Polscy partyzanci mieli na rękach krew tysięcy Ukraińców. O tym dlaczego członkowie polskiego podziemia mordowali nawet kobiety i dzieci pisze w swojej książce Antykomunistycznego podziemia portret zbiorowy 1945-1956 profesor Mariusz Mazur.
Zbrodnie w Pawłokomie (3 marca 1945 r., por. Józef Biss „Wacław”, AK-DSZ), Piskorowicach (18 kwietnia 1945 r., kpt. Józef Zadzierski „Wołyniak”, NOW), Wierzchowinach (6 czerwca 1945 r., kpt. Mieczysław Pazderski „Szary”, NSZ-NZW) oraz dziesiątki innych, pojedynczych mordów, których podstawą była ksenofobia prowadząca do czystek etnicznych, łatwo znajdowały uzasadnienie w świadomości mordujących.
Jak usprawiedliwiano mordy?
W celu pokonania ewentualnego dysonansu moralnego albo traumy bądź dla prostego opisu pobudek dokonuje się heroizacji własnych postaw i zachowań. Oficjalnymi motywacjami stawały się m.in.:
1) zemsta, czy raczej sprawiedliwa kara za zbrodnie ukraińskie na Wołyniu,
2) wymierzenie sprawiedliwości/zemsta za faktyczną bądź domniemaną współpracę z Niemcami albo z polską lub sowiecką komunistyczną władzą,
3) konieczność ukarania za negatywny stosunek do polskiego podziemia,
4) ideologia homogeniczności/czystości etnicznej państwa, czyli usprawiedliwione działanie dla dobra ojczyzny jako wartości wyższej,
<strong>Przeczytaj też:</strong> Biały terror. Zbrodnie zwolenników caratu w czasie rosyjskiej wojny domowej5) chęć ostrzeżenia na przyszłość tych, którzy mieliby potencjalnie złe zamiary. Wreszcie last, but not least,
6) mordowanie, czasami brutalne, dziesiątek osób, w tym dzieci, oraz kradzież dobytku ofiar wykonywane były na rozkaz, co miało zwalniać z moralnej odpowiedzialności za dokonane czyny. Już po samej zbrodni konstruowano dalszą argumentację, która miała uzasadnić okrutne działania oraz zmniejszyć potencjalny dysonans moralny.
Odpowiedzialność zbiorowa
Wśród wyobrażonych powodów pacyfikacji wsi ukraińskich mogła być zemsta za mordy na Wołyniu i Zasaniu oraz za antypolskie działania UPA i wyższy status Ukraińców podczas okupacji niemieckiej stawiający ich w roli faszystowskiego sojusznika, który w przeciwieństwie do Niemców nadal pozostawał w Polsce, funkcjonując jako ich substytut.
Mamy tu zatem do czynienia z odpowiedzialnością zbiorową, którą miała uzasadnić sytuacja wojenna i działanie na rzecz dobra narodu. Uznawano, że polska strona ma do tego prawo, ponieważ jest to wyrównywanie rachunków, ale też zapewnianie „polskości” tych terenów, czyli wymierzanie sprawiedliwości i przywracanie równowagi, także w wymiarze dziejowym.
W związku z tym np. rozstrzeliwano Ukraińców, którzy po wojnie wracali z Niemiec. Psychologowie społeczni wiedzą, że „samousprawiedliwianie minimalizuje negatywne emocje, które moglibyśmy odczuwać jako sprawcy krzywdy, oraz potęguje poczucie własnej szlachetności, jakiego możemy doświadczać jako ofiary”.
Nie było żadnej litości
Tymczasem, jak przyznawał po wielu latach jeden z partyzantów:
<strong>Przeczytaj też:</strong> Twierdzili, że „zmywają hańbę z ukraińskiej rasy”. Dlatego mordowali swoje polskie żonyNasze operacje zbliżone były w swojej jakości do ukraińskich, z tą tylko różnicą, że wybieraliśmy wioski, w których przeważała ludność polska, bo w ten sposób było nam łatwiej wykończyć Ukraińców.
Nie było w tych akcjach żadnej litości, żadnego pardonu. Nie mogłem też narzekać na swoich towarzyszy broni. Szczególnie „Twardy”, który miał osobiste porachunki z Ukraińcami, przechodził sam siebie.
Trzeba podkreślić, że w Piskorowicach partyzanci „Wołyniaka” pozwolili nawet odejść żołnierzom sowieckim, którzy stanowili ochronę Ukraińców. Pragnienie zemsty za zbrodnie ukraińskie przewyższało tu zatem chęć walki z Sowietami/komunizmem. W starciach z Ukraińcami czasami nawet UB stawałosię krótkotrwałym sojusznikiem.
W zgromadzonych materiałach źródłowych nie udało się niestety odnaleźć pogłębionych opisów stanów emocjonalnych towarzyszących partyzantom podczas pacyfikacji wsi ukraińskich czy białoruskich.
Znajdowali się po drugiej stronie
Znajdujemy jedynie zapisy dotyczące racjonalizacji takich zachowań, w tym wspomnianych już czynów mieszkańców konkretnych miejscowości wobec Wojska Polskiego we wrześniu 1939 r., współpracy z Niemcami, partyzantką sowiecką bądź władzą komunistyczną, chęci wymuszenia migracji za Bug.
Nie da się ukryć, że chodziło tu o obcoplemieńców, którzy w konflikcie stawali się „innymi”, „nieswoimi”, czyli znajdowali się po drugiej stronie łatwo i wyraźnie wytyczanej granicy.
***
„Żołnierze Wyklęci”, czyli bojownicy antykomunistycznego podziemia z lat 40. i 50. XX wieku, w ostatnich latach stali się bohaterami zbiorowej wyobraźni Polaków. Po dziesięcioleciach piętnowania lub przemilczania ich walka doczekała się uznania i upamiętnienia. Jest też wyraźnie mitologizowana.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Mariusza Mazura pod tytułem Antykomunistycznego podziemia portret zbiorowy 1945-1956. Ukazała się ona w 2018 roku nakładem Wydawnictwa Bellona oraz Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.
Polecamy
Tytuł, lead, oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
26 komentarzy