Jako nastolatek trafił do Auschwitz-Birkenau. W powietrzu unosił się „duszący, słodkawy zapach”

Strona główna » II wojna światowa » Jako nastolatek trafił do Auschwitz-Birkenau. W powietrzu unosił się „duszący, słodkawy zapach”

Urodzony w Kolonii Heinz Adolf Oster trafiła wraz z rodziną w 1941 roku do łódzkiego getta. Tam spędził trzy lata, by następnie zostać wywiezionym do Auschwitz-Birkenau. O tym, jak wyglądała droga oraz pierwsze chwile 15-latka w niemieckim obozie koncentracyjnym i zagłady wspominał on po latach w książce Chłopiec z Auschwitz.

Niemcy popędzili nas z podwórza w wąską uliczkę. Nie zaszliśmy daleko. W pobliżu była bocznica kolejowa, silnie strzeżona stacja, miejsce przyjazdu i odjazdu ludzi i towarów, gdzie kiedyś przywieziono i moją rodzinę.


Reklama


„Nie było mowy, by się położyć czy choćby usiąść”

Czekało na nas sześć krytych, prymitywnych wagonów towarowych. W każdym z nich upchnięto nas, schwytanych, chyba ze dwie setki.

Otoczyli nas Niemcy z psami, karabinami i bagnetami. Luzie w wagonie jęczeli i lamentowali. Najczęściej byli to mężczyźni, którzy błagali, by pozwolono im wrócić po żony i dzieci zostawione w domu, kiedy oni sami poszli się zgłosić do pracy.

Na więźniów Auschwitz-Birkenau na każdym kroku czyhała śmierć (domena publiczna).
Takimi wagonami wożono więźniów Auschwitz-Birkenau (domena publiczna).

Pociąg sapnął, szarpnął i turkocząc, ruszył naprzód. Przez dach paliło gorące sierpniowe słońce. Ciepło, bijące od tylu ciał ściśniętych na małej powierzchni, też zaczynało dawać się we znaki.

Wagony były kryte, takie jakich używano do przewozu świń i bydła na targ. Nie miały okien, tylko małe otwory na górze, pod dachem, zasłonięte drutem kolczastym. Staliśmy z matką, upchnięci, wtuleni w siebie, nie mając pojęcia, dokąd jedziemy ani co się z nami stanie.

W ścisku nie było mowy, by się położyć czy choćby usiąść. Popychaliśmy się nawzajem i szturchali łokciami. Siadaliśmy albo wyciągaliśmy nogi na zmianę, kiedy była na to szansa. Jechali z nami starsi mężczyźni i kobiety, także dzieci, wszyscy ściśnięci razem z bardziej sprawnymi.

Nie było jedzenia. Ani wody. Tylko jeden brudny kubeł, wrzucony do wagonu tuż przed zamknięciem i zaryglowaniem drzwi. Mieliśmy do niego siusiać i się załatwiać. Upał obezwładniał. Nie wszyscy to wytrzymywali. Para starszych ludzi umarła w wagonie. Leżeli spleceni u naszych stóp, przemieszani z żywymi.


Reklama


„Z przerażenia byłem jak sparaliżowany”

Pociąg dudnił po torach przez noc, a potem następny dzień. W pewnym momencie po południu stanął. Zupełnie nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy ani co z nami robią. Byłem mały i lekki, podnieśli mnie więc jacyś starsi mężczyźni, żebym wyjrzał przez drut kolczasty i zobaczył, co się dzieje na zewnątrz.

Nic. Pustka. Tylko pola, niebo, ściernisko i rola. Kilka drutów biegnących na słupach wzdłuż torów i tyle. Tkwiliśmy tak chyba parę godzin. Później, kiedy zapadała noc, pociąg szarpnął i znów ruszył naprzód.

Tekst stanowi fragment wspomnień Henry'ego Ostera pt. Chłopiec z Auschwitz (Świat Książki 2024). Ukaże się 28 sierpnia, ale już dzisiaj możecie zamówić swój egzemplarz.
Tekst stanowi fragment wspomnień Henry’ego Ostera pt. Chłopiec z Auschwitz (Świat Książki 2024). Ukaże się 28 sierpnia, ale już dzisiaj możecie zamówić swój egzemplarz.

Przypuszczam, że naziści celowo czekali do zmroku z dowiezieniem nas na miejsce przeznaczenia. Zawsze, kiedy robili obławę, to najchętniej w nocy, żeby wprawić ludzi w szok i przerażenie. Jak zwierzęta prowadzone na rzeź.

Zazgrzytały hamulce. Usłyszałem krzyki i walenie. Drzwi otworzyły się gwałtownie, oślepiło nas światło latarek skierowanych wprost w oczy. – Wychodzić! – wrzeszczeli żołnierze. – Szybko! Ruszać się! Ruszać!


Reklama


Z przerażenia byłem jak sparaliżowany. Jedyne, co mogłem zrobić, to powlec się ze wszystkimi. Umysł człowieka napadniętego, struchlałego i wycieńczonego zamyka się, przechodzi na tryb przetrwania. Na to właśnie liczyli naziści.

„Nie mieliśmy szansy się pożegnać”

Wyskoczyłem z wagonu. Tłum przede mną gęstniał, z tyłu napierał. Żołnierze tylko czekali; na każdy przejaw wahania czy cień oporu szturchali nas, bili karabinami, kijami i pałkami. Owczarki niemieckie szarpały się na smyczach, gotowe rozedrzeć nas na kawałki.

Selekcja transportu węgierskich Żydów w Auschwitz-Birkenau (domena publiczna).
Selekcja w Auschwitz-Birkenau. Ilustracja poglądowa (domena publiczna).

Odwróciłem się i zatrzymałem, by pomóc matce zejść na dół. Była osłabiona z wyczerpania i głodu i bardzo chuda. Miała czterdzieści trzy lata, ale wyglądała staro, bezbronnie i choro, niemal jak szkielet. Chciałem ją podtrzymać, pomóc w jakiś sposób. Dwaj mężczyźni znieśli ją razem ze mną na ziemię, ślizgając się i niepewnie poruszając na ostrym żwirze tuż obok długiej, betonowej rampy kolejowej.

Pełno tam było żołnierzy, oficerów i esesmanów, którzy popychali nas w różne strony. Wrzeszczeli i wymierzali ciosy w człapiący tłum dzieci, kobiet i mężczyzn. – Mężczyźni na prawo! – krzyczeli. – Kobiety na lewo!


Reklama


W pewnym momencie zorientowałem się, że odrywają mnie od matki. Rozdzielali nas. Jakby porwało nas tornado i uniosło w niebo, daleko od siebie. Była w tym jakaś siła, jakiś wyczuwalny podmuch. Zobaczyłem w oczach matki zdumienie, przerażenie i dezorientację. Jestem pewien, że widziała to samo w moim wzroku.

„Byłem sam w tłumie”

Byłem piętnastolatkiem, młodym chłopcem, dzieckiem, jej synem. Starałem się nią opiekować. Ona, moja matka, usiłowała opiekować się mną. I żadnemu z nas się to cholerstwo nie udało. Nie mieliśmy szansy się pożegnać. Oderwali nas od siebie i tyle. Czułem się, jakby ktoś mi urwał rękę. Powlekli ją gdzieś z innymi kobietami.

Rampa kolejowa w obozie Auschwitz-Birkenau (domena publiczna).
Rampa kolejowa w obozie Auschwitz-Birkenau (domena publiczna).

Byłem sam w tłumie zrozpaczonych mężczyzn, chłopców i brutalnych, wrzeszczących nazistów. W środku nocy, oślepiony reflektorami, nie widziałem nic. Wirowały mi przed oczami atramentowoczarne cienie i jaskrawe, rażące światła. Ledwo dostrzegałem ludzi stojących tuż obok mnie.

Strażnicy pchnęli naszą męską kolumnę na koniec rampy. Stał tam na dziwnej drewnianej skrzynce wysoki oficer SS w olśniewającym mundurze i siodłatej oficerskiej czapie. Uważnie lustrował wzrokiem tłum.


Reklama


Każdy z nas kolejno do niego podchodził, a on wykonywał lekki ruch szpicrutą w jedną lub w drugą stronę. Dzielił kolumnę na dwie części, starszych i na oko słabszych, a także młodych chłopców wysyłał na lewo. Wyżsi, silniejsi, szli na prawo.

Zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół jak rzeźnik oceniający wołu.

Machnął na prawo.

Dziś oczywiście cały świat wie, co to oznaczało. Wtedy wydawało mi się, że decyduje w ten sposób, do jakiej konkretnie pracy pójdzie każdy z nas albo kto gdzie będzie spał.

Kazano nam ruszyć marszem w ciemność, a potem upchnięto w szarym baraku, gdzie zastaliśmy kolejnych strażników z SS i jakichś innych ludzi w jednakowych ubraniach w biało-niebieskie pasy.

„Trząsłem się ze strachu”

Spytano nas, czy ktoś z grupy był policjantem w getcie. Trzej mężczyźni podnieśli ręce. Bardzo źle zrobili. Pewnie liczyli na takie same, specjalne względy: dodatkowe porcje żywności i przywileje, jakie mieli w Łodzi za kolaborację z nazistami przeciw swoim żydowskim współwyznawcom.

Niemieccy i żydowscy policjanci pilnujący wejścia na teren getta łódzkiego (domena publiczna).
Niemieccy i żydowscy policjanci pilnujący wejścia na teren getta łódzkiego (domena publiczna).

Ci tutejsi Żydzi stłukli ich na kwaśne jabłko. Jednego zakatowali na śmierć.

Leżał z rozwaloną głową tuż u moich stóp.

– Rozbierać się! – wrzasnął po niemiecku esesman, co współwięźniowie przetłumaczyli na polski i jidysz.

Ściągnąłem z siebie wszystko do naga i cisnąłem ubranie na stos, tak jak inni. Kazano nam klęknąć. Trząsłem się ze strachu. Tamci ogolili nam głowy jak pasterz goli owce. Zip, zip, zip i moja czarna, gęsta szopa leżała na brudnej podłodze, zmieszana z włosami całej reszty.


Reklama


Pchnęli mnie przez drewnianą łukowatą bramkę z mosiężnymi dyszami, z których leciała jakaś ostro cuchnąca substancja chemiczna. Dopilnowali, żeby zmoczyła nas całych, dostała się pod pachy i między nogi. Piekło to straszliwie. Paliło jak kwas, zwłaszcza na głowie, świeżo przed chwilą ogolonej.

„Witajcie w Auschwitz”

Pogonili nas pod prysznice z zimną wodą, po trzydziestu czy czterdziestu naraz. Od lodowatej wody zaparło mi dech, ale przynajmniej udało się pozbyć środka dezynfekcyjnego, trucizny palącej skórę żywym ogniem.

Tekst stanowi fragment wspomnień Henry'ego Ostera pt. Chłopiec z Auschwitz (Świat Książki 2024). Ukaże się 28 sierpnia, ale już dzisiaj możecie zamówić swój egzemplarz.
Tekst stanowi fragment wspomnień Henry’ego Ostera pt. Chłopiec z Auschwitz (Świat Książki 2024). Ukaże się 28 sierpnia, ale już dzisiaj możecie zamówić swój egzemplarz.

Popędzili nas na zewnątrz wyjściem po przeciwnej stronie budynku. Przy drzwiach leżał stos ubrań. Ktoś stojący w cieniu rzucał każdemu z nas uniform: kłąb szorstkiego materiału w biało-niebieskie pasy. Była tam czapka, bluza, spodnie i buty.

Staliśmy zmarznięci, nadzy i zszokowani na ciemnym podwórzu. Zaczęliśmy wymieniać się ciuchami, żeby znaleźć coś pasującego. Miałem buty o pięć numerów za duże, rozejrzałem się więc i znalazłem kogoś o większych stopach, za to mniejszych butach, i zamieniłem się z nim. Bluzę miałem też za wielką, wyglądałem w niej jak klaun. Przehandlowałem ją na mniejszą.


Reklama


– Witajcie w Auschwitz – powiedział jeden z więźniów.

Po raz pierwszy wtedy usłyszałem to słowo.

„Duszący, słodkawy zapach”

Rozglądałem się, próbując zorientować w sytuacji. Gdzieś tam w mroku otaczał nas z lewej strony ceglany mur; z prawej – ogrodzenie z drutu kolczastego.

Powojenny szkic przedstawiający rekonstrukcję jednego z wielkich krematoriów w Auschwitz-Birkenau (domena publiczna).
Powojenny szkic przedstawiający rekonstrukcję jednego z wielkich krematoriów w Auschwitz-Birkenau (domena publiczna).

Kiedy wzrok przyzwyczaił mi się nieco do ciemności, zauważyłem, że mur po lewej jest częścią budowli z ogromnym kominem. Wysoko nad naszymi głowami sypały się z niego iskry, unosiły dym i płomienie. I duszący, słodkawy zapach tłuszczu. Zapach, który zdawało się, dolatywał z każdej cegły i z każdej deski otaczających nas budynków.

Pamiętam, że przeszła obok nas druga kolumna z rampy kolejowej. Chłopców i starszych, słabszych mężczyzn. Tych, których odsyłano na lewo. Staliśmy na podwórzu i w paraliżującym nocnym powietrzu przymierzaliśmy czapki i wymienialiśmy się butami. Ale starcy i chłopcy prowadzeni do budynku z buchającym wściekle kominem już stamtąd nie wyszli.

Źródło

Tekst stanowi fragment wspomnień Henry’ego Ostera pt. Chłopiec z Auschwitz. Jej polskie tłumaczenie ukaże się 28 sierpnia nakładem wydawnictwa Świat Książki, ale już dzisiaj możecie zamówić swój egzemplarz.

Nawet w piekle jest nadzieja

Współautor
Henry Oster

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka toŚredniowiecze w liczbach (2024).

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.