Królowa Rycheza nie mogła być dumna ze swego pochodzenia. Spłodził ją Ezzon: człowiek znany z machlojek i manipulacji. Parweniusz, który oszukał samego króla Ottona III i podstępem zdobył rękę cesarzówny.
O niesamowitej partii kości, którą 13-letni Otton III stoczył z niemal 40-letnim synem zarządcy cesarskich dóbr w Nadrenii Ezzonem pisałem już w innym artykule (kliknij, by się z nim zapoznać).
Reklama
Starałem się dowieść, że w świetle zachowanych źródeł i w kontekście politycznym 993 roku do kuriozalnej rozgrywki rzeczywiście mogło dojść. A zwycięzca – Ezzon – mógł zażyczyć sobie czegokolwiek. I wybrał rękę monarszej siostry, Matyldy.
Rzeczywiście wziął z nią ślub, ona zaś urodziła mu córkę Rychezę: przyszłą żonę Mieszka II Lamberta i pierwszą królową Polski.
Prawie jak król
Dlaczego mimo to wielu historyków twierdziło, że cała historia jest bajką? Że Otton III wcale nie przegrał siostry w kości? W ogromnym stopniu: z uwagi na Ezzona. Liczni badacze podkreślali, że ojciec Rychezy wcale nie potrzebował uciekać się do haniebnych sztuczek, by wziąć ślub z siostrą imperatora.
Zamieszanie wprowadził sam „G.”: kronikarz, który przekazał historię hazardowego starcia i ślubu. A zarazem mnich w klasztorze Brauweiler, założonym wiele lat później przez Ezzona. Na kartach jego dzieła czytamy:
Cesarzowa Teofano, wspaniale była wspomagana opieką pana Ezzona, który drugie miał imię po królach.
Brzmi to zupełnie tak, jakby Ezzon był na początku lat dziewięćdziesiątych X wieku – w okresie małoletności Ottona III i rządów cesarskiej matki, Teofano – niemalże regentem. Albo i wicekrólem. A na pewno: jednym z najważniejszych ludzi w Niemczech. Kimś, komu najlepsza narzeczona po prostu się należała!
Reklama
W tę opowieść o wpływach Ezzona wierzyli najwybitniejsi naukowcy. Gerard Labuda zastanawiał się nawet, jakim cudem Ezzon nie posiadał własnego księstwa, jeśli był aż tak znaczącą personą. Problem w tym, że… wcale nie był.
Propagandowa wersja młodości
„G.” pełnił, mówiąc krótko, funkcję propagandzisty. Oczekiwano od niego, że będzie opowiadać o fundatorze klasztoru w Brauweiler w samych superlatywach. Miał z niego zrobić nadludzkiego herosa, odgrywającego kluczową rolę w Bożym planie zbawienia. I wcale nie chodziło o to, że „G.” świadomie kłamał. Po prostu tak w tamtej epoce uprawiano prowincjonalną historię. Musiało się w niej roić od pustych komplementów i hiperbol.
We frazesy o pozycji swojego bohatera nie wierzył chyba nawet… sam kronikarz. Nie potrafił powiedzieć nic o wielkich przodkach możnowładcy ani o namacalnych zasługach jego rodu.
Na temat młodości Ezzona wiedział tylko tyle, że chłopak przez jakiś czas wychowywał się pod okiem biskupa Augsburga, Udalryka. Nie licząc tej zdawkowej wzmianki, pierwsze trzydzieści pięć lat życia bohatera to biała karta.
Reklama
Na jakich bywał dworach? W jakich wziął udział bitwach, zjazdach państwowych, ucztach? Z kim zawierał pakty, z kim toczył spory? Jakich dokonał bohaterskich czynów? Nie wiadomo.
Zamiast twardych faktów w kronice są banały maskujące brak informacji. Ezzon od najmłodszych lat nie pozwalał sobie na żadną gnuśność. Ćwiczył się w jeździe konnej i sztuce polowania. Odmawiał sobie luksusów i z rozmysłem narażał swój organizm na niewygody. Cechowały go „umiarkowanie duszy” i „powabność ciała”. Słowem: był mężczyzną doskonałym. I doskonale enigmatycznym.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Zafałszowana przeszłość rodu
„G.” tylko dwa razy wysilił się na konkrety. W efekcie dwa razy podał nieprawdę – choć łatwo uwierzyć, że były to raczej kłamstwa puszczone w obieg przez samego Ezzona niż wymysły kronikarza.
O ojcu Ezzona, Hermanie Pusillusie, czytamy, że okrył się chwałą w jednej z najsłynniejszych bitew w historii Niemiec. W wielkim starciu na Lechowym Polu, które pozwoliło powstrzymać węgierskie najazdy na ziemie Rzeszy. Rzecz jednak w tym, że nie miał jak się wsławić. Niezależne źródła podają, iż wojska lotaryńskie (z którymi ruszyłby do boju Pusillus) w ogóle nie wzięły udziału w walkach w 955 roku.
Także druga wzmianka odnosząca się do zamierzchłych czasów cesarza Ottona I Wielkiego śmierdzi na milę. Zdaniem „G.” władca „widząc oznaki przyszłej cnoty” Ezzona, „nie tylko obdarzał młodzieńca przyjaźnią i dobrodziejstwami, ale też słuchał jego rad”. A jak wyglądała rzeczywistość?
Tak naprawdę był nikim
Ezzon wcale nie był przyjacielem cesarza. Ani pierwszego, ani drugiego, ani nawet trzeciego Ottona. Władcy w żadnym razie nie wsłuchiwali się w jego sugestie. Mówiąc krótko i brutalnie: Ezzon był w Niemczech nikim.
Reklama
W 993 roku wciąż nie sprawował żadnego urzędu. Był tylko synem palatyna reńskiego. Ze względu na pochodzenie mógłby posługiwać się tytułem hrabiego, ale i po tym nie ma żadnego śladu.
Pozycja polityczna ludzi tej epoki znajdowała odbicie w dokumentach. Jeśli ktoś przebywał w otoczeniu władcy, był częstym gościem dworu, a już tym bardziej doradcą imperatora, to jego imię lądowało na dyplomach produkowanych przez cesarską kancelarię.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Niewygodny sekret sukcesu Bolesława Szczodrego. Co naprawdę było źródłem jego potęgi?Weźmy dowolnego naprawdę ważnego biskupa, księcia lub możnowładcę. Znajdziemy go na liście świadków nie w paru, ale w dziesiątkach cesarskich pergaminów. Często z adnotacją, że wywalczył królewską decyzję, wypowiedział się w określonej sprawie lub wsparł danego petenta. Ezzona tymczasem nie ma nigdzie.
Do czasu gry w kości w 993 roku nie wspomina o nim żaden dokument. Nie znają go autorzy innych kronik ani rocznikarze.
Urzędnik drugiego sortu
Niemal równie nieznaczącą postacią jest jego ojciec. Herman Pusillus dopiero u schyłku życia, w latach osiemdziesiątych X wieku, został palatynem reńskim. Wizerunkowo niewiele zresztą z tego wynikało.
Palatyn liczył się na arenie polityki, ale tylko w granicach Dolnej Lotaryngii. Z pomocą kilku sąsiednich margrabiów mógł wpływać na decyzje miejscowego księcia. Ale na dworze cesarskim jego pozycja była niemal zerowa. Jeśli urząd do czegoś mu się przydał, to przede wszystkim… do napełnienia własnej kiesy.
Trzeba jasno powiedzieć, że Pusillus nie był żadnym krezusem. Dysponował zaledwie paroma znaczącymi posiadłościami, rozrzuconymi po Nadrenii. Z kolei o tym, co działo się pokolenie wcześniej, w ogóle trudno mówić – dziadek Ezzona zupełnie ginie w morzu setek nic nieznaczących szlachciurów. Prawdziwa odmiana przyszła dopiero wraz z politycznym awansem.
Reklama
Rodzina drobnych krętaczy
Palatyn był nadzorcą królewskiego majątku na danym obszarze. Opiekował się monarszymi posiadłościami, chronił puszcze władcy przed intruzami, ściągał od ludności podatki w naturze. Taki urząd powinien trafiać w ręce ludzi nieskazitelnie uczciwych i praworządnych. Na pewno nie do takich typów jak Pusillus.
Wykorzystując zamęt towarzyszący regencji, palatyn stopniowo uwłaszczał się na spłachetkach cesarskich włości. A syn tylko mu w tym pomagał.
Swoją uwagę skupili przede wszystkim na tych paru lennach, które dostali w bezpośredni zarząd. Były to posiadłości królewskie, które po śmierci Pusillusa powinny wrócić na własność monarchy. Powinny, bo nigdy do tego nie doszło.
Pusillus nawet nie musiał się wysilać: przecież w Nadrenii to on był reprezentantem cesarza. Komu jak komu, ale jemu nie patrzono na ręce. A jeśli nawet trzeba było kogoś przekupić lub sfałszować jakiś dokument, to czego nie czyni się dla dobra sprawy. Po latach wystarczyło iść w zaparte, a w tym akurat Ezzon był prawdziwym ekspertem.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Najbardziej kompromitujące wpadki średniowiecznych kronikarzyTwierdził, że wszystkie skradzione posiadłości są jego prywatną, dziedziczną własnością. Przekazywaną od wieków, z dziada pradziada. Dotyczyło to dochodowych winnic w Klotten, a być może także osady Brauweiler. Nawet rodowe gniazdo, warownia Tomburg, zostało zbudowane pośrodku monarszego lasu. Zgodnie z ponadczasową filozofią wszystkich drobnych kombinatorów: Bo co mi pan zrobisz?
Jedyna droga do sławy
Pytanie o prawdziwość legendy o grze w kości trzeba ułożyć inaczej. W świetle życiorysu Ezzona nie powinniśmy dociekać, czy mógł przegrać swoją siostrę w hazardowej zabawie. Należy raczej zapytać: czy człowiek taki jak Ezzon mógł wziąć ślub z cesarzówną w jakikolwiek inny sposób? Na usta ciśnie się jedna, stanowcza odpowiedź. Nie.
Reklama
Wszystko wskazuje na to, że akwizgrańska rozgrywka była kolejną z machlojek Ezzona. Zagraniem va banque, do którego doskonale przygotowały go lata manipulacji wyczynianych u boku ojca.
Nawet autor kroniki z Brauweiler, mnich mający fundatora klasztoru w najwyższym poważaniu, poplątał się w swoich zeznaniach. Z jednej strony przedstawił Ezzona jako drugiego człowieka w państwie i najbliższego współpracownika cesarzowej.
Z drugiej: przyznał, że Otton III wcale nie chciał dotrzymać swojej obietnicy. Kluczył, wahał się, szukał innego rozwiązania. Uległ dopiero pod wpływem otoczenia – dworzan zebranych nad planszą do gry, którzy domagali się honorowego rozwiązania sprawy.
Historia zbyt haniebna, by ją ukryć
Ta historia w żadnym razie nie była opowieścią o godnym pamięci sukcesie Ezzona. Jako rycerz i pan królestwa nie zyskiwał on żadnej chwały dzięki temu, że wygrał żonę w kości. Tym bardziej nie przynosiło to chluby samej Matyldzie.
Reklama
Gdyby opowieść była stekiem kłamstw, cesarzówna na pewno nie pozwoliłaby na jej kolportowanie. I na to, by przetrwała w otoczeniu jej własnej rodziny przez całe kolejne stulecie.
Do gry w kości rzeczywiście doszło. Ezzon w istocie zrobił z Ottona swoją prywatną złotą rybkę. A mnich z Brauweiler tylko dwoił się i troił, by zamaskować, jak wielki wyniknął z tego skandal. Bez skutku.
Ezzon niedowiarek
Słowo się rzekło. Król zapewnił Ezzona, że ten rychło zostanie włączony do cesarskiej familii. Możnowładca wcale jednak nie zaczął się zachowywać jak na powinowatego Ottonów przystało. Węszył spisek.
Powątpiewając w wartość królewskiego przyrzeczenia, natychmiast zebrał kompanów. W otoczeniu uzbrojonych drabów wyruszył prosto do Essen: położonego w odległości stu kilometrów od Akwizgranu cesarskiego klasztoru. To właśnie tam, pod okiem swojej znacznie starszej kuzynki, wychowywała się czternastoletnia Matylda.
Przełożona opactwa – również nosząca imię Matylda, jedno z najpopularniejszych w dynastii Ottonów – wiele w swoim życiu widziała. Ale nigdy czegoś takiego. Pod murami jej klasztoru – pod samym Essen, w którym imię Boże wychwalano niemal od czasów Karola Wielkiego – stanęła zgraja uzbrojonych awanturników. Na dodatek nie byli to wcale żadni barbarzyńcy z Północy ani nawet bezbożni rabusie.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Kastracja Mieszka II Lamberta. Czy polskiemu królowi naprawdę zmiażdżono genitalia?Oddziałem dowodził syn cesarskiego urzędnika. I bezceremonialnie zażądał wydania mu królewskiej siostry.
Przerażona ciotka króla
Piszący dziewięćdziesiąt lat później „G.” twierdził, że Ezzon ekspresowo rozwiał wszelkie wątpliwości matki przełożonej. Przekazał, że przybywa „z rozkazu brata” Matyldy i „za zgodą” jej babki. Następnie, na nic nie czekając, zaczął… wygłaszać pogróżki. To z kolei sprawiło, że „przerażona jego potęgą” opatka nakazała podopiecznej pakować klamoty.
Reklama
Rzeczywistość wcale nie wyglądała tak prosto. Dla przełożonej klasztoru wizyta Ezzona nie była niczym więcej jak tylko próbą porwania. Zrobiła się z tego olbrzymia afera.
Do Essen pofatygował się sam Otton III wraz ze swoim dworem. Zresztą właśnie dzięki królewskim odwiedzinom w pierwszych dniach lutego 993 roku wiemy, na kiedy dokładnie należy datować hazardowy pojedynek i jego konsekwencje.
Dziewczyna warta korony
Monarcha próbował przekonać kuzynkę, że chodzi o honor. I że już nic nie można począć. Kobieta nie zamierzała jednak słuchać argumentów bezmyślnego szczeniaka – nawet jeśli ten był jej suwerenem. Przełamanie oporu matki przełożonej sporo Ottona kosztowało.
Podarował jej wspaniałe ostrze z damasceńskiej stali w pokrytej złotem pochwie. I chyba nawet to nie wystarczyło. Wedle niepewnej tradycji drugim prezentem króla była jego własna korona.
Reklama
Nie chodziło oczywiście o cesarski diadem: symbol najwyższej władzy odziedziczony po ojcu. Jeśli Otton w istocie przekazał Matyldzie jakąś koronę, to było to mniejsze insygnium, przygotowane w związku z jego własną koronacją w 983 roku – gdy miał zaledwie trzy latka. I tak był to prezent o niezwykłej wartości. Symbol władczego prestiżu, z którym nie mogły równać się żadne precjoza przechowywane w konkurencyjnych klasztorach.
Historycy od wieków próbowali dociec, dlaczego Otton nieodpowiedzialnie przekazał kuzynce przedmiot odzwierciedlający jego prawa do władzy nad chrześcijańskim światem. Cóż – najwidoczniej nie był to żaden nowy wygłup, a tylko kolejny epizod w znacznie większej aferze. Otton wymienił koronę na swoją siostrę. I chcąc nie chcąc, oddał tę ostatnią w ręce Ezzona.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Średniowieczni Niemcy uważali Słowian za psy i podludzi. Twierdzili, że mają święte prawo ich mordować„W zgodzie z prawem nie mógł go powstrzymać”
Skandal próbowano oczywiście zatuszować, by nie nadwerężać monarszego autorytetu. Nie do końca się to udało. O sprawie dowiedział się jeden z najważniejszych kronikarzy tej epoki – biskup Merseburga Thietmar.
W swoim dziele zanotował zdawkową, ale niezwykle charakterystyczną informację. Podał, że mezalians Matyldy wywołał powszechne oburzenie, a Otton III zgodził się na niego tylko z tego względu, że „w zgodzie z prawem nie mógł go powstrzymać”.
Zrezygnowany obdarzył Ezzona i Matyldę ogromnym majątkiem, tak by przynajmniej „nie spodlała cześć” imperatorskiej siostry. Nic więcej o podłożu małżeństwa Thietmar nie chciał powiedzieć. Może nie znał szczegółów hazardowej rozgrywki, a może było mu zwyczajnie wstyd.
Ezzon tymczasem nie próżnował. Zaręczyny z Matyldą odbyły się natychmiast: w lutym 993 roku, jeszcze przed opuszczeniem Essen. Wesele zorganizowano niewiele później w zawłaszczonym przez Hermana Pusillusa Brauweiler.
Reklama
Ród Ezzonidów
Pan młody w ogóle nie przejmował się ponaddwudziestoletnią różnicą wieku. I w żadnym razie nie zamierzał traktować Matyldy jak dziecka. Dziewczyna miała czternaście, góra piętnaście lat, gdy po raz pierwszy zaszła w ciążę. Pierwszy, ale nie ostatni.
Ezzon wiedział, że sam nigdy nie wespnie się na szczyt politycznej drabiny. Co innego jego dzieci, chlubiące się cesarskim pochodzeniem.
Łącznie tej parze miało się urodzić trzech synów i aż siedem córek, dających początek nowemu rodowi Ezzonidów. W tym przyszła królowa Polski i żona Mieszka II Lamberta – Rycheza.
***
O historii Ezzona i jego rodziny, a także o małżeństwie, którego owocem była polska królowa Rycheza pisałem szeroko w jednej ze swoich książek: Damy ze skazą. Kobiety, które dały Polsce koronę. Kupisz ją na przykład w Empiku.
Powyższy tekst to tylko drobny wycinek tematu, całość – i pełne wskazówki bibliograficzne – znajdziesz w książce.
Wybrana bibliografia
- Athoff G., Mathilde, Tochter Ottos II. († 1025) [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 6, München–Zürich 1993.
- Banaszkiewicz J., Jak Erenfried Ezzo wygrał od Ottona III jego siostrę Matyldę [w:] Trzy po trzy o dziesiątym wieku, Kraków 2014
- Barth R.E., Der Herzog in Lotharingien im 10. Jahrhundert, Sigmaringen 1990.
- Brunwilarensis Monasterii Fundatio [w:] Monumenta Germaniae Historica. Scriptores, t. 11, oprac. R. Köpke, Hannoverae 1854.
- Die Regesten des Kaiserreiches unter Otton III, oprac. J.F. Böhmer, M. Uhlirz, Graz–Köln 1956.
- Labuda G., Mieszko II król Polski (1025–1034). Czasy przełomu w dziejach państwa polskiego, Poznań 2008.
- Lewald U., Die Ezzonen. Das Schicksal eines rheinischen Furstengeschlechtes, „Rheinische Vierteljahrsblätter”, t. 43 (1979).
- Murray H.J.R., The medieval games of tables, „ Medium Aevum”, t. 2 (1941).
- Oppermann O., Die ältesten Urkunden des Klosters Brauweiler. Ein Beitrtag zur Geschichte d. mittelalterlichen Grundbesitzes and der Mosel und am Niederrhein, „Westdeutschlands Zeitschrift für Geschichte und Kunst”, t. 22 (1903).
- Perst O., Zur Reihenfolge der Kinder Ottos II. und der Theophano, „Deutsches Archiv für Erforschung des Mittelalters”, t. 14 (1958).
Reklama
- Schreiner P., Królowa Rycheza, Polska i Nadrenia. Stosunki między Polakami i Niemcami w XI wieku, Poznań–Kolonia 1996
- Steinbach F., Die Ezzonen. Ein Versuch territorialpolitischen Zusammenschlusses der französischen Rheinlande [w:] Das erste Jahrtausend Kultur und Kunst im werdenden Abendland an Rhein und Ruhr Tafelband, red. K. Böhner, V.H. Elbern, t. 3, Düsseldorf 1962
- Strzelczyk J., Otton III, Wrocław 2000.
- Tomaszek M., Klasztor i jego dobroczyńcy. Średniowieczna narracja o opactwie Brauweiler i rodzie królowej Rychezy, Kraków 2007.
- Trawkowski S., Rycheza [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 33, Wrocław 1991–1992.