękaw. Jeden z nich
zrobił mi zastrzyk. A potem powiedział „ab”… – opowiadała gorączkowo. – I już
jestem z wami. – Uśmiechnęła się z ulgą.
– No i widzicie – wtrąciła szrajberka. – I czego się bać? (…)
Szybciutko, jedna za drugą, wracały do gromadki stłoczonej przed ambulatorium. Pokazywały sobie nakłucia na ramieniu (…). Umilkły, bo w drzwiach stanął drugi sanitariusz. Bez słowa podał szrajberce drugą kartkę. I teraz na dziewczynę, która weszła, czekały trochę dłużej. Wyszła spłoszona.
– Zastrzyk? – Otoczyły ją, gdy tylko zeszła ze schodów.
– Nie. Patrzcie… – Uniosła spódnicę. Na udzie miała przyklejony kawałkiem
plastra papierowy opatrunek.
– Co to?
– Skaleczyli mnie, posmarowali czymś i zakleili.
– Co to może być… – zastanawiały się, gdy teraz wszystkie wychodziły z zadrapanym udem. Wreszcie szrajberka wyczytała numer Stefki. Weszła po schodach, zamknęła za sobą drzwi. Tak, to ambulatorium, zupełnie jak w szpitalu.
Pielęgniarz w białym fartuchu, spod którego wystawały żołnierskie buty, milcząc, wskazał jej stołek. Gdy usiadła, jednym ruchem zadarł jej w górę spódnicę. Maźnięcie gazikiem, lekkie zadrapanie, zapach benzyny czy czegoś bardzo podobnego, papierowy opatrunek i niecierpliwy gest ręką – uciekaj (…)!
Pojedyncze prycze
Kiedy ostatnia dziewczyna wyszła z ambulatorium, zaraz za nią wyszedł esesman, ale już nie w fartuchu, i dał znak szrajberce, żeby poszły za nim. Pomaszerowały prosto do bramy i potem drogą, obok krematorium i bloków obozu męskiego, w stronę swojego kobiecego obozu.
Ale niespodziewanie esesman skręcił z drogi wcześniej, otworzyła się brama i weszły do innego sektora. Zatrzymały się przed obcym blokiem (…).Długo stały na deszczu i dygotały od chłodu, kiedy z baraku wyszedł esesman i niska, krępa kobieta w pasiaku z opaską na rękawie. Nowa blokowa (…).
– Wchodźcie do bloku. Dziś do pracy nie pójdziecie.
I usunęła się na bok, gdy one stłoczyły się w drzwiach. Oglądały się niepewnie na stojącą z boku blokową. Pewnie zaraz wrzaśnie, skoczy na nie z kijem… Ale ona stała i cierpliwie czekała, aż wszystkie wejdą do wnętrza. Patrzyły zaskoczone. Pojedyncze prycze! Prawda, że nie łóżka, lecz prycze, drewniane, jak wszędzie w obozie, ale pojedyncze(…).
Stefka opadła na łóżko. Dziwne. O ile tu lepiej niż na starym bloku, z którego tu przyszły. I można leżeć! W dzień! Dziwne to. Wychyliła się z pryczy i spojrzała na blok. Prawie wszystkie dziewczyny już leżały (…).
Całe udo spuchło, sczerwieniało…
W nocy [Stefka] budziła się często, bo każdy ruch sprawiał nieznośny ból. Gdy się rozwidniło, odsunęła koc i odchyliła opatrunek na nodze. Całe udo spuchło, sczerwieniało, wokół skaleczenia była biała obwódka. Zsunęła się z łóżka i czepiając się prycz, pokuśtykała do blokowej.
– Pani blokowa, niech pani popatrzy. – Podniosła spódnicę.
– Idź tam. – Blokowa wskazała drzwi, na których czerwienił się krzyż.
Stefka zapukała. Rozległ się głos wzywający do wejścia. Nacisnęła klamkę. Kobieta w pasiaku myła podłogę. Spojrzała na Stefkę, wstała, wytarła szmatą mokre ręce.
– Źle ze mną… – Stefka znów podniosła spódnicę. Kobieta
leciutko dotknęła rozpalonego uda, przyjrzała się rance i spojrzała na Stefkę
bezradnie.
– Wszystkie tak macie, dziecko.
– Może powinnam iść na rewir?
Kobieta pokręciła głową.
– Stąd się nie idzie na rewir (…). Żadnej z was nigdzie stąd nie wolno wyjść bez ich zgody. A ja… – Westchnęła. – Ja ci mogę dać ziółek do picia. I nic więcej.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Stefka stała chwilę, milcząc. Noga pulsowała bólem, więc uniosła ją lekko, opierając się na drugiej, zdrowej nodze. Co robić? Spojrzała jeszcze raz na sanitariuszkę. Tak, to pewne, ona nie może pomóc. Bez słowa obróciła się i utykając, wróciła na pryczę (…).
Musi wstać. Musi!
Nocne złe sny. Ból przy każdym ruchu. A nawet bez ruchu. Popłakiwania dziewczyn na sąsiednich pryczach. Rano znów zdjęła opatrunek. Z ranki na udzie ciekła ropa. Zakryła oczy dłonią, ale zaraz odsunęła rękę i rozejrzała się z mocnym postanowieniem, że musi wstać. Musi!
Zsuwała się z pryczy wolniutko, mocno trzymając się desek, aby nie upaść, tak bardzo kręciło jej się w głowie. Czepiając się prycz, powlokła się do umywalni. Odkręciła kran i podstawiła dłoń pod strumyk lodowatej wody.
Otarła twarz mokrą ręką. Spojrzała w okno. Daleko, za drutami, w kobiecym obozie, na błotnistej ziemi klęczały szeregi kobiet. Pomiędzy nimi biegały funkcyjne i aufzejerki z laskami w dłoniach i tłukły kogo popadło.
Wolno wróciła na swoje łóżko. Nikt nie chodził między pryczami, słychać było tylko ciężkie oddechy i pojękiwania dziewczyn. Dwie siedziały na piecu nakryte kocami, kołysząc się w tył i w przód jak w jakiejś niemej modlitwie. Ktoś zapłakał krótko i umilkł. Długą chwilę odpoczywała, nie ruszając się. Dlaczego jest taka słaba (…)?
Przymknęła oczy, ale zaraz je otworzyła. Jak wygląda noga? Usiadła, podniosła spódnicę. Cieknie. Nacisnęła skórę obok ranki i skrzywiła się z bólu. Ropa pociekła mocniej. Nacisnęła jeszcze raz.
Umoczyła gałganek w ziołach i położyła na rance. Ból jakby stępiał. Chwyciła za deski pryczy, by wciągnąć się na górę. Nie… nie wejdzie, nie położy się. Musi chodzić. Musi!
Mało nie upadła, bo niemrawe palce nie trzymały mocno deski. Powlokła się w stronę ambulatorium. Co parę kroków stawała, żeby odpocząć. Ale szła. Stawała, oddychała nierówno, drżała z bólu. I znów szła. I znów odpoczywała.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Najgorsze były Polki. Szokujące wspomnienia z kobiecego baraku w obozie koncentracyjnymGorączka
Gdy oparła się o ścianę tuż przy drzwiach, sanitariuszka uchyliła je.
– Trzymasz się, widzę. – Patrzyła na dziewczynę ze współczuciem.
– Nie mam siły. Nic nie rozumiem.
– Wracaj na pryczę. Oni zaraz przyjdą. Lepiej będzie, jeśli nie zobaczą, że możesz chodzić (…).
Wsparta na sanitariuszce szybko doszła do pryczy. Opadła bezwładnie na poduszkę. Zamknęła oczy, oddychała ciężko, ale i z ulgą, że leży, że nie musi się poruszać. Ból w nodze jakby nieco przycichł.
– Achtung! – rozległo się od drzwi wołanie blokowej.
– Przyszli – pomyślała Stefka i prawie w tej samej chwili zapadła w gęstą mgłę.
Otworzyła oczy i długą chwilę patrzyła w deski pryczy nad głową. Tam jest Hanka… przyszła wreszcie myśl. Poruszyła się i targnął nią ból. Noga… Przypomniała sobie, że byli ci sanitariusze. Dotknęła delikatnie obrzmiałej nogi. O, jest nowy opatrunek! Więc oglądali ją. A ona nic nie czuła, nic nie słyszała… (…)
Oparła się na rękach i usiadła. Rozejrzała się dokoła. Trzy dziewczyny opatulone kocami siedzą przy palenisku pieca, płomień z otwartych drzwiczek złoci im twarze, a one siedzą bez ruchu, jak duże bure lalki.
„Już dziesięć ich wynieśli…”
Wolno zsuwała się z pryczy. Żeby tylko nie upaść… Wreszcie poczuła pod stopą deskę dolnej pryczy, jeszcze chwila i stanęła na betonie. Spojrzała na Frankę. Leży. I patrzy obojętnie na Stefkę.
– Spałam – powiedziała, przysiadając na desce.
– Wiem. Dwie doby – odparła Franka. – Prawie wszystkie tak śpią.
– Hanka pewnie też.
Franka odwróciła głowę bez słowa.
– Nie odzywa się, jak wołałam. Śpi albo może gdzieś poszła – ciągnęła Stefka.
Franka spojrzała na nią jakby z niechęcią.
– Poszła – szepnęła. – Do pieca.
– Aaa, tam siedzi… – Stefka spojrzała na dziewczyny skulone
przy palenisku.
– Nie! – krzyknęła Franka. – Ona poszła tam… – Wskazała głową na ścianę bloku,
za którą, wiedziały to bez słów, sterczał w niebo komin krematorium.
– Umarła…? – spytała Stefka z niedowierzaniem. – Hanka umarła?
– Nie tylko ona. Już dziesięć ich wynieśli (…).
– Dlaczego? Dlaczego…
– Oni nas zatruli. Zakazili. Przychodzą tu. Oglądają. Zapisują coś w notesach. I smarują rany jakimś płynem. A czasem nie smarują.
– I co dalej? – spytała Stefka, patrząc na Frankę bezradnie.
– Wszystkie tam pójdziemy (…).
Przejście przez cały blok. A potem jeszcze raz!
Minęły trzy dni. Raz tylko przyszli esesmani. Pięć dziewczyn sztubowe wyniosły z bloku. Przy piecu siadały czasem tylko dwie dziewczyny. Ale tego dnia Stefka bez zatrzymania doszła do pokoiku na końcu bloku. Stanęła przy oknie. Drażniła ją kropla potu na czubku nosa, ale bała się puścić ręką okiennej ramy.
W wąskiej przerwie między blokami widać było druty i wieżyczkę strażniczą. Za nią, w błękitnej mgle oddalenia, za szpalerem drzew niebieszczyły się góry. Patrzyła na nie z zachwytem. Góry. Pewnie tam są lasy. I nie ma drutów, i nie ma Niemców. Jeszcze nigdy nie widziała z bliska takich gór. I już nie zobaczy?
Odwróciła się energicznie od okna i zaciskając zęby, żeby nie syczeć z bólu, pomaszerowała, prawie nie utykając, w stronę wyjścia z bloku. Musi przejść przez cały blok! A potem jeszcze raz. I żeby można iść trochę prędzej. Ale nie może, naprawdę nie może.
– Stefko… – Sanitariuszka wyszła spomiędzy prycz i przyzwała ją gestem. Podeszła do niej, oparła się o pryczę i odetchnęła z ulgą (…).
– Czy dojdziesz do bloku szpitalnego (…)? Chcemy cię zamienić.
– Jak to: zamienić…
– Na twojej pryczy położymy inną dziewczynę. Umarła dziś, w szpitalu. Rozumiesz? Ją wyniosą, a ty będziesz żyć.
Skinęła głową bez słowa. Tylko czy dojdzie do tamtego bloku. Czy dojdzie…
Droga do życia
Było już szaro i na drutach zapłonęły lampy. Sanitariuszka wysunęła się z bloku, spojrzała w lewo, w prawo i skinęła na Stefkę. Mocno chwyciła ja pod ramię. Pusto. Cicho. Chrypliwie zaszczekał pies, ale daleko od nich (…). I wreszcie drzwi. Ledwie weszły, Stefka osunęła się na beton, nisko opuściła głowę.
– Słaba – usłyszała obcy głos. – Ale bardzo dzielna –
odparła sanitariuszka. – Tamta już gotowa?
– Zaraz ją damy, a ty wstawaj, no, rusz się!
Podniosła głowę. Przed nią stała wysoka, bardzo szczupła kobieta w pasiaku. Króciutkie, centymetrowe może włosy, przenikliwe spojrzenie. Oparła dłonie o ścianę i wstała.
– Daj rękę. – Kobieta na przedramieniu szybko napisała szereg cyfr. – To twój numer. Naucz się! A na imię masz Zocha. Zapamiętasz? Zocha.
– Stefka… – szepnęła.
– Nie ma Stefki. Jesteś Zocha. Pamiętaj! Zocha…
Polecamy
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Bogdana Bartnikowskiego Dzieciństwo w pasiakach, wydanej nakładem wydawnictwa Prószyński Media (2019). Książkę znajdziesz w atrakcyjnej cenie na stronie Empiku.
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: Dzieci, które przeżyły pobyt w obozie w Auschwitz (fot. domena publiczna).
14 komentarzy