Sąd królewski. Obraz anonimowego polskiego malarza z XIX wieku.

Słabość nowożytnej Rzeczpospolitej. Niemoc państwa była zaszyta w jego strukturze i ideologii

Strona główna » Nowożytność » Słabość nowożytnej Rzeczpospolitej. Niemoc państwa była zaszyta w jego strukturze i ideologii

Władcy Rzeczpospolitej Obojga Narodów wybierani w wolnych elekcjach mieli dalece ograniczoną władzę. Cały system polityczny Rzeczpospolitej szlacheckiej był poza tym obsesyjnie skupiony na strzeżeniu tradycji i unikaniu jakichkolwiek reform. Formalne ograniczenia i restrykcyjne, niepozostawiające pola manewru obyczaje polityczne nie były jednak najważniejszą przyczyną słabości ustroju. Problemy sięgały kwestii zupełnie fundamentalnych.

Poniższy tekst powstał na podstawie książki Kamila Janickiego pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty.

Słabość królów elekcyjnych, coraz wyraźniejsza z upływem dekad, została nie tylko zaszyta w ideologii szlacheckiej, ale też wpisana w samą konstrukcję ustroju i kraju. Rzeczpospolita Obojga Narodów była państwem z papieru. I dokładnie tego oczekiwał naród polityczny.


Reklama


Zwyczajny model doprowadzonych skrajności

Ogółem państwa średniowieczne i nowożytne przynajmniej do wieku XVIII nie pełniły tych wszystkich funkcji, które dzisiaj uznajemy za oczywiste. Administracja centralna nie organizowała służby zdrowia i edukacji, nie wypłacała emerytur, nie utrzymywała dróg i mostów publicznych.

Poza tym państwo przednowoczesne, czy też, jak mawiano dawniej, feudalne (ten zbyt ogólnikowy i niejasny termin raczej wyszedł już z użycia) nie dysponowało gęstą siecią urzędów i wielkimi kadrami posłusznych biurokratów. Było dalece uzależnione od współpracy i dobrej woli elit oraz władz lokalnych.

Obrady polskiego sejmu na miedziorycie z XVII wieku.
Obrady polskiego sejmu na miedziorycie z XVII wieku.

W mniejszym lub większym stopniu sytuacja wyglądała tak w całej Europie. W Polsce model doprowadzono jednak do skrajności. Poza tym, w XVII i zwłaszcza XVIII wieku, gdy gdzie indziej państwa rosły w siłę, przejmowały nowe zadania i skupiały władzę w centrum, nad Wisłą uparcie trzymano się tradycyjnego porządku.

Nie mogło być inaczej, bo szlachta konsekwentnie odmawiała finansowania niby to należącej do niej, a na pewno w pełni przez nią kontrolowanej Rzeczpospolitej. Zwolnienie wszystkich członków elity od opodatkowania na dobre wrosło w sarmacką ideologię. Wśród szlachciców absolutnie powszechne było przekonanie, że człowiek prawdziwie wolny musi być też wolny od jakichkolwiek opłat.


Reklama


Nowożytne państwo bez dochodów

Jak wyjaśnia badaczka staropolskiej skarbowości Anna Filipczak-Kocur, w latach pokoju główne skarbce państwowe, koronny i litewski, nie miały zasadniczo żadnych dochodów.

Pewne kwoty – z ceł nakładanych na mieszczan, z wydobycia soli, z dzierżawy dóbr ziemskich – trafiały do skarbu nadwornego, znajdującego się w dyspozycji króla. Były to jednak zawsze środki niewystarczające, a monarchowie, chronicznie rozrzutni i przyzwyczajeni do życia w luksusie, tonęli w długach.

Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj.

Wystarczy wspomnieć, że Władysław IV Waza u schyłku życia był winien łącznie 4,5 miliona złotych polskich. Jest to kwota odpowiadająca 600 milionom w dzisiejszych złotówkach. Nic dziwnego, że zdarzało się nawet, iż służba dworska miała problem z zakupem opału do zamku albo z pozyskaniem jadła potrzebnego na stół monarszy. Warszawscy kupcy nie chcieli bowiem dotować dworu bez nadziei, że kiedykolwiek zobaczą obiecane pieniądze.

Podatki zbierano tylko jeśli zgodził się na to sejm, król zawsze musiał o nie prosić, a często wprost błagać. Szlachta, przekonana, że jakiekolwiek wsparcie państwa jest jej zbędne i że to, co dzieje się na dworze, jej nie dotyczy, zażarcie stawiała opór, mimo że sama nie była obciążona opłatami.


Reklama


Podatek pogłówny, a więc uiszczany od każdej głowy, nawet szlacheckiej (choć z wyłączeniem dzieci i starców), uchwalano wyłącznie w chwilach największego zagrożenia. Wszystkie przypadki, gdy do tego doszło, można wymienić na palcach dwóch rąk.

Jak podaje historyk Michał Kopczyński, opłatę uchwalano zawsze w związku z wojnami – albo w ramach przygotowań do nich, albo po to, by spłacić narosłe zobowiązania wobec żołnierzy.

Pogłówne zbierano więc w roku 1497 (wyprawa na Mołdawię), 1520 (ostatnia wojna z Krzyżakami), 1662 (potop), 1673, 1674 i 1676 (wojna turecka). Uchwała o podatku zapadła jeszcze w roku 1590, wobec zagrożenia ze strony Porty Otomańskiej. Kiedy jednak do spodziewanej inwazji nie doszło, szlachta nakazała odwołać pogłówne i zniszczyć przygotowane rejestry.

Na co wydawano budżet Rzeczpospolitej Obojga Narodów?

Działalność państwa była ogółem niesamowicie wąska. Z klasycznych badań Romana Rybarskiego wynika, że w XVII stuleciu od 70 do nawet 95 procent całego skarbu koronnego wydawano na armię. Poza tym jedyną znaczącą pozycją w budżecie było przyjmowanie zagranicznych poselstw i wysyłanie własnych.

Przedstawiciele elit Rzeczpospolitej Obojga Narodów w drugiej połowie XVI wieku. Wyobrażenie Jana Matejki.
Przedstawiciele elit Rzeczpospolitej Obojga Narodów w drugiej połowie XVI wieku. Wyobrażenie Jana Matejki.

Z zasobów nadwornych finansowano z kolei głównie bieżące funkcjonowanie otoczenia królewskiego. Blichtr, jadło, muzykantów i gwardzistów .

Poza tym należałoby wspomnieć jeszcze o kosztach funkcjonowania sejmu, choć te były księgowane różnie, zależnie od epoki. Delegaci wybierani do izby poselskiej otrzymywali dietę, nazywaną „strawnym”. Jak wyliczył Wacław Uruszczak, w pierwszej połowie XVI stulecia wypłata wynosiła od 12 do 48 złotych polskich na osobę.

W tym okresie złoty polski był jeszcze pieniądzem bardzo mocnym, po przeliczeniu na dzisiejszą walutę otrzymamy więc sumy całkiem imponujące. Poseł dostawał, za udział w jednym, kilkutygodniowym sejmie równowartość dzisiejszych niemal 30 tysięcy złotych.


Reklama


Zajęcie było, co tu dużo mówić, intratne dla szlachciców, a zarazem – bardzo obciążające dla państwa. Przykładowo w roku 1531 aż 5 procent wszystkich podatków publicznych przeznaczono właśnie na strawne dla posłów .

Państwo bez urzędów

Na dobrą sprawę bezpośrednia władza króla obejmowała jego dwór, nie sięgała jednak poza Kraków czy Warszawę.

W całym kraju za organy administracji centralnej można by uznać właściwie tylko starostwa grodowe, ulokowane w głównych ośrodkach poszczególnych ziem i powiatów. Starosta odpowiadał za utrzymanie zamków i umocnień, pełnił pewne funkcje policyjne, kierował sądem grodzkim, poza tym prowadził księgi notarialne.

Sąd królewski. Obraz anonimowego polskiego malarza z XIX wieku.
Sąd królewski. Obraz anonimowego polskiego malarza z XIX wieku.

Przede wszystkim jednak był zarządcą i dzierżawcą królewszczyzn, bardziej skupionym na tym, by wyciągać z nich należyty zysk dla samego siebie, niż na realizowaniu woli tronu.

W Koronie w drugiej połowie XVI wieku były łącznie sześćdziesiąt cztery grody starościńskie. Każdy zatrudniał zaledwie po kilku urzędników. Według Andrzeja Wyczańskiego wszystkie, w całej Polsce, mogły oferować trzysta, czterysta stanowisk, oczywiście obsadzanych przez szlachtę. I na tym kończyła się państwowa nomenklatura.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Fasadowa rzeczywistość

Ten tani, ograniczony, wprost fasadowy kraj mógł funkcjonować tylko w takim zakresie, na jaki w danym momencie zgadzała się szlachta, i to głównie szlachta w rozumieniu czysto lokalnym.

Państwo nie miało policji, więc w razie jakiegoś rozruchu chłopskiego albo napadów bandyckich, starosta mógł tylko zwołać do pomocy miejscowych herbowników i liczyć, że ci stawią się na miejscu we właściwej sile.


Reklama


Państwo nie miało też aparatu skarbowego, więc to szlachcice, oddolnie, wybierali spośród siebie poborców podatkowych i kontrolowali (lub nie) ich pracę.

Nie istniał też aparat, pozwalający egzekwować wyroki sądów albo nawet najsurowsze polecenia władzy. W Warszawie król miał gwardzistów, ale w terenie tylko sami panowie mogli skłonić innych panów do podporządkowania się regułom, o ile w ogóle je akceptowali.

Niezależnie jakie wizje snuł król, albo nawet jakie decyzje zapadały na sejmie, niczego nie dało się zrealizować, jeśli nie zgodzili się na to szeregowi ziemianie oraz potężni możnowładcy, trzęsący wybranymi regionami.

***

Tekst powstał na podstawie mojej nowej książki pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.

WIDEO: Jak naprawdę mieszkali i żyli polscy szlachcice?

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.