Dom Höfði, w którym ostatecznie doszło do spotkania

Jedno z najważniejszych spotkań XX wieku. Dlaczego doszło do niego na surowej wyspie przy kole podbiegunowym?

Strona główna » Historia najnowsza » Jedno z najważniejszych spotkań XX wieku. Dlaczego doszło do niego na surowej wyspie przy kole podbiegunowym?

Spotkanie podjęte 11 października 1986 roku przeczyło wszelkim normom dyplomacji. Przywódcy dwóch skonfliktowanych potęg, prezydent USA Ronald Reagan i sowiecki sekretarz generalny Michaił Gorbaczow rozmawiali twarzą w twarz, bez doradców i planu. Co więcej – robili to na surowej Islandii, która nigdy wcześniej nie gościła szczytu o podobnej wadze. Według amerykańskiego dyplomaty Kena Adelmana konferencja w ogromnym stopniu przyczyniła się do zakończenia zimnej wojny. Jak Islandia poradziła sobie z tym wydarzeniem? I dlaczego do rozmów doszło w tak nieszablonowym miejscu?

Rząd islandzki podjął heroiczną próbę zakwaterowania hord szturmujących nagle jałowe brzegi wyspy. Islandczycy, nieprzyzwyczajeni do wielkich zmian w swym tradycyjnym stylu życia, doświadczyli gwałtownego medialnego tsunami.


Reklama


Nawet zapewnienie podstawowych usług było, jak pisał [Marcus] Eliason [z Associated Press], „niemałym osiągnięciem dla narodu liczącego 240 000 ludzi, przyzwyczajonych do surowego, wyspiarskiego życia w pobliżu koła podbiegunowego, którzy bez uprzedzenia znaleźli się w samym centrum zainteresowania międzynarodowych mediów”.

Spotkanie na krańcu świata?

Kiedy ogłoszono, że w Reykjavíku odbędzie się szczyt, kraj dysponował tylko 215 zamorskimi liniami telefonicznymi. Działało jedynie 150 000 telefonów. Urząd Pocztowy i Telekomunikacyjny szybko sprowadził dziewięć naziemnych stacji w celu ułatwienia zamorskich połączeń, a firma AT&T dostarczyła swoją najnowszą technologię.

Panorama islandzkiej stolicy - Reykjavíku. Zdjęcie współczesne
Panorama islandzkiej stolicy – Reykjavíku. Zdjęcie współczesne

ITT zainstalowała specjalne faksy, aby skrypty japońskich reporterów „nie wymagały transkrypcji na inny alfabet przed transmisją”. Firma IDB Communications z Los Angeles zainstalowała przenośną stację naziemną do przesyłania sygnału radiowego przez satelitę. Najważniejsi amerykańscy nadawcy telewizyjni zapłacili 150 000 dolarów za wynajęcie samolotów do przewozu anten satelitarnych.

W tamtym czasie amerykańskimi wiadomościami rządziły trzy sieci telewizyjne. Każda z nich wysłała swojego przedstawiciela: CBS Dana Rathera, NBC Toma Brokawa, a ABC Petera Jenningsa, by ten „nadawał na żywo z Reykjavíku”. Samo ABC oddelegowało pięćdziesiąt osób do organizowania nocnego programu. (…) CNN, nowe na scenie, szukające okazji, by pokazać, że jest poważnym graczem, wysłało do Reykjavíku trzydziestu ludzi.


Reklama


Ignorując przesłanie Reagana, że będzie to kameralne wydarzenie, oraz słowa [szefa sowieckiej dyplomacji] Szewardnadzego, iż tylko kilku dziennikarzy pojedzie na szczyt – i mimo że ogłoszono, iż w czasie szczytu nie będzie żadnych komunikatów dla mediów – CNN śmiało ogłosiło, że zamierza przez weekend nadawać całodobowy program z Reykjavíku.

Intelsat ustawił siedem satelitów do odbierania sygnałów z dziesięciu czy jedenastu talerzy, rozstawionych przez europejskie stacje telewizyjne. Kraje zachodnie dogadały się w sprawie sygnału z amerykańskim Intelsatem, tak samo jak Związek Radziecki, chociaż miał własne przedsiębiorstwa telekomunikacyjne. Urzędnicy kremlowscy bardziej jednak ufali usługom konkurencji.

Tekst stanowi fragment książki Kena Adelmana pt. 48 godzin, które zakończyły zimną wojnę (Wydawnictwo Poznańskie 2022).

Walka na śmierć i życie… o miejsce w hotelu

Znalezienie zakwaterowania było prawdziwym koszmarem. Niemal połowa miejsc hotelowych w mieście oraz jedna trzecia wynajmowanych samochodów zostało zajętych przez amerykańskie służby specjalne i Departament Stanu, zanim szczyt w ogóle ogłoszono.

Na co dzień w Reykjavíku oferowano jedynie tysiąc pokojów hotelowych, od czterogwiazdkowych do bezgwiazdkowych. Rząd islandzki ogłosił, że zaangażuje „siły nadzwyczajne”, by opróżnić wcześniej zarezerwowane lepsze miejsca dla oficjalnych przedstawicielstw dyplomatycznych, VIP-ów i najważniejszych dziennikarzy. Rząd skłonił również prywatne gospodarstwa domowe oraz szkoły publiczne do zorganizowania miejsc noclegowych.


Reklama


Nieliczne hotele nadal dysponujące wolnymi pokojami wielokrotnie podniosły ceny. Przedsiębiorczy miejscowi oferowali swoje domy nawet za 15 000 dolarów za weekend. Pewna norweska firma przysłała wielki statek dysponujący dwustoma kajutami.

Nie tylko turyści, właściciele domów i uczniowie doświadczyli tych problemów. Służby specjalne zarekwirowały dom amerykańskiego ambasadora na użytek prezydenta. Potrzebny był cały dom, więc ambasador i jego żona musieli się wyprowadzić na ten czas.

Kiedy ambasador Nick Ruwe został o tym poinformowany, w żadnym hotelu nie było już odpowiedniego pokoju. Ruwe, człowiek dumny i zamożny, nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Wraz z żoną po przywitaniu prezydenta we własnym domu opuścili ambasadę i udali się w nieznanym kierunku. Dlatego też amerykański ambasador w Islandii miał być nieobecny w przełomowym momencie w dziejach relacji amerykańsko-islandzkich. (…)

Pozornie zwyczajny list

W przeddzień szczytu, kiedy zagraniczna prasa obstawiała: „Co się tu wydarzy?”, miejscowi zastanawiali się: „Jak w ogóle do tego doszło?”. A doszło do tego z powodu Gorbaczowa.

Michaił Gorbaczow na fotografii z 1986 roku.
Michaił Gorbaczow na fotografii z 1986 roku.

To on wpadł na pomysł zorganizowania błyskawicznego spotkania wkrótce po otrzymaniu sztampowego listu od amerykańskiego prezydenta, który w lipcu przedstawiał amerykańskie propozycje dotyczące zbrojeń i wyrażał nadzieję na dalsze postępy w tej sprawie w Genewie. Odpowiedź Gorbaczowa, datowana na 15 września, była dość dziwna, zapowiadała niejako niezwykłe wydarzenia, do których miała doprowadzić.

Na początku listu Gorbaczow szczerzył swą słynną żelazną szczękę. Pisał, że poczuł się urażony świadomą kampanią Reagana na rzecz delegitymizacji systemu radzieckiego, „masową wrogą kampanią prowadzoną przeciw naszemu krajowi, podjętą przez przedstawicieli najwyższych szczebli amerykańskiej administracji”.


Reklama


Następnie odnosił się do ostatniego kryzysu amerykańsko-radzieckiego, zapoczątkowanego 2 września 1986 roku, kiedy to KGB aresztowało amerykańskiego dziennikarza „U.S. News & World Report” Nicholasa Daniloffa. Rozdmuchując sprawę, Gorbaczow pisał, że Stany Zjednoczone „świadomie dążyły do zaburzenia relacji radziecko-amerykańskich i zwiększenia napięcia we wzajemnych relacjach”.

Co więcej, wprowadzona przez Reagana Inicjatywa Obrony Strategicznej miała być „okrężną drogą zapewnienia sobie przewagi nuklearnej”. Wyglądało więc na to, że Gorbaczow może nie być wcale tym człowiekiem, o którym dwa lata wcześniej brytyjska premier Margaret Thatcher mówiła: „Z nim można robić interesy”. Wówczas Thatcher określano już mianem „Żelaznej Damy”, a ona sama bardzo lubiła ten przydomek, chociaż wymyślono go w gazecie radzieckiej armii zatytułowanej „Czerwona Gwiazda”.

Pierwsze spotkanie Reagana z Gorbaczowem w 1985 roku w Genewie.
Pierwsze spotkanie Reagana z Gorbaczowem w 1985 roku w Genewie.

Pierwsza część listu wskazywała zatem, że Gorbaczow stanowi jedynie nową twarz przyczepioną do dobrze znanego ciała – może i jest nową czerwoną gwiazdą światowych mediów, ale pozostaje aparatczykiem sączącym standardową moskiewską propagandę w prywatnej korespondencji z amerykańskim prezydentem.

Zaskakująco propozycja

Pod sam koniec sześciostronicowego listu – dokładnie w ostatnim akapicie – pojawiała się jednak pierwsza niespodzianka. Przekaz i ton nagle się zmieniły, z tradycyjnej radzieckiej formuły przychodząc w stronę głosu przyjaznego.


Reklama


„Przyszła mi do głowy myśl, by zaproponować coś panu, panie prezydencie” – pisał Gorbaczow. Być może byliby w stanie „odłożyć na bok wszelkie kwestie” – zapewne te, w sprawie których gardłował na pierwszych pięciu stronach – i zorganizować „krótkie spotkanie jeden na jeden, powiedzmy na Islandii czy w Londynie, może nawet jednodniowe”, by zająć się tematyką kontroli zbrojeń.

List przechodził więc od tonu aroganckiego do uprzejmego, od ideologicznego do praktycznego. Pierwszy sekretarz następnie sugerował „całkiem poufną, prywatną i szczerą rozmowę (być może tylko z udziałem naszych ministrów spraw zagranicznych)”. Proste, przyjacielskie spotkanie ich dwóch – do zorganizowania w ciągu kilku tygodni.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Prezydent już odpisał

Wracając myślą do tego, jak przez jakieś sześć miesięcy szykowaliśmy spotkanie Reagan–Gorbaczow sprzed roku, zapewne wyglądałem na zaniepokojonego, gdy czytałem ten list.

Kiedy zacząłem wyrażać swoje wątpliwości w narożnym biurze [doradcy Reagana do spraw bezpieczeństwa narodowego Johna] Poindextera (…) ten machnął ręką, dając znak, że mam przestać, bo prezydent chce tego spotkania. Chciał tak bardzo, że już odpisał Gorbaczowowi, że się zgadza.

Reagan wolał Islandię, bo w Wielkiej Brytanii miałby zobowiązania wobec królowej i Margaret Thatcher. W Reykjavíku można by zorganizować proste spotkanie, w którym oni dwaj porozmawialiby po cichu i na uboczu, najwyżej z udziałem jednej czy dwóch dodatkowych osób po obu stronach, a w Londynie byłoby wiele zamieszania.

Dom Höfði, w którym ostatecznie doszło do spotkania
Dom Höfði, w którym ostatecznie doszło do spotkania przywódców USA i ZSRS (fot. Julius Agrippa, lic. CC-BY-SA 2,5).

Islandczycy dowiadują się ostatni

Szybko ustalono dokładny termin – Gorbaczow był równie dobrze usposobiony, co Reagan – i poinformowano o wszystkim rząd Islandii. Premier Steingrímur Hermannsson dowiedział się o wszystkim najpierw nie od swego sojusznika w NATO, lecz od przedstawiciela swojego wroga, rosyjskiego ambasadora Jewgienija Kosariewa.

Premier odparł, że nie ma pewności, czy takie ważne wydarzenie da się zorganizować w zaledwie dwanaście dni, ale że porozmawia o tym z ambasadorem amerykańskim. Hermannsson wspominał, co się działo później: „Jego Ekscelencja” – czyli ambasador Ruwe – „nie był, jak by to powiedzieć, zachwycony”.


Reklama


Pamiętał dokładnie, jak ambasador powiedział: „Co za gnojki!”. Premier zapytał na to niewinnie: „Rosjanie?”. „Nie – odparł Ruwe niecierpliwie – Departament Stanu!”. O niczym go bowiem nie powiadomiono. Wkrótce zaś poinformowano cały świat.

Hermannsson przekazał wieści Islandczykom już następnego dnia, doprecyzowując, że na miejsce szczytu wybrano hotel Saga w centrum Reykjavíku.

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Kena Adelmana pt. 48 godzin, które zakończyły zimną wojnę (Wydawnictwo Poznańskie 2022).

Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.

Autor
Ken Adelman

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.